I’m so fucking antisocial now

Koncert Leara w Londynie - The Rocksteady pub muzyczny - 9/04/2022, godz. 21:00

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
I’m so fucking antisocial now

[001. outfit]



Czasami myślał o ludziach jak o odpadach. Trzeba było ich segregować, chociaż w zasadzie wcale nie trzeba było. Sami się segregowali, tworzyli grupki, określenia, szufladkowali się, dzielili, oznaczali - jak farmer oznacza krowy i świnie na farmie. Czasami zastanawiał się jak to się stało, że sam jest człowiekiem, że należy do rasy ludzkiej, tak po prostu. Przecież nie czuł się tak, jak inni. Rzecz jasna nie miał tak naprawdę pojęcia co czują inni, ale patrząc na nich wyobrażał to sobie i to mu wystarczało. Czy naprawdę mógł bardzo się mylić? Jeżeli grubas stoi w kolejce po hamburgera z frytkami i dietetyczną colą, w południe, w rozgrzanym wnętrzu osiedlowego fast fooda, ociekając potem, to oczywistym jest, że samolubnie chce się nawpierdalać. Chce wypełnić swój rozepchany żołądek po brzegi i w tłustej dupie ma to, czy innym nie przeszkadza jego wygląd albo smród. Pewnie po drodze puszcza bąki po cichu, aby nikomu nie było z tym wszystkim łatwiej. Andrew czasami myślał sobie, że takie śmieci mógłby sprzątać nawet za darmo. Na pewno zrobiłby tym wielu ludziom przysługę.
Na całe szczęście nie czuł się tak do końca beznadziejnie, bo zdawał sobie sprawę, że na świecie są również istoty (bo nazwanie kogoś ciekawego człowiekiem to takie pospolite), które są warte uwagi, które z jakiegoś powodu nawet mu tak bardzo nie przeszkadzają. Co prawda było ich niewiele, ale gdyby nie było ich wcale, to chyba nie miałby ochoty wstawać codziennie rano, żeby krzywić się na widok swojego odbicia w lustrze, myć zęby, jeść nudne śniadanie, iść do nudnej pracy (która miała swoje plusy - książki), wracać do nudnego mieszkania, jeść kolejny nudny posiłek i po przespanej nocy powtarzać wszystko od nowa. Ostatnio nawet nie cieszył się tak bardzo, gdy dostawał zlecenie w swojej drugiej pracy. Co prawda każda akcja równała się wyzwaniu i wypróbowaniu swoich nowych umiejętności, których nauczył się podczas poprzedniego razu, ale miał wrażenie, że brakuje mu jakiegoś elementu fascynacji, emocji, może zaskoczenia.
Wszystko zmieniło się kilka dni temu, kiedy zdał sobie sprawę, że jeden z jego klientów przez zupełny przypadek poznał jego adres. To mogło zakończyć się bardzo niepożądane i chociaż uważał swoje życie za stosunkowo nudne, to nie chciał zamieniać go na egzystencję za kratkami. Dlatego więc spakował się, rozesłał wypowiedzenia umowy najmu mieszkania, umowy internetu, telefonu i prądu, po czym spakował najpotrzebniejsze rzeczy, wpakował je do auta i odjechał. Plan był taki, że po prostu pojedzie przed siebie i zobaczy co dalej - zajebiście ambitnie. Zatrzymywał się na jakiś czas w różnych, większych miastach, żyjąc z oszczędności. Jednym z takich przystanków okazał się Londyn. Od tygodnia spał w przydrożnym motelu, zastanawiając się gdzie zatrzymać się na stałe. Duże miasta były w porządku, ale może lepiej było przyczaić się w mniejszej miejscowości, może nad oceanem? Zawsze chciał mieszkać gdzieś niedaleko plaży.
Przeglądając najnowsze oferty pracy z różnych części Wielkiej Brytanii, natknął się przypadkiem na reklamę koncertu, który miał odbyć się nazajutrz w Londynie. Przez chwilę wpatrywał się w dziwnego kolesia w masce, a potem nagle znalazł się w tłumie jego fanów. Sam nie wierzył, że faktycznie tutaj przyszedł, im więcej spoconych cielsk się o niego ocierało, tym bardziej chciało mu się wymiotować. Na samym koncercie było duszno i śmierdziało piwem, moczem i starymi ludźmi - nie pytajcie, Andy sam nie miał pojęcia czemu. Na afterparty wcale nie było lepiej, chociaż tłok był mniejszych, a piwo jakby chłodniejsze. Opierał się brzuchem o ladę przy barze i obdzierał butelkę z etykietki, wdychając przez nos mocny zapach chmielu. Alkohol zdążył całkiem przyjemnie uderzyć mu do głowy.

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy
[outfit]

Wydawało mu się, że świat na chwilę zwolnił. Przyjemne przeciążenie buczało mu w uszach, nadając rytm oddechowi Lear'a. Każde słowo w ustach zdawało się smakować inaczej, mieć inną konsystencję. Gęstość. Nie obchodziło go, gdzie grał i dla kogo, czy był u siebie, czy dusił się w lepkim powietrzu Anglii. Dopóki czuł wibracje biegnące po skórze, był w domu. Nosił go przecież przy sobie. Pod napiętym materiałem spodni czuł, że plastikowa gwiazda wgniata się w jego ciało. Tak przyjemnie, tak znamiennie. Brązowe tęczówki nie śledziły ludzkich twarzy na widowni. Wszyscy zlewali się w jedną, bezpłciową i bezosobową masę. Byli jak śmieszny twór, wymyślony i wykreowany tylko dla tego jednego momentu. Dla jego zadowolenia i ku uciesze. Mężczyzna był w centrum tego kruchego wszechświata, który jednym ruchem dłoni mógł roztrzaskać, unicestwić miliony bezwartościowych istnień, jakie z zamkniętymi oczami, kopały gołymi dłońmi w grząskiej, wilgotnej ziemi, zasypując się w masowych grobach już za życia.

Przedzierając się przez pijackie, głośne szepty, bełkotliwe prośby o zdjęcie, podpisanie się na koszulce czy cyckach, mężczyzna dobił do baru, niczym do upragnionej oazy po wieloletniej tułaczce na pustyni. Futro na ramionach Lear'a przekręciło się, zwisając na lewą stronę, a z jego oczu biło gniewne zrezygnowanie. Nie chciał wychodzić na skończonego chama, chociaż i tak doskonale wiedział, co mówią o nim jego fani. Nie był kretynem i śledził wszystkie informacje pojawiające się w internecie. Zostawiał te wszystkie drobne poszlaki nie dla siebie, tylko żeby zostać zauważonym w inny sposób, żeby ktoś wyjątkowy mógł sięgnąć w głąb jego duszy i umazać dłoń w smolistej ropie zalegającej wokół serca. Panowała jednak cisza. Skostniałe milczenie, tępa pustka, która obgryzała ciało do gołych kości.

- Gin z tonikiem. Ale błagam... zrób podwójny. - Czarna sylwetka oparła oba przedramiona na barowej ladzie, wychylając się lekko do przodu, aby dosięgnąć słowami zrezygnowaną twarz barmana. Lear szybkim, nieco zbyt nerwowym ruchem poprawił czarnego lisa, uderzając swoim łokciem w bok mężczyzny stojącego obok niego. Kurwaaaaa! Są wszędzie. Jak glizdy. Pierdoleni ludzie.

Nie chciał go traktować, jako deskę ratunku. Nie potrzebował go. Równie dobrze mógł wyjść — ale po co, jeżeli noc nie zaścieliła się jeszcze tak ciasno na londyńskich budynkach. Spędzenie nocy w boleśnie zimnej i obcej pościeli, patrzenie się w sufit, jakby ten był dziełem sztuki, nie mogło być już dłużej jego planem na radzenie sobie z przeciążeniem. Rozszerzona przez półmrok panujący w lokalu źrenica, wodziła swobodnie po twarzy mężczyzny. Nieskrępowana, niepłochliwa, przepastnie czarna i tak cholernie pewna siebie, jakby była świadkiem początku świata i wiedziała, kiedy nadejdzie jego koniec. - Udawaj, że znasz mnie od lat. Zajmij mnie sobą. Niech myślą, że to najbardziej angażująca rozmowa w naszym życiu. - Głos Lear'a przeciął panującą wokół nich pozorną ciszę. Sięgnął długimi palcami po słomkę, wkładając ją do niskiej szklanki z alkoholem — końcówkę plastiku wsunął pod aksamitną chustę na twarzy, pociągając dwa łyki, które opróżniły do połowy szkło. W jego głowie wiły się grzechotniki, nerwowo trzęsąc swoimi ogonami. Andy wydawał się okazją, która mogła je uciszyć, na moment zagonić z powrotem w tył czaszki. Nie spuszczał z niego swojego wejrzenia, przyglądał mu się z uwagą, jakby mógł w ten sposób dosięgnąć myśli obcego mężczyzny. Kolejne dwa pociągnięcia przez słomkę opróżniły szklankę. - Jeszcze raz to samo. - Chociaż mówił do barmana i to ku niemu przesunął naczynie, twarz muzyka nadal skierowana była na Anglika. Bądź inny...

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Sam koncert był w zasadzie przyzwoity, chyba nie mógł się przyczepić do samej muzyki i tego, co działo się na scenie. Zdawał sobie sprawę, że jest to jednak obliczone na sukces i gdyby miało się nie podobać, to nie byłoby z tego kasy, a tylko o kasę prawdopodobnie chodziło. Piękne, czyste jak łza idee są może na początku, kiedy artyści dopiero się rozkręcają i w głowie mają jeszcze szczątki dziecięcych marzeń, a co jest potem? Zysk, zysk zysk. Tak przynajmniej mu się wydawało. Oceniał wszystko i wszystkich bardzo surowo, włącznie z samym sobą. Dopił piwo, a ostatni łyk z obdartej butelki był ledwie letni i smakował jak bełty. Andy skrzywił się, po czym szybko zamówił kolejną butelkę prosto z lodówki, aby czymś te szczyny popić. Wiadomo że każdy alkohol na zimno smakuje lepiej (grzaniec to nie alkohol, to abominacja).
Gdy dostał butelkę, pospiesznie upił kilka łyków i odetchnął z niejaką ulgą. W pewnym momencie poczuł, że ktoś się rozpycha. Jak on tego nie lubił. Czemu ludzie nie potrafili uszanować przestrzeni osobistej, tylko pchali się z tymi nogami i rękami gdzie popadnie?
Co się kurwa… — zaczął, powoli przekręcając się w stronę natarczywego łokcia. W zasadzie nie spodziewał się zobaczyć tego, co ukazało się jego oczom. Tam, gdzie spodziewał się zobaczyć twarz, znajdował się tors. Powoli odchylił głowę, wędrując wzrokiem po ramionach, szyi i w końcu materiale zakrywającym prawie całą twarz mężczyzny, a potem po kapeluszu, który dopełniał jego wizerunku. Wyglądał jak… Czy to nie ten facet ze sceny? Nie dokończył swojej myśli o tym, jak nieznajomy się przepycha, bo ten odebrał mu na jakiś czas głos. Poza tym skurczybyk był wielki - jeszcze by go wdeptał w ziemię i nawet nie zauważył. Przez chwilę miał wrażenie, że znajduje się gdzieś na odległej planecie, bo przez chwilę jakby wszystko ucichło i w pomieszczeniu oprócz niego i tego faceta znajdował się tylko kur, który leniwie unosił się w powietrzu pomiędzy nimi. To takie dziwne uczucie, jakby czas się zatrzymał z bliżej nieokreślonego powodu. Wbrew pozorom wcale mu się to nie podobało, bo zwyczajnie nie rozumiał o co chodzi. Miał ochotę zgarnąć swoją butelkę i wziąć nogi za pas. W pewnym momencie popełnił poważny błąd, bo zatrzymał spojrzenie na jego oczach, które wpatrywały się w niego jak dwa wiertła, wwiercające się w jego mózg. Wydawało mu się, że mężczyzna jest w stanie odczytać każdą jego paskudną myśl.
W międzyczasie dotarły do niego słowa, które ubrany na czarno jegomość do niego wypowiedział. Co to była w ogóle za oderwana od rzeczywistości prośba, która według Andy’ego kompletnie nie miała sensu? To uważne, prześwietlające jego ciało i duszę, spojrzenie, którym obdarzał go Lear wcale w tej sytuacji nie pomagał - i być może wcale nie miało pomóc. Co prawda nie był pewien czy umie udawać, że zna tego dryblasa, ale być może da radę, jeżeli chodziło o angażująca rozmowę - przynajmniej angażującą według Andrew.
Oderwał w końcu od niego wzrok, aby się skupić, a potem napił się piwa i lekko stuknął szkłem butelki o szklankę ginu z tonikiem. — Też cię tak wkurwia ten brzęczący tłum? Ta tłuszcza, która przyszła się wyżyć, która przyszła wytrzepać z siebie emocje i stres z całego tygodnia. Szara masa, który po wyleczeniu kaca, nazajutrz wróci do swoich upierdolonych czterech ścian, wrzeszczących dzieciaków, marudzących żon i mało satysfakcjonującej roboty za najniższą krajową. A wszystko po to, aby móc wykrzywiać ryja i narzekać, mając w dupie, że to wszystko i tak gówno innych obchodzi i każdy przejmuje się tylko swoim własnym chlewem i korytem — wyrzucił z siebie, wyrzygał wręcz na ladę, a słowa odbiły się od upierdolonego drinkami blatu i poszybowały wysoko w górę, wprost do uszu artysty ubranego na czarno.

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy

Bełkot... Przez mahoniową tarczę tęczówki Lear'a przebił się błysk, który zgasł równie szybko, jak się pojawił. Odbił się od skostniałej źrenicy i zatopił między włóknistą masą oka. Powtarza to w swojej głowie jak mantrę. Niczym się od nich nie różni... Psioczy na swoich. Obgryza pierś, na której został wykarmiony.
- Powiedziałeś to tak, jakbyś był lepszy od nich. - Dłoń Lear'a zadrżała, kiedy szkło butelki Brytyjczyka odbiło się od szklanki, którą trzymał ciasno uwięzioną między długimi palcami. - A tak naprawdę, stoisz sam przy barze pijąc szczyniaste piwo, uciekając od własnego chlewa i koryta, chociaż na chwilę, żeby załagodzić duszące poczucie, że nic nie znaczysz i gówno możesz z tym zrobić. - Głos Lear'a był pełen powietrza i lekkości, chociaż gdzieś, między kolejno wypowiadanymi słowami, gnieździła się rozgoryczona barwa, muskająca czule i z tęsknotą czubek jego mokrego języka. - Potem wracasz i znowu żresz to, co Ci nasypali, bo niczego innego nie znasz. - Sylwetka mężczyzny rozprostowała się, a jego spojrzenie opadło na wychodzących ludzi. Ich bezimienne plecy, tył głów ze skołtunionymi, mokrymi  od potu włosami, przylepionymi do karków. Zazdrościł im spokojnego, pijackiego snu. Jutrzejszych rozmów ze znajomymi, o tym, kogo kto złapał za dupę w tłumie na koncercie. Tych wszystkich świńskich żarcików i milionowej kawowej lury pitej w pracowniczej kuchni, w jakimś brudnym od ulicznego pyłu biurowcu. Prawie słyszał trzeszczenie miękkich fusów między ich zębami.

Ponownie zanurzył słomkę w ginie, nie układając jej jednak między wargami. Sięgnął za to dłonią po krzesło stojące samotnie po jego lewej stronie i opadł na nie, opierając łokieć prawej ręki na niskim oparciu, pozwalając dłoni swobodnie i bezwładnie zwisać przy boku. Lewą dłoń mężczyzny usadowiła się na udzie, tuż pod linią szwu kieszeni, najpierw delikatnie muskając materiał opuszkami palców. Mimo wszystko był wdzięczny, że Andy zaczął w ten sposób, zamiast topienia ich w rozmowie o tym, co dzisiaj robił, gdzie pracuje i co ostatnio widział w telewizji. Ezra wiedział, że jeżeli znowu ktoś wciągnie go w tego typu small talk, sam zgłosi się na policję — choćby wiązało się to z karą śmierci. Prawdopodobnie jego domysły nie odbiegały znacząco od realnego stanu rzeczy. Zgodnie z prawem, miał już zarezerwowaną własną ampułkę z pentobarbitalem, która jedynie czekała na naklejkę z jego imieniem i nazwiskiem oraz datą.

Spojrzenie muzyka złagodniało, kiedy ponownie opadło na twarz Anglika. Wypity na raz podwójny gin uścielił się w zmęczonej głowie, karmiąc się nim niczym czerw. Nie mógł zaprzeczyć, że jego rozmówca był przystojny, pomimo pasiastej koszulki i ortalionowej kurtki, której fakturę Ezra praktycznie mógł poczuć, nawet go nie dotykając. Śliski, szeleszczący materiał, który podpalony topił się i dymił jak smolista flara. Siedząc, Amerykanin mógł lepiej go ocenić. Przyjrzeć mu się jako człowiekowi, zgrabnemu zlepkowi mięśni i podatnego na czas ciału. Ile mógł mieć lat? Jak ma na imię? Czy to istotne?

- Najzabawniejsze jest to, że takich ludzi jak oni, czy ty, nikt nie szuka, jeżeli nagle znikną. Jakby każdy spodziewał się, że tak odejdą i nikomu nie jest nawet jakoś wyjątkowo smutno z tego powodu... - ⁣Głos mężczyzny rozerwał ciszę, unosząc się stanowczo w eterze. W głowie Capehart'a zahuczało zakończenie zdania, silnie i znamiennie liżąc każdy milimetr duszy. Dopiero kiedy pokażesz palcem, gdzie mogą ich znaleźć, nagle sobie o nich przypominają. Nagle z pary dziwek robi się Amy i Ninę.

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Andy zatrzymał się nagle w głowie, a jego mięśnie spięły się na krótki moment, żeby po chwili znowu się rozluźnić. Jego świadomość zaczęła powoli wracać do ruchu, ale dużo wolniej, dużo ostrożniej. Miał wrażenie, jakby nagle zatrzymał się czas. Jakby powietrze stało się tak gęste, można by było ciąć je nożem. Włosy stanęły mu dęba, kiedy dostał gęsiej skórki. Prawdę powiedziawszy nie tylko włosy obudziły się do życia. Jadowite słowa mężczyzny wwiercały się wjego czaszkę, smagały skórę i kości w sposób, którego nie mógłby opisać słowami.
Zamknął powoli oczy, a później otworzył je równie wolno, jakby chciał mrugnąć w zwolnionym tempie. Zwilżył usta językiem, ściskając butelkę z piwem dużo mocniej, niż było to potrzebne.
Dlatego tak ich nienawidzę — wycedził, po czym rozluźnił się, jakby w zasadzie nic się nie stało. Spojrzenie znowu miał względnie łagodne, a na gładkiej twarzy zagościł lekki uśmiech.
Mimo wszystko dalej się mu przyglądał, całkiem otwarcie, szczególnie po tym, jak usiadł. Przez dłuższą chwilę skupił uwagę na jego dłoniach, na długich, smukłych palcach. W pewnym momencie napił się kilku kolejnych łyków piwa i przeniósł wzrok na ludzi, którzy kręcili się przed nim. Nie interesowali go, ale skoro już o nich mówili, to mógł chociaż odrobinę się wysilić i zerknąć.
Opierał się o ladę plecami, po raz któryś zastanawiając się co on tutaj właściwie robi. Powinien był w tym czasie zajmować się szukaniem miejsca, w którym znalazłby swój kąt albo pracy, by na ten kąt zarobić. Tutaj prawdopodobnie dostałby coś ciekawego, bo miasto było duże, a on niedługo i tak miał zniknąć.
Pokiwał powoli głową, bo słowa, które docierały do jego uszu były samą prawdą. Nie zastanawiało go, skąd on mógłby to wiedzieć i czemu mu to mówi. Po prostu słyszał w tym coś, do czego sam już dawno doszedł.
A ciebie ktoś by szukał? — zapytał, chociaż nawet na niego nie spojrzał. Szczyniaste piwo się skończyło, więc zamówił drugą butelkę. Może teraz zawartość będzie nieco chłodniejsza. To, że nikt by go nie szukał i za nim nie tęsknił uważał za plus. Obcy ludzie potrafią być wcieleniem zła, a rodzina jest jeszcze gorsza.Jednak największym skurwielem był według niego on sam. Czasami patrzył na siebie w lustrze i nie był pewny kogo widzi. Kiedyś po prostu pozbył się wszystkich luster z mieszkania, żeby nie patrzeć więcej na swoją twarz. Dopiero po chwili znowu spojrzał na mężczyznę, bo dotarło do niego, że powiedział, że to jest zabawne. Czemu zabawne? Nawet… Najzabawniejsze. Z jakiegoś powodu dało mu to do myślenia. Z resztą nie tylko to. Za ciekawe uznał jeszcze kilka kwestii i być może będzie mógł je później poruszyć, o ile będzie na to okazja. Dawno nie odbył z innym człowiekiem tak długiej rozmowy, przynajmniej nie z żywym człowiekiem. Skoro sam siebie nie rozumiał, to czemu inni mieliby go zrozumieć? Jego i to, co do nich mówi.

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy

Słysząc słowa mężczyzny, Lear w krótkim zamyśleniu przeciągnął nieśpiesznie palcami lewej dłoni przez swoje biodro i bok, układając ją na czarnym lisie, który spoczywał na jego ramionach. Spoczywał w dosłownym znaczeniu — w martwym spokoju. Miękkość zwierzęcia, a raczej, tego, co po nim pozostało, niosła ze sobą silne wrażenie spójności z learową naturą. Nie ubierał jego skóry, ponieważ czuł, że nim jest. Wkładał go na siebie, jako trofeum. Słodką, niewinną zdobycz. Ofiara, która zginęła tylko dla jego przyjemności. Brakowało mu uczucia ludzkiego, rozedrganego przez strach żaru. Ezrę trawiło zmęczenie ciągłym głodem, który rozlewał się niczym smoła, zalepiając oczy i wypełniając usta.

Dlatego tak ich nienawidzę. Nienawidzę. Czy Ezra kiedykolwiek odczuwał nienawiść do swoich ofiar? Współczuł im tego, jakie prowadziły życie. Nie zaspakajał w ten sposób, tylko i wyłącznie swoich potrzeb; działania, jakie podejmował, określał jako miłosierne. Długie palce zagłębiły się w futro. Nie, pomylił się — nienawidził, tak cholernie nienawidził, kiedy nie próbowały się bronić. Kiedy cicho przyjmowały swoją dolę. Były niczym sarny, zbyt wystraszone, żeby uciec przed zbliżającym się samochodem. Nie chciał patrzeć na szarpaninę, ale chciał ją słyszeć. Nie chciał ich dotykać, nie chciał nawet na nie patrzeć. Potrzebował jedynie i aż, rozpaczliwego dźwięku. Nie łkania i błagań. Brzydził się wołaniem o pomoc, skomleniem o litość. Pragnął usłyszeć prymitywną walkę o przetrwanie. Charczenie gardła i świst z pustych płuc.

Krótki pomruk graniczący z żachnięciem się śmiechem, wyrwał się przez chropowatą krtań Ezry. Szukają, chociaż nie wiedzą dokładnie kogo. Szukają, nie będąc świadomymi, że to właśnie za jego sylwetką mają się rozglądać. To jego mają wypatrywać. Czasami odnosił wrażenie, że nie chcieli go wydobyć z cienia, w którym tkwił. Bawili się zaistniałą sytuacją, z równą satysfakcją, jak on. Ich niepewność, opieszałość w działaniach pobudzała jedynie wyobraźnię Leara i apetyt, rozniecała destrukcyjne pragnienie. Dawali mu dużo czasu na kolejny krok. Chociaż to zawsze on był łowcą, teraz pozwolił komuś innemu przejąć to zaszczytne miejsce i udać się w pogoń za swoim paskudnym mrokiem. Z tym że to nadal Ezra rzucał kośćmi. Pozwalał się gonić, ale na swoich zasadach. Przyciągał do siebie ludzi, dając im złudne wrażenie, że robią to z własnej nieprzymuszonej woli — kiedy tak naprawdę to on pociągał za sznurki, dyrygując każdym jak marionetką. Nagle poczuł przemożną ochotę, żeby zapalić. Palce błądzące w czarnej sierści zacisnęły się mimowolnie, pozwalając żyłą pod skórą poruszyć się powoli na ścięgnach. - Tak. Przy czym, to ja jestem osobą, która szuka. I zawsze znajduje. - W połowie zdania głos muzyka opadł o oktawę, ścieląc się na wilgotnym języku w lubieżny sposób. Ramiona Ezry rozluźniły się wyraźnie, a dłoń skinęła na barmana. Zamówił ponownie to samo, nie przejmując się faktem, że po drugiej szklance podwójnego ginu mógł przestać nad sobą panować. Miał przeczucie, że Andy na to zasługiwał. Wychwycił posuwiste spojrzenie, jakie ten mu posłał, przyglądając się jego dłoniom, tę krótką walkę z myślami, która mogła oznaczać wszystko — ale w głowie Ezry, miała tylko jeden sens. - Społeczeństwo dzieli się tylko i wyłącznie na dwie grupy. Łowca i ofiara. To naturalny system, pierwotny, w pełni zwierzęcy. Wszystko się do tego koniec końców sprowadza, na pewno to zauważyłeś. Trwanie tego systemu oznacza tylko tyle, że nam to pasuje, że właśnie tego chcemy. Nawet jeżeli boimy się to powiedzieć na głos.

- Obok Ciebie stoi krzesło. Przysuń je i usiądź. - Zimna komenda w ustach mężczyzny wybrzmiała naturalnie, jakby używał tego typu wypowiedzi na co dzień, do każdego zwracając się formami rozkazującymi. Zachrypły głos zawibrował w gardzieli, odcinając się w ciężkim powietrzu. Przyglądał się linii żuchwy mężczyzny, schodząc na kawałek szyi, mrużąc lekko oczy, przykrywając do połowy rozszerzającą się leniwie źrenicę. Chciał go sprawdzić, zobaczyć, jak zareaguje. Jeżeli zacznie się wycofywać i uciekać — pozwoli mu na to. Jutro i tak czekał go powrót do Eastbourne. Nie przewidywał, żeby mieli się jeszcze kiedykolwiek spotkać. Uda Ezry rozchyliły się, a splecione palcami ozdobionymi licznymi pierścieniami dłonie, spoczęły między nimi. - Jak mam się do Ciebie zwracać? - Pytanie brzmiało dziwnie; z jednej strony pytał, z drugiej, każde słowo było jedynie formalnością, jakby Ezra znał imię Birkenshaw'a, jakby w jego głowie już wykreowało się odpowiednie określenie, którym będzie się posługiwał. Pełne usta ukryte pod chustą rozciągnęły się w uśmiechu pełnym satysfakcji.

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Współczucie. Andrew nie czuł go, kiedy wypełniał swoją powinność, kiedy bawił się w Boga, pozbawiając ludzi tego, co większość ceniła najbardziej - życia. Patrzył na konających i nie czuł nic. Ani współczucia ani podniecenia, żalu czy radości. Spełniał swoją powinność, swoje zadanie, pracował, robił to, bo mu płacono. Czy gdyby nie trudnił się mordowaniem, to robiłby to z nienawiści do szarych mas? Prawdopodobnie nie. Chodziłby po ulicach miast bez większego celu, pracował w korporacji, pił piwo wieczorami przed telewizorem - robił to, czym gardzi. Nienawidziłby siebie coraz bardziej i skończyłby z pętlą na szyi - prawdopodobnie.
Traktował ludzi jak zwierzęta, polował i zabijał. Być może trochę go obrzydzały, konając, niekiedy czuł być może lekkie zażenowanie błaganiami o to, by pozwolił im żyć. Zrobiliby wszystko, obiecaliby wszystko, a już po chwili stawali się niczym.
Obserwował rozmówcę z lekkim zaciekawieniem, łapiąc się na tym, że zastanawia się co on myśli. Co kryje się za jego gestami, za reakcjami, dźwiękami, które z siebie wydaje w odpowiedzi na jego słowa. Postać, zasłaniająca twarz była momentami wręcz fascynująca - jakby jednocześnie jego zachowanie było starannie przemyślane i spontaniczne. Nie przypominał nikogo, z kim Andy miałby wcześniej do czynienia.
Zawsze jest podobne do nigdy — powiedział, chociaż jakby ciszej, jakby dalej w zastanowieniu. Andrew wyraźnie zwolnił i trudno było powiedzieć czy zagubił pewność siebie czy powód był inny. Może poczuł ciekawość? Może poczuł pożądanie? Może w końcu coś poczuł? Cokolwiek.
Poza tym wszystkim czuł reakcje swojego ciała - reakcje na alkohol we krwi, na ciekawą rozmowę, na coś jeszcze. Nie potrafił tego odnaleźć, chociaż miał to na końcu języka. Czuł to na swojej skórze, jak dotyk aksamitu - chłodny, śliski, przyjemny i zarazem mrożący krew w żyłach.
Kolejne słowa Leara zapaliły w głowie Andrew czerwoną, ostrzegawczą lampę. Czy to tylko zbieg okoliczności czy on wie? Łowca, ofiara, właśnie tego chcemy. Tak, on tego chciał i nigdy nie powiedział tego na głos. Nawet nie był pewny kiedy usiadł na krześle obok mężczyzny, posłusznie, a jednocześnie wbrew sobie.
Kto bardziej potrzebuje kogo? Łowca ofiary czy ofiara łowcy? — patrzył na odsłonięte oczy rozmówcy, mają wrażenie że w nich tonie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. Jakby nagle stał się kimś innym. Uniósł butelkę, z której się napił. Była prawie pełna, co znaczyło, że w międzyczasie zamówił kolejną. Chciał czegoś mocniejszego, potrzebował tego, nienawidził się za te słabości.
Andy — odparł, po czym wypił, porządnie, szybko, prawie połowę tego, co było w butelce. Jego ciało było spięte, jak ciało drapieżnika, gotowe do skoku na ofiarę lub do ucieczki przed silniejszym przeciwnikiem.
W pewnym momencie wszystko diametralnie się zmieniło. Poczuł rozluźnienie i lekkie mrowienie. Pozytywne uczucie upojenia, nagłego zastrzyku alkoholem. — Co tutaj robisz? — spytał w końcu, bo w zasadzie Lear tutaj nie pasował, nie w tym miejscu, nie z tymi ludźmi. Mógł robić, co tylko by chciał. Czemu siedział z nim przy barze?

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy

- Tak, masz rację. Bo są skrajne. Zawsze robimy dobre rzeczy, nigdy nie robimy tych złych. Uderzyło mnie to lata temu; otóż, kiedy ktoś popełnia nagminnie ten sam błąd, mówi, że popełnia go „często”, nawet jeżeli za każdym razem, kiedy próbuje wykonywać tę konkretną czynność, dopuszcza się identycznego błędu. Jakby boimy się przyznać, że zdarza się nam zawsze robić złe rzeczy. - Spodobało mu się to stwierdzenie, zawsze jest podobne do nigdy. Trochę zaciągające cytatem, wpisywanym pod zdjęciami zbuntowanych nastolatków z 2004 roku, a jednak posiadające przy tym sensowny wydźwięk. Czy Andrew chciał mu coś przez to przekazać? Lear zamyślił się na moment, łapiąc się tego krótkiego impulsu biegnącego wzdłuż neuronów, odchylając głowę do tyłu. Ciężkie spojrzenie muzyka zakotwiczyło się na suficie. W życiu mężczyzny musiało być coś, co wypchnęło spomiędzy jego warg ów stwierdzenie; musiał się wcześniej nad nim zastanawiać, doświadczyć czegoś, co je zrodziło. Zawsze składane obietnice, które nigdy nie zostały spełnione? Zmrużył powieki, śledząc wypukłości farby, łuszczącą się emalię, która w jakiś dziwny sposób przypominała mu teraz ludzką skórę. Niczym łagodny szept, przez myśli Ezry przewinęło się leniwe wspomnienie kobiecych dłoni złożonych w modlitewnym geście. Wymuszonej, bałwochwalczej pozycji rozdygotanych strachem rąk. Zmusić dziwkę do modlitwy, ot, wyczyn, z którego można być dumnym. Wydawało mu się, że w pewien sposób je rozumiał. Modliły się do jedynego słusznego Boga, a ich modlitwa niosła się echem w głowie wypełnionej lepkim pożądaniem. Tylko dlaczego właśnie teraz? Przeczekał w ciszy rezonujące pytania Brytyjczyka i dopiero gdy do jego uszu dotarł dźwięk przesuwanego krzesła oraz imię rozmówcy, postanowił ją przerwać.

- A jak uważasz? - Wyrzucił słowa w przestrzeń, pozwalając im nieść się na podszytym pod nie westchnieniem; jak gdyby pytanie, które zadał brunet, Lear usłyszał po raz tysięczny. - To akurat jest pytanie, którego nie powinieneś nigdy zadawać. W szczególności mi. Bo widzisz... - Ciało mężczyzny dynamicznie zmieniło swoje ustawienie. Ramiona Leara w zwinnym, szybkim ruchu przesunęły się do przodu, ciągnąc ze sobą cały masywny korpus. Był jak wąż, który czekał dostatecznie długo, ostrzegając, że może w każdej chwili zaatakować, więc teraz, wyczuwając odpowiedni moment, postanowił ukąsić. Łokcie usadowiły się na udach, a przeguby rąk wysunęły głęboko do przodu. Pierścienie otarły się o siebie z przyjemnym metalowym zgrzytem, kiedy palce mężczyzny splotły się w ciasną pięść, praktycznie stykając się z kolanami bruneta. -  Twoja reakcja na moją odpowiedź może Cię zdradzić. Dodatkowo ujmiesz w niej, zapewne pierwszy raz w swoim życiu całkowicie szczerze, choć nieświadomie, czego potrzebujesz najbardziej.  Docenienia? Poczucia, że zostałeś zauważony i chciany? - Ciemny, zwierzęcy wzrok mężczyzny, wbił się w tęczówki Andrew, starając się wyłapać choćby nieśmiałą iskrę, mały ognik, przejaw własnej racji odbijający się w jego spojrzeniu. - Chciany to złe słowo. Pożądany. - Lear potrzebował z reguły tylko kilku chwil, aby kogoś wyczuć. Jednak bez lęku, który gryzłby powietrze, czuł, że nie posiada pełnej kontroli i siły. Brakowało mu jej. Brakowało mu poczucia zagrożenia, które szarpałoby oddech przyszłej zdobyczy. - Nie lubię słowa ofiara w tym kontekście. Ofiara kojarzy mi się z truchłem rzucanym pod pysk. Zdobycz brzmi lepiej, Andy. - Wiedział, że wytrzyma jeszcze maksymalnie 15 minut bez papierosa. Każda kolejna minuta po upływie tego czasu, będzie walką o utrzymanie wzburzenia pod kontrolą.

- Zwolnij. Później będziesz żałował, że jesteś pijany. - Jego głos złagodniał, nabierając na moment lubieżnego ciepła. Palce Leara objęły butelkę, którą trzymał Andy, przykrywając jego dłoń, swoją. W ułamku sekundy opuszki wślizgnęły się między paliczki mężczyzny, przejmując od niego piwo i odstawiając do połowy opróżnioną butelkę na barową ladę. Pierwszy dotyk był zawsze wyjątkowy i odciskał się w pamięci głęboką rysą. Silne ukucie w żołądku, cios pożądania, penetrował miękkie tkanki ciała Ezry, wykręcając kąciki ust w uśmiechu. Razem z brzdękiem grubego denka na drewnianym blacie, muzyk uniósł się powoli z krzesła, nachylając się nad barem i prosząc mężczyznę za kontuarem o podanie futerału z gitarą. Kiedy ten odwrócił się do nich plecami, Lear nie zwracając wzroku w kierunku bruneta, odezwał się ponownie. - Przeprowadziłem się do Eastbourne kilka miesięcy temu. Vegas zaczęło być duszne i ciasne.

Trzymając sztywny, skórzany futerał na barze, Lear otworzył go na moment, jedną dłonią sprawdzając, czy wszystko, co powinno być w środku, znajduje się w nim nadal. Wydobył kartę hotelową i ułożył ją w tylnej kieszeni spodni. Statyczna, rozszerzona źrenica opadła na twarz Andrew, oczekując jego reakcji. Wiedział, że wstanie. Wiedział, że za nim podąży. Układając rączkę gitary w wygodny sposób w swojej dłoni, ściągnął ją z blatu, zasuwając za sobą krzesło. Nie śpieszył się, dał mężczyźnie dostatecznie dużo czasu, aby mógł zrezygnować. Miłosierna ostatnia szansa na podjęcie dobrowolnej decyzji.

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Zawsze robimy dobre rzeczy, nigdy nie robimy tych złych. Andrew zastanawiał się chwilę nad tym, co powiedział Lear. Społeczeństwo zostało wytresowane, aby tak właśnie było. Wszyscy oceniają innych, chcąc być najlepsi w byciu dobrym, potępiają, wyolbrzymiają i ukazują grzechy i słabości innych, aby wybielić się na ich tle. Im jesteś lepszy, atrakcyjniejszy i pozornie bez skazy, tym czujesz się bardziej wartościowy - chociaż też tylko pozornie. Czy to nie bycie sobą przynosi największe szczęście? Być może nikt już tego nie próbuje… Prawie nikt.
Wielu boi się pokazać swoją prawdziwą twarz. Skoro ten mężczyzna wiedział to wszystko, to dlaczego sam się zasłaniał. To była dopiero zagadka.
Birkenshaw czuł, że od Ezry biło coś niespotykanego. Dawno nie czuł się podobnie w obecności drugiej osoby.
Był szczerze zaintrygowany, a jednocześnie miał wrażenie, że źle go ocenił, przynajmniej na początku - i z tym uczuciem przyszło mu się zmierzyć pierwszy raz w życiu. Był arogancki, uważając, że zna się na ludziach. A czemu? Tylko dlatego, że spotkał na swojej drodze tylu złych do szpiku kości osób? Tyle potworów, a wszystkie towarzyszące mu już od najmłodszych lat. Tyle zła go otaczało, że przesiąkł nie tylko nim, ale i krzywym przeświadczeniem o swojej wyższości. Chociaż w pewnym sensie to usprawiedliwiał. Odbieranie życia sprawiło, że stał się jakby odrębnym gatunkiem. Zabawa w Boga miesza w głowie, ale mimo jakiejś świadomości tego, wcale nie uważał tego za coś, czego powinien się pozbyć. Chciał się bawić w to dalej, tym bardziej jeśli mógł jeszcze na tym zarobić. Jeżeli mógł robić to, to mógł robić wszystko.
Zarejestrował ruch Leara, to jak odchylił głowę. Zmrużył lekko oczy, wodząc po nim wzrokiem.
Obok niego przeszedł facet z długimi włosami, zatoczył się i poszedł chwiejnie dalej, jednak zostawił za sobą intensywną woń alkoholu zmieszaną z potem. Jednocześnie odpychający i przyciągający zapach wypełnił nozdrza Andrew, sprawiając że ten zatęsknił za jeszcze jednym zapachem - wonią krwi. Jego ostatnią ofiarą był mężczyzna dwa razy od niego większy, który umierając padł mu do stóp, wydając z siebie dźwięki, których Birkenshaw wcześniej nie słyszał. Wtedy poczuł ten sam zapach i wdychał go kilka minut, zanim wyrwał się z zamyślenia zajął się ciałem, a teraz skupił na kolejnych słowach rozmówcy.
Mężczyzna poruszał się cały czas, hipnotyzując ruchami, a Andrew siedział, prawie nieruchomo, skupiając się jedynie na swoich myślach - te płynęły swobodnie, dudniąc o czaszkę raz po raz, jakby nie wyrabiały się na zakrętach.
Zbliżył się, a Andy się nie cofnął, co powinno być naturalną reakcją.
Masz się za znawcę? Lubisz oceniać innych, diagnozować ich, prześwietlać i trzymać w garści. A więc… Pożądasz mnie? — spytał bez ogródek, bez skrępowanie - chociaż prawda była taka, że było mu wyjątkowo nieswojo. Nigdy wcześniej nie mówił w ten sposób do mężczyzny. Zawsze towarzyszyły mu kobiety, zazwyczaj dlatego, że im płacił i one pożądały go - lub dobrze udawały - ale nigdy nie czuł się przy nich tak, jak teraz. To było coś innego, coś ciekawego, strasznego, pociągające, a jednocześnie zakazanego. To dobre słowo. Andy zakazał sobie tego typu kontaktów, bo nigdy nie myślał, że mógłby się do tego przyznać. Do tej pory chyba nie przyznawał się nawet przed samym sobą.
Zdobycz brzmi lepiej. Czy właśnie to robił z nim mężczyzna? Zdobywał go? Poczuł ciepło na swojej dłoni i delikatne mrowienie, które przeszło przez jego ciało - tym razem nie spowodowane przez alkohol. Przeniósł wzrok na rękę, na której spoczęła dłoń Leara. Tym razem również się nie cofnął, pozwalając na dotyk i odebranie butelki piwa. Z jakiegoś powodu pozwalał mu na coraz więcej i mimo, że tracił kontrolę, wcale się tym aż tak bardzo nie przejmował. Dalej płynął z prądem i z każdą sekundą było to coraz przyjemniejsze. Gdy ta chwila minęła, zaczął czuć niedosyt i już wiedział, że mógłby zrobić wiele, aby to powtórzyć, ale jeszcze nie byłby w stanie wyjść z inicjatywą. To było dla niego zbyt nowe, zbyt świeże i za bardzo go dusiło.
Powoli skierował mętne spojrzenie na muzyka, stojącego przy barze. Prześlizgnął się wzrokiem po jego udach, torsie, szyi, kończąc na oczach. Nie odpowiedział. Nie znał Vegas, nigdy tam nie był.
Bystry i spostrzegawczy, tym bardziej po tym, co właśnie się stało, zauważył wszystko - futerał na gitarę, kartę hotelowa, wsuniętą w tylną kieszeń spodni i ten wzrok, tak zachęcający, pewny siebie.
W końcu odwrócił spojrzenie i wbił je w ziemię. Zawahał się, jednak nie trwało to długo. Przeczesał palcami włosy, zaczesując je posuwistym gestem do tyłu. Wypuścił powietrze nosem, zamknął na moment oczy, zbierając się w sobie, po czym wstał i poszedł za cieniem, tym razem nie swoim.

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy

- Tak. Tak i... tak. - Parszywy uśmiech ułożył się na ustach Leara. Wybrzmiewał w jego niskim głosie, rozciągał się w klatce piersiowej, ocierając się o struny głosowe lubieżnie. Wibrował. Nie tylko głos, ale i jego oddech. Reakcja Andrew podniosła nieco temperaturę ciała mężczyzny, odpyskował — spodobało mu się to. Przyjemniej łamie się ludzi, którzy walczą, którzy nie boją się postawić oprawcy. Pójście na łatwiznę było zawsze kuszące, szybka gratyfikacja, ale całkowicie pozbawiona polotu i finezji. Nudził się już w przedbiegach, nie mając żadnej stymulacji, która utrzymywałaby jego zainteresowanie drugą osobą. Znudzony przechodził w stan jałowej brutalności, żeby odbić stracony czas. Koniec końców, każda ze stron dostawała sprawiedliwie to, na co zasługiwała. Jednak spełnienie, nigdy nie było pełne; wymuszone i wybrakowane, odbijało się echem w psychice Ezry.

Od Premier Inn dzieliły ich zaledwie cztery minuty marszu. Wybierając hotel, Lear kierował się swoją wygodą. Nie miał zamiaru jeździć po Londynie samochodem i rozbijać się w nocy po ulicach miasta, którego nie znał. Był wystarczająco zirytowany samym faktem, że kierownica była po drugiej stronie. Przyzwyczajanie się do nowego sposobu ruchu, doprowadzało go do białej gorączki. Wszędzie było ciasno, duszno, zimno i ciemno. Nie mógł jednak stracić sprzed oczu swojego celu, który trzymał go w tym miejscu. Nie ważne, jak wielkie niewygody go czekały i ile będzie musiał przełknąć goryczy — zostanie i dopełni swojego zadania. Przez całą drogę nie odezwał się ani jednym słowem. Szedł miarowym, rytmicznym krokiem, nie wyrywając się do przodu, miał czas, a odkładanie przyjemności na później, było częścią zabawy⁣, w którą bawił się z samym sobą. Jednakże im bliżej hotelu się znajdowali, jego ciśnienie podnosiło się o kolejny stopień ku górze. Do uszu nie docierały dźwięki sennych ulic, szemrzące w oddali głosy sobotnich niedobitków, nie był w stanie odróżnić dźwięku samochodu sunącego po szosie od buzowania krwi.

Wyjście z mroku do jasnego hotelowego lobby, przypominało wsunięcie się na salę operacyjną. Jasne światło halogenów uderzyło we wrażliwą źrenicę Leara, wgryzając się w nią boleśnie. Zmarszczył na moment brwi, płynnym ruchem wyciągając hotelową kartę i pokazując ją od niechcenia mężczyźnie przysypiającemu na portierni. Milczenie połączone z subtelnym skinięciem głowy było wystarczające, bez pytań, których nienawidził. Jego nazwisko nie widniało w rozpisce gości, którzy zajmowali tej nocy pokoje w hotelu. Był jak zły sen, koszmar, który jawi się wręcz rzeczywistym. Zwężona źrenica skierowała się na twarz Andrew, jakby szukając w jego twarzy zwątpienia, wszelkiego typu niepewności, które mogły nim teraz targać. Lear wiedział, że w jego głowie szaleje teraz burza, którą mógł uciszyć poprzez jeden dotyk — ukierunkować ją w odpowiedni sposób. Skierować jej siłę na siebie, a nie na skołowany umysł mężczyzny. Czekając, aż winda zjedzie na parter, wyciągnął swoją dłoń i skierował ją ku włosom bruneta. Wplótł w nie palce tuż nad jego skronią, dociskając opuszki do skóry skalpu, wodząc nimi aż za jego ucho. Przyglądał mu się w ciszy, czując jak pod maską jeden z kącików ust, drga w niebezpiecznym uśmiechu. Piknięcie, które rozerwało milczenie oraz szum rozsuwanych się metalowych drzwi, był dla Ezry sygnałem, że od teraz, staje się Panem kolejnych kilku godzin. Dłoń z głowy Andrew przesunął na jego kark, zaciskając na nim subtelnie swoje palce. Nie miał zamiaru już dłużej się kontrolować. Nie teraz, kiedy znajdowali się sam na sam; w rozkosznym potrzasku. Dotyk skóry na palcach przyprawił go o gęsią skórkę, która wdzierała się gniewnie ku nerwom, rozrywając ścięgna. Czuł, że przyrasta do jestestwa Birkenshaw'a, wgryza się w nie. Razem z zamknięciem drzwi, długie palce Leara przylgnęły do krtani bruneta. Łagodnie. Nie chciał przecież, aby ten się teraz wycofał. Co prawda, wiedział, że nie pozwoliłby mu na odwrót, ale nie był w nastroju na aż tak długi pościg. Nie miał na to czasu. Licznik pięter tykał w tle, wyznaczając czas, jaki pozostawał mu do przejęcia całkowitej kontroli. Pierwsze piętro. Wzrok wędrujący przez usta Andy'ego. Drugie piętro. Palce delikatnie dociskające się do aort. Trzecie piętro. Odpuszczenie. Metal zazgrzytał, sunąc po szynach, wpuszczając do jasnej windy, smugę wygaszonego korytarza.

 

Nie pożądał go ot, tak, po prostu. To, co wiło się w głowie i ciele Leara, było czymś więcej niż pożądaniem. Ciężkim do pojęcia pragnieniem posiadania i ofiarowania. Potrzebował jego drżących dłoni, żeby poczuć się ponownie całością, jego zaciśniętych w rozkoszy łączącej się z bólem, szczęk. Potrzebował smaku jego skóry, który będzie mógł rozpamiętywać. To nie było pożądanie — to krwiście czerwona, zaślepiona obsesja. Echo obcasów butów Leara niósł się w ścianach wąskiego korytarza; głuchy łoskot na wzorzystym dywanie. Tandeta, która zaraz miała zostać wymazana z jego pamięci fakturą skóry Andrew. W pokoju, który zajmował Lear, znajdowało się obszerne łóżko, niewielkie biurko wkomponowane w białą ścianę, oraz wysoka lampa stojąca przy oknie, do której podążył od razu po wejściu. Nie zamknął za sobą drzwi. Odstawił jedynie gitarę przy ścianie, jednym gładkim ruchem, ściągając czarnego lisa ze swoich ramion, odrzucając go na biurko. - Zamknij. - Krótka komenda wyrwała się chrapliwie z jego gardła w akompaniamencie kliku odpalanej lampy i zasuwanej rolety na oknie.

Wysoka sylwetka mężczyzny mozolnym, wręcz spowolnionym ruchem zwróciła się ponownie w stronę Andy'ego. Szerokie ramiona zdawały się jeszcze szersze, kiedy nabrał pełen oddech w płuca, prostując się. - Więc, dlaczego tutaj jesteś, Andy? - Spacerowym krokiem zmierzał w jego kierunku, rozpinając mankiety koszuli, rolując rękawy ku górze, odsłaniając przedramiona, na których wiły się smukłe żyły, odcinając się swoim zgrubieniem od bladej skóry. Ciepłe, przygaszone światło za jego plecami, przenosiło jego cień wprost na drzwi, zagarniając całą jasność. - Dlaczego zdecydowałeś się, że pójdziesz z obcym mężczyzną do hotelu, nie wiedząc, co może Cię w nim czekać. To głupie i nieodpowiedzialne zachowanie, nie uważasz? - Głos Leara był zmysłowy i przyciszony, jednak pewna twardość nadal drgała między słowami. Jego oczy wodziły po ciele mężczyzny, oceniająco, pożądliwie. Pragnął go i nie miał zamiaru tego ukrywać. Na to było już za późno.

sorry not sorry, podglądacze

Przylgnął do jego ciała, przypierając go do drzwi, kolano prawej nogi usadawiając między jego udami. Lewa dłoń powędrowała do biodra bruneta, zakleszczając się na nim, ograniczając mu mobilność. Każdy ruch Leara jasno pokazywał to, że od tej chwili, Birkenshaw nie ma już szans na ucieczkę. Twarz muzyka nachyliła się nad uchem Andrew, a z przepastnej krtani wyrwał się długi, zwierzęcy pomruk zadowolenia. Ciepło, hipnotyzujące ciepło. Źrenice mężczyzny w ułamku sekundy pożarły tęczówki, a klatkę piersiową ogarnęło obezwładniające uderzenie podniecenia, które zaczęło powoli spływać w dół. Opuszkami palca wskazującego i środkowego uniósł podbródek bruneta, zmuszając go do odsłonięcia szyi. Odliczał powoli w głowie każdą sekundę, napawając się buzującą w powietrzu niepewnością. - Możesz mnie dotknąć. - Słowa chociaż wyraźne, przypominały bardziej prymitywny warkot wydobywający się z rozgrzanego, otępiałego gniewem bestii. Zanim ten jednak wykonał dobrowolny ruch, decydując się na podjęcie jakiejkolwiek reakcji, długie palce Leara zakleszczyły się na nadgarstku dłoni Andy'ego, przenosząc ją na swój brzuch, kierując nią powoli ku górze, przez wyraźnie zarysowane mięśnie, aż do torsu, pozostawiając ją przy kołnierzyku koszuli. Wiedział, że mężczyzna poczuje walące w piersi serce, które dudniło mocnymi uderzeniami o żebra. Wiedział, że wyczuje napięte mięśnie, jakby ten był przygotowany do ataku. Nie ucieczki — ataku. Zmuszał go do podjęcia działania. Jednak ów działanie, mogło iść tylko jednym torem — tym, który wyznaczał dla nich Lear.

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Spoiler
Tak. Mimo różnic w charakterze, w pojmowaniu świata i ludzi, w swoim zdaniu - jakoś za często się ze sobą zgadzali. Czemu Andrew miał ochotę się uśmiechnąć? Ochotę wykrzywić usta w jeszcze paskudniejszym uśmiechu, zmrużyć oczy, spojrzeć na niego z zimną satysfakcją, lubieżnie, podejrzanie, z dozą szaleństwa, którym był przepełniony od stóp do głów. Miał ochotę zedrzeć z niego zakrycie twarzy, tylko po to, aby odszukać jego usta, nakreślić kości policzkowe, objąć wzrokiem poduszki pod oczami, cienie, każdą zmarszczkę.
Całą drogę przebył jakby w transie, jednocześnie ciekawy tego, co za moment się wydarzy i broniąc się przed tym - bezskutecznie. Sam sobie był największym wrogiem i oprawcą.
Już w windzie chciał go dotknąć, gdziekolwiek - złapać za dłoń, ramię, udo, krocze. Nie poznawał się, a zarazem czuł najbardziej sobą. To, jak o sobie myślał do tej pory stało się tylko mglistym wspomnieniem z dalekiej przeszłości, zeszłorocznym śniegiem, muśnięciem promieni słońca w dzieciństwie. Stary Andrew umarł, by narodzić się na nowo. Zrzucił skórę, niczym wąż, aby wyswobodzić się z ram, które na siebie nałożył i wyjść mocniejszy, piękniejszy, wartościowszy. Czy na to czekał całe życie? Na wolność, która niby miała nigdy nie nadejść, a jednak nadeszła wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Światło, które uderzyło go w hotelu i jakby otrzeźwiło, nie sprawiło jednak, że się cofnął, że zrozumiał co się dzieje i postanowił zrezygnować, uciec. Wręcz przeciwnie - nie mógł się doczekać aż znowu znajdzie się w mroku. Mroku, który wydzielał zarówno on sam, jak i Lear. Czuł, że to wszystko jest toksyczne, chociaż na ile toksyczne dla niego, a na ile przyjęte za toksyczne? Miał też dziwne wrażenie, że mężczyzna bez twarzy źle go ocenił. Czy dla niego był tylko zdobyczą? Czy nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby być odwrotnie?
Jego dotyk i dominacja były mu teraz jak najbardziej potrzebne. W ten sposób mógł pozwolić na zabicie swoich niepewności i dystansu do tego, co może go czekać.
Dotyk, zapach, nastrój i wyczuwalna w powietrzu aura pożądania sprawiły że nogi same niosły go przed siebie. Szelest jego kurtki, miękko stawiane kroki i urywany oddech, łączący się ze stukotem butów Leara i jego długim cieniem na ścianie sprawiały, że Andrew miał wrażenie, że to inna rzeczywistość, miejsce, w którym nie powinno go być - chociaż nie widział się teraz w żadnym innym miejscu.
Zamknął drzwi jeszcze zanim usłyszał komendę, że ma to zrobić. Nie było już odwrotu i czuł się z tym fantastycznie, nawet jeśli nie potrafił ustać z podniecenia w miejscu.
Pytanie wysokiego mężczyzny wwierciło się w jego czaszkę natarczywie. — Robiłem gorsze rzeczy — przyznał w końcu, podnosząc wzrok z jego szerokich ramiona, na oczy, które jako jedyne mógł dostrzec.
Zadarł brodę, gdy został unieruchomiony i każdy normalny człowiek prawdopodobnie by się tym przeraził, a on? On chciał więcej. Nie potrzebował pozwolenia, Dłonie z brzucha mężczyzny niemalże same powędrowały na jego ramiona, badając opuszkami palców każdy napięty mięsień, każdą żyłę. Przez chwilę był zafascynowany. Potem bez wahania i obaw o konsekwencje zsunął zakrycie twarzy Leara, zahaczając palcami o jego usta. Pokusa była zbyt wielka, szczególnie po tym, jak wyczuł mocno bijące serce, tak szaleńczo wijące się w klatce, jak te, należące do niego samego. Jeszcze chwila, a zabraknie mu tchu.
Być może jego ostatni gest popsuł plany Leara, a być może wszystko szło zgodnie z planem - tego nie wiedział. Po prostu zapomniał się, nie bacząc na konsekwencje.
Zadrapał go przy tym, a widząc krople krwi, która pojawiła się na jego dolnej wardze, bez wahania stanął na placach i dotknął krwi językiem. Metaliczny posmak był dopełnieniem całości i wsunął dłoń na jego kark, przytrzymując się go boleśnie. Wiedział, że Lear może w każdej chwili zareagować nawet agresywnie, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało. Pozwoliłby mu na wszystko, byle znowu poczuć jego smak.
@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy
Spoiler

Ciemność. W umyśle Ezry nie istniało już nic innego poza parszywą, złowrogą ciemnością, która ugodziła go długim jadowitym kłem prosto w duszę. Andrew stał się skorpionem. Źrenica, która dotychczas spoczywała rozleniwiona, w rozkosznym rozszerzeniu na tafli piwnych tęczówek, zwęziła się gwałtownie. Nie potrafił rozróżnić gniewu od pożądania. Nie potrafił oddzielić chęci zabicia Andy'ego od rozszarpania jego ciała w rozkosznym uniesieniu. Czy nie właśnie tego potrzebował? Czy nie czekał właśnie na taki moment? Chusta opadła na szyję Ezry, odsłaniając jego twarz. Krótki ból przedarł się impulsem przez przyciemnioną świadomość. Nie myślał, nie chciał myśleć. Zatracił się. Oddał się w dłonie słodkiego zatracenia. - Wiem. - Jedyne co było w stanie przedrzeć się teraz przez zaciśniętą nienawiścią krtań Ezry. Wiem. Cięte ostro niczym świeżo naostrzoną brzytwą, oddzielając mięsień od kości. Długi płat ścięgna odrywany gładkim, wprawnym ruchem. - Ja też. - Język Andrew na wargach Leara, przeszedł impulsem, miażdżąc jego kręgosłup. Poczuł się jak ranny kojot, który przyparty do muru, zaczyna kłapać nerwowo pyskiem, szczerząc zęby. Lufa była skierowana prosto w jego korpus, a złowieszcze spojrzenie myśliwego, parowało się w jego źrenicach, odbijając jego sylwetkę niczym w czarnym lustrze. Nienawidził go. Chciał poczuć, jak kona. Chciał mu oddać swoje konanie.

Nie zarejestrował nawet momentu, w którym wplótł palce we włosy mężczyzny, odrywając się od niego gwałtownie, ciągnąc go w stronę łóżka. Koniec. W tej chwili nie istniało już nic poza destrukcyjnym instynktem. Szeroka dłoń mężczyzny silnie trzymała brunatne włosy. Zdobycz. Jest niczym więcej. Niczym mniej. Równowaga, która musi zostać zachowana.

Nie liczył się z tym, czy mężczyzna zegnie się w pół i za nim podąży, czy będzie targany po szarym dywanie pokoju. Rzucając go na miękki materac łóżka, od razu sięgnął do swojego kapelusza, ściągając go ze swojej głowy, odrzucając. Chusta straciła swój sens. Była śmieciem, niepotrzebnym odpadem. Zniknęła. Żylaste dłonie dobyły klamry skórzanego paska, wyciągając go ze szlufek spodni. Świst skóry rozdarł zdyszane powietrze, które starając się uciec, odwrócić wzrok, przypierało zmieszane do przezroczystych ścian okien, wtapiając się w splot kwarcu, starając się przebić przez ciasne molekuły. Kolejna kropla krwi zsunęła się leniwie z dolnej wargi, zawieszając się na jej linii. Mozolnie, gęsto sącząc się na brodę. Nektar życia, przepełniony cierpieniem. Gdyby Andrew tylko wiedział, co spijał. Gdyby tylko zdawał sobie sprawę, jakie cierpienie ścieliło się teraz metaliczną smugą na jego lepkim, pożądliwym języku. Dopadł go niczym wygłodniałe zwierze. Był w stanie wyczuć unoszące się w powietrzu piżmo, przecinane zapachem strachu i podniecenia. Potliwa zawiesina zgorszenia. Lear, czy raczej już w tej chwili w pełni Ezra, owinął cielęcy, czarny pas wokół prawej dłoni. Jego knykcie zbielały. Skóra napięła się na kościach. Okalała je niczym nimb uświęcone głowy. Biały, czysty, nieskalany. Obie pięści mężczyzny wylądowały przy ramionach Andrew. Gwałtownym ruchem zdał z niego poliestrową kurtkę, Szelest sztucznego tworzywa rozrywał świadomość Ezry. Chciał poczuć, odczuć, doznać dźwięku ciała. Chciał usłyszeć jęk, przytłumiony krzyk, wzbierający ból, który wbija się pazurami w tkankę krtani. Był w stanie zrobić wszystko, aby dopiąć swego. To nie Andy dyktował zasady. To nie on karcącym palcem pokazywał, co ma zostać wykonane. To on, Ezra, był Bogiem. Jedynym słusznym. Krwawym, nienawistnym, niepohamowanym. Prawdziwym. Prawa dłoń wsunęła się pod koszulkę mężczyzny, penetrując w bolesny sposób to, co się pod nią znajdowało. Rył paznokciami przez jego skórę wzdłuż żeber, pochylając się nad nim. Jedno z kolan zaparł o brzeg łóżka, utrzymując stabilność. Nie trwało to jednak długo. Jedyną stabilnością w tej chwili było ciało Brytyjczyka. To jego ciało wyznaczało oś spełnienia. Pomruk, jaki wydał z siebie Ezra, przypominał dźwięk warczącego wilka. Sapliwy, wibrujący dźwięk, siejący spustoszenie w neuronach. Rozdarty krótkim oddechem. Napinająca się na szyi aorta tak cholernie kusiła. Chciał ją rozgryźć, zatopić się w cieple krwi. W metalicznym zapachu rozpusty i zaspokojenia. Powstrzymał się jednak, ocierając się twarzą o szyję mężczyzny, wciągając w nozdrza jego zapach. Nienawidził go, za to ile mu dał. Nienawidził go za tę słodką ofiarę, jaką się stał.

Długi język Ezry przesunął się po krtani Andrew, rysując na niej ścieżkę lepkiego zapomnienia. Naznaczył go dokładnie w tym miejscu, na którym za chwilę miał spocząć jego pas. Gwałtownym ruchem ściągnął z niego koszulkę, wgryzając się w jego tors, przyklękając przy brzegu łóżka między jego udami, żarliwym podnieceniem smakując jego skórę wzdłuż brzucha, w tym samym czasie wsuwając śliski, matowy pas pod jego głowę. Wrócił jednak powoli do góry ustami, przez sam środek korpusu mężczyzny. Pozostawił jego dłonie wolnymi. Chciał, żeby go rozbierał, żeby dotykał, żeby łaknął, a później łkał, że nie może posunąć się o krok dalej. Wargi Ezry niczym w pijackim zawirowaniu znalazły się przy ustach Andrew, nie całując go jednak, a jedynie rozmazując własną krew na jego brodzie, w kącikach jego warg.

@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Spoiler
Umysł Andrew za to chłonął tę ciemność, jak czarna dziura, przyjmował, przepuszczał przez siebie jak przez sito. Rozprowadzał smołę, rozmazywał ją, chełpił się nią. Smakowała jak coś, co dobrze znał, jak coś czego zawsze pragnął. Był nią przepełniony, wylewała się z niego, ciekła kącikami oczu, zaślepionymi pożądaniem. Wiem, ja też. Te słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Ja też. Co on może o tym wiedzieć? Co on może wiedzieć o nim? A jeżeli wie, to ile?
Z a t r a c e n i e - na pewno ich łączyło. Słowa uleciały, a czyny zawładnęły jego umysłem i ciałem, zostawiając ogień, żar i zgliszcza, poczerniałe, parujące, śmierdzące gryzącym w oczy dymem.
Jakimi uczuciami pałał Andy? Czuł pożądanie zmieszane ze wstydem, uwielbienie zmieszane z pogardą, ból z przyjemnością. Miał ochotę rozwalić mężczyźnie łeb i patrzę jak wycieka z niego życie, z drugiej strony miał ochotę dać mu przyjemność, zatroszczyć się o niego. Dać i wziąć od niego ekstazę, zwiedzić każdy zakamarek ciała, spenetrować go, poznać, zawładnąć nim.
Podczas gdy ten ciągnął go do łóżka, jedyne o czym myślał Andrew to, aby jak najszybciej się tam znaleźć - nie ważne w jakiej pozycji. Przebierał nogami, chociaż prawie tego nie czuł. Jakby droga do celu i poświęcenie, aby się tam znaleźć były nieważne. Ważne było to, co stanie się, jak już tam będzie. Ezra był górą, był Panem tego, co się działo i Andy się przed tym nie bronił, akceptował to. Ważne, aby sam wziął z tego jak najwięcej - na górze, na dole, na łóżku, na podłodze, jakkolwiek.
Zawiesił wzrok na jego pasku i zadrżał mimowolnie, a ten dreszcz był mieszaniną pożądania, ciekawości i tajemnicy. Nie miał wpływu na to, co się stanie i po raz pierwszy mu to nie przeszkadzało. Chociaż? Jego zagadkowe położenie wprawiało go w stan niemalże pomiędzy życiem, a śmiercią. W stan, którego nigdy wcześniej nie doświadczył i jeżeli to się kiedyś skończy… Czy będzie potrafił dalej funkcjonować bez tego?
Widział kolejną kroplę krwi, której łaknął.
Czuł drapieżność Ezry, a gdy ten pozbył się kurtki i zaatakował jego tors, Andy zamruczał gardłowo, wodząc wzrokiem po jego twarzy, na koniec przewracając z bólu i ekstazy oczami. Chciał to widzieć, być świadkiem każdego, nawet najmniejszego gestu. Dotyk jego języka na chwilę ukoił zszargane nerwy, dając rozkosz, która popłynęła prądem przez całe jego ciało, kumulując się w kroczu. To bolesne, a jednocześnie nie do opisania przyjemne uczucie, wywołało impuls, który wrócił pospiesznie do jego umysłu. Nie był nawet pewny, kiedy Ezra ostatecznie pozbył się jego koszulki. To nie było ważne.
Korzystając ze swobody dłoni, pospiesznie odwdzięczył się, rozbierając i jego z górnej części odzieży. Wbił palce w plecy mężczyzny, zagłębiając je w jego gorącą skórę, w niektórych miejscach rozdzierając ją paznokciami, na tyle, na ile te pozwoliły - wszak nie były wcale długie.
Wodził językiem po śladach krwi, które zostawiał na nim Capehart, zahaczając o jego wargi. Czy łkałby, gdyby nie mógł posunąć się dalej lub gdyby Ezra nie posunął się dalej? Nie wiedział, ale na pewno tego chciał. Posunąć się do granic możliwości.
Zsunął dłonie na jego biodra, palce wsuwając na pośladki, na których znowu je zacisnął, mocno, złowieszczo.
W pewnym momencie otworzył szeroko oczy, a wzrok zatrzymał na twarzy mężczyzny. Uderzył go czołem w twarz, wycelował idealnie i mimo, że zakręciło mu się w od tego w głowie, to stróżka krwi, która wypłynęła z nosa Ezry i krople jego posoki, które zaczęły skapywać na policzek Andrew sprawiły, że się zaśmiał. Śmiał się, czując drżenie własnego ciała, zdradliwego, słabego ciała, któremu nie było mało.
@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy
Spoiler

Czy tego spodziewał się Ezra po mężczyźnie, którego poznał kilka chwil temu w podrzędnym pubie? Nie. Andy zaskoczył go — mając tego pełną świadomość. Korzystał z niej, czerpiąc garściami ze swojej pozycji. W chory sposób skupiając pełną, wielowymiarową uwagę Capehart'a, na sobie. Na swojej marności, swoim rozchwianiu, na swoim idealnym wynaturzeniu. Ezra nie mógł wyrwać go ze swojego umysłu i skupić się na sobie. Andy, Andy, Andy... Tylko on. Paznokcie przecinające skórę na plecach wywołały w nim konwulsyjną chęć wbicia pięści w sam środek twarzy mężczyzny. Zbyt dużo sprzecznych sygnałów, przez które zaczął się gubić. Jednym szybkim ruchem zaciągnął pas na jego szyi, krzyżując dłonie. Świst powietrza załechtał małżowinę uszną, wdzierając się niczym dentystyczne wiertło do jego wnętrza. Świst, który oddalał go od człowieczeństwa. W ich czynach nie było nic, co wybaczyłby im jakikolwiek Bóg. Ich grzesznemu, plugawemu zachowaniu nie należał się ani gram zrozumienia. Ezra nie czuł bólu fizycznego — natomiast śmiech Andrew, wgryzał się w jego ego. Przerośnięte, masywne ego mordercy, które kiedy zostawało tknięte, nawet przez przypadek, rozsrastało się, zagarniając swoim oślizgłym jestestwem przestrzeń. Ezra nie czuł nic poza głodem. Świdrującym żołądek łaknieniem. Dotyk, wzrok, namiętność, były poza zasięgiem jego zmysłów poznawczych. Andy wybudził w nim coś, czego sam obawiał się przed samym sobą. Każdy mięsień na jego ciele drgał spazmatycznie pod skórą, naciągając ją do granic możliwości. Dudniąca krew gotowała się, rozrywając delikatną tkankę żył, zalewając falą jego ograny. Chciał więcej. Nawet jeżeli miało się to zakończyć śmiercią mężczyzny, nie wycofa się. Nie teraz. Jeden ruch, jedno słowo, a Andrew będzie gryzł ziemię, po której chodzą ludzie, których tak bardzo nienawidził. Ezra zadba o to, aby ten konkretny kawałek trawnika, pod którym spocznie, będzie opluwany każdego dnia.

Przez ostatnie tygodnie tłumił w sobie gniew, któremu teraz mógł dać upust. Oderwać od swojego ciała rój pijawek, pochłaniających życiową energię. Cieknąca z nosa krew przynosiła ukojenie, rozlewając się gorącem w zatokach, pnąc się do czoła, zakleszczając się na czaszce. O krew nie było trudno. O życie już tak. Świst powietrza wydzierający się spomiędzy warg Andrew, zmieszany z warkotliwym podnieceniem Ezry, który składał przepastne pocałunki na linii jego żuchwy, rozsadzał hotelowy pokój. Drgająca krtań, walcząca o każdy, nawet najpłytszy oddech wprowadzała go w jeszcze głębszy trans. - Nauczysz się posłuszeństwa albo zdechniesz. - Agresywne warknięcie wydobyło się przez zaciśnięte szczęki mężczyzny. W jego oczach szalała satysfakcja. Wrócił do macierzy. Poderwał się do góry, ciągnąc za pas, zmuszając ciało mężczyzny do uklęknięcia przed sobą. Dokładnie wiedział, ile potrzebuje czasu, aby go zdławić. Za ile sekund złapie za pas na szyi, chcąc się od niego uwolnić. Instynktownie łapiąc palcami skórzane pasmo, odcinające dopływ powietrza. Mieszane odczucia. Chciał tego, a z drugiej strony, będzie walczył o przerwanie. Ezra nie mógł okazać słabości, nie mógł ani na moment dać mu swobody. Parszywa gnida wykorzysta to. Rozkoszna, parszywa gnida, którą chciał się karmić i nasycić.

Trzymając go jak psa na smyczy, Lear ujął pasek w jedną dłoń, ujmując ją praktycznie przy samym karku Andy'ego, pozwalając mu złapać oddech. Chociaż chciał zobaczyć, jak żyłki w jego oczach pękają, a biel gałek zalewa się czerwienią — zwolnił uścisk. Krew z jego nosa niczym uświęcony strumień, skapywała miarowo na jego brzuch, sunąc w dół, naznaczając ciemną smugą zagłębienia mięśni. Zgliszcza, jakie po sobie zostawią, będą nawiedzane przez nich w myślach niczym święte miejsce. Kultywowane, pielęgnowane wspomnienia kompletnego połączenia dwóch tak różnych, a jednak tak bliskich sobie istnień. Chociaż Ezra stawiał samego siebie ponad każdą inną żyjąca istotę, czuł, że Andrew jest godny jego uwagi na dłużej niż tylko jedną noc. Nie chciał mu przecież odbierać tej zaślepiającej rozkoszy, którą mógł mu dać. Którą właśnie łaskawie mu ofiarował. Będąc miłosiernym i nie mordując go za cholerną zniewagę, której się ten dopuścił. Ezra poprowadził kciuk przez swoje rozchylone wargi, nie spuszczając stalowego spojrzenia z twarzy mężczyzny, zagarniając na palec nie tylko swoją krew, ale również ślinę. Spokojnym ruchem, usadowił go na wargach Andrew, wsuwając się pomiędzy nie, rozmazując się na jego języku, niczym eucharystia.


@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Andy Birkenshaw
Awatar użytkownika
30
lat
180
cm
płatny morderca dla ubogich/bibliotekarz
Pracownicy Usług
Andrew miał to do do siebie, że umiejętnie, może odrobinę nieświadomie, ale skutecznie chował swoje spierdolenie pod płaszczykiem przeciętnego, szarego i nudnego zjadacza chleba. Mógłby być każdym - listonoszem, przynoszącym codziennie nową porcję wieści ze świata, lekarzem, ratującym życie w małej, sterylnej sali szpitalnej, nauczycielem, karmiącym młode umysły zbędną wiedzą, masażystą, ugniatającym twoje napięte mięśnie. Kim jednak był naprawdę? Śliwką, gnijącą od środka, wyżeraną bez grube, białe larwy. Gnijącym truchłem, skwaśniałym mlekiem, padliną, którą przykryły setki wygłodniałych much.
Pas, zaciśnięty na jego szyi przypominał mu, że Boga nie ma. Śmiał się w twarz mężczyzny nad nim, ukazując krew, która lśniła mu na zębach. Być może przygryzł sobie własny język do krwi, co tylko pobudziło w nim jakieś ludzkie uczucie. W końcu był człowiekiem, z krwi i kości, krwawił, cierpiał, rozpaczał i śmiał się jak śmierć nad ciałem, z którego wyrywana jest dusza.
Widział napięte żyły Ezry, pulsującą w nich krew, wyobrażał sobie, że rozrywa go zębami i była w tym jakaś pierwotność, zwierzęca agresja, chociaż mord nie był koniecznością, obroną, chęcią przeżycia, był przyjemnością, ekstazą, rozkoszą, uczuciem tak czystym, a jednocześnie zepsutym do szpiku białych kości.
Oprócz ciała mężczyzny, widział przed oczami obrazy przedstawiające swoje ofiary, ich strach, ich ból, widział raz jeszcze jak rozrywa ich ciało, spuszcza krew, sprawia im ból nie do opisania. Jak dzieli ich na milion kawałków, ochłapy mięsa, szczątki kości, żyły i kolorowe, błyszczące, śliskie wnętrzności. Widział swoje dłonie całe we krwi, podnosił je do twarzy, rozmazywał na niej krew, czując jej lepkość i ciepło, jej zapach, czuł w ustach metaliczny posmak. Wtedy robił to głównie mechanicznie, ale z jakiegoś powodu dopiero teraz poczuł przyjemność na te wspomnienia. Czyli jednak nie robił tego jedynie dla kasy, lubił to. Tylko czemu poznawał tę przyjemność dopiero teraz? Co Ezra z nim robił? Co w nim wyzwalał?
Pocałunki, którymi zaczął obdarowywać go oprawca, dodawały do tego nowe doznanie. Coś, czego nigdy wcześniej nie czuł tak mocno, tak intensywnie - którego nigdy nie czuł wobec żadnego mężczyzny - pożądanie, podniecenie, fale gorąca, zalewającą jego szczupłe ciało. Zadrżał, z trudem łapiąc powietrze w płuca. Oddychanie sprawiało mu ból, a usta Ezry dodawały temu słodyczy. Zakaszlał, słysząc jego słowa i trudno było powiedzieć czy zaczął się dusić i była to dramatyczna próba złapania oddechu czy może znowu się zaśmiał.
Podniósł się, ciągnięty pasem i uklęknął. Kiedy próbował złapać kolejny bolesny oddech, wydał z siebie gardłowy pomruk, ale nie złapał za pasek, jeszcze nie, nie próbował się wyswobodzić. Położył dłonie na udach Ezry i zacisnął na jego skórze palce, aby się przytrzymać, aby się nie przewrócić. Zaczerwienione, załzawione oczy wbił w brzuch mężczyzny, a potem na jego krocze. Wydobył z siebie dziwny uśmiech, który mógł wyglądać bardziej jak paskudny grymas.
Kiedy był już na granicy wytrzymałości, a jedno z jego oczu zdążyło nabiec częściowo krwią, poczuł luz i łapczywie złapał powietrze. Mimo, że bolało, poczuł ulgę.
Zauważył krew, która skapywała na brzuch Ezry. Przez krótką chwilę przyglądał się jej z zainteresowaniem, a gdy kciuk Capeharta wylądował w jego ustach, zasmakował posoki, zmieszanej ze śliną, jakby faktycznie była czymś świętym. Mruknął przeciągle, jakby to był najwspanialszy smak, jaki kiedykolwiek miał możliwość spróbować.
Chwilę później, nie wstając z klęczek, położył dłonie na biodrach mężczyzny i zbliżył usta do jego brzucha, z którego zlizał krople krwi. Składał na jego skórze delikatne pocałunki, delektując się czerwienią i kształtem mięśni, które czuł pod ustami.

@Ezra Capehart
Mów mi multiholiczko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda myre#4344. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yup.
Szukam mocnych wrażeń.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: treści przeznaczone dla dorosłych o mocnych nerwach.

Podstawowe

Likes & dislikes

Ezra Ira Capehart
Awatar użytkownika
33
lat
192
cm
muzyk, właściciel Primal Play
Nowi Zasobni Pracownicy

Śmiech mężczyzny niósł się w czaszce Ezry jeszcze przez chwilę, zanim ten, jakże irytujący dźwięk, całkowicie zanikł. Miał ochotę go zakneblować, wcisnąć mu głęboko w gardło pięść, aby oszczędzić sobie kolejnych nerwów; ale myśl, że te oto naznaczone krwią usta i zduszona gardziel, mogą wydać przyjemniejsze dźwięki, wygrała. Chciał się przekonać, co jest w stanie wyrwać się z jego wnętrza, co wypłynie kącikami warg wraz z lepką śliną, kiedy ciało będzie targane spazmami rozkoszy. Mógł zrobić z szatynem wszystko, na co miał tylko ochotę, a i tak na pierwszy plan wysuwała się ujmująca potrzeba wtopienia się pomiędzy sploty jego mięśni i doprowadzenia go do granicy świadomości, zepchnięcia go w odmęty szaleńczej pierwotności. Wiedział, że zrobi wszystko, aby Andy zemdlał z wycieńczenia i nie potrafił pozbierać myśli przez kolejne kilka dni. Wiedział doskonale, jak ma go traktować, żeby zostać w jego głowie na kolejne tygodnie. Wiedział, że stanie się jego zmorą, kiedy będzie leżał sam w łóżku, próbując zasnąć, chociaż na krótką chwilę — bezskutecznie, bo podniecenie gonione wspomnieniami tej nocy, będzie szarpało wrażliwe nerwy, spływając gorącem na biodra, zaciskając się na nich bezlitośnie.

Statyczna, rozlana na całej tęczówce źrenica, śledziła uważnie każdy ruch głowy Andrew. Przyglądał mu się spod przymrużonych powiek, kiedy ten walczył o utrzymanie równowagi, zaciskając długie palce na udach Ezry. Widok mężczyzny na kolanach zadziałał niczym bicz tnący rozgrzaną skórę na plecach. Ezra chciał więcej... Więcej poniżającego kajania się przed Panem. To, co miał teraz przed sobą, chociaż przyjemne i miłe, nie było wystarczające. Było w tym za mało adoracji, ślepego wielbienia, którego oczekiwał. Był przecież centrum, alfą i omegą, początkiem i końcem, wężem zjadającym własny ogon, słodkim fatum i bezlitosnym omenem. Chciał to czuć w każdym geście, w każdym spojrzeniu, jaki na nim spoczywał. Był wygłodniały. Od lat nie czuł się tak palącego głodu, jak teraz. Pragnął go. Pragnął go zmiażdżyć i posiąść.

Czarne, intensywne spojrzenie wślizgnęło się w czerwieniejące białka oczu Birkenshaw'a, penetrując je, jakby zapamiętując każde kolejne pękające naczynko. Każdą drobną, rozerwaną żyłkę. Jego świszczący oddech układał się praktycznie namacalnie na skórze, skraplając się na niej, Ezra odnosił paranoidalne wrażenie, że hausty formują się mokrą strugą i znikają za materiałem jego spodni, sunąc odważnie w stronę krocza, ścieląc się w cieple i parując. Rosnące pożądanie zaczęło odznaczać się intensywnie na linii spodni Capehart'a, wybrzuszając ją z każdą chwilą coraz mocniej, napinając czarny materiał intensywnie. Ciepło wokół kciuka, które po chwili poczuł, kolejno sunące wargi na brzuchu, rozbudziły warkotliwy pomruk, zwierzęcy warkot przyjemności, który rozścielił się na jego lubieżnym języku i wypłynął w duszne, potliwe powietrze. Na krótki moment zacisnął zęby na jednej z obręczy koczyka w język, wyrównując swój własny oddech, który unosił klatkę piersiową coraz widoczniej, coraz intensywniej, jakby miał właśnie za sobą krótki sprint.

Szeroka, lewa dłoń Ezry ułożyła się na tyle głowy Andrew, a długie blade palce zagarnęły kosmyki włosów, plącząc się w nich. Krótkim, jednostajnym szarpnięciem oderwał twarz mężczyzny od swojego ciała, spoglądając na niego z góry, pozwalając, aby szyderczy, przesiąknięty zmysłowością uśmiech, rozciągał się na jego wargach. Prawa dłoń ponownie, nieco mocniej zacisnęła się na pasku, który przylgnął pewniej do szyi Birkenshaw'a, przypominając mu o swojej obecności. Nie, nie był wolny. Już nigdy nie będzie.
- Rozepnij moje spodnie - krótka komenda rzucona tonem głębokim, zakrawającym wręcz o wilczą warkotliwość, nie pozwalając mężczyźnie nawet na zastanowienie się, czy właśnie tego chce. Nie dając mu szans na wycofanie się, czy próbę zaprzeczenia i rezygnacji. - Teraz pokażesz mi, czy na mnie zasługujesz... - wypuścił z dłoni włosy Andiego, przenosząc palce na jego podbródek, przytrzymując go ciasno między palcami, zmszając go do spojrzenia na siebie. Powoli pochylił się w jego kierunku, jakby zmierzając ku jego twarzy z zamysłem pocałowania go, skosztowania tego paskudnego, plugawego języka, który panoszył się w jego ustach... Nie, zatrzymał się kilka centymetrów nad jego twarzą, aby po chwili odpuścić i gwałtownie oderwać od niego swoją dłoń i znów wyprostować swoje umięśnione ciało. Już po chwili, Ezra znów przesunął opuszki palców wzdłuż skroni szatyna, dociskając je do jego skalpu, wręcz pieszczotliwie zagarniając jego włosy do tyłu. Pragnął go. Pożądał. I nie potrafił już kontrolować tego, co ścieliło się w jego myślach.


@Andy Birkenshaw
Mów mi god almighty. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w 3 os. czas przeszły. Wątkom +18 mówię yes, ma'am.
Szukam następnej ofiary.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: napaść fizyczna, nagość, problemy medyczne, krew, nadmierna lub nieuzasadniona przemoc, znęcanie się (fizyczne, psychiczne, emocjonalne, słowne), śmierć lub umieranie, porwanie, morderstwo, Doxxing, przekleństwa, alkohol..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Odpowiedz