005 (kontynuacja 004)
Rosjanka, zanim dała nieszczęsnego piątaka Billy'emu, by mógł zapłacić za swój bilet autobusowy, przewróciła oczami. Cóż, można rzec, że słowa dotrzymała i rzeczywiście pożyczyła kasę współlokatorowi, ale to oznaczało, że ten dalej jest w ciemnej dupie i będzie miał problemy z tymi byczkami, co ich goniły.
Świetnie! Cass serio mnie zabije!
Stęknęła do siebie, gdy ciężko opadła obok dilera na siedzeniu. Oczywiście wiedziała, że ten piątak od niej nie wybawi go z opresji, ale już nie zamierzała na niego naciskać. by ten łaskawie powiedział jej, ile rzeczywiście musi oddać. Czasem Pilgrim był
tak cholernie uparty, że Sonia po prostu miała ochotę go udusić, co pewnie też wynikało z tego, że sama taka potrafiła być, a zdecydowanie miała siebie wystarczająco dosyć, żeby jeszcze użerać się z kimś, kto potrafił ją czasem aż za dobrze przypominać. Poza tym, naprawdę nie miała ochoty być zdzielona po swoim kędzierzawym łbie przez Cassidy, co pewnie zrobiłaby, bo raz - jak idiotka zaczęła bić się z od siebie większym facetami, dwa - nie wybiła głupot z równie kędzierzawego łba Billa i trzy - matczyny instynkt Cass (
ach, ta sugar mommy) uruchomi się i z zmartwienia oraz troski nakrzyczy, że co oni sobie wyobrażają, że tak się narażają. Oczywiście na spokojnie wszystko dało się wyjaśnić, ale wciąż, nim będzie możliwość, żeby to zrobić, trzeba będzie przyjąć burę.
Zajebiście!
Sonia westchnęła ciężko i potarła nasadę nosa, wyraźnie zmęczona nie tylko tym, w czym właśnie uczestniczyła, ale również tym, co niedługo miało nadejść. I w duchu prosiła wszelkie duchowe byty, żeby jej kurwa pomogły i sprawiły, żeby Cassidy nie było w mieszkaniu, chociaż na tyle, żeby mogła się ogarnąć z Billym, żeby nie wyglądać
aż tak źle, szczególnie diler. Rosjanka niestety też nie prezentowała się najlepiej i czuła na sobie spojrzenia innych pasażerów, ale ignorowała je, zbyt skupiona na tym, żeby wymyślać kilka różnych scenariuszy, gdy już dotrze z współlokatorem do mieszkania i co w zrobić.
Autobus zatrzymujący się na ich przystanku był jak zapadnięcie wyroku.
Aristova wyszła, dziękując i żegnając się z kierowca na odchodnym. Spojrzała na budynek, w którym mieszkali i poczuła, jak serce bije jej trochę szybciej.
-
Kurwa - syknęła, mając wrażenie, że to jedno słowo idealnie opisze, co właśnie teraz czuła. Miała ochotę znowu zapalić, ale wiedziała, że po prostu musiała wejść do środka i ewentualnie skonfrontować się z wkurwioną Cass... co wydawało się jej gorsze, niż walka z większymi od siebie facetami.
No, ale
do odważnych świat należał, więc nawet jeśli absolutnie nie czuła się odważnie, wciąż weszła do środka ich mieszkania.
Gdy tylko przekroczyła próg ich domu, zaczęła nasłuchiwać czy ktoś z ich współlokatorów jest. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby nie było nikogo, bo nie miała ani sił, ani ochoty na szczegółowe odpowiadanie na pytania czy też znoszenie przesadnej troski. To nie było złe, jasne! Po prostu Sonia wolała w takich momentach słabości i zmęczenia być sama i samemu doprowadzić się do porządku. Ostatecznie, jeśli ktoś miał być, to tylko nie Cass. Daddy, Kij w dupie lub Głucha Bogini Dywanów - jasne!
No, ale jeszcze okaże się czy jej i Billy'emu sprzyjała fortuna.
-
Dobra, bierzemy apteczkę i idziemy do mojego pokoju się ogarnąć - oznajmiła dilerowi, mówiąc do niego szeptem, żeby przypadkiem nikt ich nie usłyszał (chociaż nie musieli się martwić Mirką w tym aspekcie). Nawet przyłożyła palec do ust, dając mu znać, że
ma być kurwa cicho, albo dostanie mu się drugi raz. Co jak co, ale Sonia naprawdę nie chciała mieć teraz przeprowadzonego wywiadu, co im się stało.
Gdy ściągnęła swoje ciężkie buty, na palcach i powoli poszła do łazienki, gdzie znajdowała się ich apteczka, ostrożnie stawiając kroki i nasłuchując czy przypadkiem ktoś się nie zbliża.
@Billy Pilgrim @Cassidy Fleming