Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Znowu czuła się jak gówno.
Przez jakiś czas naiwnie sobie wierzyła, że była w stanie załatać rany w swojej duszy drugim człowiekiem, tym ciepłem, które wydawało się że jej oferował. Niestety, potrzeba czułości, pragnienie by ktoś ją obejmował swoim ramieniem oraz osłaniał przed złym światem – to zaślepiło jej oczy i weszła w relację, powiedzmy sobie, niezbyt zdrową. Jakby potrzebnych było jej więcej przykrych wrażeń, bo przecież to, przez co musiała przejść do tej pory, to wcale nie wystarczało. Nie, żeby próbowała stawiać na szali swoje nieszczęście i porównywać je do cierpienia, jakie własnoręcznie zadała Spencerowi… ale trochę liczyła na to, że jej zła karma zaczęła się chociażby zbliżać do wyrównania. Że odpokutowała; najwyraźniej nie. Teraz niby odreagowywała niezbyt długi, za to mocno toksyczny związek, wracała do życia, wznowiła studia, w jakimś stopniu otaczała się ludźmi. Próbowała, naprawdę próbowała, tylko w środku i tak była pierdolonym wrakiem.
Ale po alkoholu potrafiła się znieczulić na swoje własne cierpienie. Wprawdzie to nie tak, że ono wtedy magicznie znikało, bardziej chodziło o to, że wydawało się jej mniej ważne. Nie definiowało jej. A wobec tego, mogła z nieco większą swobodą dążyć do tego, co w jej upośledzonym mniemaniu miałoby ją uleczyć. Nieważne, że z tym jej ostatnim byłym okazało się to totalną pomyłką. Otępiony procentami umysł domagał się czegoś konkretnego. Właściwie… domagał się kogoś konkretnego, tylko że nie był to ktoś jakkolwiek dla niej osiągalny, należało sobie więc coś bardzo jasno przetłumaczyć, czy raczej wtłuc do tej blond główki: Harper Pearson, potrzeba ci zwyczajnie uczucia. Kogoś odpowiedniego, ale zdecydowanie nie kogoś jedynego na świecie.
Po alkoholu nie szukała zainteresowania swoimi problemami. Szukała zainteresowania… sobą. Jako osobą i jako kobietą. Tylko żeby nie zrozumieć tego opacznie – nie stawała się wtedy łatwą laską pragnącą pocieszenia w postaci jednonocnej przygody, bo to jednak kłóciło się z tym jej lekko przekręconym zapewnieniem samej siebie. W takim razie po prostu rozglądała się za kimś, kto potencjalnie mógłby w przyszłości się nią trochę zaopiekować. Miała o kimś takim dość specyficzne wyobrażenie – wysoki, brunet, z wyraźnie zarysowaną szczęką i dużymi dłońmi. Mniej więcej tak widziała swoją chodzącą opokę, najlepiej jeszcze z ciemnymi oczami i ładnym uśmiechem, bo przecież to takie ważne cechy. Totalnie świadczące o tym, czy ktoś się dla niej nadaje. Cóż, Harper była sobie w stanie dopowiedzieć co nieco w kwestii charakteru po takim obrazku, ponieważ był to obrazek na jego podobieństwo. Była tak bardzo pogubiona i żałosna, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Tak obecnie funkcjonowała i już.
Wyglądała ładnie. Miała rozpuszczone włosy (już nie swój naturalny kolor, rozjaśnione – czuła się z nimi doroślej), przylegające spodnie z wysokim stanem oraz czarną bluzkę, co prawda na długi rękaw, ale za to z dość szerokim i głębokim dekoltem. I tradycyjnie sportowe buty, dzisiaj całkiem eleganckie, białe nike przed kostkę. Może nie była najwyższa i mogłaby się pokusić o jakieś botki, żeby podkreślić bardziej pupę, ale aż tak jej nie zależało.
Wypatrzyła go sobie. Nie widziała, czy przyszedł z kimś, widziała jedynie, że rozmawiał z jedną czy drugą osobą, także z dziewczynami. Raczej każdy tak robił, to w końcu głupia impreza studencka i nawet ona gadała z paroma znajomymi, bo ostatecznie jakichś miała. Nie bardzo bliskich, od dłuższego czasu nikogo nie dopuszczała do siebie blisko, ale bądź co bądź, człowiek potrzebuje czasem do kogoś otworzyć buzię. I otwierała, przy tym jednak raz na jakiś czas wracając spojrzeniem do jej bruneta. On także na nią zerkał, regularnie łapała jego spojrzenie. I złapała z nim też kontakt wzrokowy, kiedy wychodziła do kuchni uzupełnić sobie szklankę whisky. Generalnie zawsz wolała wódkę, aczkolwiek przechodziła aktualnie fazę niechęci do niej, więc bursztynowy trunek z dodatkiem coli jakoś ją ratował. Właśnie zabrała się do nalewania - już lekko uchachana od tego, co zdążyła wypić do tej pory – a ten jej wypatrzony brunet pojawił się obok. Nie znała go wcześniej, ale zaraz się to zmieniło, po tym jak go niewinnie zaczepiła. Nie spieszyło się jej do opuszczenia tej kuchni, na pewno też nie spieszyło się jej do zakończenia pogawędki. Była lekko wstawiona, kleiło się samo. W sumie… tak jak ona zaraz mogłaby zacząć kleić się do niego, gdyby nie to że naprawdę próbowała nie robić takich głupot i trzymała się swoich postanowień. Chociaż na dobrą sprawę – komu to robiło różnicę?

@Navi K. Levine
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Navi K. Levine
Awatar użytkownika
25
lat
158
cm
zawodnik/bereiter/fizjoterapeuta koni
Uznana Klasa Średnia
Dzisiaj po raz pierwszy od dawna pokłóciła się z bratem. Bratem, którego kochała nad życie, który był jej ostatnią opoką i pozostałością po rodzinie, którą niegdyś miała. Nigdy się nie kłócili, ale w momencie kiedy Navi oświadczyła, że właśnie dzisiaj, tego wieczora, wybiera się na imprezę do jednego z bractw studenckich, dostała soczystą zjebę. Za co? Dzisiaj był ten dzień. Kolejna rocznica wypadku oraz śmierci ich rodziców. Ten nieszczęsny, cholerny dzień w którym ich świat runął i wywrócił się do góry nogami. Tradycją było, że siedzieli wtedy cały dzień razem, na znak, że mimo tragedii, dalej są zżyci jak nigdy. I to ona dzisiaj chciała się wyłamać. Po raz pierwszy. Ze względu na imprezę. I chyba też trochę na chęć wrócenia do normalności, bo ile można przeżywać to samo? Z jednej strony doskonale rozumiała pobudki jej brata, ale z drugiej - nie dajmy się zwariować. Miała zaledwie osiem lat, kiedy wszystko się zadziało i sam fakt, że pójdzie dzisiaj na imprezę wcale nie zmieni faktu, że dalej tęskni za rodzicami, nie? Nie zmieni to tego, że wie, że na brata zawsze może liczyć, że są dla siebie od zawsze na zawsze. Naven był lekko przewrażliwiony na tym punkcie, ale to był już czas, aby ruszyć do przodu.
Wyszła z domu czy tego chciał, czy nie.
Spotkała się z koleżanką jeszcze przed imprezą. To właśnie jej wyrzuciła co jej leżało na serduchu po spięciu z bratem i to tam przygotowała się do imprezy. Nie tylko przez stylizację i makijaż, ale też przez odpowiednie urobienie się alkoholem. Tylko dwa drinki! Nie można było przyjść całkowicie trzeźwym, kto tak robił? Ubrała się w krótkie, czarne spodenki z przetarciami do których dobrała czarne, wiązane botki przed kolano i oversize’ową, ciemno szarą koszulkę z logiem zespołu rockowego na którą rzuciła czarną, skórzaną kurtkę, ruszyła na imprezę do jednego z bractw. To właśnie tam miała się zobaczyć z nim - Adamem, chłopakiem na którego miała chrapkę już od jakiegoś czasu. Często ze sobą pisali, spotykali się w gronie znajomych, a potem sami, jednak oficjalnie między nimi niczego nie było. Navi jednak ostrzyła sobie pazurki, a ona, jako czystokrwista, często narwana latynoska, zwykła wyraźnie zaznaczać swój teren, tak jakby ktoś chciał z nią rywalizować. Tylko głupi się na to zdecydował.
No to się dziewczyna dzisiaj zdziwi.
Pojawiły się z koleżanką trochę po czasie. Niektórzy byli już wstawieni od grania w beer ponga, jakieś laski plotkowały na kanapie, jak zwykle będąc niesamowicie skąpo ubrane, faceci byli facetami - jak nie obmacywali swoich kobiet, to czaili się na inne. Albo odwalali głupie, ale widowiskowe rzeczy przez które mogła się im stać krzywda. Navi tu przyszła głównie w jednym celu - polować. Pogadała z kumpelą i ustaliły, że Levine pójdzie im po drinki. Bo jak ona zrobi drinki, to wódkę jedynie colą zabarwi. Miało sponiewierać, a nie smakować. Podstawa podstaw.
Kilka osób zaczepiło ją po drodze, ale kiedy w końcu dotarła do kuchni, jej dwukolorowe spojrzenie momentalnie wyłapało chłopaka, którego chciała tu dzisiaj spotkać. Kącik ust momentalnie podniósł się do góry w wyzywającym geście, jednak wrócił do stanu wyjściowego, kiedy dostrzegła, że Adam nie był tu sam. Rozmawiał… z kimś. Nie znała blondynki, nawet jej nie kojarzyła, ale po zachowaniu tej dwójki, a raczej ich spojrzeniu, mogła dostrzec metaforyczną, czerwoną lampkę, która jej się zapaliła.
Alarm, Navi. Ktoś chce ci podkraść faceta.
Po jego trupie.
Z tym swoim wyuczonym, delikatnym uśmiechem z nutką bitchy akcentu, który towarzyszył jej każdego dnia, podeszła do tej dwójki mając aktualnie w głębokim poważaniu, że przypadkiem im się niegrzecznie wpierdala w rozmowę.
Cześć, Adam. Widzę, że już wyrywasz. — hehe, sthap.
Co? Ja? Tak tylko sobie rozmawiamy z Harper. — odpowiedział, ale w jego tonie głosu, a także spojrzeniu było coś… coś. I przez to „coś” się wiedziało, że to nie tylko nowa koleżanka z imprezy, ale ktoś, kto mu chyba wpadł trochę w oko.
Więc to była Harper.
Szmata.
Navi. Nie widziałam cię wcześniej na żadnej imprezie. — stwierdziła, lustrując dziewczynę spojrzeniem. Nie oszukujmy się, Levine była chodzącym, imprezowym stworzeniem, które kochało się bawić po godzinach pracy i treningów. Tak właśnie odreagowywała. Lubiła być wśród ludzi, więc tak się składało, że znała całą masę osób. A ją widziała po raz pierwszy. — Adam, przyniesiesz nam może po drinku? — spytała, zerkając na niego krótko.
Chłopak uśmiechnął się jakże przyjaźnie do jednej i drugiej.
Wam, ślicznotki, nie odmówię. — bo pewnie w jego mniemaniu będą łatwiejsze.
Oddalił się na drugą stronę kuchni, gdzie na blacie znajdował się cały przyniesiony i kupiony przez innych alkohol. Navi to już chyba zapomniała, że miała też przynieść zabarwioną wódkę swojej koleżance, ale jak jej wytłumaczy sytuację, to na pewno zrozumie!
A więc, Harper, jak się bawisz? — spytała. Patrzcie ją jaka grzeczna, uprzejma i przyjazna! Normalnie dziewczyna do rany przyłóż. Bo jest pierdoloną solą.

@Harper Pearson
Mów mi brzydko. Piszę w osobie 3, czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam koni westernowych, starszego brata.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przekleństwa, bitchy attitude, 18+.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Zawsze była grzeczną dziewczynką. Nie przechodziła nawet żadnego nastoletniego buntu, bo idąc do liceum najpierw miała konie, które wymuszały na niej trochę odpowiedzialności i zajmowały większość czasu wolnego, a kiedy zaczęła je odpuszczać, to to miejsce w jej życiu stopniowo otrzymywał Harvey – a on też świetnie pasował do określenia dobry dzieciak. Jej rodzice polubili go od razu, jego rodzice również za nią bardzo przepadali. Zero dramatów, żadnych ucieczek z domu czy choćby nawet zbyt późnego odprowadzania pod drzwi po randkach albo wspólnych imprezach. On był jej pierwszym chłopakiem, i chociaż pewnie bywał o nią zazdrosny, to raczej w kontekście innych chłopaków zerkających w jej stronę, bo ona przecież widziała tylko i wyłącznie jego. Nosz kurwa, bajka. Szkoda, że tak tragicznie jebło – może nie przez to, że odechciało się jej być tą zawsze grzeczną Harper, ale w jakimś sensie odeszła od pewnych zasad, w które wierzyła… i dostała tak mocno po dupie, bo okazało się to największym błędem w jej życiu. Co wcale nie sprawiło, że pragnęła odreagowywać, trafiając z jednych ramion do drugich. Jak już „stanęła na nogi” (nie stanęła wcale pewnie, ale powiedzmy, że wygrzebała się z najgorszego dołka), starała się nie świrować na punkcie poważnego związku - ale w kwestii, że właśnie tego zawsze chciała, nic tak naprawdę się nie zmieniło. Tylko teraz może droga do celu musiała być inna, lepiej dopasowana do rzeczywistości która ją otaczała.
Nie rozglądała się szczególnie na boki skoro miała przed sobą takiego chłopaka – nie był najprzystojniejszym typem, jakiego widziała, nawet miał w sobie coś lekko dziwnego, specyficznego… ale chyba właśnie dlatego jej się spodobał. Nie przepadała za tą najbardziej oczywistą urodą, zresztą sama nie była jakąś lalką więc nie mierzyła zbyt wysoko (nie w kwestii wzrostu, tu jednak mierzyła wysoko). Raczej na tyle, by być w stanie po to sięgnąć – bo teraz to ona sięgała po coś intencjonalnie. A przynajmniej się starała, potrzebowała jakiegoś chociażby szczątkowego poczucia kontroli nad tym, co działo się w jej życiu, oraz nad tym jacy ludzie się w nim pojawiali. Zamiast przyjmować tych, którzy o nią zabiegali, czuła się bezpieczniej samodzielnie kogoś do niego zapraszając. W teorii, bo ostatecznie to jeszcze nikogo na serio nie wpuściła, niemniej sama myśl o tym, że to ktoś miałby wokół niej chodzić i ją konsekwentnie zdobywać… przyprawiała ją o mało przyjemne ciarki.
Akurat jej rozmówca kończył opowiadać anegdotkę z ostatniego treningu uczelnianej drużyny rugby, do której należał, a ona już zdążyła się nawet rozkosznie roześmiać na puentę – wtedy wtrącił się nowy głos. Damski głos, eh. Płynnie przekręciła samą głowę do boku, błękitnym spojrzeniem lądując na… naprawdę ładnej, dziewczęcej twarzy. Odruchowo zmarszczyła brwi na słowa brunetki, jak i późniejsze jej towarzysza. Nie, żeby jego odpowiedź ją dotknęła - gdyby ktoś spytał się jej o to samo, najpewniej zareagowałaby podobnym zapewnieniem. Źródłem tego drobnego zdezorientowania, które przemawiało przez jej mimikę, była nieumiejętność natychmiastowego scharakteryzowania relacji łączącej tą dwójkę. Znać się musieli, inaczej by go niego nie zagadała w trakcie ich pogawędki. Gdyby była jego dziewczyną, raczej nie zażartowałaby w ten sposób… chociaż no, kto wie. Mogła być jego przyjaciółką, chcącą zorientować się z kim gada jej ziomek. Ale mogła też mieć z nim inną relację, wcale nie o przyjacielskich zamiarach…
Zauważyła to przeniesienie uwagi na siebie i automatycznie zmienił się jej wyraz twarzy – przymrużyła ślepia, rozluźniła czoło i delikatnie wydęła wargi, choć to ostatnie nie na długo, bo zaraz używała ich podczas mówienia. - Harper. Miałam przerwę w studiowaniu – rzuciła do pary z nonszalanckim wzruszeniem ramion, przy tym posyłając dziewczynie niezbyt szeroki, stanowczo nie rozbrajający ani szczery uśmiech. Nie musiała się przedstawiać, Adam już podał jej imię, ale ona była przecież kulturalna, a wypadało się przedstawić jednak samodzielnie. Zwłaszcza wobec tego uśmieszku, który widniał na laleczkowej buźce Navi.
Gdy brunet odwrócił od nich wzrok i zaczął się oddalać, Pearson przekręciła się frontem do dziewczyny. Nie mogła się powstrzymać przed wywróceniem oczami, czemu towarzyszyło ciche westchnięcie. I o dziwo, wcale nie była to reakcja na pozostanie sam na sam z Levine czy w ogóle jej osobę… no dobra, trochę na pewno tak, ale chodziło też o chłopaka, jego niejasną dla niej relację z tą tutaj, żałośnie brzmiące wam, ślicznotki, nie odmówię i w ogóle obrót sytuacji. Niekorzystny. Rozczarowujący.
- Do tej pory raczej przeciętnie, chociaż liczyłam, że niedługo się rozkręci – odparła swobodnym, smalltalkowym tonem, celowo nie konkretyzując na jaki rozwój wydarzeń miała nadzieję. Może coś związanego bezpośrednio z Adamem, na którego w niby niekontrolowanym odruchu zerknęła? Badała teren. Wbrew pozorom nie była taką szmatą, która wpieprzałaby się komuś w związek, nie po tym w jaki sposób rozpierdoliło się jej narzeczeństwo i cała ta jebana, piękna przyszłość w domu, który budował dla nich Harvey...
Lecz jeśli nie była to relacja tego typu, dlaczego coś miałoby ją powstrzymywać? Oprócz tego, że sam Adam wydał się jej aktualnie mniej atrakcyjny jako chłopak, bo ostatecznie wcale nie chciałaby być z kimś, kto nie gra w otwarte karty. Weź tu ją zrozum.
- A ty, Navi? Niedawno przyszłaś? – Wróciła wzrokiem do stojącej przed nią brunetki, a kąciki jej ust drgnęły wyraźniej w górę, cały czas w tym ewidentnie wymuszonym uśmiechu. – Skoro zauważyłaś, że nie bywałam wcześniej na żadnych imprezach, to musisz być dobrze zorientowana w towarzystwie. Może chciałabyś mnie trochę wprowadzić? – Uniosła jedną brew w nieco wyzywającym spojrzeniu, a przystawiwszy sobie dłoń do twarzy, złapała koniuszek swojego palca wskazującego między zęby, przy tym sprawiając, że ten nieschodzący z jej warg uśmiech stał się teraz taki… kokieteryjnie niewinny. Nie potrzebowała wprowadzenia, wcale nie chciała jakoś szczególnie się socjalizować. Ale chciała być miła, skoro Levine również była miła.

@Navi K. Levine
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Navi K. Levine
Awatar użytkownika
25
lat
158
cm
zawodnik/bereiter/fizjoterapeuta koni
Uznana Klasa Średnia
Navi była… kompletnym przeciwieństwem. Przyciągała kłopoty, chociaż w dużej mierze sama z pełną świadomością się w nie pakowała. Dyrektorski dywanik był jej jednym z najczęściej odwiedzanych miejscówek w czasach liceum, podobnie jak baraki za szkołą gdzie spotykała się z innymi, którzy mieli do niej jakiś problem. Levine była człowiekiem czynu i bardzo nie lubiło jak gadało się gówno za jej plecami. Brała udział z szkolnych bijatykach za każdym razem, kiedy tylko komuś znowu przyszło do głowy, aby naśmiewać się z jej narodowości, opalonej skóry czy akcentu. Była ogólnie dobrym człowiekiem, ale w mordę potrafiła dać. Chociaż wzrostem przypominała bardziej krasnala ogrodowego, to jednak bardzo twardo stąpała po ziemi, a jej rozpędzona ręka była cięższa od kuli armatniej, zwłaszcza kiedy uderzała w jaja, które miała przecież na swojej wysokości. Szkoła była dla niej szkołą przetrwania, ale dość szybko wyrobiła sobie nazwisko oraz reputację, dzięki której była omijana szerokim łukiem tak dla własnego bezpieczeństwa. Jakby nie było, dentysta jest drogi, a dzieci trzeba czymś zrobić. Na całe szczęście, mimo, że była chodzącym, małym diabłem, to była też cholernie dobra z wielu przedmiotów, dzięki czemu nigdy nie została zawieszona. Miało się te plecy, nie?
Jak się było dzieckiem ze znienawidzonego publicznie Meksyku, trzeba było sobie radzić.
Navi jednak szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości. Terapia po utracie rodziców przyniosła skutki i z wycofanego, wiecznie przygnębionego dziecka stała się ekstrawertycznym, pyskatym diabłem z latynoskim temperamentem. Była wszędzie. Wychodziła do klubów, odwiedzała każdą domówkę i poznawała kolejnych ludzi. Może i nie miała szczęścia do facetów, bo każdy którego poznawała okazywał się być pojebanym idiotą, ale przynajmniej nie miała problemu, aby szybko zakończyć niektóre relacje. Ona się w tańcu nie pierdoliła. Jak coś, albo ktoś jej nie pasował, to komuś to wygarniała, a jak to nie pomagało, to zwyczajnie odcinało się od siebie ludzi, woląc nie wchodzić w jakieś bagno z którego potem ciężko byłoby jej wyjść. Navi miała to do siebie, że miała całą masę relacji, ale rzadko które były tymi prawdziwymi. Znać ludzi, a znać ludzi, przyjaźnić się z nimi to zupełnie dwie różne rzeczy. W swoim otoczeniu miała zaledwie garstkę, których mogła nazwać przyjaciółmi. Jej przyjaźnie opierały się na solidnych fundamentach: alkoholu, sarkazmie i nienawiści do tych samych ludzi, a chociaż wolałaby tego uniknąć, to było sporo osób wokół niej, którym uchyliłaby nieba tylko po to, aby słońce wypaliło im oczy.
A Adam? Adam był… zachcianką. Był całkiem całkiem, ale bywał też zabawny, dobrze się im rozmawiało, plus wydawał się być nią zainteresowany. Dość często ze sobą rozmawiali, spotykali, więc Navi postanowiła dać chłopakowi szansę skoro się starał. Nawet nikogo nie szukała, ale skoro już się napatoczył, to szkoda byłoby nie dać mu szansy, prawda? Zwłaszcza, że też nie nastawiała się na coś niesamowitego. I absolutnie by jej nie zdziwiło, jakby w tym samym czasie flirtował z kilkoma innymi laskami. To był Adam, znała go już jakiś czas i wydawałoby się, że wie o nim bardzo dużo. Była lepszym detektywem niż W11.
Dlatego też widząc chłopaka z jakąś obcą blondynką, przy której świeciły mu się oczka i napięły muskuły, z jednej strony nie była zaskoczona, mogła się tego spodziewać, ale z drugiej, włączyła jej się żyłka rywalizacji, że ktoś faktycznie mógłby się zabrać za kogoś, kogo ona sobie wybrała. I to nawet nie tak, że faktycznie jakoś mocno zależało jej na Adamie, ale chodziło o sam fakt. Levine kochała rywalizację, nie tylko w sporcie, dlatego widząc blondynkę, włączył jej się jej meksykański, uparty temperament.
Mhm. — mruknęła jedynie na jej przerwę w studiowaniu. To wyjaśniało dlaczego kompletnie nie kojarzyła jej twarzy, a należało przyznać, że miała ją dość charakterystyczną. Na pewno by ją zapamiętała, bo wielu się za nią obracało. No i ten ślinotok u Adama. Nic dziwnego. Gdy się uśmiechnęła, to mogły klękać narody. Faceci nie potrzebowały wiele, ale Navi miała to do siebie, że nie potrafiła rozpoznać fałszywy uśmiech, bo sama często go używała. Wtedy unoszą się tylko kąciki ust, nie obejmował on oczu. Tak jak teraz.
Nie mogła powstrzymać brewki, która mimowolnie jej drgnęła na wieść, że blondynka czekała aż się coś rozkręci. I szczerze? Głównie pomyślała o tym, że Adam to zaraz będzie chciał się językiem dobrać do jej migdałków i zaproponuje wspólne pięterko. Powierzchowne, ale Levine miała to do siebie, że często oceniała okładkę po wyglądzie i ludzi po pierwszym wrażeniu. Pracowała nad tym, aby to zmienić! Naprawdę! No dobra, może nie.
Jeżeli liczyłaś na to, że ktoś się zacznie napierdalać, musisz poczekać jeszcze godzinę. Jeśli liczyłaś na dramę i złamane serca po zdradzie po pijaku - jakieś półtora. A jeśli chodziło o numerek na kuchennym blacie z Adamem, to nie w tym życiu. — odparła, uśmiechając się przy tym bardzo przyjaźnie, ale zalatywało to mocnym fałszem, bo jednak terytorializm się u niej włączył. Należało jednak jej przyznać, że była przemiła i dała nowej koleżance aluzję, a w zasadzie to jasny sygnał, że ktoś tu jest zajęty. Nawet jeśli nie oficjalnie, to ona chyba nie musiała o tym wiedzieć.
Oparła się bokiem o blat podniszczonej od imprez wyspy kuchennej, zerkając w kierunku Adama, który się zastał przy stoliku z alkoholem zagadany przez swoich kolegów z drużyny rugby. Pewnie szybko nie wróci z tymi nieszczęsnymi drinkami, zwłaszcza jeśli wejdą na temat meczu czy dupeczek z którymi można dzisiaj pokręcić.
Nigdy nie przychodzę na początku imprezy. — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Należało przecież się taktownie spóźniać, a nie pojawiać się jako pierwszym. Poza tym… miała kłótnię z bratem, która zdecydowanie za bardzo się przedłużyła. — Trzeźwi ludzie są mało zabawni. Zwykle mało się wtedy dzieje. — a teraz to chociaż można było popatrzeć na podpite pary, które delfinkiem pływały przy swoich twarzach, praktycznie ruchając się przez ubrania przy jednej ze ścian. Co lepsze, każdy z nich spotykał się z kimś innym. To nie tak, że Levine przychodziła na imprezy głównie dla dram, ale trochę tak było. O wiele lepiej się to oglądało niż w telewizji. A co lepsze, na imprezach często był też popcorn lub chipsy.
Zerknęła na blondynkę, unosząc lekko brew w nieco zdegustowanym geście. I to nie chodziło o pytanie, które jej zadała, ale raczej o ten dziwny gest z przygryzaniem palca, który właśnie zrobiła. I ten uśmiech. Co do… czy ona była w jakimś porno filmie i zaraz wyskoczy pan hydraulik? Albo Harper jej zaraz powie, że była niegrzeczną dziewczynką i musi zostać ukarana? Tak jej się skojarzyło właśnie.
Coś ci się z twarzą stało. — odpowiedziała, wskazującym palcem rysując koło wokół jej wyrazu o którym mówiła. No takiego obrotu się nie spodziewała. — Nie rób tak. Nie jestem Adamem, abym na to poleciała. — bo ten to już by pewnie miał twardo w spodniach. On nie potrzebował wiele do szczęścia, chociaż miał taki plus, że nie ruchał absolutnie wszystkiego co się nawinęło pod rękę. Miała jednak dziwne wrażenie, że dla Harper zrobiłby wyjątek. A to już się jej nie podobało. — Ale jak chcesz szybkie wprowadzenie, to tego możesz bzykać, ten ma dziewczynę, ale bzyka kogo chce, ten bzyka tamtą, ale czasami biorą ludzi do trójkątów. Sally nie wie co to zabezpieczenie i ma dwójkę dzieci, każde z innym typem, tylko nie wiadomo jakim, a i tak dalej przychodzi na domówki, aby zaliczyć. Lola jest tępa i rozpuszczona jak dziadowski bicz. Spała z prawie wszystkimi facetami tu, jej nogi otwierają się jak wejście do Wallmartu. Drużyna rugby w większości rucha kogo chce, gdzie chce i kiedy chce, chociaż flirtuje z głupiutkimi cheerleaderkami i jestem prawie pewna, że wszyscy poza Adamem mają wenerę. — przeskakiwała paluszkiem z jednej osoby na drugą, wprowadzając powierzchownie Pearson w swój świat. Dlaczego? Może dlatego, że jak dowie się kogo może podrywać, to zostawi tą jedną, konkretną osobę, którą sobie zarezerwowała Navi. — Tak więc masz wiele opcji do zabawy. — bo poza tymi, których przedstawiła, były jeszcze inne osoby, które też miały historię, ale część z nich przyszła w parze z drugą połówką od której ię nie odklejała. — I podstawowa zasada o której ci powiem, bo jestem uprzejma - nie przyjmujemy gum od Cardana. To nie gumy.
Gumę?
Wypierdalaj, Cardan. — warknęła, kiedy wyrósł przed nimi naćpany kolega z kręconymi włosami. Chłopak to się zawsze pojawiał jak była o nim mowa, albo widział dwie samotne laski bez towarzystwa faceta. Do Navi to już nawet nie startował, ale blondynce to jeszcze niczego nie proponował! — Idiota. — tego to nigdy nie trawiła. Dziwne, że jeszcze nikt mu w mordę nie dał. — W każdym razie, aby nie było niedomówień, ten swój kokieteryjny uśmiech zachowaj dla kogoś innego, bo Adam jest zarezerwowany. — przez nią. Przynajmniej aktualnie, dopóki nie odwali na tyle, że Navi się zniechęci lub zwyczajnie znudzi, ale tego Harper wiedzieć nie musiała.
Mów mi brzydko. Piszę w osobie 3, czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam koni westernowych, starszego brata.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przekleństwa, bitchy attitude, 18+.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Harper Josie Pearson
Awatar użytkownika
25
lat
168
cm
kelnerka/początkujący masztalerz
Pracownicy Usług
Czy musiała wchodzić w tą interakcję z Navi? Nie. Adama dopiero co poznała, wydawał się zabawny i wcale nie taki głupi, ale na pewno nie zależało jej na nim, bo niby czemu by miało skoro nawet nie wiedziała, jaki jest tak naprawdę? No właśnie, więc jakkolwiek o niego walczyć nie miała zamiaru - z kolei z postawy dziewczyny wnioskowała, że ta chyba byłaby do tego gotowa, aby się przepychać o prawo do niego. Jeszcze nie zdążyło wprawdzie paść nic takiego, po czym wprost dałoby się to stwierdzić, no ale nie oszukujmy się, pewne rzeczy się czuje. Zwłaszcza laska laskę wyczuje.
Dawniej Harper należała do osób mocno ugodowych, zazwyczaj cichych, miło uśmiechniętych. Pewnie też trochę nijakich w ogólnym odbiorze, choć przecież to nie tak, że nie miała zainteresowań, poczucia humoru ani znajomych. Ale nikt nie określiłby jej jako charakternej, a już tym bardziej prowokacyjnej. Jednak teraz... teraz miała ochotę trochę podrażnić stojącą naprzeciwko niej brunetkę. Bo ta ewidentnie miała do niej nienazwany jeszcze problem, tylko chowała go pod uśmiechem równie sztucznym co ten na ustach Pearson. A gdyby na nią trochę ponaciskać, może przynajmniej wyszłoby na jaw jaki był konkretnie ten problem, przy odrobinie szczęścia okazałoby się też, jaka relacja rzeczywiście łączyła ją z chłopakiem, przez którego w ogóle tu podeszła. Więc padło z jej strony to niedookreślone stwierdzenie, że czekała na rozkręcenie się czegoś, czego celowo nie nazywała...
A jeśli chodziło o numerek na kuchennym blacie z Adamem, to nie w tym życiu.
Mimowolnie parsknęła śmiechem i wcale nie zrobiła tego jakoś ironicznie, tylko autentycznie rozbawiła ją ta końcówka. Gdyby przygodny seks z Adamem faktycznie był jej najwyższym celem, to pewnie mocno by się właśnie zirytowała, no ale to nie ten przypadek. Tym bardziej mogła się pobawić. Zaraz pokręciła lekko głową, przy tym pozwalając swojej twarzy wrócić do bardziej naturalnego dla niej wyrazu – resting bitch face, specjalnie dla Navi ze szczyptą specyficznego uśmieszku. - Czemu nie w tym życiu? Jest gejem? Jeśli tak, to ciężko się zorientować. - Nie była głupia, zrozumiała podprogowy przekaz, to znaczy ostrzeżenie, że lepiej nie tykać pana przystojnego sportowca. Jednak odgrywanie idiotki w tym temacie było jej teraz na rękę, nawet jeśli Levine zdawała sobie sprawę (a Harper jakoś obstawiała, że ona bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę), że taka jej odpowiedź nie padła ze względu na skłonność do uwierzenia w pociąg Adama do chłopców. Blondynka w ten sposób brała pod włos słowa Navi i całą jej postawę. Czuła, że nie jest to najlepszy pomysł, ale właśnie dlatego w to brnęła, a po tej pierwszej reakcji przyszła pora na dalszą część, dla zachowania pozorów normalnej rozmowy; bo przecież nie że wszystko kręciło się wokół chłopa. - Zdrady i złamane serca to nie na moje nerwy. – Bardzo, kurwa, śmieszne. Chyba lubiła sobie wbijać szpilki których nikt inny nie widział, takim ukrytym i w jej przypadku na pewno czarnym humorem. No bo kto tutaj zdradą spierdolił swój wieloletni związek, na tamtym etapie będący już narzeczeństwem ze szczerymi nadziejami na piękną, wspólną przyszłość? A kto w ten sposób złamał serce swojej najbliższej, ukochanej osobie? Kto przy okazji zniszczył i złamał siebie? This bitch right here. - Bójek też za bardzo nie lubię oglądać, interesują mnie mniej brutalne rzeczy. Wolę przyjemniejsze rozrywki i to raczej dla nich chodzę na imprezy. - Jeszcze na koniec musiało paść coś dla podtrzymania tematu, mimo że Harper wcale nie mówiła o tym, o czym pewnie brzmiało, że mówiła. To znaczy wiadomo, wypowiadała zdania z pewnym zamysłem, aby mogły być odbierane w zamierzony przez nią sposób, co jednak nie musiało i w jej przypadku nie pokrywało się z prawdą. Bo ona zaczęła znów chodzić na imprezy, żeby się napić w towarzystwie, czyli tak jak było to społecznie akceptowalne, a przy tym odciąć się od tego, co przeżywała na co dzień. Przyjemniejsza opcja niż siedzenie samej w pokoju i płakanie lub tępe gapienie się w ścianę? No stanowczo.
Wstawki o mało zabawnych ludziach na trzeźwo nie skomentowała, bo to była swojego rodzaju wiedza powszechna. Jasne, może zdarzały się imprezy fajne od pierwszej chwili, kiedy jeszcze nikt nawet nie zdążył otworzyć puszki z piwem, ale raczej w mniejszym, zgranym gronie które tak naprawdę nie potrzebowało procentów, aby dobrze się czuć i bawić w swoim towarzystwie. Na dużych domówkach była jednak mieszanka mniej lub bardziej przypadkowych osób, a w takim tłumie można się poczuć szczególnie samotnym na trzeźwo, stąd zapewne ta potrzeba "rozkręcenia się" na początku, żeby potem rzeczywiście mogło się dziać. Było w tym coś bardzo smutnego.
Szkoda – odpowiedziała, udając przesadne rozczarowanie faktem, że brunetka nie poleci na jej gest – wiadomo, że raczej nie próbowała jej nim do siebie przekonać. Raczej pokazywała siebie z pewnej konkretnej strony dla podtrzymania obrazka, w którym tamta musiała Harper odruchowo zobaczyć skoro rzuciła w nią tym tekstem o numerku. Lecz skoro zostało jej to wytknięte w taki sposób, odsunęła palec od ust, choć dłoni od twarzy na razie nie cofała.
Cały ten imprezowy świat ludzi w jej wieku, kompletnie chyba wypruty z jakichkolwiek resztek moralności, przerażał ją. Licealne imprezy, na które zaczęła chadzać będąc jeszcze sama, mimo wszystko przebiegały dość niewinnie. Potem na ostatnim roku była już ze Spencerem, więc nawet jak towarzystwo się rozkręcało i robiło coraz to bardziej śmiałe ze wszystkim, jej to jakoś nie dotyczyło ani nie dotykało. Na studiach sprawa wyglądała podobnie – mimo, że poszli na zupełnie różne kierunki, na wszelkich domówkach i innych takich wydarzeniach pojawiali się razem. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że Harvey od początku swoim zachowaniem wobec niej bardzo wyraźnie komunikował całemu otoczeniu, że Harper była jego, co znajdowało niezaprzeczalne potwierdzenie w tym, jak ona była w niego zapatrzona. Nie dotykały jej więc żadne dziwne sytuacje; niby widziała, co dzieję się naokoło, lecz to działo się cały czas poza nią i łatwo przychodziło jej ignorowanie, że spora część rówieśników żyje bez zasad i chyba także bez wyższych wartości – a takie właśnie wrażenie odnosiła w tym momencie, słuchając tego wprowadzenia, którym raczyła ją Navi. No, cholernie smutne.
Na szczęście sama była lekko wypita i poza tym, że przez chwilę wewnętrznie zmartwiła się tym, jacy po prostu bywają ludzie (zwłaszcza studenci), to nie musiała się nad tym rozdrabniać, tylko lekko przeszła dalej, podążając za słowami swojej aktualnej towarzyszki. Zaciekawiło ją to wtrącenie o gumach od Cardana, bo jakoś nie wyobrażała sobie chyba, co innego chłopak mógłby ludziom wciskać, mówiąc że to zabezpieczenie (w tym momencie nawet nie pomyślała, że prawdopodobnie chodziło jednak o gumy do żucia, to pewnie przez to że chwilę wcześniej ciągle była mowa o tym, kto z kim się pieprzy albo z kim jest na to opcja). Może i Levine nie była najbardziej urocza (mimo że miła), ale tak z drugiej strony, to ścieranie się pod przykrywką niby zwykłej, kulturalnej rozmowy w jakiś sposób ją bawiło. Czy może trafniej byłoby określić, że ją do tego ciągnęło? Ciężko powiedzieć, Harper zdążyła już przechylić ze trzy szklaneczki whisky z colą, i co prawda ona należała raczej do tych, którzy wlewali sobie proporcje jednak bardziej dla smaku niż sponiewierania, lecz też była dość drobną dziewczyną i już trochę ją otępiło. Więc w jakiś pokrętny sposób cała ta sytuacja miała prawo ją śmieszyć i korcić do jej rozwijania, co też miało swoje odzwierciedlenie na jej twarzy – właśnie dlatego jej buźka ostatecznie pozostawała ciągle uśmiechnięta, niby sztucznie, ale w paradoksalnie szczery sposób. W każdym razie chciała dopytać o co właściwie chodzi z tymi gumami, a chłopak dosłownie wyrósł obok nich. Po tej małej scence była jeszcze bardziej rozbawiona, czego po alkoholu nie była w stanie zbyt dobrze zamaskować, no widać było że powstrzymuje szerszy uśmiech… który zaraz jednak się osłabił, choć nie zniknął jeszcze wcale.
Okej, czyli przynajmniej w końcu wiadomo, o co jej chodzi z tym Adamem. Jednak jeśli wydawało się jej, że Pearson po tym tekście schowa głowę w piasek, to była w poważnym błędzie, nieważne że najpewniej miała odebrać reakcję blondynki z innymi niż jej faktyczne intencjami. - Zarezerwowany? – powtórzyła po niej, przy tym unosząc jedną brew w pytającym, zadziornym wyrazie. Dała temu określeniu dobrze wybrzmieć zanim kontynuowała. - A czy sam zainteresowany o tym wie? – To już było dość bezczelne z jej strony, ale owszem, właściwie to otwarcie podważała tą całą rezerwację. Musiała wychodzić teraz na okropną dziewczynę. Taką, która nie zawahałaby się przed zagarnięciem sobie chłopaka z pełną premedytacją na złość innej zainteresowanej nim dziewczynie. Taką, której nie przeszkadzałoby, że ten chłopak prawdopodobnie coś z tą dziewczyną kręcił, skoro ona nie chciałaby od niego nic więcej poza tym, żeby ją po prostu dobrze przeruchał. Trudno, mogła na taką wyjść. Navi była – co tu dużo mówić – po prostu prześliczna i powinna spokojnie mierzyć znacznie wyżej niż taki Adam, u którego najwyraźniej ciężko było liczyć na cokolwiek jasnego, określonego i zobowiązującego. Chyba, że jej to odpowiadało… no ale jej postawa nie na to wskazywała. Pearson nie wiedziała, że Levine traktuje sprawę bruneta aktualnie o wiele bardziej ambicjonalnie niż jakkolwiek uczuciowo, widziała tylko laskę, której zależy na niezbyt chyba wartościowym facecie (niewykluczone, że bardziej wartościowym niż średnia z facetów przebywających obecnie w tym domu; starała się nie oceniać względnie do otoczenia tylko po prostu do własnych wartości). Więc, powiedzmy że działanie na przekór miało szczytny cel. - Bo jeśli nie wie, to chyba rezerwacja nieważna – dorzuciła na koniec, aby nie było wątpliwości do czego biła w poprzednim pytaniu. Przy tym ułożyła obie dłonie po swoich bokach, na krawędzi blatu o który opierała się pośladkami, zadarła też podbródek oraz zmrużyła jasne ślepia, nie odrywając spojrzenia od dwukolorowych oczu naprzeciwko niej. Tak, rzucała jej wyzwanie - ale w dobrej intencji. No chyba, że dziewczyna okaże się nie taka fajna, jak Harper przez chwilę założyła, wtedy wrócimy do grania zwyczajnie po złości, i elo.

@Navi K. Levine
Mów mi luczkowa. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda luczkowa#6559. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yes, daddy.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wspominki o samookaleczaniu i poronieniu, bitchy attitude.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz