Uśmiech wchodzący na twarz siostry momentalnie ją zaalarmował, że dała plamę. Już chwilę później zdała sobie sprawę, jak konkretnie się wyraziła, i co to w takim razie oznaczało - że się zdradziła. Niby przyznanie, że druga osoba nie jest nam obojętna to jeszcze nic nie wiadomo jak wielkiego, ale dla Harper to już była oznaka pewnej słabości względem tego kogoś. Względem Hazel nie chciała mieć tej słabości. Po prostu nie. Domyślała się, że brunetka nie robiła nic przeciwko niej celowo, bo to zupełnie do niej nie pasowało, ale fakt ten nie zmieniał niestety rzeczywistości, która kształtowała się następująco: im młodsza Pearson bardziej obnażała się ze swoich emocji i potrzeb przed starszą Pearson, tym później więcej cierpiała przez poczucie odtrącenia i idące z nim w parze rozczarowanie. Nie chciała znowu przez to przechodzić. Nie chciała raz dać się do siebie zbliżyć i przez chwilę czy dwie cieszyć się, że
właściwie mogło być między nimi tak, jakby wciąż były małymi dziewczynkami, po czym zderzyć się z bolesną prawdą, że siostra nadal miała ją gdzieś, i że wcale nie mogła na nią liczyć.
-
Źle coś zrozumiałaś - burknęła szybko w odpowiedzi, chociaż patrząc na to zadowolenie na buzi naprzeciwko podejrzewała, że nie ma co liczyć na łatwe wyplątanie się z poprzednich słów. Ogarnął ją stres, przez co na klatce piersiowej zrobiło się jej ciężej. Czekała na następny ruch, przed którym miałaby się bronić, a jej błękitne ślepia nie odrywały się od Hazel - w końcu
wroga trzeba dokładnie obserwować, żeby móc jak najszybciej i jak najpewniej reagować na jego posunięcia...
Zatkało ją. Jej siostra to umiała wyciągać ciężkie działa jakby nigdy nic, a Harper nie umiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy robiła to celowo, żeby namieszać jej w głowie, czy był to jedynie owoc jej nieokiełznanej, niemającej wyczucia szczerości. Niby pasowała do niej ta druga opcja, ale… Ale… No nie miała za bardzo argumentu przeciw, co jednak nie znaczyło, że potrafiła przyjąć jej słowa ot tak, po prostu. Spuściła wzrok na wyciągniętą w swoją stronę dłoń, a po jeszcze chwili zwiechy bezwiednie potrząsnęła głową, dopiero wtedy przytomniejąc. –
Skąd niby miałabym wiedzieć… – wymruczała cicho pod nosem, jakby tylko do samej siebie, chociaż tak naprawdę starsza Pearson miała ją usłyszeć. Bezczelne? Może trochę.
Podniosła oczy z powrotem na Hazel po pytaniu o wspólne wyjście na lody. Przez chwilę miała jeszcze nadzieję, że jakoś się wymiga i wybrnie z trudnej dla siebie sytuacji, zasłaniając się tymi śladami przemocy, które nosiła na sobie brunetka - przecież to była o wiele ważniejsza, poważniejsza kwestia. Niestety kolejny komentarz siostry odciął jej tę drogę ucieczki.
Sprawa zgłoszona i załatwiona. Ponownie opuściła spojrzenie, widocznie mieląc coś w głowie.
Skoro nie było czego roztrząsać w związku ze sprawą zdarzenia z odwzorowaniem przez kogoś wydarzeń z komiksu...
Chciałaby przyjąć to zaproszenie. Nawet jeśli już nie lubiła takich lodów, o jakich siostra wspomniała, to nie stanowiło większej różnicy, bo przecież starczyło nie domawiać dodatków. Ostatecznie nie chodziło wcale o lody, tylko o spędzenie razem czasu. Chciałaby… żeby to było takie proste… ale nie było. -
A do czego twoim zdaniem miałoby prowadzić to wspólne spędzanie czasu? Jakoś nie garnęłaś się do tego wcześniej, sama z siebie, a podobno jesteś w mieście już od jakiegoś czasu... - Jej wypowiedź, im dłużej trwała, tym więcej traciła zacięcia, pod koniec brzmiąc już niepewnie, słabo, a przez te luki w zdecydowaniu przebijały się oznaki zranienia. Bo to właśnie tu ją bolało - w tym punkcie, w którym okazywało się, że Hazel miała możliwość, żeby pokazać, że jej zależy, ale tego nie zrobiła. To, co wysłała jej pocztą, w mniemaniu blondynki się nie liczyło. Nic nie zmieniało. Niczego nie dowodziło. Nie niosło za sobą poprawy na lepsze.
@Hazel Judy Pearson