MIA ALIGHT & VISION D'ETAT II - KLASA P
Biszkopt był podniecony. Ilość koni, trasa, zamieszanie, wszystkie te bodźce odbijały się na nim bardzo silnie. Przede wszystkim inne konie dawały mu popalić. Zdecydowanie był typem terytorialnym, a te terytorium nie było mu znane, a i tak z miejsca uznał je za swoje i gotowy był bronić każdy milimetr nowej przestrzeni. Tym samym każdy nowy łeb i każdy nowy zapach był automatycznie traktowany jako wróg. Przez to wszystko Vision stał się nieco bardziej dominujący, niźli można było to zauważyć w stajni czy na padoku. Nabuzowany energią, już na samej rozgrzewce, nie musiał być zachęcany do większego zaangażowania. Przyjął obecność Mii w siodle z zainteresowaniem i podporządkował się jej, zgodnie z oczekiwaniami.
Na czworobok chciał wejść zamaszyście, jednak wyczuwając wysyłane mu sygnały, postarał się iść energicznie, acz nie wariować. Przez co, kiedy zawodniczka poprosiła go o zatrzymanie, stanął z równo podłożonymi pod kłodę prostymi kończynami, wyczekując na kolejny ruch ze strony kobiety. Dzięki wzmożonej responsywności ruszył kłusem automatycznie, nie śpiesząc się i nie wyrywając do przodu. Unosząc mocniej przody i angażując w swój ruch zad, podstawiał stanowczo tylne kończyny pod kłodę. Dzięki ostatnim treningom, w szczególności tymi z Mią, jego elastyczność znacząco się poprawiła. Zakręty brał wygięty na całej długości z zaokrąglonym grzbietem, nie zginając się jedynie w szyi i potylicy, a co gorsza, przeginając w nich. Na tyle na ile potrafił, opierał się na pomocach, podążając za kontaktem z dłonią kobiety, wsłuchując się w nią. Serpentyna nie była niczym nowym, dlatego przećwiczony na treningach element, Vision łyknął teraz bez najmniejszego problemu, czy zająknięcia się. W łukach serpentyny utrzymywał aktywny krok, pracując od zadu, wyginając się płynnie w żebrach. Przejścia między zgięciem a wyprostowaniem, nie były dla niego czymś wymagającym. Gdyby nie sama atmosfera zawodów i ten szum, który był wszechobecny, normalnie na tym etapie zacząłby sobie odpuszczać. Zejścia w dół były piętą achillesową Visiona. Gdzieś wewnętrznie nie chciał tego robić, ale zdając sobie sprawę z własnego położenia, poddał się, zwalniając. Nie tracąc na energii w ruchu, nieco jednak mocniej opierając się na wędzidle, pracując bardzo intensywnie swoją szyją.
Podążając do F, wykrok ogiera był wyraźniej wydłużony. Odpychał swoje ciało tylnymi nogami z dużym impetem, sięgając daleko przednimi. Tyle kopyta dosyć znacząco przekraczały ślady przednich. Rama była wyraźnie wydłużona. Podążając za dłonią kobiety, z wdzięcznością wyciągnął swój nos nieco do przodu i skierował go subtelnie w dół. Zawdzięczając aktywnej pracy dosiadu zawodniczki, Vis nie tracił impulsu od tyłu, przez co moment zawieszenia i samo ciało zwierzęcia, prezentowało się w genialny sposób. Możliwe, że ostatni raz podczas wykonywania tego programu, ale przynajmniej na chwilę pokazał, że jeżeli chce, to potrafi. Zyskując możliwość, a raczej pozwolenie na wejście w wyższy chód, szarpnął się nieznacznie, aczkolwiek szybko zreflektował. Nadbudowana energia miała swoje plusy i minusy. Niestety zazwyczaj u bułanego, więcej minusów. Cały jednak ten czas, starał się trzymać pracy, jaką miał przed sobą — na kole ustawił się do wewnątrz, nie wyskakując zadem poza jego zarys, ani nie wariując z łopatkami. Nie zszokowało go, kiedy poczuł zmieniające się natężenie kontaktu między jego pyskiem a dłonią Mii. Przyjął to jako zaproszenie do lekkiego rozciągnięcia się, przez co jego grzbiet zaokrąglił się mimowolnie, podążając za szeroką szyją, która nieznacznie opuściła się w dół. Po znalezieniu się ponownie w dłoniach kobiety swobodnym dla siebie wydłużonym galopem przemieszczał się wzdłuż KF, machając zamaszyście przednimi kończynami. Chociaż jego sylwetka nie pozwalała na to, na co mogły sobie pozwolić lżejsze rasy, nadrabiał znacznie gracją i niesamowitą płynnością w swoim ruchu. Nie było co się oszukiwać, PRE miały swoje gigantyczne atuty i jednym z nich była właśnie ta harmonijność. Ogier nie oponował, kiedy poczuł zmianę w dosiadzie i pracy łydek, cofnięty środek ciężkości — rozluźnił się, skracając swój wykrok, obniżając nieco ustawienie swojej szyi, a tym samym niosąc nieco niżej całe swoje ciało.
Zakreślając dwudziestometrowe koło na prawą stronę, nie był przekonany do zmiany chodu... Nie widział w tym sensu, aczkolwiek nie oczekiwał, że zostanie w tej kwestii teraz wysłuchany. Między przejściem galop - kłus - galop, utracił nieco na impulsie. Nie dosyć, że nie potrafił się trochę zrównoważyć, to wyczuwał, że jego zad wykręca się nieznacznie do zewnątrz, czego nie potrafił skontrolować. Wisienką na torcie okazał się beton na lewą stronę. Beton, którym dostał po pysku. Jego ustawienie było skrzywione. Tutaj coś walczył z zadem, tutaj starał się iść aktywnie i energicznie ustawiony do wnętrza koła na lewą stronę, a po chwili dostał jeszcze mocniejszy impuls na lewej wodzy... Ilość sygnałów przytłoczyła ogiera w widoczny sposób. Chciał się obronić przed dyskomfortem, który napierał na niego z różnych stron, dlatego intuicyjnie zgiął szyję i wyciągnął ją bardziej w kierunku nogi zawodniczki, starając się nastraszyć ją ugryzieniem. Znał tę metodę i zdarzało mu się ją już wcześniej praktykować — a momentami nawet nadużywać. Wiedział, że jeżeli przejedzie zębami po cholewie buta osoby, która na nim siedziała, ten ktoś na sto procent pójdzie po rozum do głowy i przypomni sobie, kogo ma pod sobą.
Nie było szans, żeby po tej sytuacji sprawność umysłowa Visiona, możliwość skoncentrowania się na przejeździe, wróciła do poprzedniego stanu. Nerwowo poparskując, zgodził się na wykonanie koła, ale już na własnych warunkach. Korzystał z faktu, że zawodniczka nie ograniczała go w znaczący sposób lewą wodzą, poprzestał na zakreśleniu jajowatej figury, przemieszczając się po niej lekko zniesionym do zewnątrz zadnią częścią ciała. Chociaż nie był to perfekcyjny okrąg, a ustawienie ogiera pozostawiało trochę do życzenia, miał chwilę na odetchnięcie, wyciszenie umysłu. Pomimo strachu, że sytuacja sprzed chwili może się powtórzyć, nie uciekał przed kontaktem. Raz za razem mógł nieco mocniej się na nim oprzeć, chcąc zejść nieco niżej z ustawieniem i wyciągnąć bardziej szyję, ale na tym jego pyskowe wojaże się kończyły. Wyczuwając oddającą wodzę — Vis skorzystał z niej zadowolony. Jego pysk powędrował niżej do wysokości barku, zaokrąglając grzbiet i obniżając subtelnie zad. Przez dłuższą chwilę mogło się wydawać, że wszystko wróciło do normy, sprzed "ataku". Ogier pozwolił prowadzić się kobiecie po czworoboku zgodnie z programem, wykazując się bardzo wysokim poziomem energii. Niestety tak, jak ta energia była bardzo pomocna, tak potrafiła wiele rzeczy zepsuć, szczególnie w ujeżdżeniu, które wymagało wysokiego skupienia i zgrania się ze zwierzęciem. Co nie było zbyt proste przy humorzastym ogierze. Koń zatrzymał się jednak płynnie, wyczuwając się w jeźdźca. Odpychając się dynamicznie z zadnich kończyn, unosząc przody i odciążając je w widoczny sposób, wyruszył aktywnym o widocznej akcji, kłusem. Narożnik niestety chciał ściąć, jak najbardziej, jak tylko mógł, odstawiając się od niego nieznacznie zadem. Nie żeby narożnik zrobił mu coś złego, po prostu w tej chwili nie miał ochoty go wyjeżdżać. Wtedy wyczuł zamknięcie dłoni na wodzach, zmianę w ustawieniu ciała kobiety. Niechętnie zwolnił, pozostając jednak responsywnym, nie śpiesząć się z ruchem do przodu. Mii udało się zagrabić nieco jego uwagi. Na jednym z ostatnich treningów, Vision wykazał się dosyć nerwowym zachowaniem przy zastosowaniu tej pomocy; prawdopodobnie zawodniczka zapamiętała to doskonale, przez co mechanika jej działania uległa drobnej zmianie, co wpisało się w preferencje ogiera.
Podczas ustępowania od łydki, ogier robił wszystko, aby utrzymać swoją szyję zgiętą do kierunku ruchu, chcąc jak najbardziej ograniczyć działanie wodzy na swój pysk. Dlatego, kiedy zawodniczka starała się skręcić jego głowę, walczył nieco z jej dłonią, starając ją wyprostować. Przez tę subtelną wojenkę, jaka rozgrywała się na kontakcie, koń utracił nieco impulsu — szedł jednak do przodu, nie uciekając skrajnie w bok. Nie chciał też oszukiwać, dlatego nie krzyżował swoich przednich kończyn, zadnimi idąc normalnie..
Wyczuwając zmianę ustawienia ciała kobiety i działającą łydkę — ogier uniósł się przy C, wyruszając energicznym kłusem, stanowczo wbijając zadnie kopyta w podłoże, pozwalając zadnim nogom działać jak sprężyny. Nie powtórzył wcześniejszej wpadki z wyjeżdżaniem okręgu. Zawodniczka nie dała mu nawet na to szansy. Vision czuł, że nie ma jak uciec ciałem na zewnątrz, więc zakreślił okrągłe koło, ustawiając się do środka, zaokrąglając przy tym swoją sylwetkę, skracając nieznacznie ramę. Podczas rozluźniania kontaktu, biszkoptowy ogier zaczął schodzić z nosem do dołu, wydłużając się nie tylko w dół, ale też do przodu. Czując ulgę, że może rozluźnić nieco swój teraz subtelnie falujący grzbiet, zaczął mielić wędzidło w pysku. Dzięki zachowaniu równowagi i lżejszemu przodowi łatwiej było mu podnieść się ponownie do góry — sukcesywnie zbierany na kontakt, zaczął pakować znowu całą energię w zad, aktywując tylne kończyny, zaokrąglając grzbiet. Nie żeby jakoś specjalnie chciało mu się teraz zatrzymywać w miejscu, dlatego zaoponował na moment, rolując się i usztywniając, kiedy wszstkie cztery kończyny wylądowały pod kłodą. Słysząc jednak szum, który kojarzył z zawodów, małe oklaski, głośniejszy dźwięk z głośników, połączył kropki, dochodząc do wniosku, że to by było chyba na tyle. A jeżeli "to by było na tyle", można odpocząć. Wyciągając się na wodzy, jak kot na parapecie, zszedł z czworoboku, świstając ogonem niczym biczem.
KONIEC