Joey nie była pewna, co takiego działo się po odejściu zimy w głowach wszystkich zwyroli, że postanawiali wszyscy na raz spróbować złamać wszystkie paragrafy w kodeksie karnym, ale jako że był to kolejny rok z rzędu podobnej sytuacji, zakładała, że po lutym następuje
przebudzenie przestępczych komórek mózgowych, które przy mrozach były za leniwe, żeby wyściubiać nos na zewnątrz. Jej szczęście, że była małym pracoholikiem, któremu nadgodziny nie przeszkadzały - łatwiej było skupić się na kolejnej sprawie, aniżeli problemach własnych dzieci i poczucie bezradności, że nie ma jak im pomóc.
Szkoda, że wraz z wiosną do miasta przybywała jej matka. Własna, rodzona, która za punkt honoru postawiła sobie chyba upewnienie się, że odbierze Joey wszelką
radość z życia, bo najwyraźniej
alergia na cholerne pyłki to było
za mało.
-
June dzwoni! Pilna sprawa to musi być, słuchaj, zaraz wracam - wykręciła się przy kolejnym pytaniu matki o Jamesa, któremu tak niewdzięcznie serce złamała, a to taki porządny mężczyzna był, czy ona naprawdę chce umrzeć w samotności? June wcale nie dzwoniła, ale Joey nie miała problemu z udawaniem, że faktycznie z kimś rozmawia, kiedy wychodziła na zewnątrz.
Przysiadła na słupku, znajdującym się parę metrów od domu i zerknęła na tapetę, ledwie widoczną w świetle odbijającego się w ekranie
słońca, na której miała zdjęcie całej czwórki. Kurwa, przez tę pracę i matkę nie miała czasu, ani przestrzeni, żeby z nimi pogadać.
-
Cześć, kochanie - rzuciła do telefonu, bo skoro już używała dziecka jako wymówki, to mogła skorzystać z okazji i z nim chwilę pogadać. -
Obawiam się, że jeszcze doba i będę potrzebowała pomocy przy pozbyciu zwłok - desperacki, teatralny szept był tym, co powitał jej najstarszą córkę. Cóż, nie było tajemnicą jak wyglądają jej relacje z matką i zwykle to właśnie June stanowiła najlepsze antidotum na wkurw, bo miejsce ukochanego wnusia zajmował JJ, a sama June słuchała wiecznie pytań, kiedy to sprowadzi porządnego kawalera.
Kurwa, jak tęskniła. Nawet nie zdążyła na Wielkanoc do nich pojechać na tradycyjny spacer z psami, bo między nią i Jamesem padła tylko ta niepisana umowa, że on pojedzie do dzieciaków, a ona zostanie nad wspólną sprawą.
-
Jak udało wam się jej nie zabić w święta? Przysięgam, jeszcze jedno pytanie o to, kiedy znajdę czas na wiosenne porządki i stracę pozwolenie na broń służbową. - Zamilkła. Nie ciężko było wyczuć, że June nie była zadowolona z kolejnych, spędzanych oddzielnie dni, w które kiedyś wszyscy byli nierozłączni. -
Z drugiej strony ja je spędziłam na posterunku z tym cuchnącym Averym, który bardzo chciał mi udowodnić, że wie lepiej - dodała, bez sensu trochę, czekając aż June coś skomentuje w ten swój trochę złośliwy sposób, ale wystarczająco znajomy, by Joey mogła się rozluźnić i przez chwilę pogadać z młodą, jak kiedyś.
@June King