Czy musiała wchodzić w tą interakcję z Navi? Nie. Adama dopiero co poznała, wydawał się zabawny i wcale nie taki głupi, ale na pewno nie zależało jej na nim, bo niby czemu by miało skoro nawet nie wiedziała, jaki jest tak naprawdę? No właśnie, więc jakkolwiek o niego walczyć nie miała zamiaru - z kolei z postawy dziewczyny wnioskowała, że ta chyba byłaby do tego gotowa, aby się przepychać o prawo do niego. Jeszcze nie zdążyło wprawdzie paść nic takiego, po czym wprost dałoby się to stwierdzić, no ale nie oszukujmy się, pewne rzeczy się czuje. Zwłaszcza laska laskę wyczuje.
Dawniej Harper należała do osób mocno ugodowych, zazwyczaj cichych, miło uśmiechniętych. Pewnie też trochę nijakich w ogólnym odbiorze, choć przecież to nie tak, że nie miała zainteresowań, poczucia humoru ani znajomych. Ale nikt nie określiłby jej jako charakternej, a już tym bardziej prowokacyjnej. Jednak teraz... teraz miała ochotę trochę podrażnić stojącą naprzeciwko niej brunetkę. Bo ta ewidentnie miała do niej nienazwany jeszcze problem, tylko chowała go pod uśmiechem równie sztucznym co ten na ustach Pearson. A gdyby na nią trochę ponaciskać, może przynajmniej wyszłoby na jaw jaki był konkretnie ten problem, przy odrobinie szczęścia okazałoby się też, jaka relacja
rzeczywiście łączyła ją z chłopakiem, przez którego w ogóle tu podeszła. Więc padło z jej strony to niedookreślone stwierdzenie, że czekała na rozkręcenie się czegoś, czego celowo nie nazywała...
A jeśli chodziło o numerek na kuchennym blacie z Adamem, to nie w tym życiu.
Mimowolnie parsknęła śmiechem i wcale nie zrobiła tego jakoś ironicznie, tylko autentycznie rozbawiła ją ta końcówka. Gdyby przygodny seks z Adamem faktycznie był jej najwyższym celem, to pewnie mocno by się właśnie zirytowała, no ale to nie ten przypadek. Tym bardziej mogła się pobawić. Zaraz pokręciła lekko głową, przy tym pozwalając swojej twarzy wrócić do bardziej naturalnego dla niej wyrazu – resting bitch face, specjalnie dla Navi ze szczyptą specyficznego uśmieszku. -
Czemu nie w tym życiu? Jest gejem? Jeśli tak, to ciężko się zorientować. - Nie była głupia, zrozumiała podprogowy przekaz, to znaczy ostrzeżenie, że lepiej nie tykać pana przystojnego sportowca. Jednak odgrywanie idiotki w tym temacie było jej teraz na rękę, nawet jeśli Levine zdawała sobie sprawę (a Harper jakoś obstawiała, że ona bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę), że taka jej odpowiedź nie padła ze względu na skłonność do uwierzenia w pociąg Adama do chłopców. Blondynka w ten sposób brała pod włos słowa Navi i całą jej postawę. Czuła, że nie jest to najlepszy pomysł, ale właśnie dlatego w to brnęła, a po tej pierwszej reakcji przyszła pora na dalszą część, dla zachowania pozorów normalnej rozmowy; bo przecież nie że wszystko kręciło się wokół chłopa. -
Zdrady i złamane serca to nie na moje nerwy. – Bardzo, kurwa, śmieszne. Chyba lubiła sobie wbijać szpilki których nikt inny nie widział, takim ukrytym i w jej przypadku na pewno czarnym humorem. No bo kto tutaj zdradą spierdolił swój wieloletni związek, na tamtym etapie będący już narzeczeństwem ze szczerymi nadziejami na piękną, wspólną przyszłość? A kto w ten sposób złamał serce swojej najbliższej, ukochanej osobie? Kto przy okazji zniszczył i złamał siebie? This bitch right here. -
Bójek też za bardzo nie lubię oglądać, interesują mnie mniej brutalne rzeczy. Wolę przyjemniejsze rozrywki i to raczej dla nich chodzę na imprezy. - Jeszcze na koniec musiało paść coś dla podtrzymania
tematu, mimo że Harper wcale nie mówiła o tym, o czym pewnie brzmiało, że mówiła. To znaczy wiadomo, wypowiadała zdania z pewnym zamysłem, aby mogły być odbierane w zamierzony przez nią sposób, co jednak nie musiało i w jej przypadku nie pokrywało się z prawdą. Bo ona zaczęła znów chodzić na imprezy, żeby się napić w towarzystwie, czyli tak jak było to społecznie akceptowalne, a przy tym odciąć się od tego, co przeżywała na co dzień. Przyjemniejsza opcja niż siedzenie samej w pokoju i płakanie lub tępe gapienie się w ścianę? No stanowczo.
Wstawki o mało zabawnych ludziach na trzeźwo nie skomentowała, bo to była swojego rodzaju wiedza powszechna. Jasne, może zdarzały się imprezy fajne od pierwszej chwili, kiedy jeszcze nikt nawet nie zdążył otworzyć puszki z piwem, ale raczej w mniejszym, zgranym gronie które tak naprawdę nie potrzebowało procentów, aby dobrze się czuć i bawić w swoim towarzystwie. Na dużych domówkach była jednak mieszanka mniej lub bardziej przypadkowych osób, a w takim tłumie można się poczuć szczególnie samotnym na trzeźwo, stąd zapewne ta potrzeba "rozkręcenia się" na początku, żeby potem rzeczywiście mogło się dziać. Było w tym coś bardzo smutnego.
–
Szkoda – odpowiedziała, udając przesadne rozczarowanie faktem, że brunetka nie poleci na jej gest – wiadomo, że raczej nie próbowała jej nim do siebie przekonać. Raczej pokazywała siebie z pewnej konkretnej strony dla podtrzymania obrazka, w którym tamta musiała Harper odruchowo zobaczyć skoro rzuciła w nią tym tekstem o numerku. Lecz skoro zostało jej to wytknięte w taki sposób, odsunęła palec od ust, choć dłoni od twarzy na razie nie cofała.
Cały ten imprezowy świat ludzi w jej wieku, kompletnie chyba wypruty z jakichkolwiek resztek moralności, przerażał ją. Licealne imprezy, na które zaczęła chadzać będąc jeszcze sama, mimo wszystko przebiegały dość niewinnie. Potem na ostatnim roku była już ze Spencerem, więc nawet jak towarzystwo się rozkręcało i robiło coraz to bardziej śmiałe ze
wszystkim, jej to jakoś nie dotyczyło ani nie dotykało. Na studiach sprawa wyglądała podobnie – mimo, że poszli na zupełnie różne kierunki, na wszelkich domówkach i innych takich wydarzeniach pojawiali się razem. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że Harvey od początku swoim zachowaniem wobec niej bardzo wyraźnie komunikował całemu otoczeniu, że Harper była jego, co znajdowało niezaprzeczalne potwierdzenie w tym, jak ona była w niego zapatrzona. Nie dotykały jej więc żadne dziwne sytuacje; niby widziała, co dzieję się naokoło, lecz to działo się cały czas poza nią i łatwo przychodziło jej ignorowanie, że spora część rówieśników żyje bez zasad i chyba także bez wyższych wartości – a takie właśnie wrażenie odnosiła w tym momencie, słuchając tego wprowadzenia, którym raczyła ją Navi. No, cholernie smutne.
Na szczęście sama była lekko wypita i poza tym, że przez chwilę wewnętrznie zmartwiła się tym, jacy po prostu bywają ludzie (zwłaszcza studenci), to nie musiała się nad tym rozdrabniać, tylko lekko przeszła dalej, podążając za słowami swojej aktualnej towarzyszki. Zaciekawiło ją to wtrącenie o
gumach od Cardana, bo jakoś nie wyobrażała sobie chyba, co innego chłopak mógłby ludziom wciskać, mówiąc że to zabezpieczenie (w tym momencie nawet nie pomyślała, że prawdopodobnie chodziło jednak o gumy do żucia, to pewnie przez to że chwilę wcześniej ciągle była mowa o tym, kto z kim się pieprzy albo z kim jest na to opcja). Może i Levine nie była najbardziej urocza (mimo że
miła), ale tak z drugiej strony, to ścieranie się pod przykrywką niby zwykłej, kulturalnej rozmowy w jakiś sposób ją bawiło. Czy może trafniej byłoby określić, że ją do tego ciągnęło? Ciężko powiedzieć, Harper zdążyła już przechylić ze trzy szklaneczki whisky z colą, i co prawda ona należała raczej do tych, którzy wlewali sobie proporcje jednak bardziej dla smaku niż sponiewierania, lecz też była dość drobną dziewczyną i już trochę ją otępiło. Więc w jakiś pokrętny sposób cała ta sytuacja miała prawo ją śmieszyć i korcić do jej rozwijania, co też miało swoje odzwierciedlenie na jej twarzy – właśnie dlatego jej buźka ostatecznie pozostawała ciągle uśmiechnięta, niby sztucznie, ale w paradoksalnie szczery sposób. W każdym razie chciała dopytać o co właściwie chodzi z tymi gumami, a chłopak dosłownie wyrósł obok nich. Po tej małej scence była jeszcze bardziej rozbawiona, czego po alkoholu nie była w stanie zbyt dobrze zamaskować, no widać było że powstrzymuje szerszy uśmiech… który zaraz jednak się osłabił, choć nie zniknął jeszcze wcale.
Okej, czyli przynajmniej w końcu wiadomo, o co jej chodzi z tym Adamem. Jednak jeśli wydawało się jej, że Pearson po tym tekście schowa głowę w piasek, to była w poważnym błędzie, nieważne że najpewniej miała odebrać reakcję blondynki z innymi niż jej faktyczne intencjami. -
Zarezerwowany? – powtórzyła po niej, przy tym unosząc jedną brew w pytającym, zadziornym wyrazie. Dała temu określeniu dobrze wybrzmieć zanim kontynuowała. -
A czy sam zainteresowany o tym wie? – To już było dość bezczelne z jej strony, ale owszem, właściwie to otwarcie podważała tą całą
rezerwację. Musiała wychodzić teraz na okropną dziewczynę. Taką, która nie zawahałaby się przed zagarnięciem sobie chłopaka z pełną premedytacją na złość innej zainteresowanej nim dziewczynie. Taką, której nie przeszkadzałoby, że ten chłopak prawdopodobnie coś z tą dziewczyną kręcił, skoro ona nie chciałaby od niego nic więcej poza tym, żeby ją po prostu dobrze przeruchał. Trudno, mogła na taką wyjść. Navi była – co tu dużo mówić – po prostu prześliczna i powinna spokojnie mierzyć znacznie wyżej niż taki Adam, u którego najwyraźniej ciężko było liczyć na cokolwiek jasnego, określonego i zobowiązującego. Chyba, że jej to odpowiadało… no ale jej postawa nie na to wskazywała. Pearson nie wiedziała, że Levine traktuje sprawę bruneta aktualnie o wiele bardziej ambicjonalnie niż jakkolwiek uczuciowo, widziała tylko laskę, której zależy na niezbyt chyba wartościowym facecie (niewykluczone, że bardziej wartościowym niż średnia z facetów przebywających obecnie w tym domu; starała się nie oceniać względnie do otoczenia tylko po prostu do własnych wartości). Więc, powiedzmy że działanie na przekór miało szczytny cel. -
Bo jeśli nie wie, to chyba rezerwacja nieważna – dorzuciła na koniec, aby nie było wątpliwości do czego biła w poprzednim pytaniu. Przy tym ułożyła obie dłonie po swoich bokach, na krawędzi blatu o który opierała się pośladkami, zadarła też podbródek oraz zmrużyła jasne ślepia, nie odrywając spojrzenia od dwukolorowych oczu naprzeciwko niej. Tak, rzucała jej wyzwanie - ale w dobrej intencji. No chyba, że dziewczyna okaże się nie taka fajna, jak Harper przez chwilę założyła, wtedy wrócimy do grania zwyczajnie po złości, i elo.
@Navi K. Levine