Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
#Nie mam porządku, przykro mi.

Zazwyczaj nie podejmuje tak spontanicznych decyzji. Nie ma w nim aż takiej lekkomyślności. W zasadzie nawet by się o to nie podejrzewał. Ale tego dnia nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Nie pomaga ani pierwsza kawa, ani druga, ani przebieżka po okolicy. Nie może się skupić. Bierze jeszcze zimny prysznic, jakby chwytał się ostatniej deski ratunku, ostatniego pomysłu, który wpadł mu do głowy. Ale i to przynosi jedno wielkie fiasko.
Ubiera się już w pośpiechu. Wsuwa z trudem jeansy na wilgotne ciało i bluzę, którą przypadkiem wyciąga jako pierwszą z szafy. Chwilę później jest już w swoim – odebranym w końcu z warsztatu – aucie i kieruje się w stronę nabrzeża. Parkuje niedaleko publicznej przystani i wtedy dopiero dopadają go pierwsze wątpliwości. Wie, że Wellington mieszka na którejś z łódek, ale nie jest pewien, czy będzie umieć wytypować, na której konkretnie. Poza tym może to jednak idiotyczny pomysł, żeby się tu pojawiać? Nie wycofuje się jednak od razu. Decyduje się na powolny, ale jednocześnie dość nerwowy spacer przy dokach, kiedy go dostrzega. Ulga przemieszana z niepewnością sprawia, że zatrzymuje się w połowie kroków i wciska ręce do kieszeni. Czeka, aż Duke go zauważy.
— Zbieraj się. Jedziesz na wycieczkę — Delaney podnosi ku górze rękę z kluczykami do auta. — Tylko bez paniki, ty na pewno nie będziesz prowadził — uśmiecha się złośliwie, ale nie jest aż tak cierpki, jak zazwyczaj. Czuje się… zagubiony. To, co Wellington odstawił na komendzie w kontraście do ich ostatniej rozmowy na tinderze nie pozwalało zbudować mu jasnej oceny tej sytuacji. Widzi zaskoczone spojrzenie mężczyzny i w duchu tylko ma nadzieję na to, że nie jest naprany. Trudniej będzie utrzymać mu równowagę w okolicy klifów.
— Wellington? — upomina go w końcu, kiedy zdaje sobie sprawę, że jego znajomy nie poruszył się nawet o centymetr. — Przysięgam, że jeśli sam się nie zmobilizujesz, to zaciągnę cię do samochodu siłą — dodaje jeszcze, już całkowicie w swoim stylu i obraca się na pięcie, by ruszyć powoli w stronę BMW. Kiedy wsiada do środka i zapina pas, słyszy, że otwierają się drzwi od strony pasażera. Paul nawet nie spogląda w tym kierunku.
Jedzie zdecydowanie za szybko, ale z o wiele większą sprawnością i wyczuciem, niż Duke przed kilkoma tygodniami. Czasami nagina przepisy drogowe, ale co zaskakujące, można czuć się bezpiecznie z nim za kierownicą. Tu promienieje z niego swojego rodzaju spokój. Tylko pozornie zresztą, bo w środku wypełniają go różne emocje, których do końca nie rozumie. Ale w końcu miesiącami próbował poczuć cokolwiek, prawda? Następnym razem powinien bardziej uważać, czego sobie życzy.
Zatrzymuje się nagle, pośrodku niczego i bez słowa wychodzi z samochodu. Czeka, aż Wellington ruszy za nim. Do tej pory nie powiedział do niego żadnego słowa więcej. Idzie przodem, przed zbyt wysoką miejscami trawę, aż w końcu zatrzymuje się i zerka w stronę domu nieopodal. Od wysokiego klifu oddziela go wyasfaltowana ulica, z której zjechał Delaney. Mógłby przysiąc, że kiedyś terenu było więcej, ale albo morze z roku na rok zabiera coraz więcej lądu, albo wyobraźnia płata mu figle. Bierze głęboki oddech i odwraca się w kierunku porwanego, wciąż mocno skonfundowanego mężczyzny. Robi kilka kroków z powrotem w jego kierunku i wyciąga do niego ręce. Sprawdza kieszenie jego bluzy, potem spodni i wyciąga stamtąd telefon komórkowy. Chciał sprawdzić, czy niczego nie nagrywa, ale po krótkiej kontemplacji odebranego sprzętu nawet niczego nie komentuje. Pozwala sobie wyłącznie na pytające spojrzenie z nieco uniesionymi brwiami. Czy z tego w ogóle da się jeszcze dzwonić?
— Dopiero co chciałeś wiedzieć wszystko. I miałeś mnóstwo pytań. Więc proszę. Możesz zadać je dzisiaj — mówi całkowicie poważnie, ale nie można nie zauważyć, że jest w nim dzisiaj coś… dziwnego. Nieułożone włosy, zbyt długi zarost, lekko przestraszone spojrzenie. Sprawia wrażenie rozedrganego i niespokojnego, ale jednak wciska w Duke’a pewne i wyczekujące spojrzenie.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
010. Tell him about my heart that's slowly dying
Say I can't stop myself from crying
[ @Paul Delaney ]

To najdłuższa przejażdżka w całym jego życiu. Gdy samochód w końcu się zatrzymuje, Duke nie potrafi nawet stwierdzić, czy minęło pięć, czy czterdzieści pięć minut. Nogi trochę mu drżą, palce wygrywają znajomą melodię na udzie, wzrok wbija się gdzieś w linię horyzontu. Do tej pory nie wypowiedział żadnego słowa, nie licząc może „ale dokąd mnie zabierasz?”, wykrzyczanych szybko, pod wpływem silnych emocji (głównie ogromnego zdziwienia), gdy Paul pojawił się na brzegu, zaledwie kilka metrów od łódki.
Nie wie, jak go znalazł. Próbował przewertować w głowie wszystkie dotychczasowe rozmowy i wymienione na Tinderze wiadomości, ale dałby sobie głowę uciąć, że nigdy nie podał mu swojego adresu. Musiałby być skończonym idiotą, a przecież jest tylko takim zwyczajnym, regularnym głupcem.
Kątem oka zerka na blondyna.
Palce zaciśnięte na kierownicy, wzrok wbity w asfalt, usta przypominające podłużną kreskę. Nie przypomina tego elegancika, któremu Duke rozkwasił nos na parkingu pod domem pogrzebowym; nie jest też depresyjnym drecholem, na którego pozował w barze, kiedy Wellington był na randce z Samem. Dzisiaj wygląda jak kompletnie inny człowiek. Jak trzecia osobowość, którą wyhodował sobie na potrzeby sytuacji.
Duke przełyka ślinę.
Niewiele z tego wszystkiego rozumie. Okolica nic mu nie mówi. Pierwszy raz w życiu widzi te klify, do tej pory nie wiedział nawet o istnieniu tego domu. Dopiero po chwili zaczyna składać puzzle w wyraźny obraz; przed oczami stają mu wszystkie zakreślone różowymi długopisami notatki, wszystkie kółka, wykrzykniki i znaki zapytania, które własnoręcznie nabazgrał na zeznaniach Paula.
Zatrzymuje się wpół kroku i odwraca w stronę samochodu, jakby miał nadzieję, że zdąży jeszcze uciec.
— Chciałbym odzyskać telefon — mówi, wyciągając w stronę mężczyzny dłoń. Gdy dociera do niego, że Delaney nie ma zamiaru go oddać, robi krok w jego stronę i wydziera aparat siłą. — Czego się spodziewałeś? Że chodzę z dyktafonem w gaciach na wypadek, gdybyś postanowił wyznać mi wszystkie swoje sekrety? — Marszczy czoło, wrzucając komórkę do tylnej kieszeni starych, spranych jeansów. Nie jest ubrany zbyt elegancko. Podczas spotkania na komendzie wyglądał znacznie lepiej; dziś garniturowe spodnie zamienił na pierwszą parę z brzegu, która sama wyskoczyła na niego po otwarciu szafy, szarą koszulę oddał znajomemu detektywowi, dla wygody stawiając na granatowy podkoszulek i rozpinaną, czarną bluzę. Wygląda normalnie. Nudno. Jak zwykle.
— W porządku — mamrocze, robiąc krok w tył. Odsuwa się na bezpieczną odległość, posyłając Paulowi pełne konsternacji spojrzenie. — Po pierwsze — dlaczego mnie tutaj zabrałeś? Nie prosiłem cię o interaktywne zeznania, chciałem tylko, żebyś odpowiedział na moje pytania na komendzie. Nie w środku tygodnia poza godzinami pracy. — Staje do Delaneya bokiem, żeby rozejrzeć się wokół. Wszędzie mnóstwo trawy, w dole szumiące fale uderzające o ostre skały. Mocny zapach soli. Chłodny wiatr. W innych okolicznościach podobną scenerię mógłby uznać za romantyczną.
— Po drugie: co ja mam z tobą zrobić, Paul?
Pytanie brzmi idiotycznie, ale rozbrzmiewa w nim nuta prawdziwego bólu. Nieznośnej udręki. Duke znowu na niego patrzy, marszcząc przy tym czoło, i nie kryjąc milionów przemykających przez jego twarz emocji.
— Czego ode mnie chcesz? Daj mi chociaż jedną uczciwą, szczerą odpowiedź.
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Paul wzrusza ramionami w odpowiedzi na jego pierwsze pytanie. Szczerze? Niespecjalnie by się zdziwił. Wellington był dziwny. Nie chce się też denerwować, dlatego ignoruje kolejne pytanie. Dziwny zestaw. Nie takich się spodziewał. Przecież dopiero co wymagał wielu informacji. Zadawał dużo pytań i wyraźnie przerobił cały ogrom materiału. Teraz nie odpowiada mu miejsce? Delaney wzdycha sugestywnie i powoli wypycha powietrze z płuc. Reaguje dopiero na ostatnie pytanie z serii.
— Po kolei — przerywa mu, zanim powie cokolwiek więcej. — To wszystko trzeba załatwić po kolei — nie wiadomo, czy mówi do Duke’a, czy raczej do siebie. Jest wyraźnie zestresowany. Przejmuje go obecność tutaj. Omijał to miejsce przez całą ostatnią dekadę i wydawało mu się, że pogrzebał tę historię razem ze swoją żoną.
— Znasz tę historię, prawda? Po ilości notatek mniemam, że dość wnikliwie — pyta, wyczekując jakiegoś potwierdzenia. Chce mieć pewność, że Wellington jest świadomy, że dziewczyna, która spadła z tego klifu w niewyjaśnionych okolicznościach była siostrą jego żony. Nie chciałby mówić o tym na głos. I tak kolejne słowa, które będzie musiał z siebie wydusić, wcale nie będą łatwe.
— Nie kłamałem. Nie skłamałem wtedy, w zeznaniach. Nie widziałem, kiedy wyszła z tej imprezy, nie miałem pojęcia, gdzie poszła. Ale wiem, że… — o dziwo, jego głos lekko się załamuje. Nie jest w stanie dokończyć tego zdania. Patrzy się na mężczyznę stojącego naprzeciwko w panice i nagle odwraca się, idąc w stronę urwiska. Stres i ciśnienie niemal go ogłuszają. A może to fale roztrzaskujące się u skalistego podnóża klifu. Wie, że Duke za nim woła, spodziewa się tego. Na tyle, na ile zdążył go poznać, wydaje mu się, że konsultant policyjny ma wyjątkowo fatalistyczną wizję świata. Przynajmniej wtedy, kiedy nie pije.
Blondyn zatrzymuje się dopiero na skraju ziemi. Jeden krok więcej sprawiłby, że podzieliłby los nieszczęsnej dziewczyny. Patrzy w przestrzeń pod swoimi stopami odrobinę zbyt długo i dopierodopiero kiedy robi mu się niedobrze, robi krok w tył. Nie może patrzeć na Wellingtona.
— Duke, nie powtórzę tego na komendzie. I opowiem ci o tym tylko raz. Wtedy sam zdecydujesz, co masz ze mną zrobićwciąż stoi do niego plecami, wpatruje się w horyzont, jakby stamtąd miała przyjść pomoc, albo odrobina siły. Był na tyle odważny, żeby go tu przywieźć, ale nie mógł zmusić się do wyartykułowania tego, co chciał powiedzieć. Oddycha trochę za szybko, zasłania na moment dłonią usta i pozwala sobie poczuć te wszystkie uczucia, które skrywał przez lata. To… poczucie winy. Dopiero wtedy odwraca się w kierunku Wellingtona.
— Nie pomogłem jej w tym, chociaż wydaje mi się, że jesteś o tym przekonany. Nie pomogłem, ale skoczyła przeze mnie — mierzy go spojrzeniem, przepełnionym emocjami, które rzadko nawiedzają błękitne oczy mężczyzny.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Jest tylko kilka rzeczy, w których Duke Wellington jest naprawdę dobry.
Pierwszą z nich jest robienie wegetariańskiej tortilli z podwójnym serem żółtym i gorgonzolą, pieczoną cukinią i duszonym bakłażanem, obranymi ze skórki pomidorami i świeżym ogórkiem. Może pewnego dnia poczęstuje nią Paula.
Drugą jest udawanie, że życie wcale nie stało się nieznośne. Czasem patrzy w lustro, zgodnie z radami internetowych coachów, i powtarza sobie kilka głupich zdań: „jesteś dobrym człowiekiem”, „jesteś silny”, „dasz sobie radę”. Jednakże ilekroć dochodzi do momentu, w którym powinien podać pięć rzeczy, za które jest danego dnia wdzięczny, nic nie przychodzi mu do głowy. Kiedyś wymieniał pięć rodzajów alkoholu, obecnie stać go tylko na najtańsze wino.
I wreszcie trzecia rzecz, jedyna, która w tym momencie może się na coś przydać — Duke Wellington potrafi milczeć, kiedy wymaga tego sytuacja. Trzyma więc gębę zamkniętą na kłódkę, nie przerywając Paulowi ani na chwilę. Nie odzywa się, gdy ten wspomina o notatkach, w żaden sposób nie potwierdza ani nie zaprzecza jego słowom. Po prostu stoi i... patrzy, w tak trzeźwy i obecny sposób, jak nigdy wcześniej.
Naprawdę wydaje mu się, że nic nie mówi. Że nie wydaje żadnego dźwięku. I dopiero kiedy czuje drapanie w gardle, uświadamia sobie, że krzyknął imię Paula przynajmniej trzy razy. Irytuje go, że blondyn w ogóle nie reaguje. Irytują go wysokie trawy i gryzący, chłodny wiatr. Irytuje go szum morza pod klifami i irytuje go, że wciąż niewiele z tej wycieczki rozumie.
— Więc dlaczego? — pyta cicho, kiedy zatrzymuje się przy Delaneyu. Wyciąga dłoń w jego stronę, prawie muska palcami odsłonięty nadgarstek. Ma ochotę go dotknąć, chociaż wie, że nie powinien. Z drugiej strony — skoro jakikolwiek profesjonalizm po rozmowie na Tinderze wyleciał przez okno, Duke ma prawo do odrobiny słabości. Paul wykonuje krok w tył, więc szybko chowa rękę do kieszeni. Idiotyzm.
— Jak to się stało, że ta dziewczyna skoczyła, Paul? — pyta cicho, w końcu zmuszając się do uniesienia spojrzenia. Wbija wzrok w obłąkane spojrzenie i znowu zatapia się w błękitach i szarościach. Zupełnie nie rozumie sposobu, w jaki jego serce reaguje na obecność tego mężczyzny. Choć Sam, w którego ramionach Duke spędził kilka nocy, też jest przystojny, to ani razu nie wzbudzał w nim tak sprzecznych emocji. Był po prostu miłą rozrywką. Chwilą zapomnienia. O Paulu wcale nie chce zapomnieć, choć jeszcze kilka tygodni temu zarzekał się, że nawet raz o nim nie pomyśli.
— Chociaż, nie będę ukrywał, bardziej zastanawia mnie, dlaczego później ożeniłeś się z jej siostrą. O co tam chodziło? Spotykaliście się już podczas imprezy? To był ślub z miłości, czy z obowiązku? Z żalu? Z poczucia winy? Dlaczego?
Stoi na tyle blisko, że jednym ruchem mógłby zrzucić go z klifu. Albo złapać za rękę, powstrzymując przed skokiem.
W jego głowie jest jeszcze jedno pytanie. Dręczy go i nie chce ucichnąć, więc Duke zużywa wszystkie pokłady silnej woli, by zwalczyć potrzebę wypowiedzenia go już teraz. Boi się, że jeśli zaryzykuje, Paul niechybnie pchnie go w stronę przepaści.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Paul nie odzywa się przez dłuższą chwilę, pozwalając pytaniu Duke’a rozbić się w powietrzu z podobnym hukiem, co fale o pobliski klif. Był zdeterminowany, żeby opowiedzieć mu o ty wszystkim, ale teraz się waha. Rano wyszedł z domu z przekonaniem, że Wellington powinien wiedzieć to wszystko, teraz zaczyna zadawać sobie pytanie, czy oby na pewno. Bierze głębszy oddech, uchyla kilkukrotnie usta, ale strumień prawdomówności jakby się przyblokował. To skomplikowane już nie wystarczy. Nie, kiedy mężczyzna miał kilkanaście stron notatek z jego imieniem zakreślonym kolorowymi pętlami. Nie, kiedy ewidentnie zbliżał się do rozwiązania tej z a g a d k i.
Nozdrza blondyna rozchylają się, kiedy po raz kolejny bierze bardzo głęboki oddech. Zasłania dłonią usta i nerwowo drapie się po brodzie. Wyczekujące spojrzenie konsultanta sprawia, że Paul zaczyna się zastanawiać, czy ten nie będzie chciał za moment zrzucić go do morza.
— Poczucie winy — odpowiada, korzystając z podpowiedzi, jaką dostał. Najchętniej nie dodawałby nic więcej, ale to, że nie potrafi wyrzucić z siebie tych wszystkich słów, też go frustruje.
— Z potrzeby kontroli — dodaje więc po chwili, ale to wciąż nie jest prawda. — Ze strachu — padają kolejne słowa, jakby Delaney sam ze sobą się właśnie licytował. Wyjątkowo specyficzna przypadłość nieumiejętności doboru odpowiednich słów, jak ona osobę, która żyje z ich składania w piękne zdania.
— To… Spałem z nią. Jeszcze tu, w Eastbourne przed wyjazdem na studia. Dla mnie to nie było nic ważnego, ale… Na studiach spotykała się z kimś, na kim mi wtedy zależało. Nie oficjalnie, bo to nie było dobrze widziane i nie byłem g o t o w y, ale… Na tej imprezie wszystko się pojebało, rozumiesz? Byliśmy młodzi, świętowaliśmy koniec studiów, wypiliśmy morze alkoholu… — głos blondyna łamie się w każdym zdaniu. Nie cierpi wracać wspomnieniami do tego wieczora. Mimo lat, które upłynęły, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ta noc zmieniła jego życie. Uwiązała go przy sprawie zmarłej dziewczyny, chociaż niczego nie pragnął tak, jak wreszcie się od tego uwolnić. Niczego, poza Wellingtonem.
Nie wie, jak ma to mu powiedzieć. Nie opowiadał o tym wcześniej nikomu.
— Przyłapała mnie ze swoim chłopakiem. I tak zawsze był bardziej m ó j , niż jej, ale nie miała o tym pojęcia. Nikt nie miał, a ja chciałem, żeby tak zostało. Była zraniona, podwójnie, a ja musiałem z nią porozmawiać. Duke… Powiedziałem jej tyle przykrych słów. Próbowała szantażować mnie, że wszystkim powie, że dowie się też moja matka, że odetną mnie od finansów, że wyrzucą mnie z gazety… Przyznała też, że mnie kocha, a ja nie miałem dla niej niczego poza drwiną i pogardą — jego twarz blednie, ale mimowolnie robi krok do przodu, żeby odsunąć się od klifu. Krok w kierunku Duke’a. Niepokoi go, że ta rozmowa przypomina tę sprzed dekady. Delaney wylewa z siebie potok prawdziwych słów i najbardziej boi się odrzucenia.
Nie chce, żeby Duke nim gardził. Nie chce być mu obojętnym.
— Powiedziała, że skoczy, a ja powiedziałem jej, że powinna. Nie przyszło mi do głowy, że jeśli ją tu zostawię, naprawdę to zrobi — szuka w spojrzeniu Wellingtona odpowiedzi. Czy wszystko przepadło?
Ożenił się z Carol, bo czuł, że jest jej winny pewne zadośćuczynienie. Że ktoś musiał się nią zająć. A z drugiej strony, bardzo egoistycznie bał się, że jeśli ktoś się dowie o ostatniej rozmowie z jej siostrą, wina spadnie na niego.
Wyciąga lekko rękę w kierunku siwiejącego bruneta, jakby chciał sprawdzić, czy ten się odsunie.
Oby nie.
Jeśli Duke nie zrobi kroku do tyłu, palce Paula zacisną się lekko na jego bluzie.
W innym wypadku palce spróbują schwytać powietrze.
Coś dziwnego dzieje się w jego środku, najpierw skierowało go do przystani, później zaprowadziło ich tutaj, a teraz w beznadziejnym odruchu próbuje... No właśnie co? Uzyskać akceptację? R o z g r z e s z e n i e?


@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
— To nie była twoja wina — szepcze cicho, robiąc krok w stronę Paula. Czuje palce zaciskające się na zasuwaku ciemnej bluzy i pozwala im przyciągnąć się jeszcze bliżej. Przekrzywia głowę, starając się objąć spojrzeniem całą sylwetkę Paula: zaczynając na rozbieganych oczach, przez drżące dłonie, aż po lekko przygarbione, opuszczone ramiona; nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie. I to właśnie ta świadomość, ta myśl, że Paul właśnie pokazuje tę bezradną, potrzebującą wsparcia część siebie, każe Duke‘owi odwrócić spojrzenie.
Choć na klifie nie jest aż tak zimno, ciało Wellingtona drży. Gęsia skórka pojawia się na jego plecach i rękach, aż w końcu musi się otrzepać, usiłując pozbyć się dziwacznego uczucia.
— To nie twoja wina — powtarza jeszcze ciszej, skutecznie zagłuszany przez szalejący wiatr. Wie, co mówi. Połowę życia spędził na czytaniu podręczników akademickich, drugą na wślizgiwaniu się w umysły przestępców. Doskonale pamięta, jak wyglądają ludzie, którzy zrobili coś złego. Takie doświadczenia człowieka zmieniają. Nie da się od nich uciec.
Paul wygląda na złamanego. Zmęczonego życiem, zmęczonego udawaniem, zmęczonego tym, że nic, czego próbuje, nie przynosi mu satysfakcji. Duke‘a, jak nigdy wcześniej, uderza myśl, że są identyczni. Zepsuci. Nieidealni. Tak cholernie samotni.
Unosi dłonie i obejmuje palcami nadgarstek Paula. Ostrożnie przesuwa wzdłuż drżącego przedramienia, chwyta rękę mężczyzny tuż nad łokciem, po czym przyciąga go bliżej, jeszcze bliżej, aż oddychają tym samym, przyjemnie ciepłym powietrzem. Rozczapierzone palce muskają szorstki policzek Delaneya, kciuk zahacza o rozchylone usta. Tak bardzo chce go pocałować. Tak bardzo chciałby zamknąć go w objęciach i zapewnić, że już wszystko będzie dobrze. Że jest bezpieczny. Że mogą sobie zaufać.
Ból w piersi sprowadza go na ziemię. Wie, że to nieprawda. Wie, że ta krótka chwila to wszystko, na co mogą sobie pozwolić. Paul odjedzie. Jego ramiona znów będą proste, głowa uniesie się wysoko, policzków nie będzie już porastać szorstka warstwa ciemnych włosków. Duke zamyka w sercu tę chwilę. Zapamiętuje emocje kłębiące się w błękitnym spojrzeniu, przesuwa językiem po wardze, by pozbyć się słonego posmaku morza. Przenosi dłoń na kark Paula.
Doskonale pamięta swój pierwszy pocałunek. Druga klasa liceum, składzik z miotłami na pierwszym piętrze, z okna widać było park i boisko do koszykówki. Chłopiec, który tamtego dnia przyparł go do blatu, przy którym panie sprzątające zwykle jadły drugie śniadanie, nie chciał później mieć z Wellingtonem nic wspólnego. Był miłym eksperymentem. Chwilą słabości.
Dla tego mężczyzny chciałby być czymś więcej.
Na razie jednak to, co mają — sekundy skradzione światu — musi im wystarczyć. Dlatego, zamiast coś powiedzieć, jedynie mocniej wtula się w ciepłe ramiona Paula, nachyla się w jego stronę i w końcu przyciąga bliżej.
Całuje go tak, jakby od tego miało zależeć jego życie. Jakby ktoś trzymał mu nad karkiem miecz i groził, że jeśli nie zadowoli tego ślicznego chłopca, to skrócą go o głowę. Paul smakuje jak słone morze, jak miętowa pasta do zębów i coś słodkiego, czego Duke jeszcze nie potrafi nazwać. Z gardła wyrywa mu się cichy pomruk; zupełnie nieświadomie wsuwa palce we włosy blondyna, jakby bał się, że jeśli pozostawi między ich ciałami choćby centymetr wolnej przestrzeni, to Paul zwyczajnie mu się wyrwie. Chyba by tego nie zniósł.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Delaney pozwala sobie na tę chwilę braku kontroli nad sytuację. Pozwala sobie być bezradnym chłopcem, za którego ktoś musi przejąć całą decyzyjność. A przede wszystkim, pozwala sobie czuć tę całą falę emocji, która zalewa go jak tsunami i z trudem utrzymuje się na nogach. Może tylko na moment ugina się mu nieco kolano, które od razu blokuje. Nie potrafi pojąć tego, do jakiego stanu jest go w stanie doprowadzić Wellington. Pojmuje to jako słabość i nie do końca potrafi się z tym pogodzić. Z drugiej strony jednak, przez tyle lat nie potrafił poczuć absolutnie nic, próbując napełnić się emocjami innych, zazwyczaj kobiet.
Zatraca się w tym pocałunku, również sięga dłońmi przydługich, siwo-ciemnych włosów Duke’a i odwzajemnia to szaleństwo, zapominając, gdzie są i z jakiego powodu tu przyszli. Najchętniej nigdy by tego nie przerywał. Myślał o tym od czasu, kiedy do jego pamięci wróciła ta przedziwna noc. P r a g n i e go. Czasem niezwykle go to irytuje, ale przede wszystkim, naprawdę tego nie rozumie. Ani skąd to p r a g n i e n i e się wzięło, ani jakim cudem ta znajomość ewoluowała w tym kierunku. Ta relacja wydaje mu się jednak zbyt skomplikowana, by mogło się to spełnić. A jednak jest tu, na wietrznym i wilgotnym klifie i zatapia usta w wargach mężczyzny.
Odrywają się od siebie dopiero po dłuższej chwili, żeby w ostatnim chyba momencie zaczerpnąć powietrza. Paul nie pozwala jednak Wellingtonowi się odsunąć. Palce, które dopiero co zaciskały się na włosach, przesuwa na kaptur bluzy i mocno je zaciska. Opiera się czołem o czoło Duke’a i wciska spojrzenie w wysoką trawę, która moczy im buty.
— Nie rozumiem tego… — zaczyna, ale odpowiada mu cisza i głośny, przyśpieszony oddech. Nie mówił o tym, o czym rozmawiali zaledwie przed chwilą, musi więc to doprecyzować.
— Nie rozumiem tego, co ze mną robisz i miesza mi to w głowie. Nie możesz próbować mnie wsadzić, a potem całować w taki sposób. Nie może… Nie możemy prać się po mordzie, żeby potem, w samotności myśleć zupełnie o czymś innym… — mamrocze, a gdyby mężczyzna chciał zaprzeczyć, Delaney szarpie za materiał bluzy mocniej i uśmiecha się, nieco zakłopotany. — Wiem, że to robisz, nie próbuj teraz łgać — czyżby blondyn pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił sobie na niepodszyty jadem żart?
Nie ma jednak odwagi, by spojrzeć w ciemne oczy.
Pozwala im chłonąć tę bliskość jeszcze przez chwilę, przesuwa nosem po jego nosie, oddycha prosto w jego usta i dopiero wtedy odsuwa najpierw głowę, a potem całego siebie krokiem w tył. Nie zwiększa jednak tej dzielącej ich przestrzeni jakoś znacząco.
— Nadal nie wiem, co mam o tobie myśleć, Duke. Na pewno nie jestem tak miłym kandydatem na randki, jak twój uroczy kolega blondyn — dorzuca, powracając do swojej złośliwości. Nade wszystko jednak daje mu do zrozumienia, że zauważył.
— Chociaż jego najprawdopodobniej nie zapraszałeś na komendę do przemaglowania przed kolegami — dodaje niezwłocznie.
Nie wie jeszcze, czy czuje ulgę. Na pewno dobrze było komuś o tym wszystkim opowiedzieć. Wellington wywołuje w nim zbyt sprzeczne wrażenia, by mógł zadeklarować cokolwiek z pewnością.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
— Nie ufam ci, Paul — mówi, nie mając siły kłamać. Mógłby zarzucić go teraz kilkoma słodkimi słówkami, pięknie się uśmiechnąć i zapewnić, że to, co czuje, jest proste i miłe, więc jedyne, co muszą zrobić, to wreszcie się ze sobą przespać. Mógłby przed nim uklęknąć i udowodnić swoje intencje, tutaj, w tym przeklętym przez śmierć miejscu. Mógłby zastąpić bolesne wspomnienia nowymi, zapewniając Paulowi nowy początek, może i nową nadzieję, ale żadnej z tych rzeczy nie robi. Ból, który czuje w piersi, kompletnie go paraliżuje. Nie ma siły dosięgnąć Delaneya, nie ma siły znów go pocałować. Ma wrażenie, że im dłużej przebywa w jego ramionach, tym mniej rozumie samego siebie. Tym mniej z sobą samym wytrzymuje.
— Kompletnie ci nie ufam — dodaje, pragnąc, by ta przejmująca prawda naprawdę między nimi wybrzmiała. Patrzy blondynowi w oczy, ale jedynie przez kilka sekund; widzi w nich odbicie własnych lęków i niepewności, a z tym akurat nie potrafi sobie poradzić. — I w ogóle nie mogę o tobie zapomnieć. Nic nie jest takie, jakie było. Nie dajesz mi spokoju. Zatruwasz każdy mój dzień, każdą noc i każdy sen. Myślę o tobie nawet kiedy jestem z Samem, kiedy jestem sam, kiedy staram się zająć głowę czymkolwiek innym. Nie dajesz mi żyć.
Na twarzy Duke’a odmalowuje się ogromne znużenie, usta wyginają się w krzywym grymasie, oczy błądzą po horyzoncie za plecami Paula, na którego wciąż nie potrafi spojrzeć. Wzdycha, unosi dłonie do policzków, przeciera powieki koniuszkami palców. W takich momentach ma wrażenie, że dopada go starość. Czuje się, jakby nad głową nosił neonowy licznik, który nieubłagalnie wyznacza kolejne dni; wydaje mu się, że pięćdziesiątka, do której niebawem dobije, będzie jego końcem. Jest już tak cholernie zmęczony.
— Nie mogę ci ufać nie dlatego, że cię nie znam, ale dlatego, że wydajesz mi się zbyt znajomy. Widzę w tobie poplątaną historię. Schemat, którego nigdy wcześniej nie poznałem. Zagadkę, której nie potrafię rozgryźć. I mimo że większości z tego kompletnie nie rozumiem, to mam wrażenie, że już to gdzieś widziałem. — U psychopatów, chciałby powiedzieć. U ludzi z narcystycznym zaburzeniem osobowości. U mężczyzn, których wsadzał za kratki i u kobiet, które torturowały własne dzieci, niezdolne do prawdziwej miłości. Przygryza policzek od środka, zatrzymuje zęby na miękkiej skórze, zaciska szczękę tak mocno i na tak długo, aż poczuje na języku metaliczny posmak krwi. Chwila ciszy i ból pozwalają mu zebrać myśli. Dawno już nie wypowiedział tylu słów bez wspomagania się alkoholem.
— Dlaczego twoja żona zmarła, Paul?
To prawdopodobnie ostatnie, czego teraz spodziewa się Delaney, ale Duke nie potrafi wyzbyć się nieprzyjemnego, gryzącego uczucia tuż pod skórą. Choć historia blondyna trzyma się kupy i wcale nie jest trudno w nią uwierzyć, Wellington chce znać jej zakończenie. Co złożyło biedną, młodą kobietę do grobu w tak młodym wieku?

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Zbyt szybka zmiana nastrojów powoduje, że Paul uważnie słucha tego, co mówi Duke. Nie próbuje nawet mu przerywać. Pozwala, by te słowa zbijały się w jego plecy jak ostre sztylety. Teraz kiedy dzięki Wellingtonowi, może czuć wszystko, najczęściej czuje jednak złość. Tak, jak teraz, kiedy zalewa go gwałtowną falą, wywołuje purpurowe wypieki na policzkach i sprawia, że na skroniach pojawia się żyłka, a brwi ściągają się w wyraźną kreskę.
Dopiero ostatnie zdanie mężczyzny jest jak chlust zimnej wody prosto w twarz tak, ze przez chwilę nie da się złapać powietrza.
Dziesiątki przestudiowanych papierów, zapewne przedziwna mapa powiązań ze zdjęć, setki przeczytanych artykułów i obejrzanych zdjęć, a nie jest w stanie odnaleźć odpowiedzi sam? Delaney prycha cicho. Kręci głową. Jest tak zły… Zadziwiające, jak ten pożal-się-boże-konsultant-policyjny mógł współtworzyć z nim wszystkie emocje, jakie tylko przyszłyby im na myśl, a z jakiegoś powodu zawsze nawet najbardziej intensywne chwile kończą się… agresją.
Paul nie może się już dłużej opanować. W tej samej chwili, gdy Duke kończy zadawać swoje pytanie, blondyn chwyta go palcami za szczękę i zaciska palce na jego policzkach. Trochę zbyt mocno, ale mężczyzna ma to szczęście, że przed ewentualnym zasinieniem uratuje go zarost. Rozzłoszczone źrenice Delaneya rozszerzają się i przewiercają niemal jego towarzysza na wylot. Nozdrza rozszerzają się szeroko, kiedy próbuje zaczerpnąć powietrza. Ściąga brwi i próbuje coś powiedzieć, ale kończy się to wyłącznie na pogłębionym oddechu.
Przekręca głowę w bok i próbuje się mu przyjrzeć. Widać, jak zaciska zęby, kiedy mocniej rysują się linie jego szczęki. Zaciska palce mocniej i przesuwa twarz Wellingtona, by móc przesunąć usta do płatka jego ucha. Dotyka go wargami, przesuwa językiem po skórze. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Duke chciałby widzieć w nim szaleńca. Psychopatę, który zamordował własną żonę, a wcześniej jej siostrę. Okrutnika, który wylewa krokodyle łzy, opowiadając zmyśloną historię w mrocznej scenerii.
— Ty mi powiedz, Duke. Nazbierałeś tyle materiału, że mógłbyś wydać książkę. Co stało się mojej żonie? Umarła z powodu okrutnego raka płuc czy… zamordował ją jej równie okrutny mąż?
Nie czeka na odpowiedź. Odpycha od siebie tego samozwańczego stróża prawa i odwraca się, nawet na niego nie patrząc. Zmierza w kierunku samochodu i to od Wellingtona zależy tylko, czy zostanie na tym pustkowiu, zmuszony do co najmniej dwugodzinnego spaceru powrotnego do miasta.
Paul z impetem otwiera drzwi od auta, ale zatrzymuje się, opierając dłoń o szybę. Widać, że z sobą walczy. Naprawdę chciałby go tu zostawić. Nie wiadomo tylko, czego żałuje bardziej – tego nagłego przypływu wylewności, który zmusił go do zabrania mężczyzny na wycieczkę pełną zwierzeń, czy tego, że Duke nie połknął haczyka? Pewne jest, że odpowiedź na to pytanie nie przyjdzie jeszcze dzisiaj.
— Jeśli się ruszysz, odwiozę cię prosto w ramiona twojego chłopaka — rzuca głośno i złośliwie, zanim nie usiądzie za kółkiem.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz