MARY ANNA SUÁREZ HARGREEVES & SZERKER - KLASA N - SOBOTA, DOKŁADNOŚCI
Trzecim, a zarazem ostatnim przejazdem dzisiejszego dnia był przejazd z Szerkerem. Był to obcy dla Mary koń, ale szybko przekonała się o wielkim sercu tego konia. Nie było sposobu, żeby go nie lubić, co napawało ją niewielką nadzieją na ten start, a to było pokrzepiające przy tym całym stresie związanym z podróżą tutaj i pozostałymi okolicznościami. Zagwarantowała im porządną rozgrzewkę, mając też na uwadze fakt, że Szer nie jest najmłodszym koniem, więc dopasowując ją pod niego tak, by mieli jeszcze siłę na sam przejazd. Postawiła przede wszystkim na jego rozluźnienie oraz przepuszczalność, chociaż miała wrażenie, że ogier jest trochę rozkojarzony. Nic dziwnego, te zawody były jakieś wyjątkowo oblegane, co odczuwała przede wszystkim przez to, że startowała o dość później godzinie. Zaczynała się też wiosna, więc gniademu pewnie inne rzeczy były w głowie, gdy znajdowali się na rozprężalni z kilkunastoma innymi parami.
Wjechała na parkur konkursowy stępem trochę przed rozpoczęciem ich startu. Z dwojga złego tam znajdowało się mniej koni, bo tylko jedna para, która jeszcze kończyła swój przejazd. Pokazała oldenburgowi większość z tych bardziej wątpliwych przeszkód, szczególnie tę z wodą. Nie sądziła, żeby robiło to na nim większe wrażenie, ale zawsze lepiej było zapobiegać. W pewnym momencie dała mu łydkę do kłusa, by trochę pobudzić konia i nazbierać jego energię na przejazd. Jeszcze przed samym startem zatrzymała się po paradzie, a wykonawszy ukłon w stronę sędziów, zagalopowała z nim na lewo. Najechała na pierwszą przeszkodę, którą był dość spory okser. Co prawda wysokości przeszkód nie robiły na niej większego wrażenia, bo najwyraźniej jakieś styki jej się w głowie przepaliły i nie widziała większego zagrożenia w przeszkodach mających nawet półtora metra. Na grzbiecie Szerkera czuła się dość pewnie, wierząc, że koń będzie w stanie podzielić się z nią swoim wieloletnim doświadczeniem. Nie oznaczało to jednak, że w dystansie do przeszkody zostawiła go samego. Siadając głębiej w siodło, zachęciła go do lekkiego dodania, a następnie odbicia się w w miarę wygodnym dla niego miejscu. Nie znała ogiera za dobrze i nie wiedziała, jaki dokładnie był jego styl jazdy na parkurze, chociaż po samym jego usposobieniu mogła wywnioskować, że był dość pokojowo nastawionym koniem i raczej nie zamierzał walczyć z jej wolą.
Po udanym skoku nad pierwszą przeszkodą, a wraz z tym rozpoczęciem swojego przejazdu, skręciła w lewo, niemalże zawracając z nim poprzez koło. Poprowadziła dość obszerny łuk, by zyskać czas i miejsce na prawidłowy, bezpieczny dojazd do przeszkody. Mimo że lubiła to robić, to dzisiaj zdecydowanie nie chciała się ścigać. W łuku oczywiście pomogła mu na tyle, na ile była w stanie, prosząc go przez pulsacyjne działanie o zgięcie w żebrach oraz ograniczając wypadanie zadem czy łopatką, bo jeszcze jej tu potknięcia czy poślizgnięcia brakowało. W miarę spokojnym, ale aktywnym galopem podeszła do drugiej przeszkody, dając ogierowi możliwość odbicia się w miejscu, gdzie jemu to pasowało, przy czym nie pozwalała na urwanie fouli galopu. Jej reakcja na odbicie się była natychmiastowa; podążyła ręką za jego pyskiem, umożliwiając swobodne pokonanie stacjonaty bez nieprzyjemnego pociągnięcia go za pysk. Po wylądowaniu na lewo wyjechała ten łagodny łuk w kierunku kolejnej przeszkody, przy czym dojechała go wyraźniej dołem i zachęciła do lekkiego dodania. Nie miało być spektakularne, bo wciąż najważniejsza była kontrola nad przejazdem; jego zadaniem miało być wyłącznie ułatwienie mu skoku ponad okserem. Wskazała mu miejsce odbicia łydką, po czym wraz z jego ruchem przeszła do półsiadu. Jego głębokość dopasowywała do tego, jak wysokie skoki oddawał Szerker, bo to też było dla niej swego rodzaju niewiadomą. Powoli coraz lepiej się poznawali, ale wciąż było to bardzo dalekie od ideału. Na szczęście udało im się pokonać tę przeszkodę bez większych przygód, więc mogli kontynuować dalszy przejazd.
Skręciła w lewo, działanie tejże łydki łącząc z minimalnym wycofaniem ręki. Dość szybko ich wyprostowała, kierując się na sam środek stacjonaty. Konia zamknęła w pomocach, przylegającymi równo łydkami bez niepotrzebnego "dłubania" przy bokach okazując mu wsparcie i ograniczając ucieczkę w bok. Dosiadem znowu zasugerowała mu zaokrąglenie się, a przede wszystkim wzmożoną pracę zadu, a co za tym idzie lżejsze przody. Osiągnąwszy taki galop pod górkę, podjechała pod przeszkodę, spod której odbili się z impetem. Tak jak dotychczas, kobieta zgrała się z ruchem swojego wierzchowca, przesuwając obie dłonie do przodu. Różnica polegała na tym, że prawą łydkę przesunęła na popręg, a lewą lekko za jego wysokość. Tym samym chciała zmotywować konia do wylądowania na prawo i kontynuowania galopu na tę nogę. Jeśli nie wyszło im to w taki sposób, to po prostu wykonała lotną, na dobrą sprawę nie dbając zbytnio o jej jakość. Głowa Mary była zajęta zakrętem na piątkę, do czego potrzebowała więcej skupienia konia, o co zabiegła półparadą bądź dwiema. Mocniej obciążyła prawą stronę siodła, ale nie przechylała się w biodrach, by nie zaburzyć równowagi konia. Zewnętrzna cofnięta łydka pilnowała tego, by zadnie nogi podążały za przodem, podczas gdy wewnętrzna wspierała Szerkera. To zdecydowanie nie była pora na żadne skróty bądź ścinanie zakrętów; Mary wolała przejechać ten parkur bezpieczniej, nawet jeśli niosło to ze sobą gorszy czas. Po przejechaniu tego łuku wyrównała działanie swoich pomocy, a będąc już na wprost oksera, wycofała łopatki, działając na konia aktywizująco. Po odbiciu Mary zapewniła ogierowi komfort skoku, robiąc wszystko, by mu w tym nie przeszkodzić. Była w pełni skupiona na ich dwójce, więc jej reakcje były szybkie, a przy tym przemyślane.
Szóstka ustawiona była pod lekkim łukiem, ale w związku z kolejną przeszkodą kobieta musiała odpowiednio zadbać o prostopadły najazd na sam jej środek. W tym dystansie Mary dostosowała tempo galopu wierzchowca, jeśli coś jej w nim nie pasowało. Odpuściwszy sobie miejsca na podium, nie wymagała od niego biegania na łeb na szyję, ale jednak mieli utrzymać energiczny, żywy krok. Jechała w półsiadzie, ale jednak wciąż dołem mogła tego odpowiednio dopilnować; nie było miejsca na lenienie się. Na ostatnie metry przed przeszkodą wróciła do pełnego siadu, doprowadzając tak konia do stacjonaty, przy której była bardziej skupiona na kolejnym odcinku. Nie oznaczało to, że wyszła za późno lub za wcześnie z ruchem konia, prędzej, że mógł sam decydować co do tego, gdzie się odbić. Siódma przeszkoda była po linii prostej, ponadto nie było tam za wiele miejsca. Już przy oglądaniu parkuru Hargrevees próbowała ocenić to, na ile foule przejechać ten odcinek, więc na tym teraz była skupiona. Jednak przez to, że wcześniej Szerker odbił się niekoniecznie tam, gdzie chciała Mary, to teraz nie pasował im dystans. Posyłając go do przodu w poszerzonych ramach, szybko dostrzegła, że nie zmieszczą tego ostatniego kroku galopu tak, jak to miała w planach. Nie miała wiele czasu na reakcję i po prostu przygotowała się na dużo dalsze odbicie, które zaowocowało ściągnięciem drągów z oksera. Tak naprawdę niespecjalnie się tym przejęła, bo nie był to dla niej najważniejszy aspekt tego dnia. Naturalnie miło by było ukończyć przejazd z czystym kontem, ale teraz winić mogła co najwyżej siebie.
Pamiętała jednak o tym, że teraz czeka ich zmiana nogi, co zaakcentowała jeszcze przy lądowaniu. Po szybkiej kontroli tego, na jaką nogę galopują, skręciła w lewo. Ósma przeszkoda stała przy widowni, a to mogło wiązać się z rozkojarzeniem Szerkera. Wykonała więcej parę zapobiegawczych półparad, chcąc zaskarbić sobie jego uwagę po to, by nie zwracał uwagi na to, co się dzieje na trybunach. Pogoda była całkiem ładna, więc siedziało tam sporo ludzi, na co nawet ona nie spojrzała. Zamiast tego skręciła równolegle do bandy, na tym prostym odcinku nie dając Szerowemu szansy na wyrwanie się do przodu. Z pełnym opanowaniem i spokojem - a przynajmniej z jej strony - podeszli do stacjonaty, przez którą się odbili, tym razem w pasującym im miejscu. Kobieta zgrała się z jego ruchem, biodra unosząc znad siodła i wycofując trochę, a tułów pochylając nad jego szyją. Nie opierała się na niej, swoją równowagę utrzymując w strzemionach, na których również zamortyzowała lądowanie bez nieprzyjemnego klapnięcia na jego grzbiet. Dalej czekał na nich najazd na dziewiątkę, a więc dość obszerny łuk, na którym zachowała się tak jak dotychczas, pomagając ogierowi w miarę swoich możliwości. Bardziej skupiona była na przeszkodzie, jako że zawierała w sobie rów z wodą, a ten typ przeszkód u koni budził najwięcej emocji. Dlatego znowu posłużyła się półparadą i zwróciła na siebie uwagę konia, którego musiała rozsądnie podprowadzić do przeszkody. Aby ułatwić sobie to zadanie, wyprostowała go stosunkowo wcześnie, na prostej wracając do pełnego siadu i dosiadem zachęcając go do pójścia w przód. Wraz z nim oceniła optymalne miejsce do wybicia, które wskazała łydką. Poczekała na kolejny ruch zwierzęcia, by następnie wraz z nim w harmonii pokonać okser. Lądowanie wykonała na prawo, by po lekkim łuku w tamtą stronę skierować ich na ostatnią przeszkodę. Nie dała się ponieść emocjom i dopilnowała tego, aby również ostatni skok był staranny i przemyślany, mimo że trochę miała ochotę przekroczyć już metę za wszelką cenę. Wszystko przebiegło jednak pomyślnie i już w kolejnej sekundzie mogli przejechać przez bramki, a wraz z tym ukończyć swój przejazd.
Po zakończeniu przejazdu stopniowo zaczęła wyhamowywać konia, w czym pomocne było koło. Powoli zwolniła go do kłusa, od razu chwaląc sowicie i głaszcząc po spoconej szyi oraz łopatce za dobrze wykonaną robotą. Średnio interesował ją ich wynik, najważniejsze było to, że była zadowolona z ich obojga. Przed nimi był jeszcze jeden dzień, ale po dzisiejszym starcie pozostawała pozytywnie nastawiona.
KONIEC
2x podwójne punkty doświadczenia za kolejny trening