-
Uroczo wyglądasz, jak grozisz palcem, wiesz? - powiedział, wpatrując się w nią przy tej czynności, by następnie wzruszyć ramionami na kolejne jej słowa, nie podejmując przy tym dalszej konwersacji. Nie tylko dlatego, że "on wie lepiej", ale też i z tego względu, że jeszcze mogliby się pokłócić i spotkanie już na samym starcie byłoby skazane na stratę. Tym razem lepiej odpuścić!
-
O faktycznie. Mój wybór czapki był zupełnie przypadkowy! - zaśmiał się zaraz za nią. Zdanie było co najmniej bez sensu, bo przecież nie miał prawa wiedzieć czym Sparkle go obdaruje, ale kto by się tam przejmował. Ot taki żarcik i tyle. -
I ja również dziękuję - powiedział, odwzajemniając uśmiech. Cieszył się naprawdę, że sprawił jej ten prezent, bo nawet nie chciałby sobie wyobrażać, jakby czuł się głupio, gdyby tego nie zrobił, a ona już tak. Byłby wstyd!
Wsłuchiwał się w jej opowieść. Na dobrą sprawę, Sparkle mogłaby i mu czytać instrukcję robota kuchennego, a on i tak byłby zaangażowany słuchowo, jakby opowiadała mu epicką powieść. Po prostu tak lubił jej głos. -
Śmieszne czasy? Mogło ci się przecież coś stać! A na opierdol zasługiwał tylko ten sąsiad! To był przecież wypadek... - stwierdził oburzony. Gdyby wtedy on był przy tej sytuacji i widziałby podpalacza, ale by mu "przemówił" do rozsądku. -
Mimo wszystko... możesz w sumie przyznać, że miałaś w życiu jakieś ekstremalne przeżycie - dodał później już mniej nabuzowany. Następnie zaśmiał się pod nosem. Coś mu się właśnie przypomniało. -
Ja takich za bardzo nie miałem. Oczywiście poza tą sytuacją, gdy się pierwszy raz spotkaliśmy i ostatecznie nie zszedłem na jakiś poważny wstrząs mózgu, ale... do dziś pamiętam minę przerażonej mamy. To było jeszcze wtedy, gdy mieszkałem w Chorwacji i miałem z osiem lat. Zebraliśmy się rodziną u nas w domu i przyszło otwieranie prezentów. Byłem zdziwiony, że ten, który mi wręczono, był dziwnie ciężki. Ale nie narzekałem, wyobrażałem sobie, że pewnie na mnie czeka coś superowego. Więc otworzyłem go i ukazała mi się jakaś litrowa szklana butelka, bardzo gruba. Miała do tego komplet dwóch szklanek, pamiętam, że były naprawdę ładne! Nie wiedziałem, co było w tej butelce, ba, nawet nie była podpisana. Zawołałem mamę, by mi to otworzyła, bo byłem przekonany, że to zwykły soczek pomarańczowy, a mi się w sumie pić zachciało. Wyglądało to nawet kolorystycznie jak ten sok! Mama podchodzi do mnie i... szok. Okazało się, że ktoś pomylił przy podpisywaniu prezentów mnie z dziadkiem, a dla dziadka była przeznaczona domowej roboty rakija mandarynkowa od wujka od strony taty. I okazało się, że to ojciec się pomylił i zaczęli sobie z niego żartować, że jest nieodpowiedzialnym rodzicem, który chciał upić własnego syna. - przyznał, wzrokiem patrząc gdzieś przed siebie, kierując go bardziej w dół. Teraz taka atmosfera nie była możliwa. Jego rodzice się rozwiedli, ojciec praktycznie z nim kontaktu nie utrzymywał i nie miało się to raczej zmienić. Niby przykre... ale w Anglii miał naprawdę dobrze!
-
A co to było? - spytał, patrząc na stojącą przed nim dziewczynę podejrzliwym wzrokiem. Następnie potarł dłonią miejsce, w którym to Sparkle chwilę temu pocałowała go. Następnie wskazał palcem na drugi policzek. -
A tutaj? Chcesz, by temu policzkowi było smutno? - zapytał. Zwyczajnie się z nią droczył. Nie oczekiwał powtórzenia tej czynności...
Ale to nie znaczyło zarazem, że wcale tego nie chciał!
@Sparkle Fisher