Wiem, co miałem na myśli.
Akurat.
Jake zgrzytnął zębami, wyraźnie obruszony. Nie mógł jednak nic z tym zrobić, nie mógł wyraźnie dać do zrozumienia Learowi, jak bardzo go te słowa oburzyły, bo czuł, że muzyk tylko na to czekał. Pewnie nie ciągnąłby tematu, gdyby podcaster sam tego nie zrobił. Sam pokazał mu, czego może się uczepić. Rozmasował palcami nasadę nosa, kierując cały gniew na samego siebie. Powinien być mądrzejszy, mógł nie rzucać tego rodzaju pożywki, to dawało Learowi przewagę, którą mógł wykorzystać w sposób, który zupełnie nie spodoba się Jake’owi. I pewnie to zrobi. Verdone wypuścił powoli powietrze przez nos, zastanawiając się, jaka odpowiedź będzie najlepsza, bo w tym wypadku pozostawienie tego bez odpowiedzi będzie nawet bardziej wymowne.
-
Czemu w takim razie rozmawiasz z kimś nieporadnym? - zapytał już zupełnie spokojnie, wygrzebując z dna pudełka ostatnią frytkę. -
Nie zależało Ci na kimś bardziej… umiejętnym? -
Nieporadny w uszach Jake’a było poważną obelgą. Miało znacznie szersze znaczenie. Świadczyło o niekompetencji. Czy to naprawdę było słowo, którego chciał użyć Lear? Czy właśnie tak o nim myślał? Skoro odmówił użycia innego określenia?
Znacznie bardziej ochoczo przeszedł do dalszej części poruszanego tematu.
-
Cóż, sam zadbałeś o to, żeby nic nie było widać - odparł luźno, zgrabnie pomijając fragment, w którym musiałby się na głos przyznać, że tak, w istocie, dotyk Leara na jego ciele wywoływał w nim reakcje pożądania. Czego w dalszym ciągu do końca nie rozumiał, nie potrafił objąć umysłem, choć jego ciało po prostu zmusiło go do zaakceptowania tego faktu. Pod wpływem chwili rzucił nawet muzykowi
wyzwanie. Co innego było przyjąć do wiadomości własne odczucia, a co innego o nich rozmawiać - Jake nie wiedziałby nawet jak zacząć. Dlaczego strach mógł być tak ekscytujący? Dlaczego im bardziej wyzbywał typowych ludzkich odruchów, tym bardziej czuł się wolny? I dlaczego to właśnie Lear budził w nim te wszystkie uczucia?
I ponownie - zamiast poświęcić temu dłuższą chwilę, po prostu wpakował sobie do ust dwa kolejne nuggetsy, a wszelkie inne inwazyjne myśli pokonał agresywnym siorbnięciem z rurki swojego shake’a.
-
Skąd w ogóle pomysł, że się martwię… - wymamrotał ledwo słyszalnie pod nosem, próbując złapać językiem uciekającą słomkę i marszcząc brwi tym bardziej, im dłużej musiał za nią gonić. -
Będziesz chyba musiał odwołać parę koncertów, prawda? - dodał jednak już nieco głośniej kilka chwil później. Odstawił shake’a na nocną szafkę, po ostatnim porządnym siorbnięciu, żeby przestał go tak rozpraszać, bo musiał bardziej skupić się na rozmowie. Kto wie, może przyłapie Leara na nieuwadze.
Ale po wysłuchaniu odpowiedzi muzyka stało się jasne, że nie da się on tak łatwo podejść. Spodziewał się tego, ale trochę liczył na szczęście.
-
Mhmm… - spapugował pomruk Leara, wodząc wzrokiem po suficie i prawdopodobnie zbyt głośno oblizując palce. -
Myślisz, że mnie to zasmuciło? Jakby, domyśliłem się po tym jak zmiażdżyłeś te dwie żarówki. - Wzruszył ramionami, choć muzyk nie mógł tego zobaczyć i wbrew sobie poczuł echo strachu, które mu towarzyszyło, kiedy obserwował mężczyznę podczas tej czynności. Bo wtedy był straszny, wtedy wyglądał dokładnie jak seryjny morderca, którego opisywał w swoim podcaście. Jak maniak. Zdecydowanie jak ktoś, przed kim powinien uciekać, a nie stać jak kołek pod ścianą czekając na niewiadomo co. I tylko dalej go prowokując. Czy Jake miał życzenie śmierci? Kiedy tematyka twojego podcastu staje ci się tak bliska, że sam zaczynasz wchodzić w ten schemat…
Potrząsnął głową, starając się zachować
czystość myśli, nie reagować na odgłosy wydawane przez Leara i nie dać się wciągnąć w rozważania na temat rozbudzania, tylko odwrócić kota ogonem.
-
Oooh, jaka więc szkoda, że pod koniec zostałeś zupełnie z niczym - teatralnie zmartwiony, trochę od niechcenia zaakcentował specjalnie dwa ostatnie słowa, uśmiechając się przy tym powoli i szeroko, zupełnie jak kot z Cheshire. Z niczym znaczy: rozbudzony i bez swoich narkotyków. Jakże Jake’owi było z tego powodu przykro. Aż nawet zachichotał pod koniec.
Dobry humor utrzymał mu się również podczas rozmowy o zdjęciu, ale przez wyjątkowo krótką odpowiedź Leara wyczuł, że nie jest to temat, który chciałby on ciągnąć. Uśmiech Verdone’a zaczął powoli blednąć. Dlaczego? Dlatego że niespodziewanie dotknął życia prywatnego muzyka, o którym miał nie wiedzieć, czy dlatego, że wspomnienia niosły ze sobą ładunek emocjonalny? Dalsza wypowiedź mężczyzny sugerowała zdecydowanie to drugie. Swego rodzaju ból wyczuwalny w krótkim “tak”, a także niezwykle spokojny ton głosu, jakiego jeszcze u niego nie słyszał, pełen nostalgii i goryczy, sprawiły, że Jake stracił wszelką ochotę na dalsze dokazywanie. W przypadku takiego ładunku emocjonalnego to po prostu nie wydawało się w porządku. To mogła być manipulacja ze strony Leara, miał tego świadomość, ale Verdone nie mógł powstrzymać się od ludzkiego odruchu współczucia, od zejścia z tonu i podejścia do sprawy zupełnie inaczej, szczególnie, że podskórnie po prostu czuł, że wypowiedź muzyka była autentyczna.
Od dawna jestem martwy.
Nie jest szczęśliwy, bo od dawna jest martwy. Kim był jako żywy i kim jest jako martwy?
-
To bardzo smutne - stwierdził tym samym cichym tonem, co wcześniej. Neutralnym, ale nie mógł się powstrzymać od pewnej dozy współczucia, bo co musiał przejść ten uśmiechnięty chłopiec, żeby teraz mówić o sobie, że jest martwy? Jake bezwiednie przesunął palcem po postaci Leara-dziecka, pogrążając się znów w swoich myślach. -
Czy jako żywy byłeś szczęśliwy? Nie masz wspomnień, których mógłbyś się trzymać? - Czy były zbyt słabe, żeby Lear zaczął mówić o sobie inaczej? Po raz pierwszy zobaczył w muzyku człowieka, po raz pierwszy dostrzegł jego ludzką stronę i nie był to widok, którego się spodziewał. Otoczony tymi, których kochał, promiennie uśmiechnięty chłopiec - to nie był typowy rys seryjnych morderców.
Nieco ociężale sięgnął po coś do pisania.
Po słowach muzyka, uwaga Jake ponownie skupiła się na zdjęciu, ale tym razem na jego odwrocie, gdzie oprócz daty i nazwy miejsca wykonania fotografii, znajdowały się tajemnicze dopiski.
-
Byłem całkiem niezłym uczniem - mruknął krótko, bardziej skupiając się na dziwnych wyliczeniach Leara, które słyszał w tle. Rosnące liczby, z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej. Jake zmarszczył czoło, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. I nie doczekał się, ale skrzętnie zapisał wskazane przez muzyka cyfry. I
inicjały Leara. Podcaster poruszył się niespokojnie, czując ten przypływ ekscytacji, który zawsze mu towarzyszył, kiedy śledztwo zaczynało wreszcie ruszać do przodu. Co prawda w tym momencie miał pojęcia czy rusza, ale miał już bardzo konkretne coś, nad którym mógł pracować. To znaczy będzie mógł, jak tylko zrozumie, czym jest ta liczba. Milczał przez dłuższą chwilę, starając się podejść na różne sposoby do tego, co mu podyktował muzyk i kombinując, jak zadać to jedno właściwe pytanie, kiedy nagle uświadomił sobie…
-
… co oznaczają te liczby? - walnął po prostu, stwierdzając, że właśnie to pytanie najlepiej pomoże mu je zrozumieć. Po co utrudniać sobie jeszcze bardziej życie? Zamilkł, czekając na reakcję mężczyzny.
@Ezra Capehart