Prawie była gotowa wstać – przed sekundą, teraz już się podnosiła – i nagle klapnęła z powrotem na siedzenie, unosząc wzrok na mężczyznę… No, jeśli wcześniej odbierała z jego, powiedzmy, aury wrażenie jakiegoś niejasnego zagrożenia, to teraz powinna się jej włączyć jakiś całkiem konkretny alarm.
Spojrzała na niego powiększonymi oczyma, nieruchoma i usztywniona… Poważnie? „Ciastko?” W ogóle… „LEKCJA”? Zmarszczyła brwi, lekko przekręcając głowę w prawo, jak jakiś czujny ptaszek.
Ale alarm – nie zabrzmiał. Zapaliła się jej lampka, i tyle. Siedziała, zatopiona w myśli galopujące pod czaszką w poszukiwaniu wyjaśnienia tego wszystkiego (już nawet zaczynała brać pod uwagę, że jest na jakimś niezwykle potężnym tripie po LSD, tak potężnym że za ni nie pamięta, że je wzięła…), wsłuchana w jego słowa jakby były jakąś magiczną formułą: „Nie przyjmuję żadnej odmowy, począwszy od dzisiaj. Uznajmy, że to będzie twoja lekcja. Nie toleruję słowa nie. W moim słowniku to słowo nie istnieje, nie ma racji bytu. Ciastka nie są trujące, a ty masz idealną figurę”
– D-dziękuję… – wysapała szeptem, zagłuszonym przez dalsze jego słowa, czy raczej – szeptem
uciekającym przed jego dalszymi słowami, bo miały jakąś dziwną siłę, absolutnie wywołującą strach, ale również – jakąś hipnotyczną moc. Zresztą trochę jak cały ten dziwny, ale charyzmatyczny pan Charles Gold.
– Dziękuję… – powiedziała znów, trochę głośniej, na jego zawoalowane potwierdzenie zatrudnienia, po czym kiwnęła głową. Może wyglądało to zbyt usłużnie, jakby mieli tu zagrać jakieś niezbyt etyczne role w jakiejś prywatnej niezbyt etycznej gierce, ale z drugiej strony to właśnie był element dający tej dziwnej rozmowie o pracę tej hipnotyczności i niezdrowej, ale fascynującej magii.
– Rozumiem – kiwnęła głową, wstając trochę niepewnie, żeby się wychylić po ciastko. Wzięła je w dłoń i ugryzła odrobinę, wpatrzona dalej w Golda, gdy mówił o saunach, basenach i kamerach.
- Oczywiście – potwierdziła, stwierdzając przy okazji, że nie czuje smaku tego ciastka, i że to może dobrze. Może miało smak, a jej mózg był tak zupełnie skupiony na innej warstwie rzeczywistości? Oj cholernie chciało jej się teraz tę warstwę wzmocnić, najlepiej fentanylem, dosłownie odrobinką, na końcu łyżeczki…
– Pytania! – powtórzyła za Goldem jego ostatnie słowo, bo otrzeźwiło ją wznoszącą intonacją.
– No… chyba nie – och, miałaby ich sporo, gdyby tylko była w stanie się skupić i je sformułować; a nie była!
– Nie. Zakładam że… że Victoria będzie wszystko wiedzieć, więc… – wstała, trochę niepewnie, jakby się bała że u Golda w gabinecie należy zjeść zawsze dwa ciastka, a nie jedno
– …więc bardzo dziękuję, panie Gold… Jutro pół godziny przed czasem będę na stanowisku.
Wstała ukłoniła się, zmierzając już do wyjścia, i po drodze odkrywając jedno pytanie – dość ważne, mianowicie o wysokość uposażenia i długość okresu próbnego, nawet się obróciła z ręką już na klamce, ale ostatecznie postanowiła spytać o to Victorię, a teraz już nie dodawać wrażenia osoby zahukanej i niezdolnej do konkretniejszych zachowań.
Przed wyjściem jeszcze ukłoniła się, tak spokojnie i bez nerwowej przesady, po czym gotowa była – jeśli sam Gold nie sprzeciwi się temu – przekroczyć próg i wyjść z jego gabinetu.
@Charles Gold