Stajnia #2

zwykła: klacze, wałachy

Navi K. Levine
Awatar użytkownika
25
lat
158
cm
zawodnik/bereiter/fizjoterapeuta koni
Uznana Klasa Średnia
Musiała przyznać, że klacz zrobiła na niej pozytywne pierwsze wrażenie. Przyjaźnie nastawiona, nie kłapała zębami na przywitanie, jak to niektóre miały w zwyczaju. Pozytywnie, potrzebowała ostatnio pozytywów w swoim życiu, bo same w nim nieprzyjemne, stresujące akcje, problemy i dramaty. W stajni i na końskim grzbiecie chociaż mogła zapomnieć o otaczającym ją świecie i skupić się na czymś lepszym, na czymś normalnym i produktywnym. Nie wiedziała co takiego te zwierzęta w sobie mają, ale od zawsze potrafiły poprawić jej humor. Klaczka już od początku zaskarbiła sobie jej sympatię. Zobaczymy jak się będzie na niej jeździło, bo poza boksem każdy może być kochany, a pod siodłem…
Byle nie była do pchania, ale skoro dziewczyna była młoda, to Navi pokładała w niej nadzieje.
Na całe szczęście klacz chciała z nią współpracować nawet po wejściu do boksu. Kochała Quartery całym swoim serduchem, głównie za ich charakter. Współpracowała z nimi całe swoje życie, więc też sentyment robił swoje. Zdawała się potrafić przewidywać ich zachowania, ale do każdego konia miała indywidualne podejście. Starała się je poznać powoli, bez stresu i spinania się, w dość pozytywnych warunkach. Budowanie pozytywnych wspomnień czy coś!
Wyczyściła pierwszą stronę zwierzęcia, wyczesała wszelkie sklejki, oczyściła z kurzu rudawą sierść, a potem przeniosła się na drugą, aby zrobić to samo. Na całe szczęście klacz naprawdę była zadbana, więc nie było wiele do roboty. Wyczesała jej też poplątana, długą grzywę, którą osobiście kochała. Nie znosiła tych wszystkich koreczków, wymyślnych fryzur i krótkich grzyw u koni. Od zawsze ceniła naturalność.
Czyszczenie kopyt było automatyczne. Kobyła prawie sama podnosiła nogi, aby dziewczyna mogła wyczyścić kopystką wszystkie miejsca. I nawet jeśli dwa ostatnie szły bardziej topornie, to kto jak kto, ale Navi akurat to nie zrażało. U zwierząt mało co ją denerwowało, miała ogromne pokłady cierpliwości i wyrozumiałości. Nie to co do ludzi. Ludzi nie lubiła jakoś specjalnie.
Po wszystkim wyczesała też długi ogon, który końcówką zamiatał ziemię, a kiedy uznała, że kobyła jest czysta, sięgnęła po westernowy uwiąz, który przynależał do niej, a kolejno podeszła z boku, aby włożyć jej łamane wędzidło do pyska. Uwielbiała te wszystkie kolorowe, skórzane wstawki w oprzyrządowaniu, które tak różniło się od klasycznego. Tak jak w siodle, które było według niej najwygodniejsze na świecie. Podeszła z boku, aby ostrożnie zarzucić je na grzbiet klaczy, nie chcąc obić jej kręgosłupa i zabrała się do zapięcia popręgu.
Laska, mam nadzieję, że jesteś gotowa na dzisiaj. — powiedziała, zapinając paski na odpowiednie dziurki. Navi była już nakręcona na trening z nowym, poleconym jej koniem. Nic tylko kierować się na padok.

@Vandura
Mów mi brzydko. Piszę w osobie 3, czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam koni westernowych, starszego brata.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przekleństwa, bitchy attitude, 18+.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Na początku reagowałem na każde pojedyncze słowo, ale z czasem zacząłem się przyzwyczajać do głosu mężczyzny, a słowa zaczęły się zlewać w jedną, niezrozumiałą całość. Na pewno był świadom tego, że nie miały one dla mnie żadnej wartości, za to na pewno sprawiały, że w moim odczuciu małymi kroczkami przestawał się kojarzyć z zagrożeniem. Dzięki temu, że nie przestawał mówić, miałem świadomość, że wciąż jest blisko ani nie zmienia swojego położenia. Nie brzmiał również jak ktoś, kto by się denerwował lub spieszył, co było miłą odmianą. Jedynie moja właścicielka nie żyła w takim pośpiechu, ale za to zawsze brzmiała na zestresowaną i nie dawała mi poczucia bezpieczeństwa.
Zjadłem warzywo do końca i nadąłem chrapy, wyraźnie sprawdzając, czy nieznajomy nie ma jeszcze czegoś dobrego. Wtem znowu usłyszałem pstrykanie palcami i cmokanie, które zachęciło mnie do ponownego zbadania przestrzeni. Tym razem natknąłem się na pustą dłoń, po trąceniu której pyskiem wyraźnie się wzdrygnąłem i podrzuciłem lekko łbem. Zwyczajnie nie spodziewałem się tego, ale szybko uświadomiłem sobie, że to tylko ludzka ręka. To odkrycie zachęciło mnie do tego, żeby spróbować znowu, tym razem bardziej śmiało. Dodatkowo zachęcił mnie fakt, że na dłoni leżało jakieś jedzenie, które początkowo trudno było mi zidentyfikować. Jeden czy dwa talarki przypadkowo strąciłem z dłoni, ale resztę udało mu się pochwycić. Szybko jednak przekonałem się, że to nie do końca moje smaki, dlatego zacząłem mielić banany w pysku, lekko potrząsając przy tym łbem, aż znaczną część udało mi się wypluć.
Mój boks raczej nie różnił się wiele od innych, ale mimo to nie było w nim rzeczy, o które mógłbym sobie zrobić realną krzywdę. Nauczyłem się w nim w miarę bezpiecznie poruszać, co jednak nie zachęcało mnie do częstej zmiany położenia, bo zwyczajnie nie widziałem w tym celu. Było tu naprawdę nudno i już niewiele brakowało, żebym zaczął z tej nudy coś obgryzać lub bujać się w miejscu.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph zastanawiał się, jaka jest właścicielka wałacha, jaką jest osobą, czym się zajmuje, co już razem zdążyli zrobić z Jimem. Jego głowa była wypełniona pytaniami, które kąsały go raz za razem. Mężczyzna miał głupią tendencję do „chcę wiedzieć już, teraz, w tej chwili". Jednak odpowiedzi na te pytania nie miały się w najbliższym czasie pojawić. Oczy przesuwał po ścianach boksu, po wszystkich plastikowych i drewnianych elementach, po których mógłby poznać, czy Beam zaczął gryźć przedmioty zawieszone w przestrzeni. Wiedział, że w najbliższych dniach będzie mógł zamontować mu kilka drobnostek sensorycznych, które rozgonią na chwilę jego nudę, kiedy nikt nie będzie mógł z nim nieco dłużej posiedzieć. Na samą myśl o gniadoszu siedzącym w boksie przez kilkanaście godzin, sam na sam z pustką i ciemnością... po randolphowym karku przesunął się niczym żmija, dreszcz, stawiając delikatne włoski na sztorc.
- Widzisz, powoli do przodu. Ja Cię nie zjem, ty mnie nie zjesz i kto wie, może jeszcze znajdzie się coś na ząb dla Ciebie. - rzucił w przestrzeń, cały czas utrzymując ten sam spokojny ton. Uśmiechnął się również, dostrzegając, jak zwierze walczy z suszonym bananem. - Chyba odkryliśmy Twój kryptonit, ziomeczku. - dodał, wycierając dłoń o udo, strzepując z niej okruchy, ślinę i wszelkie farfocle.
- Muszę Cię jednak trochę zasmucić. Mam plan i musisz mi pomóc go zrealizować...
Długie palce Radolpha przesunęły się na metalową zasuwę drzwiczek boksu. Przesunął ją, pozwalając, aby głośne kliknięcie i dźwięk szurania metalu o metal, odbił się w ścianach stajni. - Ale nic się nie bój, jesteśmy w tym razem. - uważnie przyglądał się zachowaniu ogiera, starają się wychwycić jego każdy najdrobniejszy sygnał, najmniejszy komunikat, jaki próbowałby tylko wysłać w stronę człowieka. Kanadyjczyk nie otworzył jeszcze drzwiczek. Zacmokał tylko, ponownie dwa razy pstryknął palcami i ułożył sobie na dłoni kawałek marchwi. Powtarzalność. Do znudzenia i porzygu będzie wykonywał te same czynności, dopóki nie przyniosą zamierzonych efektów.
- Zjedz sobie na spokojnie, powiem Ci, kiedy będę chciał wejść. To tylko była zasuwa, żebyś wiedział, że nie ma nic złego w tym, że może do Ciebie wejdę, okej, Jim? - mężczyzna wyprostował się, nieco usztywniając swoją sylwetkę i ściągając łopatki. Kiedy przychodziło do wejścia do końskiego boksu, tym bardziej konia, z którym nigdy nie pracował, poczucie mocniejszego stąpania po ziemi, większego balansu, było kluczem. Ran wiedział o tym doskonale, dzięki temu, jak wiele razy został powalony na ziemię. Dzisiaj zdecydowanie chciał sobie tego oszczędzić.
Jeżeli wałach zabrał marchew, Kanadyjczyk delikatnie dotknął jego chrap, przykładając knykcie do jego skóry, nie poruszając nimi, nie głaszcząc go. Nie zabrał swojej dłoni, dopóki ogier sam tego nie zrobił, lub jeżeli ten nie spróbował go jej pozbawić.
Trzydziestolatek zacmokał, jednak tym razem, za danym dźwiękiem nie pojawiło się pstrykanie palcami, a kilka stuknięć o drzwiczki boksu.
- Cofaj. Cofaj. - jego głos był pewien siebie, chociaż nadal absolutnie spokojny. -Coooofaj.
Przyglądał się reakcji Rye'a. Nie dostał żadnej instrukcji obsługi tego wałacha, nie wiedział, czego został nauczony, jak był prowadzony i na jak wiele komend potrafi reagować. Szczególnie teraz, kiedy został pozbawiony najważniejszego w końskim świecie zmysłu.

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Awatar użytkownika
4
lat
155
cm
Western
Duży Sport
Vandura raczej zaliczała się do tych bardziej ruchliwych, szczególnie po takim zastaniu, kiedy nagle nadarzyła się okazja do wychylenia nosa z boksu. Aczkolwiek nie ma co spodziewać się fajerwerków - w końcu jest child friendly... a przynajmniej tak było jeszcze w USA. Tęskniła za swoimi ulubionymi gówniakami, ale pewnie już nigdy ich nie spotka.
Po drodze nie działo się zbyt wiele, w samym Orchardzie podobnie, zatem będzie nieco energii do spożytkowania. Z ogarniętymi podstawami jakie klacz już miała... mogło to stworzyć niezłe połączenie.
Zarówno czyszczenie jak i czesanie przebiegło sprawnie, rudaska obserwowała dziewczynę zajmującą się jej ogonem. W sumie miała ochotę zrobić jej psikusa, ale przestąpiła tylko z nogi na nogę i podjęła obserwację swojego najdłużej tu znanego dwunoga, który znów gdzieś przewijał się po korytarzu. Zarżała do niego podrzucając łbem, jakby meldując, że wreszcie coś się dzieje.
Potem znów skupiła się na dwunożnej, majstrującej coś przy uwiązie. Przyjęła ofertę na memłanie wędzidła. Niezbyt specjalnie tęskniła za tym wytworem ludzi, aczkolwiek było śmieszne w memlaniu, więc na razie za specjalnie jej nie przeszkadzało. W dawnym domu przeszła chyba testy wszystkich typów pomocy na i dopyskowych, ale jak na razie na zmianę pracowała właśnie z łamanym wędzidłem lub bosalem - co wyjdzie w praniu jako najlepsza opcja? Tego nawet najstarsi kowboje nie wiedzą XD
Po przejściu dziewczyny bliżej ogona Vandzia znów obserwowała. Nie spuszczała Navi z oczu. WIELKI BRAT PACZY! Przy zapinaniu popręgu przestąpiła znów z nogi na nogę - no cóż, za dopinaniem też średnio przepadała, już tak z fabryki wyjechała.
Czy to już? Już były gotowe na nową wielką przygodę? O tak! Kasztanowatodereszowata wyruszyła stukając o posadzkę podkowami, krocząc dumnie równo z dziewczyną, a nawet raz próbując nieco ją wyprzedzić. Zapewne Navi na to nie pozwoliła, ale cóż - próbować zawsze warto. Czyżby klacz sprawdzała co jej wolno, a czego nie?
A zatem potuptały, czy tam pokopytkowały w stronę wschodzącego słońca xD
@Navi K. Levine
[/zt]
Mów mi nick. Piszę w brak danych. Wątkom +18 mówię brak danych.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Szczęk drzwi wywołał nieuzasadniony popłoch. Dopóki dzieliła nas "ściana", której obecności byłem świadom, czułem się bezpiecznie. Dźwięk otwieranego boksu kojarzył mi się natomiast z nieznanym. Ludzie ostatnio często ode mnie oczekiwali, żebym się mierzył z nieznanym. Upierali się, że muszę wyjść ze swojej strefy komfortu. Była to bardzo ciężka i nierówna walka o lepsze jutro, która była jednak nieunikniona. Nie mogłem spędzić reszty życia w tej klatce. To znaczy - mogłem, przecież setki koni tak żyło, ale nie w tym miejscu. Tu nikt nie pozwoliłby mi zmizernieć i umrzeć w zapomnieniu. Nie potrafiłem jednak tego docenić.
Nawet jeżeli drzwi pozostawały jeszcze zamknięte, to i tak wykonałem pierwszy gwałtowny ruch na oczach Randolpha, jakim było nerwowe obrócenie się. Prawie wokół własnej osi, bo w panice nie wiedziałem jak daleko mogę postawić nogę, żeby nie wpaść na ścianę. Oddech uległ wyraźnemu przyspieszeniu, a mięśnie spięciu. Gdybym miał oczy, na pewno połyskiwałyby teraz w przerażeniu, ale na ich miejscu były tylko puste, straszące oczodoły, które niejedną osobę przyprawiały o ciarki na plecach.
W zapanowaniu nad strachem pomogło mi pstrykanie palcami, które powoli zaczynałem kojarzyć. Tym razem nie zacząłem jednak węszyć za warzywem, bo spadło na drugą pozycję na mojej liście priorytetów. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim nerwowo, pośpiesznie zdecydowałem się zabrać kawałek marchewki z dłoni. Zupełnie jakbym się bał, że ktoś mnie na tym nakryje.
Tym razem dotyk nie wywołał takiego zaskoczenia jak ostatnio. Nie sprawił jednak, że przestałem być czujny i podejrzliwy, o czym mogło świadczyć chociażby strzyżenie uszu w reakcji na ostukiwanie drzwi boksu. Potem padła komenda, raz, drugi, trzeci. Odchyliłem uszy do tyłu, ale nie w wyrazie złości, tylko jakbym chciał skontrolować, co dzieje się ze mną. Opornie przeniosłem ciężar ciała na tył, a po chwili zrobiłem nieśmiały krok do tyłu, po którym opuściłem łeb i przemieliłem powietrze w pysku, najwyraźniej musząc przetworzyć w głowie, że cofnięcie mnie nie zabiło. Gdzieś tam jednak stała ściana, z którą nie chciałem się spotkać.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
- Pięknie, Jim! Świetnie sobie radzisz. Spoookojnie. - Varmus przesunął dłonią po górnej krawędzi drzwiczek, rozchylając je na tyle, aby mógł wsunąć się do środka. Wszystkie samogłoski, jakie wypowiadał, były nieco bardziej rozciągnięte. Głos, chociaż z dużą nutą pewności siebie, nadal pozostał wręcz dziecinnie łagodny, ciepły i... zasadniczo radosny.
- Plus jest taki, że ty nie lubisz bananów, a ja je uwielbiam. Win — win, kolego. - długie palce Randolpha szperały w saszetce w poszukiwaniu bananowych talarków.
- Wiesz, nic się nie zmarnuje... Ty dostaniesz marchewkę, ja banana. Proszę bardzo... - po czym ułożył na dłoni kilka marchewkowych chipsów, ponawiając dwukrotnie pstryknięcie z palców. W jego ustach natomiast wylądował suchy bananowy krążek, który zaczął ciamkać. - Trochę wiór, więc Ci się nie dziwię. - ręka ze smakołykiem nie powędrowała w dół w stronę łba ogiera. Pozwolił mu pozostać w pozycji, w jakiej uznał, że ten czuje się teraz bezpiecznie i komfortowo. Jednakże, ciało Randolpha znajdowało się dużo bliżej, niźli gniadosz mógłby tego chcieć i oczekiwać.
Korpus Varmusa, chociaż obrócony pod kątem w stronę wałacha, znajdował się na wyciągnięcie chrapy. Jego ramię lewe ramię było tuż obok końskiej łopatki Beam'a. Męskie ramiona zaokrągliły się delikatnie, jeżeli szyja zwierzęcia podniosła się, unosząc jego łeb w górę.
Jeżeli Kanadyjczyk zauważył, że ogier dobrze reaguje i przyzwyczaja się do obecności człowieka w pobliżu siebie, przyłożył knykcie do jego chrap -Spokojnie, Jim. - kolejno przesuwając palce na kość nosową, wywierając na nią niewielki nacisk. Chciał sprawdzić, czy wałach ustąpi i nieco obniży łeb, zbliżając delikatnie ganasze do klatki piersiowej, czy zacznie cofać całe swoje ciało. Jeżeli ten cofnął się, Varmus zrobił krok wstecz razem ze zwierzęciem, zacmokał kilkukrotnie i oparł swoje ramię o końską łopatkę, ponownie układając dłoń na grzbiecie gniadoszkowego nosa. - Mamy czas, nie musimy się z niczym śpieszyć, Jim. Jak powiesz nie, to nie. Ale no też nie można stary uciekać całe życie. Będzie okay, obiecuję. - varmusowe wargi ponownie zaczęły układać się w krągłe słowa, starając się uspokajać Rye'a każdorazowo, kiedy nie było potrzeby wysyłania żadnych sygnałów czy komend w stronę konia.

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Dźwięk rozsuwanych drzwi był dla mnie komunikatem, że dzieląca nas bariera znikła, a mężczyzna prawdopodobnie znalazł się w środku. Co do tego właściwie nie miałem żadnych wątpliwości, bo wyraźnie czułem jego obecność. Nasłuchując, starałem się przewidzieć jego kolejne kroki. Zbliżał się, ale nie byłem jeszcze pewien, jaki miał w tym cel. Najłatwiej było poczekać, więc swoim spokojem niejako dałem Randolphowi zielone światło na wykonanie kolejnego kroku.
Dotyk, wbrew temu, co mogło mu się teraz wydawać, był dla mnie najprostszą formą komunikacji. Zanim całkowicie straciłem wzrok, przez lata żyłem z jednym okiem. Ludzie, którzy ze mną pracowali, szybko się nauczyli, że muszą do mnie dużo mówić, a przede wszystkim utrzymać fizyczny kontakt, gdy znajdowali się po ślepej stronie. Teraz to jednak ja musiałem się nauczyć, że zasady się nie zmieniły, a środki działały dokładnie w ten sam sposób. Byłem jednak zbyt zafiksowany na ciemności, by podejść do tego ze spokojem.
Dotknięcie w chrapy zaakceptowałem bez problemu, ale gdy mężczyzna przesunął dłoń wyżej, wywierając nacisk, uciekłem od dotyku, stanowczo zadzierając łeb. Poza tym nie ruszyłem się z miejsca. Jak się po chwili okazało, na dotknięcie łopatki nie reagowałem w ten sam sposób. Problem tkwił w dotykaniu głowy, a konkretnie łapaniu za kość nosową, co robił każdy, kto wcześniej - nie tak dawno - zakrapiał mi oczy lub czyścił oczodół po zabiegu. Teraz nawet lekki nacisk na nos sprawiał, że przypominałem sobie tamte chwile i zapobiegawczo odsuwałem łeb. Dla Randolpha było oczywistym, że nie było już czego zakrapiać, a dla mnie... Nie.
Po chwili obniżyłem z powrotem łeb, z czystej wygody, ale mężczyzna nie dawał za wygraną. Kiedy znowu poczułem jego rękę na nosie, jeszcze gwałtowniej zadarłem łeb, tym razem nie zamierzając go tak szybko opuścić. Na szczęście Varmusa nie miałem w zwyczaju atakować w swojej obronie, choć zdecydowanie byłby to najprostszy sposób odgonienia się od niechcianego dotyku. Skuteczny. Tymczasem byłem przekonany, że człowiek nie odpuści i tak, jak zwykle to bywało w takich przypadkach, będziemy się tak przepychać aż straci cierpliwość i postawi na swoim. Być może go nie doceniałem, ale wszyscy inni ludzie pokazali mi się tylko z tej strony.


@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph w okamgnieniu załapał, co się dzieje. Mógł w łatwy sposób połączyć kropki. Chociaż nie wiedział jeszcze, co z nich wyjdzie, kiedy je zakreśli — wiedział, że, tak czy siak, będzie to robił do samego końca, nie oszczędzi żadnej kropki.
- Wszystko już teraz będzie dobrze. Ja wiem, że Ty o tym nie wiesz. Sam bym w takie pierdzielenie mi nad głową nie wierzył — Randolph pomimo nerwowych ruchów zwierzęcia i jawnego dyskomfortu, nie wycofał się. Ów dyskomfort wywołany był złymi wspomnieniami i zachowaniem w pamięci paskudztwa, jakiego doświadczał. Wszystko, co działo się wokół jego oczu, było procedowane dla jego zdrowia i późniejszego dobrego samopoczucia. Jednak — nie wytłumaczysz tego zwierzęciu, nie wytłumaczysz tego dziecku i wielu dorosłym osobom. Słowa nie wiele tutaj zdziałają. W tym wypadku w szczególności.
- Jesteś super, a ja nie mam zamiaru robić rzeczy, które nie są super dla Ciebie — mężczyzna oparł się nieco swobodniej o bok wałacha. Nie napierał na niego, nie pchał, po prostu utrzymywał kontakt fizyczny, niebazujący tylko na dłoniach. Pozwolił zwierzęciu zmienić pozycję, poruszać szyją i łbem na każdą możliwą stronę. Zezwalał na wszelkie wąchanie i dotyk, ze strony gniadosza.
- Pewnie, gdybym był w Twojej sytuacji, to bym się w poidle utopił. Znaczy, nie proponuję Ci tego, broń Boże przenajświętszy... Po prostu chce Ci powiedzieć, że jesteś o wiele silniejszy niż ja - kiedy Kanadyjczyk wymawiał ten cały zlepek słów, jedna z jego dłoni, umiejscowiła się na boku szyi zwierzęcia. Dwa knykcie, palca wskazującego i środkowego, nieco mocniej docisnął do jego skóry. Druga dłoń powędrowała pod szyją Jima, dokładnie na drugą stronę, podpierając go nieco, utrzymując jego szyję w równowadze. Varmus wykonywał okrężne ruchy knykciami na skórze Rye'a, delikatnie „przesuwając” skórę, nie tylko ją pocierając. Po około mniej więcej dwóch kołach nieco mocniej docisnął palce, po kolejnych dwóch, odpuszczenie i ponownie wprowadzenie delikatniejszego masażu. Spokojny oddech, nucenie czegoś pod nosem, całkowite odpuszczenie.
Mężczyzna po około 10-12 kołach, przenosił się kilka centymetrów dalej, w stronę końskich łopatek, to przenosząc się w okolice klatki piersiowej, zmieniając miejsc masażu.
Jeżeli Kanadyjczyk wyczuł, że zwierze faktycznie odpuszcza, zmienia swój mindset na dany moment, jego prawa dłoń pogładziła gniadosza po chrapach, kolejno posuwistymi ruchami, przejechała po jego kości nosowej - co ważne, nie pozostawił jej tam. Wyciągnął z saszetki kawałek marchwi, zacmokał, pstryknął dwa razy i sprezentował Jimowi warzywo prosto pod wargi.

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Prędko zorientowałem się, że mężczyzna nie macha rękami w powietrzu i nie próbuje za wszelką cenę dosięgnąć mojej głowy. Zmusiło mnie to do ponownego przeanalizowania sytuacji, w wyniku czego skierowałem jedno ucho w stronę Randolpha, głowę zapobiegawczo wciąż trzymając w górze. Na dłuższą metę było to jednak niewygodne, więc obniżyłem nieznacznie szyję, wciąż będąc w gotowości do szybkiego odwrotu. Zupełnie nie przeszkadzało mi natomiast jego opieranie się o mnie. Dzięki temu wiedziałem, gdzie dokładnie się znajduje, a to było dla mnie sporym ułatwieniem. Także delikatny, obustronny masaż szyi w pełni zaakceptowałem, nie czując się zagrożonym ani osaczonym.
Niestety nic nie rozumiałem, choć może to i lepiej, bo jeszcze bym się zainspirował i skończył ze sobą wbiegając w ścianę. Co właściwie mi groziło, gdybym tylko zechciał się ruszyć szybciej niż stępem, co nie miało już miejsca od długich miesięcy. Dla konia, który przedtem był sportowcem, była to olbrzymia i bolesna zmiana, ale brak wzroku szybko pozwolił mi ją zaakceptować.
Niespiesznie obniżyłem szyję jeszcze niżej, teoretycznie się rozluźniając, ale nie pozwoliłem sobie na całkowite zaprzestanie czuwania. Gdy tylko Randolph znowu dotknął moich chrap, od razu wyostrzyłem zmysły. Jak się okazało, słusznie, bo za chwilę znowu poczułem rękę na nosie, ale zanim zdążyłem zamachnąć się łbem, już jej tam nie było. W efekcie tylko lekko drgnąłem ku górze i z wyraźną konsternacją "obejrzałem" się na mężczyznę, skręcając szyję o kilkanaście stopni w jego stronę. Natknąłem się wówczas na kolejne marchewki, oczywiście poprzedzone cmokaniem i pstrykaniem, które coraz lepiej kojarzyłem z nagrodą. Szybko to przyswajałem, niekoniecznie za sprawą inteligencji, ale braku innych bodźców. Pierwszy raz od dawna ktoś poświęcił mi swój czas w inny sposób, niż zwykle, czym zaskarbił sobie moją uwagę. Nawet jeśli nie byłem do końca przekonany i średnio wierzyłem w dobre intencje mężczyzny, to wciąż nie unikałem kontaktu i ze skrywaną ciekawością wyczekiwałem kolejnych ruchów z jego strony.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph uśmiechnął się mimowolnie. Nie zależało mu na tym, żeby koń padał przed nim z uwielbienia na kolana. Cieszył się, że dostrzega pewną zmianę. Malutki kroczek do przodu. Jedno kopyto wprzód.
- Zostawię Cię na chwilę samego, bo o czymś zapomniałem. A wydaje mi się, że możemy coś zrobić jeszcze innego - rzucił spokojnym głosem, długimi ruchami dłoni, gładząc wałacha po łopatce i piersi.
Tak, jak i powiedział, tak i zrobił. Varmus poklepał Jima i wycofał się z jego boksu. Zamknął dla pewności drzwiczki, coby gniadosz nie uciekł — pewnie by tego nie zrobił, ale Ran nie dałby sobie ręki uciąć za nikogo.
Po około 10 minutach mężczyzna wrócił do budynku, nieco zziajany. Biegł, to było pewne. Zaparkował swój samochód w sporej odległości od tej części kompleksu Orchardu, a że przestał łykać witaminy, a przede wszystkim poddał się wygłodniałemu stresowi, jego pamięć zaczynała po ludzku siadać na dupie. Zżerało go ciągłe martwienie się i przejmowanie wszystkim, czuł, jak stany nerwicowe pożerają go kęs za kęsem. Tylko pracując, mógł się przed tym jeszcze jakoś obronić. Chociaż przez moment, łapiąc kilka głębszych wdechów oraz równowagę.
Będąc kilka kroków przed boksem wałacha, zacmokał na niego, przejeżdżając dłońmi po halterze, który niósł ze sobą.
- Zrobimy tyle, na ile się zgodzisz. Ani mniej, ani więcej, przystojniaku. Okay? - Varmusowa zadyszka zaczynała znikać, a palce jego dłoni ponownie zajęły się zasuwą drzwi - ... wiem, że to może być bardzo stresujące, ale nie z takim czymś sobie radziłeś już.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, to podsunięcie haltera pod wałachowe nozdrza. Zachęcał go do tego, cały czas spokojnie przemawiając w jego stronę, lewą dłonią gładząc go wzdłuż szyi. Mieli czas, Ran się nigdzie nie śpieszył, a niestety zdawał sobie sprawę z tego, że gniadosz nie jest jedną z gwiazd Orchardu. A jeżeli tak, to raczej nie z powodu standardowych, jeździeckich powódek. 
@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Z lekkim zaskoczeniem zauważyłem, że mężczyzna się odsuwa, a następnie wychodzi z boksu. Strzygąc uszami, starałem się zrozumieć, jaki był tego cel. Nie wrócił po chwili, więc uznałem, że najwyraźniej nie pojawi się więcej i po niespełna dwóch minutach, zająłem się sobą. Ostrożnie przesunąłem się w drugą część boksu, tam, gdzie leżało siano i zanurkowałem w nim pyskiem, będąc przekonanym, że na tym minie mi reszta dnia.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu Randolph ponownie pojawił się pod boksem. Słyszałem, jak szybko oddychał, ale bardziej zainteresowało mnie charakterystyczne cmokanie, w reakcji na które podniosłem głowę i nastawiłem uszy w kierunku dźwięku. Ruch, jakim było przyjście, odejście i ponowne pojawienie się, nawet jeśli był nieplanowany, to niósł za sobą zaskakująco dobre skutki. Teraz, gdy mężczyzna odblokował drzwi boksu, nie zareagowałem nasilonym niepokojem, bo ostatnim razem nie zrobił nic, co mogłoby sprawić mi dyskomfort. Były to jeszcze świeże wspomnienia, kolejnego dnia prawdopodobnie nie poszłoby tak gładko, jak teraz, dopóki jeszcze dokładnie pamiętałem głos i zapach Randolpha, a także wszystko, co wokół mnie robił.
Pozwoliłem mu się zbliżyć i dotknąć, po czym z ciekawością wetknąłem nos w jego dłoń, chyba szukając talarków marchwi, których tym razem jednak nie uświadczyłem. Zamiast tego poczułem chrapami jakąś linkę, ale nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Z umiarkowanym zainteresowaniem zbadałem przedmiot na tyle, na ile mogłem, po czym czekałem na kolejny ruch ze strony Varmusa.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Widząc, jak wałach reaguje, Randolph uśmiechnął się delikatnie. Po czasie, jaki spędził w domu, szalejąc z wściekłości przez swoją matkę, przez to, co się działo w jego życiu, potrzebował tego czasu z Jimem. Potrzebował odskoczni i powrotu na dobrze znany grunt. Chciał się znowu zakleszczyć, zakorzenić, nawet dałby się zamknąć w kartonie i odstawić gdzieś na bok. Przykryć toną kurzu. Byleby zostać w jednym miejscu i pozwolić swojej rutynie nabrać rozpędu.
Mężczyzna przerzucił sobie złożoną w pół linę przez przedramię, tak aby ta nie plątała im się w międzyczasie pod nogami. Nie chciał wywierać na gniadoszu dodatkowej presji związanej z ciągłym dotykaniem jego kości nosowej, dlatego poprosił go o obniżenia głowy, jedną z ze swoich dłoni układając na jego łbie, tuż za jego uszyskami, używając niewielkiej ilości siły. Od razu rzucił w jego stronę pochwałę, gładząc go szerokim ruchem po czole.
- Krok za kroczkiem, co nie? Nie ważne, jak masz mnie dosyć, musisz ze mną jeszcze trochę wytrzymać... Niestety jestem cholernie wytrzymały i uparty. To działa na Twoją niekorzyść.
Randolph miał wprawę, więc w trymiga uporał się ze wsuwaniem haltera na koński nos i zajmując się zawiązywaniem węzła, scalającego cały halter. To był jego ulubiony moment, zawsze cieszył się na niego jak mały harcerz.
Zawiązawszy długi koniec haltera do „oczka”, tak, aby nadprogramowa ilość liny nie uderzała Jima po pysku, sprawdził kilkukrotnie, czy wszystko jest okey. Przełożył dłonie to przy ganaszach, to przy nosie, to poprawiając delikatnymi ruchami linę idącą pod jego pyskiem. Zadowolony z siebie podał gniadoszkowi kilka talarków marchwi na otwartej dłoni, ponawiając cały „pstrykający rytuał".
- Przystojniak, jak się patrzy. Gotowy na wielkie podboje. Bo jeszcze wiele przed nami. Trzeba przeć do przodu, a nie gnić na zadku, wiesz... - chociaż cały czas zwracał się do Jima, Ran odnosił wrażenie, że coraz mocniej uderza w swoją personalną strunę i stara się jakoś przekrzyczeć swoje własne rozchybotane wnętrze.
Już teraz mógł sprawdzić mobilność wałacha i nieco go porozciągać. Obie dłonie ułożył na jego kłębie, po czym przeciągnął je kilkukrotnie po grzbiecie, linę, którą wcześniej miał złożoną na przedramieniu, teraz przekładając na końskie plecy. Mężczyzna ujął w palce węzeł znajdujący się za brodą zwierzęcia i spokojnym ruchem poprowadził jego nos w stronę jego zadu, cmoknąwszy kilkukrotnie. Przypilnował, aby ten utrzymał swój łeb w komfortowej pozycji, nie dreptał w miejscu, lub nie uciekał zadkiem. Wszystko oczywiście na obie strony. Przytrzymał go w takiej pozycji po 5-6 sekund z dwukrotnym, może trzykrotnym powtórzeniem, na zakończenie każdej ze stron dając mu coś do schrupania i klepiąc po szyi. Zanim wyjdą z boksu, Ran chciał sobie zaskarbić trochę zaufania, zdając sobie jednak sprawę z faktu, że przy niewidomym zwierzęciu jest to o wiele trudniejsze. Mężczyzna był jednak typem „nieba ci uchylę”, więc cały czas ze swoim serduchem na dłoniach, przemawiał do gniadosza spokojnym głosem, nie oszczędzając mu dotyku, za każdym razem sygnalizując zwierzęciu gdzie i na jakiej wysokości w jego przestrzeni się teraz znajduje.
Varmus swoją uwagę skupił na rozciągnięciu górnej linii grzbietowej, Zacmokał i podsunął kawałek marchewki pod wargi wałacha, pokazując mu, że smakołyk znajduje się między jego palcami. Jednak nie dał mu go — przejechał dłonią po jego kłębie, w dół pod końską pachą, kolejno przekładając rękę przez przednie kończyny, zachęcając Jima, aby ten, schylił swoją głowę i sięgnął po pomarańczowe warzywo.

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Ustąpiłem pod naciskiem, bez wahania czy oporu obniżając łeb. Na korzyść na Randolpha, poza wytrzymałością i upartością, przemawiało również to, że tylko łapanie dłonią za nos budziło we mnie negatywne skojarzenia. Nie reagowałem tak na nacisk wywierany przez kantar, halter czy łańcuszek, nie tylko dlatego, że były to nieco ostrzejsze narzędzia niż ludzkie dłonie. Rozwiązanie zagadki raczej tkwiło w tym, że ludzie w panice próbowali siłą własnych rąk ściągać mój łeb do dołu. Czemu właściwie ciężko było się dziwić, bo choć ustępowałem naciskowi we wszystkich innych okolicznościach, to podczas leczenia nie byłem tak współpracujący.
Tymczasem czekałem z opuszczonym łbem i nie reagowałem strachem podczas nakładania haltera, który po chwili został odpowiednio zawiązany. Dopóki wisiał luźno, był mi zupełnie obojętny. W akceptacji pomagał mi dodatkowo Randolph, który dotykając dłońmi mojego łba w różnych miejscach, dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Naprawdę doceniałem, że nie zamykała mu się buzia i że nie stronił od kontaktu fizycznego, bo dzięki temu był dla mnie o wiele bardziej "czytelny".
Prośba o wykonanie ćwiczenia nie okazała się szczególnie komfortowa. Byłem cholernie sztywny i zastany, ale czemu się dziwić, skoro od miesięcy nie miałem swobodnego ruchu? Od jakiegoś czasu nie ruszałem się praktycznie wcale, więc nie tylko "nie miałem" mięśni, ale też praktycznie żadnej mobilności. Poddałem się naciskowi, ale żeby zniwelować dyskomfort, bardzo szybko podjąłem - udaremnioną - próbę przestawienia zadu. Gdy okazało się to niemożliwe, zapragnąłem wyprostować szyję, na co Randolph prawdopodobnie pozwolił, bo siłowanie się nie przyniosłoby niczego dobrego, żadnej ze stron. Mimo wszystko dałem się przekonać do kolejnych prób, choć żadna z nich nie przyniosła oczekiwanych rezultatów ani spektakularnych efektów. Najważniejsze było jednak to, że wykazywałem chęć do współpracy, przynajmniej na tym polu.
Zdecydowanie gorzej wypadła próba nakłonienia mnie do schowania łba między przednimi nogami. O ile zainteresowałem się marchewką i chętnie chciałem ją pochwycić póki jeszcze była w zasięgu moich warg, to momentalnie straciłem nią zainteresowanie, gdy znikła między nogami. Nawet jeśli był to wolny ruch, pozwalający mi śledzić ruch warzywa, to nie podejmowałem próby. W tym momencie brakowało mi zmysłu wzroku, który dodatkowo by mnie mobilizował. Nie byłem aż tak żarty, by po samym zapachu podążać za nagrodą. Wszystko wskazywało na to, że to wywieranie presji było najlepszą metodą na porozumienie się ze mną.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Awatar użytkownika
19
lat
168
cm
studentka muzyki/ sprzedawczyni
Pracownicy Usług
Cassiopeia pisze: 20 lut 2022, 19:46 Peia nie miała żadnego problemu z zachowaniem innych koni. Często próbowała się z nimi wręcz na siłę spoufalać, nawet jeżeli niekoniecznie miały na to ochotę i zupełnie nie przejmowała się ewentualnymi nieprzyjemnymi gestami. Właściwie była takim rzepem, który doczepiał się do innych koni. Całe szczęście, że mogła wychodzić razem ze stadem na pastwisko, bo jakby ją zamknąć w kwaterze, to chyba wyszłaby razem z płotem, żeby dostać się do towarzyszy. Tak czy inaczej, fakt że Trix pozwalała jej na krótkie przywitania z sąsiadami ze stajni, zdecydowanie na ten moment wystarczał klaczce. Nie przeciągała tego czasu, bo była zwyczajnie zbyt podekscytowana obecnością właścicielki i w tym momencie chętniej oddałaby się głaskaniom i mizianiom, z którymi kojarzyła pobyt na myjce, niż staniem przy drzwiach boksowych innego konia.
Kiedy Beatrix odkryła słaby, a dokładniej mówiąc niesamowicie swędzący punkt przy nasadzie grzywy, Cassiopeia wręcz odpłynęła i tylko wywijające wargi na uniesionym pysku dawały oznaki życia. Mrużąc oczka z zadowoleniem i rozkładając uszka na boki była w siódmym niebie i w tym momencie żaden odgłos dobiegający z wnętrza stajni nie był w stanie zwrócić jej uwagi. Lekko pokręcona grzywa w tym miejscu zdradzała, że klacz sama próbowała się już podrapać, ale żadna belka, kraty ani drzwi boksu nie mogły równać się z Trix i jej magicznym zgrzebłem. Zanim kobieta przeszła do innych partii izabelowatego ciałka, Peia kilkukrotnie dopominała się, aby nie przestawała drapać w tym miejscu. No albo przynajmniej podrapała jeszcze raz, tak troszeczkę i potem jeszcze raz, troszeczkę. Swoje prośby oznajmiała nie tylko przysuwaniem szyi i ciągłym nastawianiem się, ale prosiła nawet tak bardzo, że wygięła szyję niemal owijając Trix i kładąc na jej ramieniu pyszczek. Wtedy miała nieograniczoną niczym możliwość pokazywania jak jej cudownie, nawet szorując wargami po ramieniu kobiety, jakby odwdzięczając się jej. Kiedy magiczne zgrzebło przestawało drapać, Peia szturchała z wyczuciem policzek lub kark właścicielki, tak przypominająco.
Nie była szczególnie brudna, ale zaklejek zdążyła sobie narobić, bo była typem konia, który lubił leżakować w boksie co nieodłącznie wiązało się z jakimiś dziwnymi wzorkami odbitymi na sierści. Chętnie oddała się pozostałym zabiegom pielęgnacyjnym, z zadowoleniem parskając kilkukrotnie w trakcie tego spa. Nie nudziła się, bo właściwie cały czas obserwowała poczynania Trix. Za każdym razem kiedy właścicielka wymieniała szczotkę, Peia również zaglądała do skrzynki, a następnie pozostawiała ją i znowu zaczepiała kobietę, muskając ją nosem i chuchając na nią powietrzem. Zdecydowanie była fanką kulistych ruchów na grzbiecie, doskonale się przy nich rozluźniając. Nie utrudniała (nie licząc miłościowych zaczepek) czyszczenia również brzucha i innych partii ciałka, nie reagowała też negatywnie na dotyk w okolicach wnętrza nóg, słabizny ani innych czułych punktów. Mogłoby się wydawać, że kurz w sierści jest niemal nie do wyczesania, a jednak! Peia lśniła się i świeciła. Jedynie fryzurkę zrobiła sobie sama, po rozczesaniu grzywy podrzucając parę razy energicznie głową. Nogi podawała w ekspresowym wręcz tempie, więc Trix powinna mieć to na uwadze, nie pochylając się specjalnie, aby z tej nadgorliwości Peia nie przyłożyła jej kopytkiem w nos.
Chętnie przyjęła ćwiartkę jabłka, przemielając je szybko i jakby kiwając przy tym głową, a kiedy tylko kobieta odwróciła się, najpewniej po sprzęt, Peia zgrabnie otrzepała się i jakby nigdy nic nastawiła uszy w kierunku właścicielki, przestawiając się przy tym całym ciałkiem, na tyle na ile uwiązy jej pozwalały.

@Beatrix Loevy
Cassiopeia była zdecydowanie uroczym rzepem. Za każdym razem kiedy dopominała się o dodatkowe drapanie w swędzącym miejscu podsuwając jej szyję spełniała jej prośbę, a kiedy mała kombinatorka (ale w pozytywnym sensie) wygięła szyję na tyle, że położyła pyszczek na jej ramieniu, Trix po raz kolei podrapała ją i poklepała klaczkę po łopatce, z rozbawieniem przyjmując lekkie szorowanie jej pyszczka, jakby chciała jej się odwdzięczyć drapankiem. Pozwalała jej zaglądać do skrzynki z przyborami, a na zaczepki odpowiadała podobną czułością. W końcu pochwaliła kucynkę za wzorowe podawanie kopytek do czyszczenia i zabrała się do siodłania zakładając jej czaprak i siodło z futerkowym obszyciem, bo dowiedziała się o wrażliwej skórze Kapsika i że trzeba zwracać uwagę, czy nie pojawiają się żadne podrażnienia. Następnie zamieniła kantar na ogłowie prosząc izabelowatą o przyjęcie wędzidła, oczywiście z miejsca ją za to chwaląc, a na koniec ubierając jej ochraniacze.
- No to idziemy. - przemówiła, wtulając się w mięciutką sierść klaczki, która pewnie nie pozostanie zbyt długo taka czyściutka i nieskazitelna. Sama była gotowa, więc odwiązała klacz i wyprowadziła w stronę hali

zt

@Cassiopeia
Mów mi Ola. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda mamabear#4191. Piszę w trzeciej osobie. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph z uśmiechem obserwował poczynania wałacha. Zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdują, doskonale też wiedział, że małymi krokami mogli wszystko, a duże susy mogą równać się z wielkim susem do tyłu. Rozwaga i spokój były numerem jeden podczas pracy ze zwierzęciem. Przy gniadoszu ten spokój i rozwaga musiały być w szczytowej formie.
- Bardzo dobrze, Jim, ale potrzebujemy czegoś więcej. Świetnie sobie radzisz, ale jeżeli uda Ci się jeszcze trochę więcej serducha w to włożyć, to będzie poezja.
Chcąc zaktywizować wałacha, poklepał go po łopatce, ponawiając ruch dłoni przez szyję, łopatkę, pod jego nogą — jednak tym razem, zamknął dłoń na linie, pogłębiając kontakt między dłonią a głową zwierzęcia. Razem z cmoknięciem wysłał Jimowi impuls, ściągając wolnym, acz jednostajnym, płynnym ruchem jego głowę w dół. Nie kierował nadgarstka między jego nogi. W tej chwili chciał go poprosić jedynie o jak najniższe ściągnięcie łba, poczucie się komfortowo i odnalezienie w tej pozycji balansu. Bardzo ważne dla Randolpha było utrzymanie takiej pozycji. Mogłoby się zdawać, że zwykłe spuszczenie łba nic nie wnosi, a jednak było kluczowe.
Po utrzymaniu Jim'a w takiej pozycji, ponownie zacmokał, cofając rękę bardziej w swoją stronę, przyciągając go między jego nogi, wyciągając gdzieś w połowie drogi kawałek marchewki, aby mógł ją poczuć na swoich wargach.
- Jak dobrze Ci pójdzie, to zrobimy coś ciekawszego. Ja wiem, jak to jest z gimnastyką. Rozgrzewki też mnie wkurzają. Ale uwierz mi, że bez nich będziesz cierpiał na zakwasy. Normalnie bym Ci zaproponował kąpiel w maślance, ale gdzie my znajdziemy taką dużą wannę, hmm?
Varmus cały czas obserwował ogiera, starając się wyczuć, w którym momencie najczęściej się wycofuje. Kiedy tylko taki moment zauważył, motywował go cmokaniem, zamknięciem całej dłoni na linie i przytrzymaniu go, zamiast popychać do głębszego zgięcia. 

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
W odpowiedzi na nacisk wywierany przez poszczególne węzły, posłusznie obniżyłem szyję i opuściłem głowę. Wyglądałem jednak jakbym poważnie się zastanawiał nad sensem wykonywanych ćwiczeń, jedno ucho cały czas mając skierowane na Randolpha. Na pewno miał w tym jakimś cel, dla mnie... było to raczej zwykłym zawracaniem gitary, a to dlatego, że nie znałem planów mężczyzny i przyzwyczaiłem się do bezczynności.
Czując, jak prosi mnie o jeszcze mocniejsze zgięcie, mimowolnie spiąłem mięśnie. Dopiero gdy poczułem marchewkę pod swoim nosem, poruszyłem wargami, chcąc ją złapać i nieznacznie przesunąłem łeb w pożądanym kierunku, czyli między nogi. Szybko jednak napotkałem napór sztywnych mięśni i odchyliwszy uszy do tyłu, spróbowałem podnieść łeb. Zatrzymała mnie jednak lina, więc rozwarłem szerzej nozdrza, a potem odetchnąłem głęboko, analizując. Nie chciałem się siłować, ale nie wykazywałem też chęci do tego, by wykonać zadanie tak, jak należy. Niechęć była na tyle duża, że pozostawałem głuchy na zachęty i nie reagowałem ani na cmokanie, ani nawet na marchewkę, która motywowała mnie tylko do momentu, gdy nie czułem dyskomfortu. Gdy się pojawiał, od razu się zniechęcałem i chyba nie można było mnie za to winić, bo kto jak kto, ale ja się wycierpiałem w swoim życiu już sporo i robiłem wszystko, żeby uniknąć dalszych przykrości. Wykonanie tej gimnastyki co prawda by mnie nie skrzywdziło, lecz skąd mogłem to wiedzieć?

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Mężczyzna trzymał linę w łagodnej, otwartej dłoni, zachowując jedynie podstawowy i bardzo delikatny kontakt z głową zwierzęcia. Nie wywierał na niego presji, próbował go jedynie zaangażować i dodać mu nieco kurażu w przebijaniu się przez kolejne bariery. Jednak sztywność była bardzo łatwa do wyczucia. Można było trafić na konie, które faktycznie na przekór wszystkiemu nie chciały brać udziału w żadnych aktywnościach, nawet prostych czynnościach, które proponował człowiek. Jednak Randolph nie wyczuł tego, nie odnosił wrażenia, aby wałach robił to z czystej złośliwości czy lenistwa. Problem posiadał kilka warstw. Zaczynając od niepełnosprawności gniadosza, kończąc na tym, jak był traktowany przez otoczenie. Z tą myślą Varmus pogładził Jima po nodze, pnąc się do góry, poklepując go kolejno po boku szyi.
- Niczego nie musimy — wszystko możemy, pamiętaj. Dopóki Ty będziesz czuł się dobrze, ja też będę się tak czuł, kolego.
Mężczyzna przeciągnął palcami przez grzywę Jima, szerokim ruchem gładząc go po szyi. Nie chcąc, aby lina latała to tu to tam, przełożył ją przez jego grzbiet.
- Przyda się nam spacer. Mogę nie być w Twoim typie, wiem, to się zdarza całkiem często... aaaalee, potraktuj to jako zdrowotny spacer, ok? Możemy się tak umówić?
Zaufanie nie jest czymś, co jest możliwe do wypracowania w ciągu pięciu minut. I zawsze działa to w dwie strony. Ran musiał zaufać wałachowi, tak jak Jim musiał zaufać mężczyźnie. Byli w tym razem, dlatego Varmus dawał zwierzęciu tyle czasu, ile tylko ten potrzebował. Komplikacji mogło być wiele, ale gdyby zawiesił swoje myśli tylko na tym, mógł wyrządzić i sobie i gniadoszowi gigantyczną krzywdę, a nie po to tutaj był.
Chcąc przygotować Jima do wyjścia z boksu, otworzył drzwiczki, jedną dłoń trzymając cały czas na jego szyi. Przystanął przy jego boku, jedną dłonią ujmując linę pod jego brodą, drugą, zewnętrzną kontrolując linę. Przez cały czas kontrolował otoczenie, aby wałach ani na nic nie wpadł, ani nic nie wpadło na nich. Przystąpił kilka kroków w przód, tak, aby mógł swobodnie przystanąć na zewnątrz, będąc przy tym buforem dla wałacha między bezpieczną przestrzenią jego boksu a korytarzem. Varmus ustawił się w taki sposób, żeby od razu móc skierować gniadosza na myjkę. Jeżeli ten potrzebował czasu na namysł czy obwąchiwanie — dawał mu go. Cmokając i wypuszczając delikatny impuls przez linę, przypominał mu jedynie, że dobrze jest zrobić kilka kroków wprzód. Mężczyzna był przygotowany jednak też na inną możliwość. Jim mógł wystrzelić z boksu i wpaść w popłoch. Miał tę ewentualność cały czas z tyłu głowy i w razie czego był w gotowości na kontrę w stosunku do zachowania wałacha.

@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Jim Beam Rye
Awatar użytkownika
19
lat
170
cm
Mały Sport & Rekreacja
Z ulgą przyjąłem fakt, że mężczyzna nie naciskał. Nieznacznie podniosłem głowę, ale wciąż znajdowała się ona maksymalnie na wysokości kłębu, co zdradzało, że nie czułem się specjalnie zaniepokojony lub spięty. Sytuacja zaczęła się zmieniać gdy zorientowałem się, że Randolph otwiera boks na oścież, a potem przesuwa się w stronę wyjścia. Odruchowo podniosłem łeb, nieco naprężając linę przypiętą do kantara i czekałem. Po otrzymaniu zachęty zrobiłem parę kroków do przodu i zatrzymałem się dokładnie w progu, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, gdzie kończy się ściółka, a gdzie zaczyna betonowa podłoga. Z nastawionymi do przodu uszami zacząłem wyraźnie poruszać nozdrzami, starając się rozeznać w otoczeniu. Przez dłuższą chwilę nie wykonywałem żadnego ruchu i dopiero pod wpływem cmokania i impulsu liną postawiłem pierwszy krok na korytarzu. Jeden. Wszystko wskazywało na to, że mimo obiecującego początku, kolejne kroki miałem robić bardzo wolno. Od razu mocno obniżyłem łeb, jakbym nosem chciał sprawdzić, czy nic nie stoi mi na drodze. Niuchając, przekrzywiłem lekko głowę, po czym niepewnie postawiłem drugą nogę do przodu i tym sposobem utknąłem w połowie. Przód na korytarzu, zad w boksie. Znowu się wyprostowałem, tym razem strzygąc uszami i dziwnie przechylając łeb, jakbym próbował coś zobaczyć. Był to odruch, który sobie wyrobiłem już po utracie jednego oka. Teraz się tylko nasilił, co z boku wyglądało dość komicznie, a w rzeczywistości było dosyć smutne, bo mimo najszczerszych chęci, wciąż widziałem tylko ciemność.
Jeśli Randolph znowu mi przypomniał o zrobieniu kolejnego kroku, tym razem nie dałem się namówić. Zamiast tego cofnąłem uszy i zadarłem lekko głowę, pokazując, że nie ma takiej opcji. Na pewno nie w tej chwili. Doskonale wiedziałem, do czego to zmierza i wcale mi się to nie uśmiechało.

@Randolph Varmus
Mów mi Jim. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: mogą być smutne.

Podstawowe

Osobowość

Randolph Varmus
Awatar użytkownika
34
lat
188
cm
Bereiter, instruktor NHM
Uznana Klasa Średnia
Randolph rozglądał się, czy nie będą nikomu przeszkadzali. Boks wałacha znajdował się w takim miejscu, że mogli pozwolić sobie na trochę więcej swobody. Idąc za tą myślą, nie stresował się, że nagle coś na nich wyskoczyć. Był tak samo zagrożony, jak gniadosz. Jeżeli nie bardziej. Porównując wagę konia do swojej, był na straconej pozycji. Doceniał możliwość chodzenia, a nie jeżdżenia na wózku.
Widząc, że Jim się zatrzymuje, nie wywierał na niego presji, aby może jeszcze trochę się przesunął do przodu. Samo wyjście i wejście ponownie do boksu, po krótkim marszu przez stajnie, będzie gigantycznym zwycięstwem. Już teraz mężczyzna mógł powiedzieć, że koń ma naprawdę dużo samozaparcia w sobie i pomimo tego całego syfu, który nazbierał się wokół jego życia, naprawdę chce być częścią „normalności”, jaką pamiętał.
- Świetnie Ci idzie, serio. Robisz wielkie kroki. - kolistym ruchem gładził go po szyi, drugą dłonią smyrając go po chrapach.
Dał mu tyle czasu, ile ten go potrzebował. Jeżeli cofnął się o krok, zacmokał, prosząc subtelnym impulsem z dłoni, aby jednak został w miejscu, do którego doszedł. Mógł stać na progu, ale nie wracać do boksu. Bez presji, bez zbędnego napięcia.
Po dłuższej chwili stanął frontem do jego głowy, obie dłonie układając na jego ganaszach.
- Wiem, że to cholernie przerażające, ja też mam wiele takich rzeczy, których za Chiny Ludowe bym nie zrobił. Jednak czasami muszę się im poddać. Koniec końców okazuje się, że nie było tak źle.
Varmus zrobił jeden krok w tył, zacmokał i jeżeli łeb zwierzęcia, wraz z jego korpusem przesunął się o te kilka centymetrów, od razu nagrodził go radosnym "zuch chłopak, dobrze!" i poklepał go po bokach szyi.
@Jim Beam Rye
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez #4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię zawsze na tak.
Szukam brak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: seks, przekleństwa, przemoc, uzależnienia.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Awatar użytkownika
5
lat
155
cm
Mały Sport & Rekreacja
Czas przeznaczony na spa upłynął Pei właściwie ekspresowo i chociaż nie miałaby nic przeciwko staniu na myjce jeszcze trochę, to perspektywa wyjścia poza stajnie napełniała ją jakąś ekscytacją. Widok sprzętu poruszył widocznie jakieś trybiki w głowie kucynki, która już przy zakładaniu czapraka zrozumiała o co biega w tej zabawie. Nie wierciła się jednak i nie przestawiała bardziej niż już była. Pozycja w której ustawiła się była co prawda trochę niekomfortowa, przez przytrzymujące uwiązy, ale dawała możliwość oglądania każdego ruchu Trix. Izabelowata śledziła każde jej poczynania, lustrując ją bystrymi oczkami i chcąc uczestniczyć w absolutnie każdej czynności. Założenie czapraka spotkało się więc nie tylko z aprobatą, ale również z kontrolą noskową, bo Peia spróbowała dotknąć chrapami leżącego na jej grzbiecie materiału. Trochę jednak przeliczyła swoje możliwości wygięcia, zwłaszcza że uwiązy nie były z gumy i wcale, a wcale nie zamierzały wydłużać się i ułatwiać zadania. Ograniczyła się więc do dmuchnięcia w czaprak z odległości parunastu centymetrów, a następnie rozszerzeniu nieznacznie chrapek i wciągnięciu zapachu. W takiej właśnie pozycji spostrzegła ponownie Trix, która niosła w jej kierunku siodło. I w tym przypadku Peia nie pozostawiła kobiety bez asysty, zupełnie nie biorąc pod uwagę faktu, że najbardziej ułatwiłaby zadania, gdyby jednak nie próbowała wszystkiego dotykać, tylko stała prosto. Peia była jednak jak dziecko, które wszystkiego musi dotknąć i oglądnąć z wszystkich stron. Wynikało to oczywiście ze szczerej chęci towarzyszenia człowiekowi i trochę naiwnej ciekawości.
Dopinanie popręgu zniosła bezproblemowo i nawet nie napompowała się specjalnie powietrzem, co czasem zdarzało jej się z uwagi na to, że było to miejsce szczególnie narażone na obtarcia, do których miała skłonność. Kilkukrotnie obcierała się w tych miejscach, jednak nie pozostała jej żadna uraza. Czasami tylko, machinalnie, próbowała pozostawić sobie więcej luzu pod popręgiem, pompując w siebie powietrze i w dogodnej chwili trochę go spuszczając. Właściwie cały sprzęt Pei obszyty był futerkiem, lub posiadał anatomiczny krój. Popręg z futerkiem świetnie sprawdzał się na chłodniejsze dni i znakomicie chronił fałdki skórne przed obtarciem, a problem cieplejszych dni miał dopiero nadejść. Ogłowie nie dość, że anatomiczne, to także miało wstawkę z futerkiem na nachrapniku, bez której Peia szybko wycierała sobie sierść na kości nosowej i stopniowo doprowadzała do otarć. Punktem nieobowiązkowym było futerko na część potyliczną, które przynajmniej na ten moment mogło nie być używane. Nawet ochraniacze i ewentualne kaloszki musiały być wyposażone w miękką wyściółkę. Powodzenia latem z zabawą w odparzanie i pocenie. Ot, taki to właśnie nadwrażliwy konik.
Wędzidło przyjęła bardzo chętnie, łapiąc je gdy tylko pojawiło się gdzieś w zasięgu. Postawiła uszka na sztorc i ochoczo ruszyła za Trix, żegnając stajenne towarzystwo głośnym i donośnym rżeniem, które było jednocześnie zapewnieniem, że niedługo do nich wróci.

z.t
@Beatrix Loevy
Mów mi Gosia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Nikelvi#1843. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego.. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Nadmierną ilość słodyczy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Dla użytkownika

Odpowiedz