Mógł przyrzec, że dzisiejszego dnia zostawił głowę gdzieś pośród poduszek, nie wyciągając jej wcale z łóżka. Deszcze jakoś nie napawały go nigdy optymizmem. Przede wszystkim podczas takiej pogody miał tendencję do moknięcia, a od moknięcia do zapalenia płuc, w jego przypadku, była dość krotka droga. A lekarzy nie lubił, nie miał zamiaru do żadnego z nich się wybierać, jeśli nie musiał. Ze smutkiem spoglądał na świat zatopiony w maleńkich kropelkach, z nadzieją, że będzie musiał dzisiaj jak najmniej wychodzić na zewnątrz. Niestety nie miał takich przywilejów, jako typowy pracownik fizyczny zajmujący się robotami na świeżym powietrzu. Przynajmniej nie musiał babrać się w końskiej kupie. Jeszcze. Nawożenie czekało go trochę potem.
Prowadził właściwie na autopilocie, nie przykładając większej uwagi do tego, gdzie właściwie jedzie i jak jedzie. Okolica była mu na tyle znana, że nie musiał poświęcać swojej cennej uwagi na takie drobnostki. Zamiast tego wegetował smutno za kierownicą, aż w końcu nie poczuł zewu chcicy na coś słodkiego. Jakiś batonik z pewnością nie tylko umiliłby mu dzień, ale może też nieco podniósł ciśnienie, żeby nie zasnął przypadkiem na stojąco. Jak na zawołanie w polu widzenia znalazł się jeden z tych osiedlowych sklepików. Decyzję podjął natychmiast. Zwolnił, zaparkował i wszedł do środka.
Ten krótki spacerek od auta do wnętrza nieco go zamoczył, nawet jeśli na głowę zaciągnął kaptur. Nie wiedział sensu, żeby wyciągać parasol na tak małym dystansie. Za dużo zachodu na ledwo widoczny efekt. Rozejrzał się lewniwie po wnętrzu, szukając wzrokiem jakiegoś stojaka ze słodyczami. Czekolada i orzeszki. Tego potrzebował. Każdy miał chwile swojej słabości. Chwilę mu zajęło, by zauważyć, by nie jest w pomieszczeniu sam (na wejściu ładnie się przywitał, ale nie patrzył, czy jest w ogóle do kogo).
undefined— Pomóc? undefined— Pytanie wydarło się z jego ust zanim w ogóle skonsultował je ze swoim mózgiem. Neurony powoli rozbudzały się, łącząc się z pamięcią, a ta mówiła, że to miejsce wygląda dziwnie znajomo. Tak samo jak dziewczyna, która obecnie stała do niego tyłem z kartonem większym niż ona sama (przynajmniej tak się Quentinowi wydawało).
@Lottie Crane