-
Dziękuję, ciociu, ale nie trzeba... Ale wpadniemy z Williamem i tak - zapewnił Laurę, że ją odwiedzi wraz z synem, nawet jeśli nie był zainteresowany poznawaniem tajników mąki, którą w domu miał tylko dlatego, że dzieciak lubił naleśniki. Do niczego innego nie była mu potrzebna.
Na szczęście rozmawiając przez telefon nie musiał kontrolować swoich min, więc gdy po raz setny usłyszał historię o sobie ze wczesnego dzieciństwa, to wymownie spojrzał w sufit. Plus powtarzania tej historii był taki, że ciocia już zwykle nie oczekiwała żadnego komentarza, poza przytaknięciem.
Pilnie zanotował pozostałe składniki, a także kroki jakie powinien wykonać, pomijając przy tym - w jego mniemaniu - mało istotne słowa, takie jak "termoobieg".
-
ILE? 120? TO JA MOŻE JEDNAK PODZIELĘ TO WSZYSTKO PRZEZ DWA... - Rzucił, jeszcze nie wiedząc, że niejasne proporcje, podzielone na dwa z jego wątpliwym talentem matematycznym, są przepisem na katastrofę, a nie ciastka. Nie dopytał zresztą o to, jakiej śmietany powinien użyć, wątpliwości nie wzbudziła w nim również ilość proszku do pieczenia. -
NO DOBRZE, CIOCIU, TO JUŻ CHYBA WSZYSTKO WIEMY. DZIĘKUJĘ ZA PRZEPIS. MOŻE JUTRO ALBO POJUTRZE CIĘ ODWIEDZIMY? - Zaproponował, dopiero po ustaleniu terminu spotkania dodając, że w takim razie zobaczą się wkrótce, a teraz pójdą już spróbować swoich sił w kuchni.
Po rozłączeniu się Tony sprawdził w szafkach, co ma, a czego nie, szybko przeanalizował, bez czego się może obejść, ale i tak nie uniknął wizyty w osiedlowym sklepie. Był nawet skłonny kupić cukier puder, ale nie znalazł go na sklepowej półce. Jednak to raczej nie to stało za przyczyną kulinarnej katastrofy, jaka miała miejsce dwie godziny później. Ciastka dosłownie roztopiły się podczas pieczenia, spaliły na brzegach, a na środku wyglądały kompletnie na surowe, a w dodatku na niejadalne.
@Laura Powell