# uzupełnię.
Czekoladowy batonik, którego chwilę wcześniej trzymała w palcach, rozpuścił się, a stróżka polewy ścieka jej teraz po nadgarstku. Roma podciąga rękę do ust i powoli zlizuje ją językiem. Słyszy mężczyznę, który nagle zmaterializował się przed jej ławką. Nie zamierza jednak reagować od razu. Owszem, jest zaskoczona. Nie jest dzisiaj słodką dziennikarką. Ma wolne. Przeszła po wszystkich sklepach, oglądając rzeczy, na które nie ma pieniędzy, bo jej terapeutka uważa, że to oznacza powrót do życia. Jakby miało ją naprawić posiadanie dodatkowych, zbędnych szmat. Kupiła jednak spodnie, żeby nie musieć znowu okłamywać doktor Langley. Tym samym nie jest jednak przygotowana na
odgrywanie roli. Jest ciepło, ma na sobie tylko bluzkę na cienkie ramiączka, która odsłania jej liczne tatuaże na ramionach i plecach. Poprzednio z premedytacją ukryła je przed młodym
biznesmenem. To nie pasowało do wizerunku grzecznej autorki felietonów o dziecięcych kolkach. Spogląda na leżący na jej udzie telefon, podnosi go nieśpiesznie i wysyła do Anthony’ego krótkiego smsa. Potem obdarza w końcu intruza uwagą. Zmusza się do delikatnego uśmiechu. Udaje zakłopotaną, miło zaskoczoną. Nawet jeśli w środku zbiera jej się na mdłości z niechęci, jaką odczuwa na dźwięk nazwiska
Berlusconi.
— Prosić to można o filiżankę kawy. Albo szefa o podwyżkę. Ale panu najwyraźniej szef płaci całkiem przyzwoicie. Najwyraźniej ma sentyment do swoich — mówi cierpko, nadal z łagodnym grymasem na twarzy. Nie ma najmniejszej ochoty nigdzie się wybrać, ale opór nie pasowałby to
pani Collins. Elizabeth powinna być oczarowaną tą propozycją. Nawet jeśli tym samym zostawia w domu małe dzieci, czekające na uwagę mamy. Wzdycha więc przeciągle.
— Czy pan Berlusconi odstawi mnie potem do domu? Mam dla niego niewiele czasu. Później będę musiała odciągnąć pokarm. Wie pan, „mama ma wychodne” — kreśli cudzysłów palcami w powietrzu, a następnie opiera dłoń na jednej ze swoich piersi i nieznacznie ją ściska. Lubi wprowadzać mężczyzn w dyskomfort. Wysoki, jak mniema Włoch, również na moment odwraca od niej wzrok. No tak, mogą fantazjować o kobiecych piersiach, sprawiając sobie przyjemność pod wpływem kiepskiego porno, ale jeśli te same piersi przywołuje się w kontekście macierzyństwa, nagle stają się czymś niesmacznym. Barrow prycha w środku z satysfakcji i powoli podnosi się z ławki.
— Nie pozwólmy mu więc czekać — dopowiada, kiedy mężczyzna odpowiada w końcu twierdząco na jej pytanie i posłusznie wsiada do samochodu. Wcześniej wycisza jeszcze powiadomienia w telefonie, kiedy ten nieustająco wibruje i wsuwa go do kieszeni.
Jest też uprzejma dla całej reszty spotkanych po drodze ludzi. Dużo obserwuje. Mężczyznę, który w kokpicie towarzyszy pilotowi informuje tylko, że jest jej chłodno. Chwilę później dostaje jakąś bluzę, zupełnie nie świadoma, że jej właścicielem jest Dante, który musiał wcześniej ją tu zostawić. Ważne jest to, że szczelnie przykryje tym tatuaże. Nie ma tylko pomysłu, jak wykręcić kolczyk z języka. Ten z nosa udaje jej się dyskretnie wyjąć i schować w kieszeni bluzy. Ściera też wierzchem dłoni czerwoną pomadkę z ust. Pani dziennikarka jest skromniejsza. Jest gotowa. Teoretycznie.
Helikopter ląduje na dachu budynku firmy, którą zbudował Dante. Od podstaw, z poczucia misji – jak zwykł mawiać w wywiadach. Ale jej zdaniem jego spojrzenie wcale nie wyrażało miłości do świata i ludzi. Było w nim coś… Nie potrafiłaby opisać, jakie budziły w niej uczucia ciemne tęczówki niemalże zlewające się ze źrenicami. Raczej ją niepokoiły. I na pewno nie wzbudzały zaufania.
Podąża korytarzami za swoim przewodnikiem, który zdaje się nie spuszczać jej z zasięgu wzroku. Myśli, że ucieknie? Żeby tłuc się pociągiem w drodze powrotnej do Eastbourne ponad 3 godziny? Zabawne. Roma rozgląda się po prawie opustoszałym już biurze. Fakt, jest już późno. Mężczyzna otwiera przed nią drzwi, więc z udawanym zawstydzeniem wchodzi do środka. Niepewny rok, obraca się jeszcze przez ramię, kiedy zostaje w pomieszczeniu sama. Nie widzi Berlusconiego, więc rozgląda się po gabinecie. Jest dość… ascetyczny. Nie licząc kilku designerskich nagród i ogromnego, drewnianego biurka, które wyraźnie jest tu centrum dowodzenia. Dopiero po chwili orientuje się, że wszystko tutaj jest raczej w podobnej tonacji kolorystycznej. Przyciąga to jej uwagę.
Godne prawdziwego psychopaty — przechodzi jej przez myśl. Zanim jednak zdąży przyjrzeć się grawerunkom na szklanych statuetkach, Dante pojawia się za jej plecami. Nie wie, jakim cudem go nie zauważyła. Odwraca się jak oparzona i podnosi niego głowę, żeby zmierzyć się z nim spojrzeniem. Najpierw hardym, ale szybko staje się subtelniejsze. Musi pamiętać, że nie jest Romą. Ale czy on to już wie? Dlatego ją zaprosił? Nie może tego wyczytać. Nie pozostaje jej więc nic innego jak…
— Nie spodziewałam się, że będzie chciał pan kontynuować rozmowę. Wydawało mi się, że oferta ponownego spotkania była tylko kurtuazją. Przykro mi, ale nawet zaplanowałam zastąpienie wywiadu z panem sylwetką ogrodnika roku Eastbourne — pozwala sobie na drobną uszczypliwość i zakłada kosmyk włosów za ucho.
@Dante Berlusconi