Chyba Sześć, albo Siedem?
– TAAAK? Kurwa? Ciekawe że jak na chwilę odch
Urywane słowa, urywane zdania, z pewnej odległości brzmiało to jakby ktoś puszczał dziwnie przetworzone nagranie, ale z bliska dochodził do tego jeszcze wymiar sceniczny, i sprawa nabierała stopniowej jasności.
Najpierw mogło się wydawać, że kłębowiskiem osób rzuca jakaś siła od krawężnika do krawężnika, po kilku krokach kłębowisko okazywało się sumą gapiów i sczepionych dwóch tylko osób, z kolejnego poziomu bliskości widać było, że głównie jedna z osób jest czynnikiem aktywnym, a ta druga do pary to najczęściej jeden z gapiów, którego tamta randomowo się uczepiła, noszona w spazmatycznym tango kinetycznej agresji, wykrzykująca byle komu w twarz
– Jebać was! Kuuurwa, to moje! Moje!!
i albo porzucająca ofiarę, albo odrywana od niej przez jednego z tych, którzy chyba próbowali ją jakoś ujarzmić? Uliczka należała do tych deptakowych, z ruchem jedynie pieszym i rowerowym, pora była popołudniowa, zrozumiałość całego zajścia była niewielka, jeśli się właśnie nie zrobiło tak, jak inni: stali w nierównym kręgu, falującym według poruszeń oszalałej dziewczyny, która albo miała srogo nawalone pod sufitem, albo była po jakichś trudnych prochach.
Poprawna odpowiedź – odpowiedź C. He he. Nie było na liście!
Bywa.
Tak jak („bywa”!) nie było na liście, że Limp nic jej nie odpali. Ona czekała, czekała tu siedząc na chodniku chyba kurwa… ile? cztery godziny? oparta czołem o zgięcie łokcia, wspartego z kolei na podkurczonym kolanie, z nierównym kartonowym ogłoszeniem
NEED MONNY 4 FOOD (ort był autorstwa Cheryl, chyba, Cheryl nie musi być najebana, żeby pisać „monny”, ale Jen byŻo to obojętne, przecież kurwa nie na
food potrzebowała tych
monny, tak?!
I zmokła trochę w międzyczasie, i naznosiła się uwag, i udała przed patrolem policji, że już idzie, już, i uzbierała trochę litościwych pensów, i przyszedł nawet wreszcie kurwa Limp, i co: nie widział, w jakim jest stanie? Że wzięła w chuj opiatów przebitych eską – kiedy: rano jakoś – i teraz ma taki zjazd, że… co: nie widział tego?
Musiał widzieć.
I co?
– I co! Się gapisz! Kurwa…
Kolejny przechodzień – chciał tylko przejść, minąć, pójść sobie, ale ciężko było nie odwrócić spojrzenia za szalejącą podejrzanie dwuwymiarową (patrząc z boku) dziewczyną, daleką od świeżości odzienia, a może i ciała, którą coś telepie i ciska po niewidocznym ringu pięć na pięć, od twarzy do twarzy. Chciał przejść – ale spojrzał, i już go miała: cap! za kurtkę, nieważne kim jesteś,
– Wszyscy jesteście kurwa CHUJE! I Limp najbardziej! Gdzie on jest! Co? Myślisz kurwa że CO? He??
Widziała Limpa w każdym – w ogóle pieprzyło jej się, widziała wszystko, mózg chciał sobie utonąć, a każe się mu czuwać, więc skoro tak, kurwa, to się broni!
Koleś wreszcie się wyrwał, odczepił, odbiegł, Jenn poleciała na kwietnik, przysiadła w rabatę, zebrała się, ale z niego zjechała, przekleństwo nie pomogło, podparcie się dłonią też, nikt jej nie pomógł, przecież tylko patrzyli, napędzając zresztą tę jej biedną agresję po-opiatowego zjazdu…
– Kurwa…
…choć miała prawo do wkurwu, Limp przyszedł, zabrał jej pieniądze, poniżył to jej czekanie, poniżył Jennilynn, w której ile jeszcze było Jennilynn? Niewiele, tak? Tyle, żeby rozumieć, że skoro zbierała drobniaki na to „need monny 4 food” od czterech godzin, to mógłby jej przynajmniej odpalić krak jakiś, a nie „Spierdalaj mała, nic dla ciebie nie mam, weź się ogarnij, nie?” – takie coś? w jej stanie? Nic dziwnego, że coś się w niej zapadło, osunęło, pękło, i teraz wciąż jeszcze strzela odłamkami:
– Wszyscy won… Wypierdalać. No? mówię: no WY PIER DALAJ!!
Nawet nie patrząc, bo sama nie wie, co gada, po prostu wszystko boli, wszystko boli, nawet z przykucu nie wiadomo jak się podnieść, a to rzucanie się na najbliższych gapiów to też potężna inwestycja energii, dlaczego tak się gapią? Chuje? Co: ciekawe to jest? Mieć zgona? „Niecodzienny w sumie widok” czy coś?
– Nic kurwa nie… – zachwiała się, czegoś przytrzymała
– …nie rozumiecie, kurwa…
To jasne: nikt nie rozumiał. Ale gapiło się fajnie każdemu przez tę minutę czy trzy, żeby potem pokręcić głową i odejść, ustępując kolejnemu przechodniowi – też nic nierozumiejącemu przecież. Bo przecież nie widziała teraz tego jednego, który akurat rozumieć – mógł.
Pytanie, czy – chciał.
I czy istniał na prawdę, bo naprawdę, kurwa, nie można być w takiej sytuacji niczego pewnym...
@Gerard Wayford