Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Duke Wellington nie lubi Wielkanocy. Nie lubi nawet samej wiosny.
Nie jest to niechęć szczególnie wielka, bo ani nie czuje odrazy, gdy myśli o pisankach i zajączkach, ani nie robi mu się niedobrze na myśl, że lada chwila w całym Eastbourne zaczną bić kościelne dzwony, ale jest w tym święcie coś, co sprawia, że ogarnia go ogromna irytacja.
Może to fakt, że ludzie zaczynają wychodzić z domów, niczym niedźwiedzie ze swoich jaskiń po przydługim śnie zimowym, a może to, że przyroda znów budzi się do życia i wszędzie — naprawdę w s z ę d z i e — pojawiają się miliony muszek, pszczółek i innych, obrzydliwych owadów, z którymi Duke nie żyje w zgodzie.
Nie lubi, kiedy coś koło niego lata. Nie lubi, kiedy motyle osiadają na jego łódce. Nie lubi wyciągać spod dachu stada wściekłych os. Nie lubi, kiedy pyłki wpadają mu do sypialni i przez pół nocy nie może zasnąć, bo drapanie w gardle i swędzenie w nosie doprowadzają go do białej gorączki.
Chciałby, żeby na świecie były tylko dwie pory roku: w przeważającej części upalne lato, kiedy mógłby po prostu siedzieć na swojej łódce bez koszulki i popijać zimne piwko, a dodatkowo (raz czy dwa razy w roku) — krótka zima dla ochłodzenia klimatu i przypomnienia, że codzienne opalanie skóry na czerwono nie jest wcale zdrowe.
— Przynajmniej nareszcie jest ciepło mamrocze, stojąc na środku łódki i rozglądając się wokół. W ciągu zimy nie zauważył nawet, jak wielki zrobił się tutaj bajzel. Porozwalane doniczki, rozbite butelki, kilka konewek, które posiada, ale właściwie nie wie, skąd się wzięły.
Przechodzi przez coś, co jeszcze w zeszłym roku było przydomowym (a raczej na-łódkowym) ogródkiem i powoli podnosi narzędzia rozrzucone na drewnianych deskach. Nożyce do gałęzi, których nigdy nie udało mu się sprzedać, a które teraz są najmniej potrzebną rzeczą, jaką ma w domu. Odrobinę zardzewiała łopatka do sadzenia, małe grabki (przypominające raczej plastikową zabawkę, której dzieci używają w piaskownicy), kilka zakurzonych doniczek, które da się jeszcze uratować. I w końcu, ku własnemu (ogromnemu) zdziwieniu dostrzega w stercie śmieci coś zielonego. Przekopuje się przez masę odpadów, aż dociera do małego słoika, z którego nieśmiało wygląda jakaś roślinka. Jest pogięta, trochę wysuszona, ale wciąż wygląda, jakby walczyła. Duke przenosi słoik na drugą część pokładu, przygotowuje sobie doniczkę, ziemię (tę akurat wykopał z grządki przy dokach), po czym ostrożnie, co chwilę mrużąc oczy (słoneczne dni mają to do siebie, że atakują wszystkich, którzy nie zainwestowali jeszcze w porządne okulary), przesadza roślinkę do nowego domku.
Wydaje mu się chyba, że znalazł jakiegoś ślicznego kwiatka, choć zupełnie nie pamięta, kiedy coś podobnego kupił. Dopiero za kilka tygodni uderzy się prosto w czoło i wyrzuci doniczkę za burtę, kiedy chwast zdąży się rozrosnąć i zamiast puścić kolorowe płatki, przyciągnie do łódki stado bzyczących owadów.

// koniec
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz