Widząc, że koń raczej nie należy do bojaźliwych, tylko wykazuje umiarkowane zainteresowanie otoczeniem, postanowiłem mu dać odrobinę więcej swobody. Dopóki jechaliśmy ulicą, nie planowałem jechać szybciej niż stępem ani wymagać za wiele od konia, bo priorytetem było póki co dojechanie do bardziej przyjaznej drogi, choć ta nie była znowuż tak tragiczna. Mimo to tam, gdzie było to możliwe, wybierałem pobocze zamiast asfaltu, choć ten nie powinien w żaden sposób zaszkodzić karemu, skoro jechaliśmy stępem.
Im dalej od stajni, tym droga i okolica stawały się spokojniejsze, powoli tworząc nam warunki do pracy, choć ta nie miała być nie wiadomo jak wymagająca. Wychodziłem z założenia, że teren jest czasem na relaks, sposobem na oderwanie się od ciężkich treningów, choć akurat nie podejrzewałem Elizabeth o tyranie Sempiternala ponad jego siły.
Dojeżdżając do lasu, zjechałem na środek drogi, której podłoże zmieniło się na znacznie bardziej przyjazne dla końskich kopyt. Także otoczenie stało się bardziej przyjemne, nie licząc może większej ilości owadów, przed którymi jednak byliśmy wystarczająco chronieni, żeby nie cierpieć z tego powodu. Zacząłem wówczas dążyć do tego, żeby koń jednak bardziej przyłożył się do stępa. Działaniem łydek i dosiadu nakłaniałem go do uruchomienia zadu, co w konsekwencji miało doprowadzić do łagodnego zaokrąglenia sylwetki.
Droga do lasu sama w sobie była wystarczająco długa, więc niedługo po wjechaniu na początek szlaku i wstępnym porozumieniu się z ogierem, po paru przygotowujących go półparadach, łydką zachęciłem go do ruszenia kłusem. Od razu zacząłem anglezować, na początku skupiając się na tym, w jakim nastroju był Sempiternal; czy chętnie szedł do przodu, czy raczej wymagał tego, żeby go rozbujać.
@Sempiternal