Zgodnie z życzeniem starego pierdziela wychodził z domu razem z Olivią, podprowadzał ją pod szkołę, po czym jechał rowerem pod liceum (czy to prywatne, czy publiczne), żeby opchnąć tam trochę towaru. Czasem zachodził do różnych barów, czy sklepów, gdzie na drzwiach przyczepiona była kartka z niedbale nabazgranym "zatrudnimy pomoc", ale jak na złość wszystko było już nieaktualne.
Cóż, albo to albo twarz Billiego, która nadal była poorana świeżymi bliznami i strupami po bliskim spotkaniu z murkiem i chodnikiem, skutecznie ich odstraszała. No trudno, nie martwiło go to zbytnio - generalnie Billy'emu Pilgrimowi można było zarzucić wiele, ale nie to, że się czymkolwiek przejmował. Brak pracy i kasy? Zdarza się.
Szlajał się więc po mieście, czasem z kumplami, czasem sam, czasem grywał na gitarze tu i tam zbierając drobne na kolację, a czasem kolację podpierdalał z jakiegoś sklepu. Tkwił gdzieś w tym bezproduktywnym życiu i gdyby chociaż trochę mądrzejszy był albo chociaż na lekcjach uważał w szkole to mógłby być niczego sobie filozofem - prawdziwym wcieleniem
carpe diem, hedonistą, czy choćby nihilistą, chociaż to ostatnie musiałoby być mocno naciągane ze względu na jego brak wrodzonego pesymizmu.
Nie najgorsze były te słoneczne dni, kiedy leniwym krokiem bujał się po ulicach jedną ręką prowadząc rower, a drugą wypalając fajki i czasem tylko łapał się na myśli, że kurczę, lepiej by w tym życiu było, gdyby Amy była obok. Tęsknił za nią jak diabli, często zresztą prowadził monologi w głowie skierowane do niej - albo i na głos, jeżeli był na tyle podpity, że nie przejmował się faktem gadania do siebie.
Telefon ruszał rzadko - głównie dlatego, że w Clash Royale rozjebali mu ostatnio drużynę, a wszelkie media społecznościowe nieszczególnie go obchodziło. Odkąd z Raine tylko kręcić zaczął to pilnował, żeby telefon nie był wyładowany, bo wiadomości wysyłane do niej były największym promieniem szczęścia tych tygodni.
Na post Rex zamieszczony na Instagramie natknął się więc w sumie przypadkiem, ale kiedy już wyświetlił mu się dobrze znany rudy ryjek na jeszcze lepiej znanym tle morza to nie mógł tego puścić mimochodem - w końcu i tak nic nie robił, więc tylko na rower wskoczył, żeby podjechać do Sovereign i móc jej bezczelnie przeszkodzić w tym, co robiła.
Nie trudno było w dzień roboczy wypatrzeć siedzącą w ogródku kawiarni rudą głowę, więc kiedy tylko ją zobaczył to zeskoczył z roweru, podpiął go do najbliższej latarni i wyciągając fajki z kieszeni ruszył w stronę starej znajomej.
-
Siemka piękna, kopę lat! - przywitał się radośnie, przeskakując przez drewniane, niskie ogrodzenie, wypuszczając już dym nosem i podchodząc do jej stolika.
@Rex Marigold