Nie spodziewała się, że Parker powie "przepraszam". Wiedziała, że głupotą byłoby oczekiwanie tego od kobiety, która cały swój wysiłek wkładała w to, żeby nie pokazać innym swoich słabości. Nie zmieniało to jednak faktu, że w głowie nadal miała jej ostre słowa sprzed tygodnia; nie zmieniało to faktu, że nadal czuła się nimi zraniona.
Nie zmieniało to faktu, że intensywnie zastanawiała się, co do cholery właściwie robi.
Nie miała
żadnej gwarancji na to, że Parker kiedykolwiek byłaby nią jakkolwiek zainteresowana. Nie miała żadnej — dosłownie! — gwarancji, że jej własne uczucia byłyby czymś więcej, niż tylko przykrym utrapieniem dla ich obojga. Cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał jej, że powinna uciekać; że głupotą i totalnym brakiem rozsądku było pakowanie się w tę relację z własnej woli.
Czy nie dość miała już związków, które okazały się niewypałami?
Oczywiście, trudno było porównywać Parker do byłego; kobieta przynajmniej — jak na razie — nie zdawała się być zainteresowana zmienieniem się w stalkerkę i próbą ciężkiego skrzywdzenia (o ile nie gorzej) jej. Ciężko było jednak Lou wyzbyć się wrażenia, że jak na razie to ona głównie ciągnęła ich znajomość. Przyjaźń lub koleżeństwo; czymkolwiek ona była. To ona inicjowała rozmowy; to ona zagadywała Parker, kiedy miały chwilę przerwy i mówiła o totalnych głupotach, by pani burmistrz mogła choć przez chwilę oderwać myśli od stosu papierów, który czekał na nią w biurze. To ona starała się bardziej; czy było warto? Do wydarzenia z poprzedniego tygodnia nawet przez głowę by jej nie przeszło tego kwestionować.
Teraz jednak, gdy siedziała przy swoim biurku, wpatrując się w niekończący się rząd cyferek; teraz już nie była wcale tego taka pewna. Może powinna sobie darować; może lepiej byłoby jej, gdyby zmusiła się do zaprzestania rozmarzaniu się o Parker i ulokowała swoje uczucia gdzie indziej. Czy gdyby wiedziała przed przyjazdem do Eastbourne, że wdepnie w taki bałagan, to nadal by się na niego zdecydowała?
Więc teraz postanowiła, że choć raz to ona nie będzie tą, która pierwsza wyciąga rękę; była zwyczajnie zmęczona tym, że Parker zdawało się, że nieważne co się stanie, to Lou i tak do niej przybiegnie.
Niczym jakiś pieprzony szczeniak.
Oczywiście, chłodna atmosfera, która się między nimi utworzyła, nie była przyjemna; a co więcej, ciążyła ona Lou i kobieta z trudem wytrwała w swoim postanowieniu. Czasami łapała się na zerkaniu na Parker, ale odwracała wzrok równie szybko; nie robiła nic ponadto to, co było wymagane. Ewidentnie, pani burmistrz miała swoją granicę i nawet Lou nie mogła jej przekroczyć; zostało to jej przekazane dość dosadnie, przez co Lou nie miała zamiaru znowu podejmować próby martwienia się o swoją szefową. Rzecz jasna, bolało ją to; bo widziała, że Parker nadal jest równie wykończona co wcześniej. Widziała jej zmęczenie, tak starannie ukryte pod makijażem; przekrwione oczy i ciągle zmarszczone brwi. Mocno zaciśnięte usta i upór, z którym patrzyła się w ekran monitora; znała to przecież wszystko bardzo dobrze, bo sama zachowywała się dokładnie tak samo, kiedy ciągle pracowała. Nic jednak nie mogła na to poradzić; zajęła się więc swoją pracą i chłodnym — choć uprzejmym — podejściem do drugiej kobiety, nie mając najmniejszego zamiaru po raz kolejny próbować załagodzić sytuacji.
Jasna cholera, tylko dlaczego to aż tak bolało?
Kiedy więc Parker nagle do niej podeszła i stwierdziła, że jest jej winna obiad, krótkowłosa kobieta jedynie spojrzała na nią z neutralnym wyrazem twarzy i uniosła lekko brwi; zastanawiając się, czy powinna odmówić i w delikatnych słowach kazać Parker spieprzać. Nie miała jednak zbytnio wyboru; zanim zdążyła jakkolwiek to wyartykułować, decyzja już została podjęta za nią; a Lou w końcu zamilkła, jedynie wydając z siebie potwierdzenia lub zaprzeczenia, patrząc gdzieś w bok. Nie miała najmniejszej ochoty spędzać teraz z nią czasu sam na sam; a i tak dała się zapakować do samochodu, marszcząc jedynie brwi, gdy udały się do mieszkania Quinn; nie wydała z siebie żadnego dźwięku, kiedy znalazły się w salonie i zaczęły jeść.
Może i wywiązała się między nimi pogawędka, jednak Lou darowała sobie zwyczajowe trajkotanie; bardziej grzebiąc widelcem w swoim jedzeniu, niżeli właściwie je spożywając. Jakoś, cholera, nie miała apetytu.
Spojrzała na panią burmistrz jedynie wtedy, gdy ta poinformowała ją o zmianie planów; a jej wyraz twarzy pozostawał co najmniej neutralny.
- Okej - powiedziała tylko, wzruszając lekko ramionami; jeżeli Parker liczyła na to, że będzie dopytywać o jej planach na kolejny dzień, to grubo się przeliczyła.
- Radny dopytywał się, jak idzie praca nad funduszem. Poradziłam mu skontaktować się bezpośrednio z tobą i zapowiedział, że zrobi to w przyszłym tygodniu. A ośrodek sportowy ponowił zapytanie o dofinansowanie. Już im wysłałam odpowiedź, że na razie nie jest to możliwe. To chyba tyle z najnowszych wiadomości, zresztą masz to wszystko na mailu.
@Parker Quinn