-
Wow, i kontynuowaliście w ten sposób parkur? - Dopytała, nie kryjąc podziwu względem Randolpha. To nie tak, że nigdy nie próbowała jazdy bez ogłowia i uważała to za coś niesamowitego. Bardziej miała na myśli fakt, że nie znał za dobrze dosiadanego konia, a cała sytuacja miała miejsce na zawodach, gdzie jak powszechnie wiadomo, rzadko kiedy wszystko działa tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Nie minęła chwila, jak Randolph rozwinął historię, tym samym zaspokajając ciekawość Jess, której podziw nie zmalał nawet odrobinę. Osobiście raczej by skapitulowała, choć zależało to jeszcze od wysokości przeszkód. Mało osób o tym wiedziało, ale tych wysokich zwyczajnie się obawiała i choć miała w swojej karierze parę parkurów 160cm, to porzuciła to dawno temu i zdecydowanie jej tego nie brakowało.
-
Ja, dawno temu, zasięgnęłam takiej pomocy do jednego ze swoich koni, ale niestety z przeciętnym skutkiem - odparła, nie mając jednak na myśli, że metoda była nieskuteczna czy zła. Dla niektórych koni.... po prostu nie było ratunku. Ich drogi siłą rzeczy się rozeszły i nie miała pojęcia, jak potoczyły się dalsze losy Colorado, ale w jej zawodzie nie było to nic wyjątkowego. Mnóstwo koni przewijało się przez jej ręce i nie mogła sobie pozwolić na to, by zatrzymać każdego, zwłaszcza jeśli był problematyczny na każdej płaszczyźnie. W tym momencie miała dwóch końskich seniorów na utrzymaniu, a to i tak już było sporo.
Chociaż jadąc kłusem była już bardziej skupiona na jeździe, niż na gadaniu, to nie przewidziała, że Charleston może spróbować przeskoczyć kałużę. Oczywiście ją zauważyła, ale naiwnie sądziła, że po prostu przez nią przejadą. Ku jej zaskoczeniu nagle oderwał się od ziemi, co siłą rzeczy odrobinę zachwiało jej równowagą, ale nie na tyle, by rozstała się z siodłem. Niechcący została lekko ręką, ale ogierowi to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo jakby nigdy nic kontynuował kłus, co wywołało uśmiech na twarzy zawodniczki po tym, jak otrząsnęła się z chwilowego szoku.
Nie minęło wiele czasu nim została zaalarmowana przez Caroline o dziku, który rzeczywiście wyszedł im na drogę. Jessie przytrzymała swojego konia do stępa, oczywiście uprzedzając przy tym grupę, po czym spojrzała na pokaźną, leśną świnkę z lekko zmarszczonymi brwiami.
-
Dziwne, że nie ucieka - skomentowała, obserwując zwierzę z odległości kilkudziesięciu metrów. -
Musielibyśmy się zawracać, żeby go ominąć - odparła, nie bardzo skłaniając się ku tej opcji, choć pojechanie przed siebie, prosto w dzika, również nie wchodziło w grę. -
Ale chyba mam pomysł - dodała, przypominając sobie stary, dobry sposób na trzymanie dzikiej zwierzyny na odległość. Do spotkań zwykle dochodziło dlatego, że było się cicho, więc czasem jednak warto sobie głośniej porozmawiać... albo pośpiewać, co też Jess wcieliła w życie. Powiedzmy to sobie szczerze - nie była objawieniem piosenkarskim, a koncerty dawała co najwyżej pod prysznicem lub w aucie, a nie przy tak szerokiej publiczności jak dziś. Może i nie zmusiła swoich towarzyszy do zatykania uszu, bo aż tak źle z nią nie było, ale dzik po chwili namysłu uznał, że to nie na jego nerwy i czmychnął do lasu, a Jess... Jak się rozkręciła, tak średnio miała ochotę przestawać i zaczęła zachęcać towarzystwo do włączenia się w śpiewanie jakiejś głupiutkiej, wszystkim znanej piosenki.
A skoro już pozbyli się przeszkody w postaci dzika na drodze, to mogli kontynuować kłus. Jess doskonale znała drogę nad jezioro, więc pewnie jechała do przodu, wybierając drogi, które były nie tylko bezpieczne i pewne, ale też ładne. Zanim pomyślała o galopie, zaordynowała przynajmniej jeden, krótki odpoczynek w stępie, w trakcie którego właśnie zapytała, co inni sądzą o tym, żeby trochę pogalopować.
-
Jak lubicie jeździć? Szybko, wolno? - Wypytała o preferencje grupy, oczywiście każde zdanie zamierzając wziąć pod uwagę. Jeśli choć jedna osoba bała się szybkiego galopu, to nie zamierzała szaleć. -
Niebawem wjedziemy na taką fajną, szeroką drogę, idealną na galop, bo nie ma na niej żadnych niespodzianek... O ile nic nie spadło po ostatnich wichurach - wyjaśniła, czekając na komentarze. Gdy dogadali się co do tego, jak ma wyglądać pierwsze zagalopowanie, ponownie zaprosiła swojego konia do kłusa. Bezpośrednio przed zagalopowaniem, obejrzała się przez ramię, żeby się upewnić, że wszyscy są gotowi, po czym po półparadzie wypchnęła Charlestona do galopu, nie zapominając także o sygnale łydką. W zależności od tego, jak zażyczyła sobie jechać grupa, albo był to spokojny, okrągły galop w pełnym siadzie, albo znacznie żywszy w półsiadzie, na co po prawdzie miała znacznie większą ochotę.
@Charleston Disasterpiece
/Pasuję z zadankiem, bo i tak kilometrowy post xD
DOTYCHCZASOWA KOLEJKA ZAKOŃCZYŁA SIĘ 18.06 O GODZINIE 15:36. CZAS NA NAPISANIE POSTÓW W NOWEJ KOLEJCE MIJA 22.06 O GODZINIE 15:36