Przed rejestracją zapoznaj się z Przewodnikiem.
[001. outfit]
Czasami myślał o ludziach jak o odpadach. Trzeba było ich segregować, chociaż w zasadzie wcale nie trzeba było. Sami się segregowali, tworzyli grupki, określenia, szufladkowali się, dzielili, oznaczali - jak farmer oznacza krowy i świnie na farmie. Czasami zastanawiał się jak to się stało, że sam jest człowiekiem, że należy do rasy ludzkiej, tak po prostu. Przecież nie czuł się tak, jak inni. Rzecz jasna nie miał tak naprawdę pojęcia co czują inni, ale patrząc na nich wyobrażał to sobie i to mu wystarczało. Czy naprawdę mógł bardzo się mylić? Jeżeli grubas stoi w kolejce po hamburgera z frytkami i dietetyczną colą, w południe, w rozgrzanym wnętrzu osiedlowego fast fooda, ociekając potem, to oczywistym jest, że samolubnie chce się nawpierdalać. Chce wypełnić swój rozepchany żołądek po brzegi i w tłustej dupie ma to, czy innym nie przeszkadza jego wygląd albo smród. Pewnie po drodze puszcza bąki po cichu, aby nikomu nie było z tym wszystkim łatwiej. Andrew czasami myślał sobie, że takie śmieci mógłby sprzątać nawet za darmo. Na pewno zrobiłby tym wielu ludziom przysługę.
Na całe szczęście nie czuł się tak do końca beznadziejnie, bo zdawał sobie sprawę, że na świecie są również istoty (bo nazwanie kogoś ciekawego człowiekiem to takie pospolite), które są warte uwagi, które z jakiegoś powodu nawet mu tak bardzo nie przeszkadzają. Co prawda było ich niewiele, ale gdyby nie było ich wcale, to chyba nie miałby ochoty wstawać codziennie rano, żeby krzywić się na widok swojego odbicia w lustrze, myć zęby, jeść nudne śniadanie, iść do nudnej pracy (która miała swoje plusy - książki), wracać do nudnego mieszkania, jeść kolejny nudny posiłek i po przespanej nocy powtarzać wszystko od nowa. Ostatnio nawet nie cieszył się tak bardzo, gdy dostawał zlecenie w swojej drugiej pracy. Co prawda każda akcja równała się wyzwaniu i wypróbowaniu swoich nowych umiejętności, których nauczył się podczas poprzedniego razu, ale miał wrażenie, że brakuje mu jakiegoś elementu fascynacji, emocji, może zaskoczenia.
Wszystko zmieniło się kilka dni temu, kiedy zdał sobie sprawę, że jeden z jego klientów przez zupełny przypadek poznał jego adres. To mogło zakończyć się bardzo niepożądane i chociaż uważał swoje życie za stosunkowo nudne, to nie chciał zamieniać go na egzystencję za kratkami. Dlatego więc spakował się, rozesłał wypowiedzenia umowy najmu mieszkania, umowy internetu, telefonu i prądu, po czym spakował najpotrzebniejsze rzeczy, wpakował je do auta i odjechał. Plan był taki, że po prostu pojedzie przed siebie i zobaczy co dalej - zajebiście ambitnie. Zatrzymywał się na jakiś czas w różnych, większych miastach, żyjąc z oszczędności. Jednym z takich przystanków okazał się Londyn. Od tygodnia spał w przydrożnym motelu, zastanawiając się gdzie zatrzymać się na stałe. Duże miasta były w porządku, ale może lepiej było przyczaić się w mniejszej miejscowości, może nad oceanem? Zawsze chciał mieszkać gdzieś niedaleko plaży.
Przeglądając najnowsze oferty pracy z różnych części Wielkiej Brytanii, natknął się przypadkiem na reklamę koncertu, który miał odbyć się nazajutrz w Londynie. Przez chwilę wpatrywał się w dziwnego kolesia w masce, a potem nagle znalazł się w tłumie jego fanów. Sam nie wierzył, że faktycznie tutaj przyszedł, im więcej spoconych cielsk się o niego ocierało, tym bardziej chciało mu się wymiotować. Na samym koncercie było duszno i śmierdziało piwem, moczem i starymi ludźmi - nie pytajcie, Andy sam nie miał pojęcia czemu. Na afterparty wcale nie było lepiej, chociaż tłok był mniejszych, a piwo jakby chłodniejsze. Opierał się brzuchem o ladę przy barze i obdzierał butelkę z etykietki, wdychając przez nos mocny zapach chmielu. Alkohol zdążył całkiem przyjemnie uderzyć mu do głowy.
@Ezra Capehart