Spięła się gdy nieoczekiwanie chwycił ją za podbródek i obrócił w swoją stronę, by wymusić pocałunek, na który wcale nie miała ochoty. Nie spodziewała się takiego ruchu, choć jednocześnie nie była szczególnie zaskoczona takim zachowaniem z jego strony. Właśnie obawa przed tym, że mógł się stać
taki, skłoniła ją do tego, żeby ostatecznie odejść. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i pchnęła zdecydowanie, niewerbalnie prosząc, żeby natychmiast przestał. Być może powinna zareagować ostrzej, w końcu zdecydowanie byłoby ją na to stać, ale wciąż była oszołomiona jego widokiem.
Na szczęście nie postawił jej pod ścianą i zrezygnował od razu. Spojrzała za nim skołowana, nie potrafiąc pozbierać myśli, które jak szalone kłębiły się po jej głowie. Z niepokojem obserwowała jego kolejne ruchy, ale nie dlatego, że bała się o siebie. Nigdy nie czuła się przez niego zagrożona. Dzisiaj ją przestraszył, ale to wciąż był Randal, prawda? Wielokrotnie nadszarpnął jej zaufanie, ale w to, że nie zrobiłby jej krzywdy, wciąż wierzyła mu bezgranicznie. Martwił ją natomiast jego stan. Jak się okazało, słusznie. Nie zdążyła go powstrzymać przed wpadnięciem w szklaną witrynę, której szybka potłukła się w drobny mak. Odruchowo ruszyła w jego kierunku i nie zatrzymała się nawet wtedy, gdy wprost powiedział, że ma uciekać jak najdalej stąd.
-
Krew ci leci... - powiedziała, kompletnie ignorując jego narkotyczny bełkot. Być może nie wiedziała na co się pisze, decydując się zostać i mu pomóc, ale naprawdę nie widziała innej drogi. Zawsze była dla niego dobra, za dobra, ale taka już była jej natura. Nie potrafiła przejść obojętnie obok obcej osoby, której działa się krzywda, a co dopiero obok kogoś, kto swego czasu był dla niej całym światem. Nawet jeśli była to już przeszłość, to wciąż pamiętała o tym, jaka była z nim szczęśliwa i choćby z tego względu nie zasługiwał na to, żeby potraktowała go teraz jak śmiecia.
-
Pokaż, mocno się skaleczyłeś? - Zbliżyła się, przede wszystkim chcąc go odsunąć od potłuczonego szkła, które z taką łatwością rozcięło mu skórę. Nie robiło jej się słabego od tego widoku. Nigdy nie była jedną z tych kobiet, które łatwo przestraszyć lub obrzydzić, co już niejednokrotnie jej pomogło. Próbowała go nakłonić do tego, żeby usiadł z nią na kanapie i pokazał jej ranę. Zabolało ją to, co powiedział, ale nie dała niczego po sobie poznać. Nie mogła pozwolić na to, żeby zacząć myśleć w ten sposób. To nie była jej wina, że zaczął ćpać i przegrał z nałogiem, gdy znikła z jego życia. Zrobiła już wszystko, co w jej mocy, żeby go przed tym uchronić, ale ostateczny krok należał do niego. Nie mogła go wyręczyć.
Chciała już poprosić, żeby tu na niej poczekał, gdy ona pójdzie do łazienki po apteczkę, ale zauważyła, że zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. Nie musiał wyciągać swojego znaleziska z kieszeni, żeby domyśliła się co się w niej kryło. Siedząc obok na kanapie, znowu przytrzymała jego rękę, tą, którą ściskał woreczek z narkotykiem. -
Wiesz, że to niczego nie zmieni, prawda? - Spojrzała mu w twarz, czując się dogłębnie rozdarta. Nie mogła mu zabronić ani jakkolwiek go powstrzymać. Nigdy nie była w takiej sytuacji, więc nie wiedziała, jaki to ból. Mogła się tylko domyślać, jak ciężko było mu się powstrzymywać przed zażyciem narkotyku, który przyniósłby chwilową ulgę. Wyglądał okropnie, znacznie starzej niż gdy widziała go ostatnim razem. Nie miała wątpliwości, że stały za tym narkotyki.
Jeśli mimo wszystko był zdeterminowany, żeby zażyć je ponownie, nie stawała mu na drodze. Po jej spojrzeniu mógł zobaczyć jak bardzo ją to boli, ale z dwojga złego wolała żeby naćpał się przy niej, niż w samotności, gdzie mogłoby się to skończyć znacznie gorzej. Nie miała pojęcia jakie myśli krążyły mu po głowie, ale wyglądał na kogoś, kto był krok od tego żeby przedawkować. Najchętniej zabrałaby mu te narkotyki i spuściła w kiblu, ale nie była oderwana od rzeczywistości i wiedziała, że niczego by to nie zmieniło. Gdyby rozwiązanie było tak proste, już dawno miałby to za sobą. Może nawet nigdy by się nie rozstali i byliby teraz jedną z tych szczęśliwych par, planujących wspólne życie. Niestety nałóg sprawił, że dla nich obojga te marzenia zostały przekreślone zanim jeszcze się pojawiły.
@Randy Hodder