Brighton Lanes

uliczki z kawiarniami

Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Brighton Lanes
uliczki z kawiarniami

Te małe, nieraz wąskie, klimatyczne uliczki Brighton wypełnione są przeróżnymi sklepikami, przytulnymi, wiecznie zatłoczonymi kawiarenkami i restauracjami, które jakimś cudem zdołały ustawić kilka stolików, często na środku drogi. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie o której porze dnia przychodzi, bo miejsce to zdaje się tętnić życiem niezależnie od tego, czy jest wczesny ranek czy też późna noc. Nawet gdy słońce ustępuje miejsca ciemnym, deszczowym chmurom i pogoda robi się iście angielska nie brakuje tu przechodniów, którzy w razie potrzeby by uniknąć zmoknięcia chowają się w jednym z licznych lokali.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Awatar użytkownika
18
lat
176
cm
high school student, addict
Techniczna Klasa Średnia
Chyba Sześć, albo Siedem?

– TAAAK? Kurwa? Ciekawe że jak na chwilę odch
Urywane słowa, urywane zdania, z pewnej odległości brzmiało to jakby ktoś puszczał dziwnie przetworzone nagranie, ale z bliska dochodził do tego jeszcze wymiar sceniczny, i sprawa nabierała stopniowej jasności.
Najpierw mogło się wydawać, że kłębowiskiem osób rzuca jakaś siła od krawężnika do krawężnika, po kilku krokach kłębowisko okazywało się sumą gapiów i sczepionych dwóch tylko osób, z kolejnego poziomu bliskości widać było, że głównie jedna z osób jest czynnikiem aktywnym, a ta druga do pary to najczęściej jeden z gapiów, którego tamta randomowo się uczepiła, noszona w spazmatycznym tango kinetycznej agresji, wykrzykująca byle komu w twarz
– Jebać was! Kuuurwa, to moje! Moje!!
i albo porzucająca ofiarę, albo odrywana od niej przez jednego z tych, którzy chyba próbowali ją jakoś ujarzmić? Uliczka należała do tych deptakowych, z ruchem jedynie pieszym i rowerowym, pora była popołudniowa, zrozumiałość całego zajścia była niewielka, jeśli się właśnie nie zrobiło tak, jak inni: stali w nierównym kręgu, falującym według poruszeń oszalałej dziewczyny, która albo miała srogo nawalone pod sufitem, albo była po jakichś trudnych prochach.
Poprawna odpowiedź – odpowiedź C. He he. Nie było na liście!
Bywa.
Tak jak („bywa”!) nie było na liście, że Limp nic jej nie odpali. Ona czekała, czekała tu siedząc na chodniku chyba kurwa… ile? cztery godziny? oparta czołem o zgięcie łokcia, wspartego z kolei na podkurczonym kolanie, z nierównym kartonowym ogłoszeniem NEED MONNY 4 FOOD (ort był autorstwa Cheryl, chyba, Cheryl nie musi być najebana, żeby pisać „monny”, ale Jen byŻo to obojętne, przecież kurwa nie na food potrzebowała tych monny, tak?!
I zmokła trochę w międzyczasie, i naznosiła się uwag, i udała przed patrolem policji, że już idzie, już, i uzbierała trochę litościwych pensów, i przyszedł nawet wreszcie kurwa Limp, i co: nie widział, w jakim jest stanie? Że wzięła w chuj opiatów przebitych eską – kiedy: rano jakoś – i teraz ma taki zjazd, że… co: nie widział tego?
Musiał widzieć.
I co?
– I co! Się gapisz! Kurwa…
Kolejny przechodzień – chciał tylko przejść, minąć, pójść sobie, ale ciężko było nie odwrócić spojrzenia za szalejącą podejrzanie dwuwymiarową (patrząc z boku) dziewczyną, daleką od świeżości odzienia, a może i ciała, którą coś telepie i ciska po niewidocznym ringu pięć na pięć, od twarzy do twarzy. Chciał przejść – ale spojrzał, i już go miała: cap! za kurtkę, nieważne kim jesteś,
– Wszyscy jesteście kurwa CHUJE! I Limp najbardziej! Gdzie on jest! Co? Myślisz kurwa że CO? He??
Widziała Limpa w każdym – w ogóle pieprzyło jej się, widziała wszystko, mózg chciał sobie utonąć, a każe się mu czuwać, więc skoro tak, kurwa, to się broni!
Koleś wreszcie się wyrwał, odczepił, odbiegł, Jenn poleciała na kwietnik, przysiadła w rabatę, zebrała się, ale z niego zjechała, przekleństwo nie pomogło, podparcie się dłonią też, nikt jej nie pomógł, przecież tylko patrzyli, napędzając zresztą tę jej biedną agresję po-opiatowego zjazdu…
– Kurwa…
…choć miała prawo do wkurwu, Limp przyszedł, zabrał jej pieniądze, poniżył to jej czekanie, poniżył Jennilynn, w której ile jeszcze było Jennilynn? Niewiele, tak? Tyle, żeby rozumieć, że skoro zbierała drobniaki na to „need monny 4 food” od czterech godzin, to mógłby jej przynajmniej odpalić krak jakiś, a nie „Spierdalaj mała, nic dla ciebie nie mam, weź się ogarnij, nie?” – takie coś? w jej stanie? Nic dziwnego, że coś się w niej zapadło, osunęło, pękło, i teraz wciąż jeszcze strzela odłamkami:
– Wszyscy won… Wypierdalać. No? mówię: no WY PIER DALAJ!!
Nawet nie patrząc, bo sama nie wie, co gada, po prostu wszystko boli, wszystko boli, nawet z przykucu nie wiadomo jak się podnieść, a to rzucanie się na najbliższych gapiów to też potężna inwestycja energii, dlaczego tak się gapią? Chuje? Co: ciekawe to jest? Mieć zgona? „Niecodzienny w sumie widok” czy coś?
– Nic kurwa nie… – zachwiała się, czegoś przytrzymała – …nie rozumiecie, kurwa…
To jasne: nikt nie rozumiał. Ale gapiło się fajnie każdemu przez tę minutę czy trzy, żeby potem pokręcić głową i odejść, ustępując kolejnemu przechodniowi – też nic nierozumiejącemu przecież. Bo przecież nie widziała teraz tego jednego, który akurat rozumieć – mógł.
Pytanie, czy – chciał.
I czy istniał na prawdę, bo naprawdę, kurwa, nie można być w takiej sytuacji niczego pewnym...

@Gerard Wayford
Mów mi Jennilynn Hynes. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda najpierw pv. Piszę w 3 osobie. Wątkom +18 mówię do dogadania.
Szukam próbującej się nie rozp***ć rodziny i sytuacji typowych dla końca liceum <KLIK>. Ponadto dram, dragów, niedobrych chłopaków, szemranych znajomości, triggerów bipolarnych i kłopotów!.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: zawartość. W tym: wulgaryzmy, drugs, alko, problemy psychiczne, dosłowność w trudnych kwestiach.

Podstawowe

Gerard Wayford
Awatar użytkownika
55
lat
187
cm
były pisarz, dziś bezrobotny
Prekariat
Latem Brighton było jeszcze bardziej gwarne niż zwykle. Zjeżdżali do niego ludzie nie tylko z całej Anglii, ale również innych zakątków świata, tworząc na ulicy niesamowity gwar, w którym nawet kontrowersyjne zachowanie Jennilyn zdawało się niknąć. Wzbudzało ciekawość, ale pięć metrów dalej uwagę przyciągała promocja na piwo, kolorowe gadżety w sklepie z pamiątkami lub śpiew podpitych ludzi w akompaniamencie huczącej muzyki. Wszyscy zapominali o obdartej, oderwanej od rzeczywistości nastolatce, która przed paroma minutami rzucała pod ich adresem obelgi. Zdarzało się to tutaj tak często, że poza tymi, których dotyczyło to bezpośrednio, w zasadzie na nikim nie robiło to już większego wrażenia. Czasem przyjeżdżał patrol policji, który robił porządek, ale za parę godzin wszystko wracało do normy, bo takie uliczki jak ta, działały na ludzi jak lep na muchy. Można było na nich zaobserwować cały przekrój społeczeństwa.
W tej wybuchowej, kolorowej mieszance nie zabrakło również Wayforda. Rzadko bywał w Brighton, bo zdecydowanie nie było na jego kieszeń. Tego dnia zrobił wyjątek, spotkał się ze starymi znajomymi, którzy w poszukiwaniu rozrywki, wybrali znacznie bardziej rozrywkowe Brighton. W ogródku jednego z pubów zasiedli już koło dwunastej i do tej pory z niego nie wyszli, pijąc piwo za piwem. Zimne wchodziło wyjątkowo dobrze w taki upalny (jak na połowę czerwca) dzień, jednocześnie zakrzywiając czas. Ten w ogóle był dla Gerarda pojęciem względnym, bo wszystkie dni zlewały mu się w jeden. Zanurzony w beztroskiej nicości, ledwie odróżniał dni tygodnia, a jego jedynym zmartwieniem było to, czy osiedlowy sklep będzie jeszcze otwarty, jeśli skończy mu się zapas alkoholu, na który odkładał praktycznie każdy uzbierany grosz. Na swoje szczęście nie musiał się (jeszcze) zniżać do poziomu żebrania na ulicy. Dzisiejsze wyjście było wręcz luksusowe, ale w towarzystwie prędko zapomniał o jakichkolwiek limitach. Brakowało mu tego klimatu, słońca piekącego skórę w nadmorskiej miejscowości, gryzącego dymu papierosów, gorzkiego piwa lejącego się litrami w trakcie głośnych, niewybrednych męskich rozmów. Łatwo było się w tym zapomnieć. Ale nawet takie chwile wreszcie dobiegały końca, zmuszając do chwilowego powrotu na ziemię.
Gdy drogi Wayforda i znajomych ostatecznie się rozeszły, mężczyzna ruszył środkiem deptaka. Szedł trochę chwiejnie, ale laska, którą się podpierał, odwracała od niego podejrzenia. Swobodnie mógł udawać, że ten niepewny chód wynikał z urazu nogi, a nie upojenia, tym silniejszego, im mocniej grzało słońce. Najgorzej było tuż po wstaniu, ale z każdym kolejnym pokonanym metrem zdawał się odzyskiwać panowanie nad sytuacją, czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o Jenn, walczącej o resztki godności (albo i nie?). Natknął się na nią zupełnie przypadkiem, głównie dlatego, że zwracała na siebie uwagę krzykami i paskudnymi bluzgami, które zdecydowanie nie przystawały dziewczynie w tym wieku. Tak na pewno pomyśleli wszyscy przechodnie, ale nie Gerard, który wiedział, że ta konkretna dziewczyna już od dawna nie dba o to, co jej wypada, a czego nie. Mimo to nie był to dla niego przyjemny widok. Widząc ją leżącą w rabatkach i wymachującą kończynami jak żuk przewrócony na grzbiet, zmarszczył brwi, przez chwilę zastanawiając się, skąd zna tę twarz i głos. Widzieli się tylko raz, ale mimo to zapamiętał ją. Przyzwoitość, której wciąż miał zaskakująco dużo, nie pozwalała mu udawać, że niczego nie zobaczył i oddalić się z miejsca zdarzenia. Ewentualnie wierzył w karmę i w to, że gdyby znalazł się w takiej sytuacji, to jakiś znajomy nie pozwoliłby mu na robienie z siebie pośmiewiska i odpowiednio by się nim zajął.
Podchodząc do Jenn, liczył się z tym, że zostanie potraktowany jak wszyscy dotychczas zaczepieni przechodnie. Nie robiły jednak na nim wrażenia wyzwiska i wierzganie. - Ciężki dzień? - Zagadnął jakby nigdy nic, stając przed nią. Rzuciwszy krótkie spojrzenie przez ramię, zupełnie jakby oglądał się za stróżami porządku, wyciągnął pomocną dłoń do dziewczyny.

@Jennilynn Hynes
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Odpowiedz