Mógł domyślać się takiego a nie innego zachowania Otella przy rozpoczęciu galopu, dlatego tym bardziej się nim nie zrażał i zachował całkowite opanowanie, skupiając się na pracy swojego ciała i szczerze licząc, że jego spokój udzieli się wreszcie choćby w jakimś stopniu wierzchowcowi. Oczywiście okoliczności okazały się sprzyjające – zero zakłóceń z otoczenia, a także zrównoważenie konia z towarzyszącej im pary zagrały na jego korzyść, umożliwiając dotarcie jego wyważonych pomocy do ciemnogniadego oraz ich przemówienie do niego. Niestety nie potrwało to za długo. Wraz z końcem drogi wzdłuż polany lepiej było przejść do niższego chodu, o co poprosił Rohana w następstwie gestu koleżanki. Od razu po zwolnieniu do kłusa anglezował miękko, nie ograniczając ogiera wstrzymującymi pomocami, za to zachęcając go do dalszego, dziarskiego ruchu naprzód. -
Ale powiem ci, ostatnio trafiło mi się parę takich terenów totalnie niczym nie zakłóconych – odpowiedział na słowa Jessie, święcie przekonany że w takim razie może rzeczywiście i tym razem nie spotkają żadnej dzikiej zwierzyny, w końcu to nie było coś, co działo się zawsze… Well.
Nie szykował się na nagłe zatrzymanie, niemniej nie dał mu sobą nie wiadomo jak zachwiać; zadziałały w nim bardzo dobrze wyrobione odruchy, dzięki którym nie wychylił się do przodu - co przy takiej gwałtownej stopce mogłoby trochę nawet wyciągnąć z siodła – za to został ciężarem z tyłu, zupełnie machinalnie siadając głęboko w siedzisko. Nogi jedynie nieco pewniej objęły boki konia, ale bez kleszczowego zaciskania się na nich, zaś ręka pozostała w miejscu, jedynie palce mocniej przytrzymały wodze na wypadek, gdyby miało zaraz dojść do jakiegoś uskoku w bok albo obrotu. Jednak oba konie pozostały nieruchome niczym wmurowane, więc i Luke zaraz naturalnie wrócił do pełnego rozluźnienia, jeszcze zachęcająco przesuwając dłonie w przód. -
Chyba zając – potwierdził, zerkając na brunetkę, bo i faktycznie taki zającowaty kształt mignął mu na ich drodze chwilę temu.
Biorąc pod uwagę stopień napięcia jego wierzchowca, Sugarman na pewno nie miał zamiaru cisnąć go o natychmiastowe ruszenie dalej ścieżką, bo zacznijmy od tego, że w takich przypadkach w ogóle rzadko kiedy próbował na siłę wymusić zmierzenie się ze źródłem strachu. W końcu Luczek był uosobieniem łagodności, i czasem przez brak zacięcia dawał sobie lekko wchodzić na głowę… ale czuł się mimo wszystko dobrze ze swoim podejściem. -
Heej, kolegoo. Wszystko jest w porządkuu – odezwał się głębokim, spokojnym głosem do konia, przedłużając jeszcze sylaby dla podkreślenia tego
calming przekazu. Zadziałał raz aktywizująco, lecz po otrzymaniu w reakcji jedynie poprawy pozycji stojącej, póki co odpuścił aby dać mu po prostu czas na dojście do siebie. Przełożył też wodze do jednej ręki i ułożył ją na końskiej szyi, a następnie zaczął ją miarowo gładzić i powtarzać jeszcze nieco ciszej słowa otuchy. Gdy za jakiś czas ponowił impuls do ruszenia – wtedy kiedy Jess z Charlestonem ruszyli stępem – i spotkał się z ponownym zaparciem się, raz jeszcze odpuścił, nie chcąc wywierać jeszcze większej presji skoro Otello wyraźnie nie radził sobie z tą, którą wywarł na nim jeszcze nadal nieustępujący strach.
Raz na jakiś czas proponował ruszenie precyzyjnym, pewnym impulsem, lecz jeśli koń się zapierał, mężczyzna odpuszczał, znów do niego przemawiał i niebawem ponawiał swoje zapytanie o pójście stępem. Tym sposobem nie był nachalny i nie powodował u wierzchowca potęgowania stresu, ale i tak pokazywał, co powinno nastąpić. Po ilu próbach doszło do przezwyciężenia klątwy odrętwienia to nieważne, ważne że w którymś momencie do tego doszło, na co blondyn zareagował słowną pochwałą i delikatnym poklepaniem po szyi.
-
Duże, dostojne, silne zwierzęta… – westchnął z rozbawieniem w ramach komentarza do całej tej sytuacji, dołączając do czekającej na nich dzielnie pary. Z końmi miał do czynienia od dzieciaka, więc ich strach przed nawet małymi, zupełnie nieszkodliwymi rzeczami czy właśnie innymi zwierzętami nie był mu obcy, niemniej raz na jakiś czas i tak zdołał go ponownie zadziwić. –
To co, jeszcze chwila na ochłonięcie głów, a potem wracamy do kłusa? – zaproponował, posyłając Wrens przepraszający uśmiech. Czuł jednak, że zostanie zrozumiany, bo przecież Jessie także nie należała do niechlubnego grona jeźdźców, stawiających własne widzimisię ponad dobro kopytnych – czy to fizyczne, czy psychiczne.
Kiedy już wyczuł jakąś względną poprawę u Otella (albo doszedł do wniosku, że ogier potrzebuje przepracować zajście z zającem poprzez ruch) dał znać, że mogą przejść do wyższego chodu, co zasugerował ogierowi aktywizującym impulsem. Ciało jeźdźca nie sugerowało żadnych zagrożeń - Luke nie siedział tak, jakby wyczekiwał kolejnego niebezpieczeństwa, nie próbował tłamsić konia tylko działał lekkimi pomocami, którymi jak zazwyczaj oferował mu stabilne oparcie i zachęcał nimi do angażowania się. W ciężkich warunkach (temperament Rohana był ciężkim warunkiem
) wyłącznie spokój i konsekwencja mogła go wybawić.
@Otello of Rohan @Jessica Wrens
so i run __ and hide and tear myself up
start again with a brand new name __ and eyes that see into
i__n__f__i__n__i__t__ y
nagroda za I msc. w rankingu: podwójne punkty doświadczenia za kolejny już tylko 1 trening