The Bloom Factory

Kwiaciarnia & kawiarnia

Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

The Bloom Factory
kwiaciarnia & kawiarnia

Choć z zewnątrz niepozorne, The Bloom Factory skrywa w sobie mnóstwo uroku. Kwiaciarnia prowadzona przez przemiłą właścicielkę, która z przyjemnością podzieli się radami w uprawie przeróżnych roślin, mając o tym niemałe pojęcie. Poza kupnem kwiatów, możesz także skorzystać z kawiarni, w której napijesz się gorącej kawy czy herbaty lub skosztujesz świeżych wypieków w niewielkich cenach.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Melanie Torres
Awatar użytkownika
28
lat
165
cm
studentka sztuki
Pracownicy Usług
#2
[outfit]
Lubiła zwiedzać inne części miasta, powodowało to, że Melanie znała prawie wszystkie zakątki Eastbourne, bo w końcu tutaj się urodziła i to tutaj był jej dom.
Strasznie tęskniła za swoim bratem bliźniakiem, który razem z matką wyjechał kiedy byli nastolatkami, nawet gdy ją odwiedzał to czuła się bardzo samotna przez dłuższy czas. Oczywiście, miała Tim'a swojego najlepszego przyjaciela, ale tak naprawdę Melanie potrzebowała kogoś z kim będzie mogła dzielić swoje przeżycia, smutki czy nawet radości do końca życia. Wiedziała, że Riley zawsze będzie u jej boku, ale byli tylko przyjaciółmi. Czyż nie?
Wciągnęła w płuca więcej powietrza, kiedy wyszła z domu ubrana w zwiewne ubrania, które nie krępowała ruchów na rowerze bo właśnie nim miała w planach udać się na przejażdżkę. Miała swój samochód, który dostała od ojca na zdane prawo jazdy, ale zdecydowanie brunetka była fanką czucia wiatru we włosach i możliwości większego rozglądania się po okolicy. Na rowerze mogła chłonąć wszystko dookoła oczywiście zachowując ostrożność, żeby przypadkiem nikogo nie przejechać. Starała się być zawsze uważna i nawet gdy jej myśli błądziły daleko..
Tak jak teraz kiedy jechała jedną ze znanych ulic i miała ulubioną kwiaciarnię. Jej wzrok przyciągnęły nowe kwiaty stojące przed wejściem, zapewne na zbliżające się walentynki, róże i tulipany, które uwielbiała odznaczały się na tle innych kwiatów. Westchnęła i to była ta właśnie chwila nieuwagi bo kiedy zerknęła na drogę zauważyła, że pędzi prosto na jakieś auto zaparkowane niedaleko przy ulicy. Najpierw rozległ się jej cichy krzyk, a potem kiedy sprawnie próbowała samochód wyminąć i.. tak, zachaczyła kierownicą o bok auta i sama spadła z roweru przeklinając swoją głupotę.
Na szczęście nie było takiego wielkiego ruchu i pustka na drodze więc nikt jej by nie przejechał, ale rozległ się ostry dźwięk alarmu od auta na który się Torres skrzywiła i uniosła głowę, żeby spojrzyć na auto.
Zamarła.
Poczuła jak jej serce podchodzi jej do gardła bo z boku auta widniała prawie przez połowę tylnych drzwi biała rysa. Zniszczyła komuś samochód, porysowała go swoim rowerem, który musiał tak ferelnie zahaczyć. Jęknęła z bezsilności zerkając na swoje zranione kolano, oraz na brudne od jezdni i drżące lekko ręce.
Miała tylko nadzieję, że właściciel nie będzie głośno na nią krzyczał, usłyszała tylko kroki a po chwili alarm ucichł a ta bała się spojrzeć tej osobie w twarz, w jej sarnich oczach wzbierały łzy z bezsilności.

@Percival Black
Mów mi Sirius. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Rykoszet#8454. Piszę w trzecia osoba, czas przeszły. Wątkom +18 mówię hell yeah!.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wszystko, tylko nie dobrze stawiane przecinki..

Podstawowe

Percival Black
Awatar użytkownika
36
lat
185
cm
Inspektor
Techniczna Klasa Średnia
Walentynki zbliżały się wielkimi krokami i o ile w minionych latach jakoś przechodziły mu pod nosem niezauważone, o tyle w tym roku czuł dziwne ukłucie na myśl o tym święcie. Czyżby na starość miękł i powoli miał dosyć samotności? To na pewno nie był dobry pomysł, bo miał na tyle wymagającą i skomplikowaną pracę, że nie był pewny czy umiałby pogodzić z nią życie prywatne i uczuciowe. Lepiej było, jeśli skupiał się jedynie na pracy, a osobą, której naprawdę poświęcał czas w wolnych chwilach był on sam. Tak było bezpiecznie i rozsądnie. Odciął się od kontaktów z przeszłości, aby wykonać zadanie, które mu przydzielono. Nie powinien tworzyć nowych relacji, jeżeli nie przynosiły mu one żadnych korzyści zawodowych.
Zaparkował, pożyczone od kumpla z gangu, auto w wąskiej uliczce, na tyłach jednego z większych klubów. O tej godzinie lokal był jeszcze zamknięty, ale to nie znaczyło, że pusty. Miał spotkanie z właścicielem, od którego zależało kilka ważnych spraw, nie tylko dotyczących narkotyków i broni, ale i pozycji. Rozmowa szła pomyślnie, a po około godzinie sprawy zostały załatwione z korzyściami dla obu stron. Percival właśnie dopijał trzecią kawę, kiedy usłyszał alarm auta. W pierwszej chwili nie skojarzył faktów, ale kiedy dotarło do niego, że to auto, którym przyjechał, zerwał się na równe nogi i pognał do tylnego wyjścia.
W pierwszej chwili nie był pewny co dokładnie widzi. Wyłączył alarm, zerkając na leżący na drodze rower i dziewczynę obok niego. Wyglądało na to, że nieznajoma się przewróciła, tylko co to ma wspólnego z autem?
Nie… Nie, nie, nie — mruknął, gdy zauważył już ogromną rysę, podchodząc bliżej samochodu. Dotknął palcami karoserii, nawet nie myśląc, żeby pomóc zranionej dziewczynie. Przez chwilę całkowicie o niej zapomniał. — Roger mnie zabije — szepnął bez strachu, za to z dozą złości. Wystarczyło tak małe niepowodzenie, żeby stracić w oczach ważnych ludzi. Zaczął się gorączkowo zastanawiać czy nie zna mechanika, który naprawiłby sytuację stosunkowo szybko i tanio. Po chwili zerknął kątem oka na Melanie, która jeszcze tam była.
Nie umiesz jeździć? — spytał trochę zbyt napastliwie. Przyjrzał się jej i widząc łzy w oczach, poczuł się co najmniej głupio. W końcu raczej nie zrobiła tego umyślnie. Podszedł bliżej niej i wyciągnął dłoń. — Jesteś ranna? — spytał już nieco łagodniej.

@Melanie Torres
Mów mi Myre. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Melanie Torres
Awatar użytkownika
28
lat
165
cm
studentka sztuki
Pracownicy Usług
Walentynki.
Kolejne święto, które tak naprawdę spędzała sama w zaciszu swojego domu przeklinając los, że nie udało jej się znaleźć nikogo z kim mogłaby się teraz cieszyć i spędzać miło czas w te dni zakochanych. Lubiła walentynki bo wydawały się być magicznym świętem, szkoda tylko że spędzała je tak a nie inaczej.
Czyli robiąc wokół siebie jeszcze więcej zamieszania i szumu.
Uchodziła za niezdarną osobę, ale nie aż tak jak w tym momencie kiedy przyglądała się rysie na samochodzie z przerażeniem w oczach. Już nawet zaczynała odliczać bicia swojego serca do śmierci, która ją czekała w momencie aż nie pojawi się właściciel auta i nie spierze jej na kwaśne jabłko. Już oczami wyobraźni widziała jego twarz wykrzywioną złością. Kiedy jednak uniosła głowę do góry, żeby spojrzeć prosto w jego twarz.
Percival. Brat Dorcas.
Nigdy jakoś z nim nie rozmawiała, wiedziała tylko że jej przyjaciółka ma braci, ale w żaden sposób nie interesowała się nimi na tyle, żeby zdać sobie sprawę z tego. Jakoś z nim rozmawiała bo nie było tematów, a widziała go tylko przelotem na jakiś spotkaniach u Dorcas, czasami posłała w jego stronę delikatny uśmiech i to byłoby na tyle. Przełknęła ślinę i pokręciła głową na boki kiedy zapytał się czy nic jej nie jest. Bała się na początku chwycić jego dłoń, ale wiedziała że jej nogi ją jak z waty i na pewno sama się nie dźwignie z ziemi. Zaryzykowała.
Chwyciła jego szorstką dłoń i pozwoliła się podciągnąć do góry i tak jak przypuszczała zachwiała się lekko na niestabilnych nogach wtłoczając więcej powietrza do płuc. Odsunęła się od mężczyzny na tyle, na ile pozwoliły jej nogi jak z waty i zerknęła ponownie na samochód.
- Ja za to naprawię.. znam naprawdę dobrego mechanika bo nie mam talentu do jazdy samochodem i nie raz prawie rozwaliłam swoje auto. Na pewno szybko je naprawi jeśli zależy panu na czasie. Nie chciałam wjechać w pana samochód, naprawdę i umiem jeździć rowerem ale zapatrzyłam się na te piękne kwiaty tutaj niedaleko w kwiaciarni i nie patrzyłam na drogę - kiedy się denerwowała dużo mówiła tak jak teraz, patrząc na niego zarówno ze strachem jak i błaganiem w oczach, żeby jej wybaczył i pozwolił to naprawić. Mogła nawet z własnej kieszeni naprawić jego samochód, nawet gdy wyniesie to parę stówek.
Z tego słowotoku zabrakło jej powietrza w płucach i odetchnęła głęboko.
- Przepraszam
Dodała jeszcze czując, że się rumieni pod jego bystrym spojrzeniem.

@Percival Black
Mów mi Sirius. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Rykoszet#8454. Piszę w trzecia osoba, czas przeszły. Wątkom +18 mówię hell yeah!.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wszystko, tylko nie dobrze stawiane przecinki..

Podstawowe

Sevastien Sheremetyev
Awatar użytkownika
33
lat
191
cm
lekarz internista
Techniczna Klasa Średnia
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

Po raz pierwszy od dawna mogłem sobie pozwolić na odrobinę normalności, zostawić pracę w gabinecie i zrelaksować się przy dobrej kawie czy herbacie. Przepadałem za tą kawiarnią - chociaż znajdowała się w samym centrum popularnego portu, to była zaskakująco spokojna i odprężająca, głównie dzięki wszechobecnej zieleni. Właśnie tutaj umówiliśmy się z Hayley na przysłowiową kawę. Zauważyłem, że kiedy nie musiałem się spieszyć i nie miałem z tyłu głowy miliona spraw, rozmowa toczyła się dużo swobodniej. Nasza znajomość co prawda rozwijała się nadzwyczaj wolno, ale ostatnio, w miarę rosnącej częstotliwości spotkań, zaczęła nabierać barw.

To miał był właśnie kolejny z tych spokojnych, sympatycznych dni. Nagle usłyszałem tak przeraźliwy huk, że niemal podskoczyłem na siedzeniu, o mało nie zachłystując się herbatą, której próbowałem się akurat napić. Początkowo nie wiedziałem, co się stało, ale nie minęła chwila, jak całe moje ciało ogarnęło nieprzyjemne przeczucie, że stało się coś bardzo złego. Siedziałem tyłem do okna, więc nie widziałem momentu, w którym kierowca jadący ulicą nagle stracił panowanie nad pojazdem i z impetem wbił się w ścianę budynku naprzeciw kawiarni.

Poprzedniego wieczora padał deszcz, a rano przyszedł mróz, który zmroził jeszcze mokre ulice. Przeklinałem to na porannym spacerze, gdy nawet idąc z Bearem na spacer, o mało nie wywinąłem orła na chodniku. Mieszkaliśmy w kraju, który zupełnie nie był przystosowany do takich warunków. Nawet przeszło mi przez myśl, że dziś w szpitalu będzie wiele się działo, bo nietrudno było o zrobienie krzywdy, a teraz - na naszych oczach - rozgrywała się ludzka tragedia, prawdopodobnie wywołana wspomnianymi warunkami pogodowymi.

Chwilę później dało się usłyszeć z ulicy krzyki. Już wtedy miałem wrażenie, że wszystko rozgrywa się w zwolnionym tempie, podczas gdy w rzeczywistości była to kwestia sekund. Nim obejrzałem się przez ramię, zarejestrowałem przerażoną lub zaskoczoną minę Hayley, ale dopiero widok brutalnie wgniecionego w mur auta pozwolił mi na połączenie faktów. Nie zauważyłem nawet momentu, kiedy zerwałem się z miejsca, z głuchym zgrzytem odsuwając krzesło i wybiegłem na dwór, jak wiedziony jakąś wyższą, pierwotną siłą. Gdy komuś działa się krzywda, działałem bez wahania, choć często wbrew sobie lub temu, co podpowiadał mi instynkt.

Głęboko w duszy wiedziałem, że wcale nie chcę zobaczyć tego, co czekało w aucie. Z tej perspektywy, w tej konkretnej chwili, gdy wchodziłem na ulicę, rzucając tylko krótkie spojrzenie na lewo i prawo, nie widziałem jeszcze jak duże były zniszczenia w aucie. Nie miałem podstaw, by sądzić, że wypadek zalicza się do bardzo ciężkich, a jednak im bliżej auta się znajdowałem, tym większy czułem ciężar. Nigdy nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale czasem po prostu wiedziałem, że nie trzeba się już spieszyć. Ta myśl za każdym razem sprawiała, że odczuwałem w sobie ogromną niezgodę na to, jakie los rozdawał karty. Przez lata nie nauczyłem się jednak poddawać i mimo tego cichego głosu, który odezwał się w chwili, gdy do mojej świadomości zaczęły docierać kolejne szczegóły wypadku, musiałem spróbować odwrócić koleje losu.

@Hayley Wright
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadków, poważnych chorób, śmierci.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

Przed każdym takim spotkaniem, obiecywała sobie, że nie będzie miała wobec Sevastiena zbyt dużych oczekiwań, jednocześnie czując jak bardzo łamie dane sobie słowo. Podobał jej się od samego początku znajomości, ale świadomość, że nie jest nią zainteresowany działała jak kubeł zimnej wody. A jednak w którymś momencie musiała stracić czujność, bo kiedy tylko przekroczyli próg kawiarenki od razu zachwyciła ją romantyczna aura tego miejsca. Próbowała wmówić sobie, że to nie ma większego znaczenia, ale dla niej nawet tak drobne szczegóły były na tyle ważne, że mimowolnie roztrząsała je później godzinami i robiła sobie niepotrzebną nadzieję. Na szczęście podczas rozmowy nie łapała go za słówka, pozwalając aby dialog toczył się nieprzymuszenie i przyjemnie, a wszystkie romantyczne głupotki zostawiała tylko dla siebie. Może nawet sama tworzyła pomiędzy nimi ten dystans, który uniemożliwiał im szybszy rozwój znajomości, ale to był jedyny znany jej sposób na uszanowanie jego decyzji.

Opowiadała mu właśnie coś pozornie istotnego, kiedy tuż za oknem samochód wypadł z zakrętu bokiem i nagle zweryfikował cały system wartości Hayley. Zamarła wpół słowa, w bezruchu obserwując ciąg zdarzeń, po którym nastąpił głośny huk. Jeszcze przed chwilą widziała kierowcę, gorączkowo próbującego opanować samochód i przerażoną twarz pasażera, kiedy teraz, nagle stało się oczywistym, że nie mieli szans tego przeżyć. Nie umiała się do tego odnieść. Całe ciało sparaliżował nagły wstrząs, wokół zapanował chaos i hałas, ktoś coś krzyczał, Sevastien zerwał się do biegu, a Hayley nie mogła się poruszyć. Wszystkie mięśnie zwiotczały, struny głosowe nie były w stanie wydać dźwięku, a ten ułamek sekundy w którym pozwoliła sobie na osłupienie, zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W rzeczywistości dość szybko ktoś wybiegający na zewnątrz potrącił ją ramieniem, przerywając letarg. Momentalnie otrzeźwiała, przeszukała torebkę w poszukiwaniu telefonu, a później nie zwracając uwagi na kurtkę i rzeczy osobiste, wypadła na zewnątrz. Pośliznęła się na lodzie, ale ktoś obok pomógł jej złapać równowagę jeszcze zanim upadła na kolana.
- Apteczka! – wykrzyknęła z trudem, wreszcie odzyskując zdolność myślenia. Jakiś mężczyzna bez namysłu ruszył do samochodu, ale nim dobiegł na parking, z kawiarni wypadła kelnerka podając Hayley dużą, czerwoną torbę. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się z nią tuż obok Sevastiena, ale dopiero kiedy zobaczyła jego twarz dotarło do niej jak bardzo źle musiało być. Nie chciała podejść bliżej. Tak bardzo bała się widoku zmiażdżonych ciał, że w jednej chwili poczuła odruchy wymiotne, a później podniosła wzrok. Ciało kierowcy w niczym nie przypominało człowieka, którego jeszcze przed chwilą widziała za szybą samochodu. Stało się jasne, że nawet nie było na czym wykonać resuscytacji. Wszystko, dosłownie każdy centymetr ciała zlał się z częściami samochodu.
- O Boże... – Wyszeptała, dysząc ciężko. Dosłownie nagle ogarnęła ją niemoc, a zaraz później w oczy rzuciło się dziecko siedzące za ofiarą wypadku. Chyba żyło.

@Sevastien Sheremetyev
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sevastien Sheremetyev
Awatar użytkownika
33
lat
191
cm
lekarz internista
Techniczna Klasa Średnia
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

Widok, jaki zastałem za kierownicą auta, odarł mnie z jakichkolwiek złudzeń. Nie pozwoliłem jednak na to, żeby zmiótł mnie z nóg, bo na siedzeniu obok wciąż tliło się życie, a tylko to teraz miało znaczenie. Nie zauważyłem natomiast małego, na oko rocznego dziecka, które jechało w foteliku na tylnym siedzeniu, zwrócone tyłem do kierunku jazdy, co prawdopodobnie pozwoliło mu na uniknięcie poważnych obrażeń. Dookoła działo się za wiele, żebym w tak krótkim czasie zorientował się w sytuacji. Na co dzień nie pracowałem w takich warunkach, i prawdę mówiąc, nawet na mnie widok zmiażdżonego ciała wywarł niemałe wrażenie. Nie byłem do końca odporny na drastyczne widoki, choć mogłem sprawiać inne wrażenie. Byłem natomiast pewien, że gdyby nie adrenalina, która płynęła mi wtedy we krwi, nie dałbym rady nic zrobić.

- Nie ruszaj się. Już do ciebie idę - rzuciłem głośno do kobiety, która była pasażerem. Nie wyglądała dobrze, ale była świadoma. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdyby tylko była w stanie samodzielnie wydostać się z pojazdu, to rzuciłaby się na pomoc swojemu dziecku, bo to właśnie z jej ust usłyszałem, że było ono obecne razem z nimi. Obchodząc auto, tylko przelotnie zerknąłem na tylne siedzenie i minąłem Hayley jakby była niewidzialna. Widziałem, że była w głębokim szoku. Jej spojrzenie... Tak dobrze je znałem i doskonale wiedziałem, co oznacza. Nie było jednak teraz na to czasu. Priorytetem stało się dla mnie udzielenie pomocy osobie, która potrzebowała jej najbardziej.
- Zobacz co z nim - rzuciłem jedynie, może wytrącając ją tym z transu. Jednocześnie wziąłem z jej ręki apteczkę, z którą przeniosłem się na drugą stronę. Ktoś już ubiegł mój kolejny krok i wzywał pomoc, słyszałem jak w nerwach wręcz krzyczy do telefonu, nie ułatwiając dyspozytorowi zadania. Wszyscy chcieli zdążyć z pomocą w czasie, którego po prostu nie mieliśmy, co dochodziło do mnie coraz mocniej. Mimo to wciąż robiłem wszystko, co w mojej mocy, w myśl tego, że nadzieja umiera ostatnia.

Otwarcie drzwi od strony pasażera okazało się trudniejsze niż myślałem, choć nawet w połowie nie były tak wgniecione jak te od strony kierowcy. Następnie zacząłem szukać w apteczce noża, którym chciałem rozpiąć pasy. Auto stało się śmiertelną pułapką, ale wydostanie kobiety ze środka zdawało się być jedyną szansą na ratunek. Jako lekarzowi, na pewno łatwiej było mi podjąć taką decyzję. Bałem się, że auto może się zapalić w każdej chwili, więc ewakuacja rannych nie mogła dłużej czekać. Wkrótce udało mi się wyciągnąć kobietę z auta, co nie należało do najprzyjemniejszych widoków. Miałem wrażenie, że przy życiu trzyma ją tylko niepewność o stan dziecka.


@Hayley Wright
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadków, poważnych chorób, śmierci.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

W jednej chwili poczuła, że nie jest w stanie podejść bliżej. Nie mogła oderwać wzroku od ciała kierowcy, jednocześnie czując wewnętrzny przymus pomocy dziecku za jego siedzeniem. Ten przymus palił ją do żywego, wywracał wszystkie myśli do góry nogami, jednocześnie mimowolnie ciągnąc do zwiniętego w harmonijkę przodu samochodu. Kierowca był niemożliwy do zidentyfikowania. Wszędzie dookoła płynęła krew, leżały strzępki ciała, ubrań, jakichś materiałów, blacha i mnóstwo szkła. Tak dużo, że wbiło się w ciało kierowcy, pokiereszowało twarze siedzących z przodu ludzi, powbijało się w tapicerkę i rozsypało po chodniku. Zrobiło jej się słabo, ale ten przymus działania nie pozwolił na żaden akt słabości poza całkowitą niemożliwością wykonania ruchu. Nawet głos Sevastiena i moment przejęcia apteczki, okazały się niewystarczającym bodźcem do popchnięcia jej w kierunku wgniecionych drzwi zmasakrowanego auta. Bała się, że zrobi im jeszcze większą krzywdę, jednocześnie tak bardzo koncentrując się na najmłodszym uczestniku wypadku, że wręcz nie zauważyła momentu w którym jej towarzysz starał się wyciągnąć cierpiącą kobietę. Dopiero jej wrzask bólu zadziałał na Hayley otrzeźwiająco. Na krótki moment przeszył ją na wskroś, jakby ktoś wbił sztylet prosto w brzuch, a później przeszedł w lament tak rozdzierający, że każda sekunda bezlitośnie katowała psychikę. Ten wrzask, płacz i błaganie o pomoc, miało wypisać się w pamięci Hayley już na zawsze. Kobieta majaczyła coś o dziecku, umieraniu i bólu, nie miała siły mówić, ruszać się, wykazywać niemal żadnych oznak życia, poza tymi pełnymi błagania oczami. Szukała wzrokiem dziecka, nie potrafiąc zaznać spokoju, aż w końcu jej zmęczone, zielone oczy zatrzymały się na twarzy Sevastiena. Chwyciła go za dłoń, desperacko, ostatkiem sił błagając o ratunek dla synka.

Ktoś ją odsunął. Nie mogła tak stać na środku i przeszkadzać samą swoją postawą. Powinna teraz posłuchać polecenia, dopaść do drzwi i zrobić wszystko żeby je otworzyć, ale cholera, nie była w stanie poruszyć ani jednym palcem. Obserwowała bezczynnie jak całkiem obcy człowiek mocuje się z klamką, otwiera drzwi i wyciąga nieprzytomne dziecko, a później kładzie je w bezpiecznej odległości na chodniku. W tym momencie była tak blisko, że wystarczyło tylko ukucnąć, wyciągnąć dłoń i sprawdzić czy żyje, ale ta myśl znów powstrzymała wszystkie świadome procesy. Zamiast tego w osłupieniu patrzyła jak nieznajomy odpina kurteczkę dziecka, sprawdza oddech i zaczyna kląć tak siarczyście, że gdyby nie okoliczności, uznałaby to za niewłaściwe. Ten człowiek nie wiedział co robić, gorączkowo miotał się przy malutkim ciałku, szukając w tłumie kogokolwiek, kto podjąłby się resuscytacji.
- Pięć wdechów... – wyjąkała nieświadomie. Mężczyzna podniósł wzrok, zaskoczony tym niespodziewanym obrotem sytuacji, a później odchylił głowę dziecka i wtłoczył mu do ust powietrze. Coś się zmieniło, ale nie poczuła ulgi dopóki klatka piersiowa malucha nie zaczęła miarowo unosić się i opadać. Dopiero teraz zrozumiała, że resuscytacja nie będzie potrzebna

@Sevastien Sheremetyev
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sevastien Sheremetyev
Awatar użytkownika
33
lat
191
cm
lekarz internista
Techniczna Klasa Średnia
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

Czasem dziwiłem się sam sobie, skąd brałem tyle wewnętrznej siły. Żeby pomóc poszkodowanej, musiałem się całkowicie wyłączyć. Nie mogłem dopuścić do głosu żadnych emocji ani rozpraszać się tym, co działo się dookoła, bo czułem, że mam naprawdę niewiele czasu. Nawet jeśli nie do końca wierzyłem już w to, że można zrobić cokolwiek, to musiałem się postarać, żeby kobieta cierpiała jak najmniej. Nikt nie powinien umierać w takich okolicznościach, na oczach kilkunastu ludzi, w centrum miasta, w biały dzień. Najgorsza była jednak troska o jej dziecko, jedyną rzecz, jaka trzymała ją przy życiu. Można było odnieść wrażenie, że gdyby umarła w tej chwili, to jej dusza już nigdy nie zaznałaby spokoju w obawie o dalsze losy dziecka. Nie mogłem tego zignorować, więc gdy kobieta po raz kolejny wspomniała o swoim synu,, podniosłem wzrok, szukając Hayley. Zobaczyłem, jak ktoś wręcz ją odpycha, żeby dostać się do auta. Ta sama osoba po chwili położyła dziecko na chodniku, i choć nie widziałem dobrze z tej perspektywy co się dzieje, to miałem przeczucie, że będzie dobrze. Co prawda nim zobaczyłem na twarzach gapiów cień ulgi, który pojawił się z chwilą, gdy dziecko zaczęło z powrotem oddychać, to miałem wrażenie, że minęła cała wieczność.

Złapany nagle za rękę, spojrzałem ponownie na matkę. Cały ten czas próbowałem zatamować największe krwawienie, jednocześnie próbując utrzymać kobietę przytomną, mówiąc do niej.
- Nic mu nie będzie. Zajmiemy się nim. Ale hej, musisz zostać ze mną, dobra? - Odezwałem się, widząc jak kobieta zaczyna odpływać. Chwilę później usłyszałem w oddali dźwięk karetki, który coraz głośniej odbijał się od murów mijanych budynków. Tuż za nią jechała policja i straż pożarna, ale to już nie miało znaczenia. Jak mantrę powtarzałem sobie w myślach - szybciej. wytrzymaj; szybciej; wytrzymaj jeszcze trochę...
Wreszcie ktoś zaczął rozganiać ludzi, żeby zrobić miejsce uprzywilejowanym pojazdom. Gdy tylko drzwi karetki otworzyły się, zawołałem ratowników, machając wolną ręką, żeby bez trudu ściągnąć ich uwagę. Dopiero teraz rozpoczęła się prawdziwa walka. Przejęli pacjentkę, jednocześnie wysłuchując mojej relacji, co choć trochę ułatwiło im pracę i przeważyło szalę na naszą stronę. Ranna musiała jednak jak najszybciej trafić do szpitala, a wraz z nią jej dziecko, które mogło odnieść niewidoczne z wierzchu obrażenia.


@Hayley Wright
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadków, poważnych chorób, śmierci.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy
Uwaga. Ten post zawiera: śmierć, wypadek samochodowy.

Dźwięk syren alarmowych wydał jej się całkowicie nierealny, tak samo jak sytuacja, w której mimowolnie się znaleźli. Nie była w stanie się poruszyć, kiedy tłum ustępował miejsca przeciskającym się ratownikom. Zlała się z otoczeniem, zniknęła pomiędzy ludźmi w całkowitym, nieodpuszczającym afekcie i nijak nie była w stanie poradzić sobie z emocjami, nawet kiedy lekarze otoczyli dziecko leżące tuż obok jej nóg. Ktoś znowu ją odepchnął, kiedy jeden z medyków ukucnął przy maluchu sprawdzając funkcje życiowe. Mogła na bieżąco obserwować sytuację, zrelacjonować ją później Sevastienowi, ale nie potrafiła zmusić się do zapamiętania następujących po sobie części składowych całej procedury i to wcale nie tak, że nie znała pierwszej pomocy. Znała doskonale. Uważała ją za jedną z najważniejszych umiejętności w życiu każdego człowieka, a jednak, kiedy doszło do wypadku, coś ją obezwładniło. Nie była w stanie udzielić pomocy, ani płakać, ani nawet modlić się o ratunek. Po prostu stała sparaliżowana, patrząc jak strażacy rozkładają parawan dookoła samochodu i słuchając pierwszego płaczu dziecka, który mógł przynieść matce cień ulgi. Oznaczał, że maluch faktycznie żyje, może złapać oddech i jest pod opieką sanitariuszy. Wszystko toczyło się niezależnie od niej, ktoś relacjonował coś policjantom, strażacy przystąpili do zabezpieczania miejsca zdarzenia, ratownicy robili wszystko, żeby uratować te dwa kruche życia, które jeszcze miały szansę, a Hayley... wciąż nie mogła opanować własnego ciała. Była jak oderwana od rzeczywistości kukiełka, nieprzydatna i bezsensowna. Robiła sztuczny tłum dookoła wypadku, uniemożliwiając wszystkim sprawną pracę, a przecież działo się tak wiele. Jak przez mgłę słyszała rozmowy dookoła, nosze tłukły się wkładane do karetki, to dziecko ciągle płakało, ludzie zaczynali coś gadać, ktoś zawodził i krzyczał, a ona po prostu stała jak oderwana od rzeczywistości.

Któryś z policjantów stanowczym tonem nakazał się odsunąć, zrobiła krok w tył, wbiła wzrok w potłuczone szkło na jezdni i zastygła. Cały czas, za każdym razem kiedy zamykała oczy, widziała przed sobą kierowcę tuż przed i tuż po wypadku. Drgnęła. To była jakaś nowość, która zapoczątkowała całą lawinę reakcji organizmu. Zupełnie nagle, całkiem niespodziewanie całe ciało zaczęło się trząść, a emocje dopuściły do głosu więcej świadomości i pierwsze wyrzuty sumienia. Zapragnęła zniknąć, czując jak do oczu napływają łzy, ale szok wcale nie minął, wypierając większość naturalnych reakcji na zaistniałą sytuację.


@Sevastien Sheremetyev
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sevastien Sheremetyev
Awatar użytkownika
33
lat
191
cm
lekarz internista
Techniczna Klasa Średnia

Drzwi karetki wreszcie się zamknęły, a pojazd odjechał na sygnale, kontynuując ten nierówny pościg z czasem. Zdecydowałem się zostać na miejscu, choć gdybym tylko chciał, mógłbym zabrać się razem z ekipą ratunkową. W zamian obiecałem, że dotrę o własnych siłach jak najszybciej to możliwe. Póki co miałem parę innych spraw do załatwienia, tym bardziej, że zrobiłem już wszystko, co mogłem. Tak przynajmniej chciałem myśleć...

Nagle zrobiło się strasznie cicho, choć było to tylko złudzenie. Dookoła wciąż panował chaos, różni ludzie kręcili się wte i wewte, krzycząc słowa, których już nawet nie rejestrowałem. Miałem ochotę usiąść na chodniku, ogarniętym bezradnością, ale broniła mnie przed tym myśl o Hayley. Gdy tylko wziąłem pierwszy, głęboki oddech, od razu zacząłem szukać jej wzrokiem w tłumie. Nie przyniosło to żadnego skutku, więc wmieszałem się między ludzi, ignorując ich spojrzenia. Nie zwracałem uwagi na to, że byłem cały poplamiony krwią, ani na to, że twarz postarzała mi się nagle o dobre dziesięć lat pod natłokiem zmartwień, które nieoczekiwanie spadły mi na barki. Nie było już śladu po uśmiechu i odprężeniu, które towarzyszyło nam jeszcze godzinę temu. Miły dzień przerodził się w koszmar, który stał się właśnie moim nowym celem.

Osobiście byłem przyzwyczajony do śmierci, choć skłamałbym mówiąc, że to wydarzenie nie wywarło na mnie wrażenia. Na co dzień miałem jednak styczność z znacznie mniej drastycznymi przypadkami. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ile razy znalazłem się w takiej sytuacji jak ta, a i tak nie miałem pewności, czy ta nie była najgorsza ze wszystkich. Na pewno miała odcisnąć na mnie swoje piętno, ale mimo wszystko lata doświadczenia nie pozwoliły na to, żeby to wszystko mnie przerosło.
Wiedziałem natomiast, że dla zwykłego człowieka taki widok może okazać się druzgoczący. Nie mogąc znaleźć Hayley, zacząłem się niepokoić o jej stan. Teraz to pomoc jej stała się moim priorytetem. Wizyta w szpitalu, ewentualna rozmowa z policją - to wszystko musiało poczekać.

Wreszcie wypatrzyłem ją wśród ludzi. Stała w miejscu, kompletnie roztrzęsiona i zagubiona, czemu zupełnie się nie dziwiłem. Widziałem to już przedtem w jej oczach, tych samych, które jeszcze niedawno świeciły radosnym blaskiem, a teraz wypełnionych przerażeniem i bezsilnością. Tak bardzo, bardzo chciałbym teraz cofnąć czas... Jeśli nie zapobiec wypadkowi, to chociaż zamienić się z Hayley miejscami w kawiarni lub chociaż powstrzymać ją przed podejściem do auta. Nie powinna była tego widzieć.

Być może błędnie, ale niemal bez ostrzeżenia zbliżyłem się do kobiety. - Hay - zdążyłem jedynie ją zawołać, nim otoczyłem ją ramieniem i przytuliłem, nawet jeśli musiałem to zrobić trochę na siłę. - Tu jesteś. Nic Ci się nie stało? - Zapytałem, musząc wziąć taką możliwość pod uwagę. Dookoła tyle się działo, że naprawdę nietrudno było o zrobienie sobie krzywdy. Wystarczyło mocniejsze popchnięcie. - Chodź, musimy stąd pójść - dodałem, chcąc jak najszybciej zabrać ją z tego miejsca, co mogło nie być takie proste. Osoby, które były w takim szoku, bardzo często zachowywały się, jakby wrosły w ziemię i nie potrafiły oderwać wzroku od punktu, który ten stan wywołał.


@Hayley Wright
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadków, poważnych chorób, śmierci.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy

Czuła się tak, jakby ktoś zanurzył ją w wodzie po sam czubek głowy. Prawie nic nie słyszała, jednocześnie z jakiegoś powodu wiedząc, że Sevastien jej szuka. Być może był to jakiś rodzaj intuicji albo zwyczajna znajomość jego charakteru, ale wcale nie poczuła spokoju. Bała się jego wzroku; pełnego namacalnego zawodu i mniej lub bardziej wyrażonych wyrzutów, za brak działania w sytuacji tak ważnej, że ważniejszej nie mogła sobie wyobrazić. Nic nie zrobiła. Ta świadomość wrzynała się w głowę, rozdzierała całą klatkę piersiową, uniemożliwiała oddech, skręcała wszystko w środku i piekła jak posypana solą rana. Widziała tych ludzi. Słyszała błagający o ratunek głos, dźwięczący cały czas w uszach i nie mogła sobie wybaczyć, że właśnie w tej sytuacji pozwoliła samej sobie na przeżywanie własnego dramatu. To było całkowicie wbrew wszystkim zasadom moralnym, którymi próbowała kierować się w życiu, gdy tymczasem rzeczywistość bezlitośnie z niej zakpiła.

Odsunęła się dwa kroki. Pragnienie ucieczki przybrało na sile, ale nie mogła poruszyć się w żaden świadomy sposób. Instynktownie zlała się z ludźmi wokół, jakby miała nadzieję, że nie znajdując jej, Sevastien po prostu odpuści i nigdy nie wyrazi tego wszystkiego, co miał prawo powiedzieć. W przeciwieństwie do Hayley, doskonale wiedział co powinien zrobić, gdy tymczasem szukał jej w tłumie odkładając wszystkie, dużo ważniejsze rzeczy na bok. Była kulą u jego nogi i po raz pierwszy dotarło do niej jak bardzo pomyliła się co do samej siebie. Nigdy nie będzie w stanie mu dorównać, zareagować tak, jak on zareagował...

Usłyszała jego głos, nagle czując jak ciężkie ramiona oplatają jej zziębnięte ciało. Dotarły do niej nowe bodźce, z których najgorszym okazał się metaliczny smród krwi z jego koszuli. Ubrudził ją, ale poza ciepłem przesiąkającym przez gruby materiał zimowej sukienki i tym strasznym zapachem, nie czuła kompletnie nic nowego. W innych okolicznościach pewnie ogarnęłaby ją cała masa emocji, kiedy tym czasem wciąż pochłaniały ją wszystkie procesy wewnętrzne jakie zachodziły w jej ciele. Nie tego się spodziewała, ale chyba wreszcie poczuła namiastkę bezpieczeństwa, której tak desperacko szukała. Powinno zrobić jej się lepiej, ale cały ten ciężar jaki dotąd czuła stał się jeszcze wyraźniejszy, kiedy zaczął do niej mówić. Nie do końca docierało do niej znaczenie słów, ale odblokowały się kolejne procesy psychiczne. Nagle skuliła się w jego objęciach, schowała twarz w dłoniach i ryknęła głośnym płaczem całkiem wbrew swojej woli.
- Przepraszam – Niemal krzyknęła, nie kontrolując siły swojego głosu. Wszystkie nagromadzone wyrzuty wobec samej siebie, musiały znaleźć ujście, nawet jeśli nie była w stanie rozwinąć swojej myśli. Wciąż nie umiała zmierzyć się ze świadomością, że przez jej brak reakcji to dziecko mogło umrzeć w pogniecionym wraku samochodu, mimo wyraźnej prośby, którą do niej skierował jeszcze chwilę temu.
- Przepraszam... – powtórzyła jeszcze raz, a później kolejny. Tylko na tyle było ją teraz stać, choć w głębi duszy wiedziała, że żadne słowa nie zastąpią braku odpowiedniej reakcji. Były kompletnie nieistotne, nawet jeśli powtarzała je w kółko z wyraźną trudnością i desperacją.

@Sevastien Sheremetyev
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Sevastien Sheremetyev
Awatar użytkownika
33
lat
191
cm
lekarz internista
Techniczna Klasa Średnia
Przytulając ją do siebie, starałem się nie roznosić krwi. Było jej trochę na koszuli, której jasny kolor mocno kontrastował z już brunatnymi plamami, ale ręce dzięki jednorazowym rękawiczkom znalezionym w apteczce udało mi się zachować względnie czyste. Starałem się pamiętać o wszystkim, także o swoim bezpieczeństwie. W takich sytuacjach, gdy liczyła się chwila, nigdy nie byłem pewien, czy czegoś nie przeoczyłem, ale jak dotąd jeszcze się nie zdarzyło, żeby zgubiła mnie rutyna lub zmęczenie.
Płacz, jaki targnął Hayley, niespodziewanie ścisnął mnie za serce. Znacznie łatwiej było mi reagować na tragedie obcych ludzi. Hayley zdążyłem poznać na tyle, by móc domyślić się, jakie to wszystko było dla niej trudne. Nie potrafiłem też znaleźć odpowiednich słów pocieszenia. Oklepane "wszystko będzie dobrze" kompletnie nie miało tu racji bytu, bo kogo chciałem oszukać? Nie wyglądało to dobrze.
- Nie zrobiłaś nic złego, Hayley - powiedziałem, głaszcząc ją uspokajająco po plecach, gdy stała taka wtulona w moje ciało. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby porównywać ją do siebie w tej sytuacji. Ani jej, ani nikogo innego. Do takiej oceny mogły posunąć się jedynie osoby, które nie miały pojęcia o czym mowa, które nigdy nie doświadczyły bezsilności ani nie były świadkami takiej tragedii. Tak naprawdę dopóki się nie znajdzie w takiej sytuacji, to nigdy nie wiadomo, w jaki sposób się zareaguje. W każdym innym przypadku to jedynie gdybanie.
Hayley najwyraźniej nie była jeszcze gotowa na taką próbę. Musiałem teraz zrobić wszystko, żeby pomóc jej się z tego otrząsnąć, co paradoksalnie było większym wyzwaniem niż zatamowanie krwawienia przed chwilą.
- Zaprowadzę Cię teraz do mojego auta, usiądziesz tam i poczekasz aż wrócę, dobrze? Pojedziemy wtedy do szpitala. Ktoś powinien Cię zobaczyć. A potem odwiozę Cię do domu. Możemy tak zrobić? - Zacząłem mówić spokojnie i wyraźnie, jednocześnie próbując zyskać pewność, że moje słowa faktycznie do niej docierają. Wiedziałem, że w tym stanie nie będzie potrafiła podjąć żadnych decyzji, a co dopiero samodzielnie wrócić do domu. Mogła się ze mną nie zgadzać odnośnie wizyty w szpitalu, ale nie zamierzałem odpuszczać. Musiała dostać leki na uspokojenie. Nie zamierzałem pozwolić na to, żeby się niepotrzebnie męczyła, skoro istniało doraźne rozwiązanie problemu; jedynego, któremu realnie byłem w stanie zaradzić na tę chwilę. Zależało mi też na tym, żeby wiedziała, co dokładnie będzie teraz się działo. Niewiele wiedziałem o psychologii, ale z doświadczenia wiedziałem, że to daje złudne poczucie kontroli nad sytuacją i tym samym przynosi spokój. Bardzo liczyłem na to, tak to właśnie za działa.
Po chwili wdrożyłem swój plan w życie i pomogłem Hayley wyjść z tłumu, po czym skierowaliśmy się do zaparkowanego nieopodal auta.
- Postaram się wrócić jak najszybciej - zapewniłem ją, otwierając drzwi od strony pasażera, gdzie miała usiąść i czekać. Nie było to raczej miejsce, w którym zaznałaby spokoju, bo wciąż dość dobrze było widać zza szyby parawan i grupkę ludzi, ale przynajmniej było cicho.
Zostawiwszy Hayley, w pierwszej kolejności udałem się do kawiarni, żeby zabrać nasze rzeczy i zostawić banknot, który pokrywał całe zamówienie. Następnie wróciłem jeszcze do miejsca wypadku, żeby upewnić się, że nie jesteśmy tu już potrzebni. Całość zajęła mi maksymalnie kwadrans, po którym truchtem wróciłem do auta. Upewniwszy się, że wszystko w miarę gra, odpaliłem silnik i próbując wykrzesać z siebie jeszcze trochę koncentracji, ruszyłem spod kawiarni. /zt

@Hayley Wright
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadków, poważnych chorób, śmierci.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hayley Wright
Awatar użytkownika
28
lat
168
cm
luzak
Nowi Zasobni Pracownicy

Zachowanie Sevastiena zmusiło organizm Hayley do reorganizacji podejmowanych działań. Ciepło, które od niego biło i delikatny dotyk na plecach, pozwoliły mięśniom na przynajmniej częściowe rozluźnienie, dzięki któremu fizycznie coś zaczęło ulegać zmianom. Do głosu dochodziło trochę więcej emocji, które pomimo głośnego płaczu i dominacji kortyzolu we krwi, przebijały nieśmiało przez szczelną dotychczas kurtynę.
- Nie zrobiłam nic – Poprawiła go, ale nawet kiedy wypowiadane słowa mogły zostać uznane za niepokojące, sam fakt, że wreszcie zaczęła rozumieć co się do niej mówi i zwracać na to uwagę, był w jakimś sensie pozytywny. Może właśnie dlatego, kiedy zaczął objaśniać jej swój plan działania, była w stanie kilkakrotnie kiwnąć przecząco głową. Wzmianka o szpitalu wywołała kolejną falę emocji, której nie potrafiła zatrzymać. Mięśnie znów zaczęły się trząść, a w głowie brzmiał tylko niewypowiedziany dotąd sprzeciw. To nie ona potrzebowała pomocy medycznej. W tym szpitalu była teraz tamta kobieta, to dziecko, któremu nie pomogła i chociaż ten strach mógł wydawać się całkowicie irracjonalny, to znów pojawił się tak silnie, że zapragnęła uciec. Jakby samo zetknięcie z miejscem ich przebywania miało postawić ją bez tarczy przed kolejnymi wyrzutami sumienia. Nie mogła nawet powiedzieć sobie, że zrobiła wszystko co w jej mocy żeby im pomóc, ale zgodnie z przypuszczeniami Sevastiena nie była w stanie zaproponować żadnego logicznego rozwiązania. Nawet instynktowna potrzeba powrotu do domu, nie skłoniła jej do wyjawienia swojej myśli na głos, kiedy ostrożnie prowadził ją w kierunku swojego samochodu. Szła sztywno i ociężale, miała wrażenie, że nogi wrosły w ziemię przez ostatnie kilkanaście, może już kilkadziesiąt minut, jednak na siedzeniu pasażera znowu wrócił koszmar sprzed chwili. Znów skuliła się w kłębek, zanosząc się głośnym płaczem, który tym razem doprowadził do skrajnego zmęczenia, bólu głowy i nudności. Żeby je opanować oparła głowę o zagłówek, odwracając twarz w kierunku parawanu. Przez łzy obserwowała działania strażaków i policjantów, tylko dlatego, że nie mogła zamknąć oczu. Za każdym razem prześladował ją obraz zmiażdżonego auta z sylwetkami pasażerów w środku.

Poczuła się niekomfortowo, kiedy Sevastien wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk. Pojawił się kolejny moment irracjonalnego lęku, który tym razem starała się zwalczyć żeby po prostu stąd odjechać. Zniknąć tak, jak tego pragnęła.
/zt

@Sevastien Sheremetyev
Mów mi Imionami lub ksywkami moich postaci. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię nie.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Podstawowe

Osobowość

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odpowiedz