Lottie przez całe życie czuła się potencjalnie bezpiecznie w dzielnicy, w której mieszkała. No, pomijając sytuacje, kiedy stresowała ją najmniejsza rzecz, a czarne myśli pożerały jej umysł od środka. Co, jeśli nagle będzie jechał jakiś psychol i ją rozjedzie? Albo seryjny morderca właśnie wyjdzie z jej domu po zamordowaniu jej rodziców? Strach przed śmiercią był wielki, choć jeszcze większy był chyba strach przed tym, jak zareagowaliby rodzice. Była przekonana, że bardziej byliby zmartwieni tym, że nie mają rąk do pracy w sklepie. Ojciec, po wylądowaniu na wózku, rzadko kiedy zagląda do spożywczaka, a matka się starzeje. Może wtedy naprawdę ukradną jakieś dziecko z ulicy, bo będzie zawsze lepsze niż Lottie.
Strach przed śmiercią, dość idiotycznie, towarzyszył jej również jednego wieczoru, gdy trójka DOROSŁYCH mężczyzn stwierdziła, że obrzucanie się jajkami w samych gaciach to świetny pomysł. To znaczy, Charlotte się to akurat podobało. To znaczy, zabawa, nie faceci w bokserkach. Sama lubiła takie spontaniczne wygłupy, bo już wiele razy się przejechała na planowaniu czegokolwiek. Wszystko byłoby całkowicie w porządku, gdyby nie jeden z nich…pomachał do niej? Całe szczęście, że była blisko domu, mogła z prędkością światła zniknąć za drzwiami i obserwować z okna. Od tamtej pory mimo wszystko, starała się wychodzić z domu tak, by nie trafić na faceta z tamtego wieczoru, bo zapadłaby się chyba pod ziemię.
Haha, no tak, chuj ci w dupę, Lottie. Mężczyzna, którego tak bardzo próbowała unikać przez cały ten czas (i szło jej w miarę), akurat teraz zapukał do drzwi. Tyle (nie)szczęścia, że była w domu całkiem sama, bo nie będzie musiała się tłumaczyć rodzicom. Gorzej, jeśli mężczyzna nie jest wcale taki przyjazny.
Miała ochotę olać pukanie do drzwi, założyć słuchawki i zaszyć się gdzieś w kącie swojego pokoju. Szkoda tylko, że na tyle nie umie utrzymać równowagi na tyle, by przejść jak człowiek z punktu A do punktu B i nie wpaść we framugę i nie zrzucić lampki ze stolika. Na pewno to słyszał. Na stówę. I teraz jak go gdzieś zobaczy na zewnątrz, to będzie ją czekać niezręczna konfrontacja i jej wytknie wszystkie błędy, które popełniła. Postanowiła więc, że raz kozie śmierć, lepiej teraz skonfrontować JEDNĄ niezręczną sytuację, zamiast DWÓCH. Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi.
Lottie. - powiedziała, próbując bezskutecznie, umysłem uspokoić bijące szybko serce. I bynajmniej nie biło z ewentualnego zauroczenia, tylko przerażenia sytuacją. -
Oh, haha -
boże, jaka ulga. -
Nie ma sprawy…Wiesz, to było całkiem fajne…ZNACZY, TA ZABAWA, FAJNA - palnęła, zmieszana. Standardowo nie umiała utrzymywać kontaktu wzrokowego, więc wbiła go gdzieś w budynek, który widziała za sylwetką Harveya. Czasami zerkała mu na tatuaż, włosy, ubranie. Nigdy w oczy. -
Umm…okej - chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że nie, dziękuję. Ale wypaliła już, że tak, jasne, spoko. Jesteś mi całkowicie nieznajomy i jestem sama w domu, ale pewnie. Wejdź do środka i się rozgość. Nie było już odwrotu. -
To znaczy…nie, nie musisz nic robić. To znaczy, jak chcesz…Zapraszam… - odchrząknęła i odsunęła się od drzwi, żeby zrobić…cóż, gościowi, miejsce. -
W sumie…kran nam przecieka. To znaczy, jeśli chcesz, to wiesz... Nie umiem tego naprawić - podążyła w stronę kuchni, żeby pokazać cieknący kran. Zaczerwieniła się jednak momentalnie, gdy zobaczyła nieumyte naczynia w zlewie i zaczęła je pośpiesznie wyciągać, żeby odłożyć gdzieś na bok na blat. Jaki wstyd.
@Harvey Spencer