Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Targowisko

Obrazek
Masz dość nieciekawie wyglądających, zwiędłych i smutnych warzyw z osiedlowego spożywczaka? Może denerwuje Cię to, że wszystko zdaje się być pakowane w ogromne ilości plastikowych opakowań, które później walają się po plaży? Na targu kupisz świeże produkty prosto od okolicznych rolników, którzy wręczą Ci je z uśmiechem i bez żadnych niepotrzebnych torebek! Oprócz tego znajdziesz tu miejscowych rękodzielników oferujących najróżniejsze wyroby doskonałej jakości, dzięki czemu z łatwością znajdziesz tu coś dla siebie lub bliskiej Ci osoby wspierając tym samym małe, lokalne biznesy!
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Fiona Foxglove
Awatar użytkownika
18
lat
166
cm
Pracownicy Usług
Targowisko było jednym z najczęściej obleganych miejsc w mieście, nie licząc oczywiście imprez czy koncertów. Mimo wszystko, Fiona wolała nie iść na pierwszy ogień do nieznanego sobie klubu i się jeszcze zgubić. Lepiej najpierw wybrać jakiś neutralny teren i rozpocząć “łowy” (jak to lubiła nazywać).
I jak zwykle na mieście było mnóstwo blondynek, tak teraz zero. A jak już się pojawiały, to były albo za stare albo były jeszcze dziećmi. Ciężkie jest życie łowcy przygód (i sióstr), kiedy nie ma się pojęcia, czego się dokładnie szuka. Podbijanie do losowych kobiet, które jako-tako mogłyby się pokrywać z wyglądem Aurelii, od dość niedawna stało się pewnego rodzaju hobby dla Fiony. Zdarzało jej się zapominać, w jakim celu wyjeżdżała z domu i czuła się, jakby to było coś, co robiła od zawsze, bezcelowo, dla własnej rozrywki.
W końcu jest! W okolicy targowiska, gdzie Fiona patrolowała, pojawiła się młoda kobieta z jasnymi włosami. Miała co prawda odrosty (a może to po prostu taki styl?), ale zadziwiająco, była jedyną osobą do tej pory, która mogła pasować choć trochę do opisu.
- Przepraszam! - zaczęła, podbiegając do nieznajomej. - Przeprowadzam..yyy…ankietę! Mogę zadać pani kilka pytań? - przewertowała kartki notesu z pytaniami i nawet nie czekała na odpowiedź. - Gdzie się urodziłaś? Ile masz lat? Jak się nazywają twoi rodzice? Masz jakieś rodzeństwo? Co pamiętasz z dzieciństwa? Jak masz na imię? - wzrok śledził każde to kolejne pytanie, nie dając nawet czasu na zastanowienie się.

@Aurelia Anemone
Mów mi rolka/szysza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rolkie#3002. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię jezu nie.
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: czasami źle odmieniam słowa (albo całe zdania), powtarzam się.

Podstawowe

Osobowość

Dla użytkownika

Aurelia Anemone
Awatar użytkownika
21
lat
165
cm
florysta
Prekariat
Aurelia miała dzisiaj wolne. Znaczy teoretycznie to miała chorobowe, bo jej szefowa była kobietą wielce naiwną i troskliwą (przypominała jej te wszystkie matki domu z amerykańskich sitcomów), przez co blondynka nawet nie musiała jej jakoś bardzo przekonywać, że tak bardzo źle się czuje. Zwyczajnie nie miała ochoty iść tego dnia do pracy, bo im bliżej było do walentynek tym pojawiało się więcej niebywale słodkich zamówień, od których Aurelkę aż skręcało w środku. Możliwe, że to po prostu te wszystkie powstrzymane zażenowane westchnięcia i przewroty oczami skumulowały jej się w organizmie i dlatego było jej tak niedobrze. Bleh, miłość. Koncept dla niej zupełnie niezrozumiały, abstrakcyjny i według jej opinii (a wiadomo, że tylko ta się dla niej liczyła) kompletnie niepotrzebny. Planu na chorobowe nie miała, ale zdecydowanie wolała poszlajać się po mieście bez celu niż spędzić go w ruderze, którą niestety musiała nazywać mieszkaniem. I to włóczenie szło jej całkiem dobrze, nikt nie zawracał jej dupy, nikt nie próbował jej przeszkadzać w jej jakże istotnej, bezcelowej wędrówce i miała względny spokój. Do czasu oczywiście, bo życie nienawidziło Aurelki (z wzajemnością z resztą), i w momencie w którym odpalała papierosa (licząc, że może los się do niej uśmiechnie i dym tym razem ją udusi) podbiła do niej jakaś odklejona nieznajoma i zadała jakiś milion bezsensownych pytań. I jeszcze do tego była tak niezwykle entuzjastyczna. Rzyg.
-Nie będę kurwa brać udziału w żadnej pierdolonej ankiecie. - rzuciła, zaciągając się papierosem.-Spierdalaj do swojej mamy, gówniaro. - Wypuściła dym z papierosa w stronę nieznajomej, po czym odwróciła się i zaczęła odchodzić w przeciwnym kierunku mając nadzieję, że typiara zrozumie przekaz i się od niej grzecznie odpierdoli.
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię Nah.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Przekleństwa, źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, wewnętrzne przemyślenia postaci na pół posta
.

Podstawowe

Fiona Foxglove
Awatar użytkownika
18
lat
166
cm
Pracownicy Usług
Wow, niegrzecznie. Brak manier nieznajomej jednak nie zniechęcił entuzjazmu Fiony. Ba, podkręcił nawet, żeby wywalczyć odpowiedzi na pytania. Szczególnie, że z jakiegoś powodu, na Targowisku nie było innej jasnowłosej kobiety (albo były, ale nosiły czapki). - No tak, tak, bardzo chętnie spierdolę do swojej mamy, ale jednak bardzo by mi zależało, żebyś najpierw odpowiedziała na kilka pytań - odpowiedziała. Przyspieszyła kroku, gdy nieznajoma zmieniła kierunek i zastąpiła jej drogę, zasłaniając połowę twarzy notesem, jakby znowu chciała w nią dmuchnąć dymem papierosowym. - Nie zajmę ci długo, co ci szkodzi…? AAAA - powiedziała głośno, klaszcząc dłonią w zeszyt i ponownie zakrywając twarz. - Pewnie się śpieszysz do chłopaka, ha? - podniosła kilka razy brwi, rzucając jej wymowne spojrzenie. - Nie martw się, słuchaj raz jeszcze: Gdzie się urodziłaś? Ile masz lat? Jak się nazywają twoi rodzice? Masz jakieś rodzeństwo? Co pamiętasz z dzieciństwa? Jak masz na imię? - powtórzyła raz jeszcze szereg pytań i odsunęła się krok, jakby blondynce wpadło do głowy, żeby jednak Fionkę uderzyć. Raz jej się tak prawie zdarzyło.
Z doświadczenia wiedziała, że najcięższe przypadki będą ją chciały bić, większość każe spierdalać albo grozi, reszta bez zastanowienia odpowiada na pytania i odchodzi. Zwykle jednak udawało jej się uzyskiwać odpowiedzi na wszystkie, albo prawie wszystkie, pytania, gdy trochę połaziła za konkretnym celem i jęczała tak długo, aż się zmęczył i stwierdził, że prościej będzie odpowiedzieć niż użerać się z natrętem. Fiona miała nadzieję, że i w tym przypadku to zadziała.

@Aurelia Anemone
Mów mi rolka/szysza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rolkie#3002. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię jezu nie.
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: czasami źle odmieniam słowa (albo całe zdania), powtarzam się.

Podstawowe

Osobowość

Dla użytkownika

Aurelia Anemone
Awatar użytkownika
21
lat
165
cm
florysta
Prekariat
No ja cię kurwa pierdolę. I mam swój wolny, spokojny, tylko dla mnie dzień. Czy to jest ta cała karma, o której tak pierdolą w internecie? UuUUUuuU KARMA DO CIEBIE WRÓCI. Karma srarma kurwa. Raz, R A Z, człowiek uzna, że ma w dupie pracę i co? I chuj. Weź ktoś mnie trzymaj, bo zaraz nie wyrobię i ta gówniara wyląduje z dupą w kałuży. Westchnęła ciężko. Trafił jej się przypadek najgorszego (no może wyłączając oblechów z klatki obok) możliwego natręta - jebana gówniara chcąca zapewne zmienić świat na lepsze. Świetnie. - A mi by bardzo zależało, żebyś się odpierdoliła. Jak widać nie można mieć tego, co się chce. - Znów dmuchnęła dymem w nieznajomą, nie przejmując się zbytnio jej marnym sposobem zasłonięcia się. -Nawet jeśli sama kurwa KRÓLOWA cię tu przysłała, to możesz do niej wrócić i powiedzieć, żeby się osobiście pofatygowała. - Jezu, kurwa, Boże, nie wiem MATKO BOSKO czy kto to tam niby steruje tymi jebanymi simsami, chcesz żebym się nawróciła to weź pierdolnij piorunem w te lasię, bo jej entuzjazm sprawia, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Och, to już była solidna groźba. Świat nie dałby sobie rady z dwiema Aurelkami. -Gówno cię powinno obchodzić moje PRYWATNE życie, więc z całym moim b r a k i e m szacunku do twojej upierdliwej osoby powiem to ostatni raz - zostaw mnie w spokoju i wypierdalaj w podskokach. - Znów zawróciła i próbowała po raz kolejny oddalić się od natręta, choć tym razem była przekonana, że nic to nie da. Ale spróbować zawsze można.

@Fiona Foxglove
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię Nah.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Przekleństwa, źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, wewnętrzne przemyślenia postaci na pół posta
.

Podstawowe

Fiona Foxglove
Awatar użytkownika
18
lat
166
cm
Pracownicy Usług
Wesoły, choć prawdopodobnie bardzo drażniący, uśmieszek nie schodził z uroczej twarzy osiemnastolatki. Była podekscytowana. Zresztą, ona zawsze była podekscytowana, bo kto wie? Może to właśnie TA osoba jest jej siostrzyczką? Fakt, jest trochę wulgarna i ma spore ubytki w kulturze osobistej, ale z pomocą Fionki wszystko może się udać, prawda? Może być równie wesołą, uroczą kobietką. A była taka ładna! Jakby wróciła z nią do domu, z pewnością rodzinne zdjęcia wyglądałyby bardzo, bardzo ładnie.
- Rozumiem twój punkt widzenia, serio. ALE, pomyśl sobie, że ja się grzecznie odpierdolę, jeśli ty odpowiesz mi na kilka pytań. Przecież to sytuacja win-win, ty dostaniesz spokój, ja dostanę odpowiedzi, rozejdziemy się zadowolone, bo dostałyśmy co chciałyśmy. No, co ty na to? - wyszczerzyła się szeroko, udając mądralę. Oczywiście, każdy by wpadł na to rozwiązanie, ale po co dawać Fionie satysfakcję z wygranej? - Oj, nie nie, Królowa by raczej nie wysyłała młodych dziewcząt na podróż, by odnaleźć jakąś gburowatą pindę, co ma wielki problem odpowiedzieć na parę prostych pytań - powiedziała pod nosem, wzruszając ramionami. Westchnęła głęboko, gdy ta ponownie zmieniła kierunek. Trudny przypadek się trafił. - A jeśli ci powiem, że ta…yyy…ankieta, to sprawa życia i śmierci? Albo…No dobra, słuchaj, ja tylko potrzebuję paru informacji, nikomu tego nie udostępnię, słowo… - mówiła, dotrzymując blondynce kroku. - W dodatku jeśli się sprężysz, to szybko sobie zapiszę i sobie pójdę, dobra? Słowo harcerza! - podniosła dwa palce w prawej dłoni do góry. Pokusiła się na niewinne kłamstewko, w końcu nigdy harcerką nie była.

@Aurelia Anemone
Mów mi rolka/szysza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rolkie#3002. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię jezu nie.
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: czasami źle odmieniam słowa (albo całe zdania), powtarzam się.

Podstawowe

Osobowość

Dla użytkownika

Aurelia Anemone
Awatar użytkownika
21
lat
165
cm
florysta
Prekariat
Życie zawsze kopało ją w dupę. Raz zsyłało ją do domu alkoholików, innym razem przyczepiało do niej rzepa w postaci wkurwiającej małolaty. Ona by po prostu chciała mieć chwilę spokoju, czy o tak wiele prosiła? Rzuciła niedopałek papierosa na ziemię i przygniotła go lekko butem, po czym ze zirytowaniem przeniosła wzrok na nieznajomą.-'Młodych dziewcząt'? Czy ty siebie w ogóle słyszysz, z choinki się urwałaś czy co? - Prychnęła coraz bardziej zastanawiając się, co niby takiego zrobiła, że teraz jest w tej sytuacji. To na pewno nie przez to, że urwała się z dnia pracy (albo to, że notorycznie wszystkich okłamywała). Nie, to musiało być co innego. -Dobra kurwa. Chcesz odpowiedzi? Proszę bardzo, dostaniesz odpowiedzi, skoro to znaczy, że się ode mnie raz na zawsze odpierdolisz. ALE - odgarnęła spadające jej na twarz włosy za ramię, bo wystarczyło już to, że ta natrętna typiara ją denerwowała. -Nie raz robiłam już ankiety i wiem, że informacje mają swoją cenę. Więc - wyciągnęła w jej stronę dłoń i zgięła kilka razy palce, dając jasny sygnał o co jej chodzi.- Wyskakuj z forsy. Dwie dyszki, ja odpowiadam na twoje TRZY pytania, a ty wypierdalasz. Nie ma miejsca na negocjacje - hajs albo spieprzaj. - Jeśli już i tak gówniara zniszczyła jej popołudnie, to chociaż sobie na niej zarobi. Wcale nie było tak, że Aurelka miała zamiar nakłamać jej w żywe oczy.



@Fiona Foxglove
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię Nah.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Przekleństwa, źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, wewnętrzne przemyślenia postaci na pół posta
.

Podstawowe

Fiona Foxglove
Awatar użytkownika
18
lat
166
cm
Pracownicy Usług
Fiona się nie poddawała. Jasne, może i nieznajoma była wredna i uparta, aczkolwiek jej przeciwniczka była pozytywna i uparta do nieskończoności (plus jeden). Nie robiły na niej wrażenia wyzwiska ze strony blondynki. Właściwie, smutno by rzec, Fifi przyzwyczaiła się, że ktoś ją zawsze wyzywał. Jak nie w szkole, za jej bielactwo, tak w podróży, za bycie irytującą. Dziewczyna miała jednak na tyle wysokie poczucie własnej wartości, że nie przejmowała się żadną z tych rzeczy. Była jaka była i, choć nad charakterem można popracować (tylko po co? żeby być tak samo gburowatą jak jej obecna ofiara?), tak nad wyglądem nie zawsze.
- Co? Przerażają cię ładne słowa? Czy jesteś po prostu zbyt PROSTA żeby zrozumieć ich znaczenie? - zaśmiała się. Nie chciała być wredna. Nie uważała tego za wredotę albo złośliwość, po prostu chciała się troszkę podroczyć.
Po słowach nieznajomej, Fiona prawie podskoczyła z radości. Chciała się już odezwać, ale…No właśnie, ale? Jakie znowu ale? - Przecież…Przecież to idiotyczne - skwitowała, unosząc brew, które następnie zmarszczyła, mrużąc oczy. - Ja wiem, że jestem młoda, ale nie jestem głupia. Taki deal jest bez sensu. Ja chcę odpowiedzi, ty chcesz żebym spierdoliła, a nie ja chcę odpowiedzi, a ty chcesz żebym spierdoliła i dwie dyszki. To mi się coś nie kalkuluje, wiesz? - powiedziała, robiąc aż zbyt poważną minę, udając że coś liczy. - Poza tym, nie ma mowy, że tylko trzy pytania. WSZYSTKIE pytania i sobie idę, a jak nie, to…to będę za tobą łazić.

@Aurelia Anemone
Mów mi rolka/szysza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rolkie#3002. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię jezu nie.
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: czasami źle odmieniam słowa (albo całe zdania), powtarzam się.

Podstawowe

Osobowość

Dla użytkownika

Aurelia Anemone
Awatar użytkownika
21
lat
165
cm
florysta
Prekariat
-Szczerze współczuję twoim rodzicom, że mają tak upierdliwe dziecko. Powiedziałabym, że przyjaciołom też, ale wątpię, że taka wielka wszystkowiedząca ma jakichkolwiek znajomych. Nikt by przecież z tobą dłużej nie wytrzymał. - Rzuciła, zakładając ręce na piersi i z grymasem zniesmaczenia na twarzy. Ona? Prostym człowiekiem? Nieznajoma nie miała zielonego pojęcia z kim przyszło jej rozmawiać, bo Aurelia była wszystkim, tylko nie prostakiem. Sprytna? Owszem. Wredna? Zdecydowanie. Złośliwa? Do bólu. Kłamca? Ona wymyśliła kłamanie. A raczej kłamstwa wymyśliły ją, kimkolwiek była. Bo Aurelka nie była jedną osobą, o nie, Aurelka dla każdego była inna - starsza pani w sklepie, która za pomoc z zapakowaniem siatki do wózka dawała jej jakieś drobne, znała ją jako kochaną Beatrice z sąsiedztwa, która zawsze witała się z nią uśmiechem. Za to para dresiarzy z pobliskiego osiedla kojarzyła tylko wredną Marthę, która kiedyś skopała ich pijane dupy gdy próbowali ją zaczepić. Aurelia imion miała wiele, wtapiając się w otoczenie i sytuacje niczym kameleon. Tym razem coraz bliżej było jej do bezwzględnej Marthy niż uroczej Beatrice. -I naprawdę nie musisz mi tłumaczyć, jak bardzo jestem w błędzie i jak wielu masz bffków. Chuj mnie to obchodzi, bo w przeciwieństwie do niektórych nie wpierdalam swojego nosa w cudze życie.
Miała ochotę, zdawałoby się po raz setny tego dnia, westchnąć ciężko i wywrócić oczami, ale się powstrzymała. W końcu wzięła wolny dzień od pracy, żeby uniknąć konieczności takiego zachowania, bo jeszcze się kiedyś zapowietrzy, albo oczy jej zostaną z tyłu głowy i będzie patrzeć na swoje oczodoły, a to już super by nie było. Ograniczyła się do niezadowolonego cmoknięcia i podniesienia brwi na rozmówczynię. -No właśnie, jesteś młoda, życia nie znasz, więc nie wiesz, że ankiety kosztują. Mówiłam, że nie będziemy negocjować, ale skoro jesteś aż tak tragicznym przypadkiem jeśli chodzi o rozumienie tego, co się do ciebie mówi to w porządku. Stówa i wszystkie pytania, a jak spróbujesz się za mną szlajać i zawracać mi dupę to dzwonię po policję, bo to podchodzi pod nękanie. Marzy ci się noc w areszcie, młode dziewczę? - uśmiechnęła się do niej drwiąco, mając już serdecznie dość tej konwersacji.


@Fiona Foxglove
Mów mi Mi. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Mi#9438. Piszę w 3 osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię Nah.
Szukam sensu życia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Przekleństwa, źle postawione przecinki, nadmiar nawiasów, wewnętrzne przemyślenia postaci na pół posta
.

Podstawowe

Fiona Foxglove
Awatar użytkownika
18
lat
166
cm
Pracownicy Usług
- Mam przyjaciół! Tylko…Tylko akurat zostali w Ambleside - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Prędzej bym powiedziała, że to ty nie masz przyjaciół. Spacerujesz sobie sama. Ja mam wytłumaczenie, bo jestem na misji, ty tak średnio - dodała, również krzyżując ręce. Jak mogła powiedzieć, że tak wesoła dziewczyna, tak otwarta, nie ma przyjaciół! Oczywiście, że miała! Co prawda, nie pisali do niej za bardzo, odkąd wyjechała, ale przecież miała ich imiona zapisane z serduszkiem w kontaktach. Co prawda, odpowiadali raczej zbywająco, ale z pewnością mieli ważniejsze sprawy na głowie i nie chcieli Fiony urazić. Prawda? - Ale ja robiłam już ankiety! Żadna nic nie kosztowała - skomentowała, zamyślając się. Spojrzała następnie na dziewczynę i uniosła brwi. -Policję? Ale…Ale po co? Haha, no zobacz, tam jest jakaś blondynka, może jednak do niej zagadam…Trudny z ciebie przypadek, haha - zaśmiała się nerwowo, posłała dziewczynie krzywy uśmiech i pośpiesznym krokiem odeszła z miejsca zdarzenia.
/zt

@Aurelia Anemone
Mów mi rolka/szysza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rolkie#3002. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię jezu nie.
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: czasami źle odmieniam słowa (albo całe zdania), powtarzam się.

Podstawowe

Osobowość

Dla użytkownika

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
3.


Może zobaczyła go wcześniej? Nieświadomego, że został spostrzeżony w spokojnym (albo w jego przypadku może niezbyt spokojnym?) spacerze między straganami targowiska. A może nie widziała go wcześniej, sama zajęta swoimi sprawami – zwłaszcza jedną kluczową, bo jak się gwizdnie z wystawki dwa fajne telefony komórkowe i wciska do szmacianej torby, to jednak trzeba mieć oczy dookoła głowy, kolesie którzy sprzedają takie fanty sami ich raczej nie kupują, i ich reakcja na nad-kradzież bywa niewspółmierna do wartości towaru, bo wynika raczej z pokonania ich w ich własnym fachu?
Raya właśnie niosła taki towar w torbie, więc przebierała cienkimi odnóżami z całą charakterystyczną dla siebie zwinnością i pośpiesznością, zerkając raz po raz tu, tam, między straganami.
Nieważne, czy go dostrzegła w ten sposób, czy nie – musiała się obrócić wstecz na skrzyżowaniu alejek, naturalne – tyle że patrząc tam nie patrzysz tu, i dotyczy to każdego, więc być może również i tego kogoś, komu „wjechała” swoim drobnym, ale trochę rozpędzonym ciałem w… tors? czy w niesioną oburącz plazmę? czy w życiorys?…

wyglądex

– F… – już zaczynała naturalną reakcję, ale równie błyskawicznie odwrócila się – i zmarszczyła brwi, pozwalając jeszcze impetowi niegroźnego (chyba) zderzenia odbić się i odstąpić na dwa kroki. I z tej odległości zamieniać brwi zmarszczone na lekko uniesione. I zapanować nad mimiką, żeby pozostać… poważną?
Dojrzałą?
Zimną?
Carter. Co tu robił?
- Carter.
Proste słowo, które ostatnio w myślach i na głos zdążyła wypowiedzieć w milionach odcieni emocjonalnych i w setkach kontekstów. I zerknięcie gdzieś na siebie. No, wyglądała jak wyglądała, sorry społeczeństwo. A teraz najgłupsze:
– Co ty tu jakby… robisz?
I nerwowe obrócenie głowy w prawo. I w lewo. Bo stracić czujność to spory błąd. Pytanie, o ile większym błędem byłoby tracić… Cartera.

@Johnny Weaver
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Johnny Carter Weaver
Awatar użytkownika
30
lat
190
cm
Właściciel warsztatu/salonu samochodego
Uznana Klasa Średnia
Johnny wcale nie udał się na zakupy po świeżą porcję warzyw i owoców czy cokolwiek co wiązałoby się ze zwyczajnym powodem pojawienia się w takim miejscu. O dziwo nie był też tam w sprawach biznesowych. Co mogło wydawać się sensowne, bo targowisko nie było najlepszym miejscem do załatwiania brudnych interesów. Jednak najciemniej było pod latarnią i czasem im był bardziej na widoku, tym był mniej widoczny. Lecz nie tym razem. Weaver był na polowaniu! Tak, nic mu się nie pomyliło, miał świadomość że na targu nie znajdzie ze wiele dzikiej zwierzyny, ale to nie ją miał na celu. Jego punktem zainteresowania była pewna młoda kobieta, która ostatnio zawitała do jego warsztatu. Przypadkiem wdał się z nią w rozmowę, szybko nią zaciekawił i stwierdził, że warto byłoby ją bliżej poznać. Lecz żeby mógł poznać ją tak oficjalnie, to pierw musiał zdobyć pewne informacje, co właśnie robił. Śledził uważnie swoją przyszłą ofiarę i raczej nie spodziewał się żadnych zakłóceń, póki dosłownie na nie nie wpadł.
Od razu skrzywił się w wyniku niezadowolenia. Jego wzrok bardzo niechętnie opuścił jego „ofiarę” i powędrował na buzię osoby, z którą się zderzył i… spoważniał. Uderzyła z niego taka srogość. Chociaż od ich spotkania minęło już trochę czasu, ale Carter dobrze pamiętał to przedstawienie, które urządziła mu Raya i najwidoczniej nadal nie dostrzegał niczego niewłaściwego w swoich poczynaniach.
- A co robi się na targowisku? - zapytał, jakby to było naprawdę tak niesamowicie dziwne, że on też chadzał na zakupy i jadł. Oczywiście nie mógł przyznać się do prawdziwych przyczyn swojej obecności w tym miejscu. Jego wzrok wystrzelił w górę i zaczął jej szukać, ale zniknęła. Zacisnął mocniej wargi, przeklął pod nosem i ponownie wrócił spojrzeniem do dziewczyny z nową porcją pogardy i frustracji. - A u ciebie, co tam? Musiałaś już zacząć się kurwić, by zacząć wiązać koniec z końcem? - zapytał prześmiewczo, wbijając w nią swoje lodowate spojrzenie.

@Raya Harmond
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, uzależnienia, przemoc psychiczna i fizyczna, seks.

Podstawowe

Osobowość

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
Oczywiście w sekundę po tym, jak jej pytanie dotarło do adresata, Rayleigh stwierdziła że było niezbyt mądre, w zasadzie niepotrzebne, w zasadzie to z miejsca ustawiło ją na pozycji gorszej, w zasadzie kurwa mać.
W efekcie spięła kąciki warg, co znów mogło wyglądać na dezaprobatę głównie wobec jego reakcji, choć wcale tak nie było. Uwiesiła się na nim wzrokiem, więc złapała jego krótkie zerknięcie ponad jej głową – spojrzenie szukające, które sprawnie jej mózg przetłumaczył na coś w rodzaju "Umówił się z jakąś laską. Zdradza mnie. Jestem dla niego tylko durnym szczylem." Super.
Wypchnęła nosem wydech i spróbowała się uśmiechnąć na jego pierwsze, zupełnie retoryczne pytanie, choć napięcie w kącikach nie puszczało i wyszło to raczej ironicznie, o ile w ogóle. Może lepiej po prostu zacząć mówić do rzeczy, Ray?
– Jasne. Słu-
Nawet chyba tego nie usłyszał, zagłuszając jej niezbyt głośne zagajenie własną wypowiedzią – za to ona trę wypowiedź przyjęła z całą bezbronnością.
I dała się zranić.
Przełknęła ślinę, spuściła wzrok – na moment, ale był to w sumie akt podświadomego poddania się. Nie dało się podnieść tak od razu po takich słowach.
Zerknęła w bok, bez sensu, po czym wróciła spojrzeniem na niego, ale tak jakoś bokiem, od dołu. Jak na nią – wręcz nieśmiało.
– Dzięki że pytasz.
Taka o, próba odzyskania godności przez próbę zażartowania. Zresztą odrobinkę newet skuteczna, bo słysząc siebie – i dzięki sile jego osobowości i jej na nią oddziaływania czując się, owszem, trochę jakby było całkiem wpisane w jej styl życia, że zacznie się kurwić aby związać koniec z końcem – odbiła się od tego gorzkiego obrazka i napięła widocznie mięśnie żuchwy, uwydatniając cienie w zapadłych policzkach, co nasyciło jej dziecięcą teraz buzię osobliwą agresywnością.
– Nie, jeszcze nie – odpaliła, wkładając dłonie w kieszenie i unosząc się lekko na czubkach butów. – Wybacz. Bo pewnie chciałbyś, nie?
Pytanie zakończyło się zadarciem głowy i lekkim podaniem jej na bok, jakby była szybkim, bezkompromisowym lekko drapieżnym ptaszkiem. Ale nie szedł za tym jej ton. Spokojny, cichy i jednak bądź co bądź trochę koncyliacyjny. – Chcę pogadać z tobą. Chciałam już wtedy, ale się rozpierdoliło... – tak, pamiętała ciągle, i ciągle miała resztki siniaka świadczącego o przygrzmoceniu żebrami w stół po brutalnym pchnięciu. – ...i to jest zarówno twoja wina, jak i moja. Zresztą... nieważne – pokręciła głową na boki: nieważne, Carter. Spory wdech – i długi wydech. I – szybki rzut oka na okolicę, bo koniec końców ona sama jeszcze piętnaście sekund temu była "w akcji", i wcale teraz nie chciałaby dać się złapać temu, kogo właśnie oskubała. – Możemy... pójść gdzieś? W jakieś trochę bardziej zamknięte miejsce? Pogadać? – ton wrócił do prośby – Po ludzku? – i złagodniał, naprawdę. – Nawet jeśli mnie nie... – zagryzła wargi – ...nie szanujesz... za bardzo...
Trochę pytanie, a trochę – stwierdzenie. Bo tak; liczyła się z tym. Ba – wychodziło jej, że nigdy jej w sumie nie szanował.
I że w gruncie rzeczy chyba zasadniczo dlatego, że ona w żaden bodaj sposób nie sprawiała wrażenia, jakby tego oczekiwała.
Ba – wręcz przeciwnie.
Ot – mechanizm uzależnienia. Tak jak jej zachowanie teraz – mechanizm odstawienia. Czy wyobrażała sobie odstawienie Cartera? Tego ludzkiego narkotyku, który zostawiał ją zawsze chyba w pewnym sensie "zjechaną", czy – mówiąc stanem jej duszy – poniżoną? W ten czy inny sposób? Uzależnienie przemawia swoim językiem. Narzuca go uzależnionemu umysłowi i ciału. Na przykład każąc powiedzieć – Przepraszam cię – i unosząc dłoń w jego stronę. Żeby go jakoś... chwycić. Potrzymać chwilę. Poczuć. – Nie wkurwiaj się na mnie. Hm? – i wreszcie puściło napięcie w jej kącikach – i na zmęczonej, trochę zszarzałej niehigienicznym trybem życia twarzy pojawił się po prostu uśmiech. Przy jej rysach i charakterze – uśmiech dość zaczepny, może odrobinę bezczelny, ale tak u niej po prostu wyglądał "uśmiech". – Chodźmy, co?
Jedno zerknięcie wokół – i znów na Cartera. Żeby nie stracić ani drgnienia z jego mimiki.

@Johnny Weaver
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Johnny Carter Weaver
Awatar użytkownika
30
lat
190
cm
Właściciel warsztatu/salonu samochodego
Uznana Klasa Średnia
Zachowanie Cartera było niczym innym jak ciągnącą się reakcją obronną. Wtedy u niego w mieszkaniu pozwolił się zaatakować. W sposób agresywny - chociaż tylko słowny - ale stracił czujność i w jakiś sposób też pewność. Więc teraz wolał od razu przyjąć odpowiednią pozycję. Pokazać, że on Johnny Carter Weaver jest ponad nią i to że łaskawie z nią rozmawia i na nią patrzy, to już niemal zaszczyt, bo w swoim pierwszym zdaniu mógł kompletnie zmieszać ją z błotem, zrobić to bez najmniejszych oporów i zawahania. Zapewne jakaś jego część uważała też, że to może być prawda. Raya nie miała za wiele, samo to że tułała się gdzieś i spała nie wiadomo gdzie, to już wskazywało na beznadziejność jej położenia. Ale musiała za coś żyć, coś jeść, więc ta sugestia z kurwieniem się wcale nie była taka odrealniona. Chociaż ta opcja wcale mu się nie podobała, więc gdy uświadomił sobie to, to musiał powstrzymać się przed wykrzywieniem swojej mordy w niezadowolony i zniesmaczony wyraz. Czemu? Przecież można by powiedzieć, że on sam traktował ją właśnie jak jakąś dziwkę, z którą mógł robić co sobie chciał, ale… To rozchodziło się o niego, a nie o wszystkich innych, którym mogła oddać się za kilka zielonych. Przecież w jego egocentrycznym pojmowaniu własnej osoby on sam był gdzieś powyżej, czego konsekwencją było to że jego granice były szersze niż przeciętnego śmiertelnika. Mógł pozwalać sobie na więcej, traktować innych gorzej i powinno to mu uchodzić na sucho. Mógł więc robić z nią co chciał, ale… nie chciał żeby każdy miał taką możliwość, bo chociaż z całych sił chciał nią teraz gardzić, to ta wizja że ktokolwiek mógłby ją pieprzyć tak jak on, wkurwiała go niesamowicie.
Weaver milczał. Patrzył się na nią, aż młodociana wygada się i powie mu wszystko, co chodziło po tej jej małej, pustej główce. Nie planował i nie zakładał tego spotkania, więc nie miał też obmyślonej taktyki na nie. Pewną już obrał, jakby w sposób odruchowy, ale wiele też zależało od niej i jej zachowania wobec niego, więc skupił się na obserwacji i słuchaniu. Po jego wyrazie twarzy nie można było odczytać zupełnie niczego. Był totalnie beznamiętny, pozbawiony chociaż jednej emocji, która dałaby jej wskazówkę jak dalej powinna zachowywać się. Jedno w tym wszystkim było pewne, stanie w tłumie to nie było najlepsze miejsce na ich rozmowę. Kto jak kto, ale Johnny nie lubił bezsensownie przyciągać na siebie uwagi. A niestety jego odruch przed którym nie powstrzymał się już mógł ją zwrócić. Chwycił łapą za jej nadgarstek nim zdążyła dotrzeć dłonią do niego. Nie odtrącił jej w żaden gwałtowny sposób, ale na moment mocniej ścisnął, po czym puścił co było informacją dla niej, by nie pozwalała sobie za wiele. - Możemy pójść tam - powiedział, wskazując głową wąską uliczkę za straganami. Nie, nie wchodziło w grę pójdziemy do mnie. W końcu wywalił ją z mieszkania, więc ot tak nie zaprosiłby ją teraz do siebie. Powiedzmy, że w jego mniemaniu nie zasługiwała na to.
John ruszył we wskazanym wcześniej przez siebie kierunku. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał że za nim szła, to mu wystarczyło. Po drodze wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Zaciągał się tak mocno i szybko, że gdy dotarł do zaciemnionej uliczki, to miał już wypalone połowę fajki. Wszedł trochę głębiej, by nie stać na samym jej początku, tuż przy chodniku i odwrócił się do niej przodem. - Wcale nie chciałbym. Ale najwidoczniej ty czegoś takiego potrzebujesz. Tylko, że to już nie moja sprawa - mówiąc to nawet na nią nie patrzył. Nie zaszczycał jej swoim spojrzeniem, a na sam koniec jeszcze wzruszył ramionami, jakby nie mówił o czymś tak obleśnym jak prostytucja. - I ja ciebie nie szanuje? Jeżeli tego nie widziałaś, to ja chciałem dla ciebie dobrze, a ty po prostu okazałaś się całkowicie niewdzięczna - dopowiedział niemal od razu. No tak, w jego głowie nie było istotne to jak ją momentami traktował, tylko że ostatecznie całościowo dawał jej więcej niż ona sama mogłaby mieć. A w zamian naprawdę nie oczekiwał wiele, tylko ruchania i niewkurwiania. No ale wyszło, że w tym pierwszym był beznadziejny, a to drugie wychodziło jej naprawdę łatwo. Tak czy inaczej, sorry Raya, ale twoja wina. Płaszcz się. - Mów, czego jeszcze ode mnie chcesz? - zapytał szorstko i chłodno, jakby mieli jeszcze załatwić jakieś nierozstrzygnięte sprawy przed ich ostatecznym rozejściem się.

@Raya Harmond
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, uzależnienia, przemoc psychiczna i fizyczna, seks.

Podstawowe

Osobowość

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
Złapana za rękę uwiesiła się spojrzeniem – najpierw na jego dłoni, potem na jego twarzy. Ale nie było w niej ani grama sprzeciwu. Ten chwyt, ta blokada jej gestu, choć teoretycznie była przeciwna jej działaniu, teraz wydawała się być po prostu cenną inicjacją interakcji, wartościową samą w sobie, tylko dlatego, że była to interakcja z Carterem.
Nawet takim lodowatym i niezaangażowanym jak teraz.
Bo jednak – udało się. Mógł ją za tę rękę pociągnąć i puścić w bezwładzie, żeby sobie poleciała na najbliższy stragan i narobiła bajzlu, albo na ziemię, w kałużę czy inne krajobrazy podkreślające jej przegraną – a nie zrobił tego. Był to akt łaski, rozumiała to – ale zachęcona nim dała się przez ułamek sekundy nawiedzić mglistej i paradoksalnej świadomości, że skoro miał nad nią litość, to żeby też jej nie miał…? Dziwne. Ale Ray nie była tu od rozumienia tajemnic jej psychiki, ukształtowanej już od najmłodszych jej lat w sposób krzywy i niewłaściwy wobec samej siebie i poczucia własnej godności, na przykład, oraz wobec podstawowych mechanizmów społecznych, w których chciałaby i nie chciałaby uczestniczyć, żyjąc tym swoim życiem postrzępionego motyla.
Teraz tego motyla Carter może nie pragnął ująć w troskliwe dłonie, ale tego by aż tak nie chciała. Teraz, kiedy już jej nie odtrącił – wzbudził w niej ten odruch, by dać się przez niego traktować dowolnie, bo samo bycie traktowanym przez Cartera było, po prostu, tym czego potrzebowała.
Jedna potrzeba zaś rodzi drugą – i właśnie rodziły się w Ray kolejne, coraz szybciej i śmielej, nawet jeśli ją samą zaskakiwały.

– Potrzebuję czegoś takiego? – zapytała, opierając się o ścianę naprzeciw niego, gdy wniknęli w zaułek; najpierw niby zbulwersowana – ale nie na długo. – W sumie… tak. Pod warunkiem, że od ciebie.
W zasadzie była w pełni szczera. W zasadzie wizja układu, w którym Carter jest w jakiś pokręcony sposób klientem, a ona jego dziwką – o ile akceptuje taki podział na role w tej ich absolutnie realistycznej grze. W zasadzie taki był ich układ: nie umawiali się ani na wieczność, ani na równość, ani na miłość. Po raz nie wiadomo który Carter pełnił funkcję ludzkiego narkotyku dla Ray. Narkotyku, od którego wydawała się być po prostu potężnie uzależniona.
Słuchała go teraz, z dłońmi w kieszeniach, wygięta swym pałąkowatym ciałem w lekkie S, oparte łopatkami o mur i podane lędźwiami trochę do przodu. Nie patrzył na nią, mówiąc, więc nie widział znaczeń w jej spojrzeniu.
– Wiem – odrzekła w końcu, gotowa mówić dalej, ale padło pytanie, które w tej sytuacji było najcenniejsze. Aż się uśmiechnęła, i nawet chciała ten uśmiech wciskać w kąciki, żeby być tak poważną, jak poważny był teraz Carter rozmowie, której powaga łechtała jej poczucie własnej wartości wobec niego – ale niestety: uśmiechała się. To było silniejsze. Uśmiech najpierw deklarował prostą ulgę, a potem zaczął się zmieniać.
– W zasadzie nie „chcę”… – przekrzywiła główkę na bok, wyjmując obie dłonie z kieszeni. Jedną odgarnęła ogonek śliskich cienkich włosów za ucho, drugą jakoś tak odruchowo złożyła sobie na brzuchu. – Raczej „proszę”. Proszę, żebyś mnie… dopuścił do siebie. Znów. A wtedy – proszę żebyś…
Przerwała, ale na chwilkę: tylko taką, by odbić się od ściany i ruszyć ku niemu. Były to najwyżej dwa kroki, ale jakoś dziwnie obciążone ryzykiem.
– Umówmy się, że zjebałam, tak? – pytanie było retoryczne, uśmiech nie schodził jej z twarzy, tyle że teraz było po nim znać nie tyle ugodowość i spolegliwość, ile rosnącą ochotę i niecierpliwość – Przypomnij sobie, jak było, zanim się… no… pokłóciliśmy. Masz to przed oczami?
Ona miała.
Wizualizację poczucia swego ciała, rozciągniętego na kuchennym blacie niczym ofiary na stole ofiarnym, oddanej nadchodzącym rytuałom w ekstatycznym połączeniu cierpienia i pragnienia.
– Chcę pójść z tobą – „wszędzie, Carter. Nie rozumiesz tego?” – albo poczekam, aż załatwisz swoje i… wrócimy do Upperton? – ramię uniosło się, najwyraźniej zmierzając do jego szyi – Chyba został tam ten „mój” telefon. Powinnam go potrzebować, prawda? W końcu jest tam jeden, ale za to kluczowy numer, tak?
Teraz, jeśliby ją nawet odtrącił, tutaj, w tej wąskiej i mało estetycznej uliczce, to stała na jego trasie do wyjścia. I coś jej mówiło, że jedno odtrącenie – o ile by miało miejsce – nie odczepi jej od niego teraz tak łatwo. Nie wiedziała, czy to rozumiał (sama teraz też nie była wulkanem samoświadomości), ale dawała mu teraz w pewnym sensie dużo, choć pewnie wcale tego nie potrzebował. Dawała mu siebie w dość głębokim sensie: do akceptacji lub dezaprobaty, na czas dowolnie wyznaczony przez niego i w dowolnie wyznaczonym przez niego stopniu i sile. Nie miała wyjścia – ale też, do jasnej cholery, wcale nie chciała mieć. Jeśli coś chciała mieć dosłownie, to jego ręce na sobie, a w sobie – jego spojrzenie. Najdelikatniej mówiąc.

@Johnny Weaver
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Johnny Carter Weaver
Awatar użytkownika
30
lat
190
cm
Właściciel warsztatu/salonu samochodego
Uznana Klasa Średnia
Gdy John usłyszał ten tekst, pod warunkiem, że od ciebie, to parsknął powietrzem z nosa i krótko zaśmiał się. Widział to w ten sposób, Ray chciała się po prostu teraz przymilić, bo było jej gorzej. Jasne, wcześniej nie siedziała u niego cały czas, ale wpadała do niego, mogła jak człowiek skorzystać z łazienki, kuchni, czy nawet głupiego telewizora, a przy tym jeszcze zaliczała całkiem dobry - jak najwidoczniej mu się mylnie wydawało - seks. I prawda jest taka, że ile by nie pieprzył o braku szacunku wobec niego samego i wobec tego, co jej oferował, to jednak tamten fragment go uderzył najbardziej. A z ust jeszcze tak młodej dziewczyny - wiadomo mogła mieć już spory przebieg, ale jednak on był o dekadę starszy - to zabrzmiało jeszcze bardziej jak oszczerstwo, które godziło w jego męską dumę. Więc teraz Carter miałby uwierzyć, że brnęła do niego właśnie ze względu na to pieprzenie które było takie słabe? Coś tutaj nie grało.
Weaver zatrzymał ją. Ponownie. Tym razem wystarczyło, że oparł dłoń swojej wyprostowanej ręki na jej barku, tym samym powstrzymując ją przed zbliżeniem się do niego. Musiał uważać, bo gdyby stracił czujność i pozwolił jej się wymsknąć to prawdopodobnie w końcu podziałałaby na niego w taki sposób, któremu już nie potrafiłby się powstrzymać. Ostatecznie uległ by jej i swoim pokusom, a przecież chciał ją ukarać. Pokazać, że nie zawsze dostanie to czego chce i w sposób jaki chce.
- Wydaje ci się, że zatrzepoczesz rzęsami, powyginasz się trochę, powiesz coś miłego i będzie w porządku? Jak tak, to nie wiem czy ty jesteś tak głupia, czy ze mnie próbujesz zrobić debila - odpowiedział niezmiennie nieprzyjaznym tonem, wpatrując się w nią tym surowym spojrzeniem. Nie był aż tak słaby, by ulec wizji seksu. Co prawda, on nie był taki zwyczajny, bo Raya pozwalała mu na więcej niż ktokolwiek inny. Bo przy niej nie musiał się hamować ani udawać kogoś, kim wcale nie chciał być. Bo spełnianie tych odpowiednich warunków i punktów z listy wcale mu się nie podobało. Musiał to robić, by dążyć do swojego celu, którym było zdobycie danej dziewczyny. Harmond nie musiał wcale zdobywać, ona sama do niego pełzła bądź celowo go kusiła, żeby on jak ten drapieżnik rzucił się na nią. Było w tym coś pięknego i wyjątkowego… dopóki tego wszystkiego nie zmieszała z błotem.
- Myślisz, że przekonasz mnie wizją pieprzenia cię? Jeszcze tego tak dla ciebie beznadziejnego? - zapytał retorycznie i sam postąpił do przodu, a ponieważ cały czas trzymał ją za bark, to wymusił na niej krok do tyłu i przyparcie do muru. - Mogę wpaść sobie wieczorem do klubu, wybrać którąkolwiek dziewczynę i po kwadransie ruchać ją w łazience. Nie jesteś moją jedyną opcją - wyjaśnił ją, żeby nie miała jakichkolwiek wątpliwości. Całe jej zachowanie świadczyło o tym, że zupełnie nie rozumiała, gdzie popełniła błąd w swoim zachowaniu, skoro wydawało się jej że w ten sposób go przekona. Nie chodziło przecież o seks sam w sobie, tylko o to wszystko co wyrzuciła mu później. To sprawiało, że jej nie chciał. To znaczy, chciał jej. Pragnął jej, tutaj nic się nie zmieniało. Ale widocznie nią gardził, bo wcześniej to raczej ignorował, ale teraz stanowczo był nastawiony wobec niej mocno negatywnie.
- Wątpię, żeby był ci potrzebny. Chciałem żebyś go miała, żebym mógł częściej się z tobą widywać. Żebyś była dla mnie bardziej osiągalna. I w jakimś sensie „bardziej moja”… Ale nie pozwolę sobie wejść na głowę ani na okazywanie braku szacunku - początkowe słowa wypowiadał spokojniejszym tonem. Jakby udało mu się nieco wyciszyć i dotrzeć do czegoś, co siedziało w nim „głębiej”. Tyle, że w przypadku bruneta trudno powiedzieć, czy było to szczere czy tylko był to fragment pewnej gry. W której to on stawiał siebie w roli ofiary - którą na pewno nie był - a ona miała się starać i próbować. Zobaczyć to, że nie mogła brać jego za jakiś pewnik, bo wtedy zaczęłaby robić wszystko na co miała ochotę, bez brania pod uwagę jego zdania. A jego zdanie było tutaj najważniejsze.

@Raya Harmond
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, uzależnienia, przemoc psychiczna i fizyczna, seks.

Podstawowe

Osobowość

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
Już było dobrze, prawda?
Już prawie było. Na tyle, by ktoś taki, jak Rayleigh uśmiechał się niemal ufnie. Ktoś taki jak Rayleigh – do kogoś takiego, jak Carter. Dziewucha, której całe życie udowadniało, że trzeba być twardą – i dorosły mężczyzna, do końca przez nią niepoznany, zdolny nawet jej, już wywalony do góry nogami świat, rozpierdzielić na tyle, by zachęcić ją do układania go na nowo – i lepiej, niż zrobił to jej dom. Dziewucha – ale dzieciak. Tak cholernie nie miała nawet tych „prawie dwudziestu”, którymi go okłamała, tak cholernie potrzebowała, kiedy już potrzebowała. Atencji – ale nie tej z instagramowych lajków, tej nie znała. Potrzebowała kogoś, kto weźmie ją do siebie, nawet jeśli nie wiedziała, co to znaczy, i nawet jeśli oznaczało to przedziwną, w sumie chamską supremację, jaką wywierał na nią Carter swoją osobowością. Grała tę dziewuchę bo tak kazała ulica, grała ją tak dobrze, bo stawała się nią, każdej zmarzniętej nocy, każdego ssącego głodem poranka, każdej potyczki z silniejszymi od siebie, grała nią i nie grała jej, bo była nią – i nie była, nie. W środku była niczym więcej, niż poszarpanym kwiatkiem, wcale nie takim ładnym, i na pewno niezdatnym już do wazonu, na pokaz, na pokoje. Za to idiotycznie delikatnym.
Zwłaszcza gdy takim wysiłkiem wsuwała ledwo co twardniejące obronne kolce.
Jak teraz.
Otworzyła się. Tak pięknie się otwierała, prawda? Carter? – tak się czuła: pięknie zaoferowana. Tylko jemu. Tak pięknie, że aż potrafiła zrobić coś, co było przeciwko niej, jej wnętrzu, „wychowaniu” i sposobie życia. Pewnie nawet w jednej setnej nie zdawał sobie sprawy, ile ją to kosztuje: przeprosić.
Ale gdy już ten koszt poniosła – poczuła się lżejsza. Nawet trochę… lepsza. Brakowało może totalnego poczucia bezpieczeństwa w aktualnej jej bezbronności, ale przecież Carter, w jej rojeniach nastolatki, Carter tak naprawdę nie zrobi nic tak naprawdę złego, prawda?
Carter? Nie zrani jej – ale tak naprawdę, bo to, że lazła w tę jego strefę zagrożenia jak zwierzątko wiedzione debilnym instynktem, to inna sprawa, i inne zagrożenie, inne rany i inny ból. Ale teraz – chyba rozumiał (i może doceniał?) jak bardzo była gotowa się teraz rozbroić przed nim?
Nie?…

Nie.
Kurwa – nie, tak samo jak ona nie zrozumiała, że chuja warte są jej chwilowe nastoletnio-masochistyczne uniesienia własną mizerią i wzniosłością swych chuja wartych przeprosin. Ale dowiedziała się właśnie.
I to w sposób, który był gorszy od ciosu w twarz z zaskoczenia.
A w zasadzie nie „zrozumiała”, tylko odkrywała po każdym jego zdaniu. Musiał to widzieć: najpierw ją zatrzymał, dosłownie, w ruchu i prostej tęsknocie, a potem – czy widział? Jak z po następnym jego zdaniu zamarła jej mimika, po kolejnym w oczach pojawiło się bolesne pytanie, potem – świadomość, że weszła na sznurowy most, i właśnie odcięto jego tam, z drugiej strony… i zaczęła spadać. Nagle straciła całą… podstawę.
Następnie na twarzy pojawił się ból. Ból przykrości, którą jej sprawiał w tak świadomy i głęboko wnikający sposób. Zacisnęła szczęki. Odwróciła głowę, ale w jej ostrym profilu widać było, jak próbuje przełknąć to co słyszy – i nie da się.
Wzięła długi, pod koniec drżący wdech, rozszerzyły jej się skrzydełka nozdrzy, przymknęła oczy, przyjmując kolejne chłosty. Pokręciła głową, wypuszczając wreszcie to powietrze, zaprzeczając tym drobnym, pozbawionym skuteczności ruchem, że nie, kurwa nie, nie!, nie uważała, że seks z nim jest beznadziejny, kurwa nie to chciała wtedy powiedzieć! Więc kręciła tą głową coraz mocniej, gdy mówił – dopóki nie chlasnął jej ponownie.
Odwróciła się, spojrzała – ostro, ale z pewnego już wycofania. Może po kwadransie ruchać sobie w łazience każdą dziewczynę, tak?
A Ray, akurat Ray powinna być akurat teraz tak twarda, żeby przełknąć nie tylko te słowa, ale i własne odkrycie, że wcale nie jest jej to obojętne? Choć ich układ nie zakładał wierności – teraz nagle ten skazany na aktywność mięsień dziecięcej jeszcze zazdrości zawiązał jej trzewia na supeł i nie pozwalał nawet przełknąć śliny. A ona, stercząc tu, zatrzymana w ufnym geście, ma sobie z tym wyobrażeniem poradzić, tak?
Zamiast tego – zadrgał jej podbródek. Zorientowała się za późno – a więc do tego jeszcze wściekła, że jej się ten odruch wyrwał.
Żeby zgasić to drżenie podbródka – wysunęła lekko szczękę, znów zafalowały nozdrza, zafalowała klatka piersiowa w przyśpieszonych wdechach-wydechach. Walczyła.
Ale bez poczucia szczęścia w tym staraniu, jakie jeszcze przed chwilą miało sens. Carter – zrozumiała to, tak, zrozumiałą teraz do końca – chciał jej sprawić ból, i to nie z tych, które tak chętnie akceptowała na różnych kuchennych stołach, pod prysznicem, na materacu czy przed otwartą w nocy lodówką. Zupełnie inny.
Taki, który akurat ją potrafił jednak pokonywać.
Bo czuła – że przegrywa. Że w starciu z Carterem niejaka Rayleigh Harmond faktycznie jest tylko głupią, niedojrzałą do poważniejszych związków, niezdolną do operowania swymi emocjami, postrzępioną na krawędziach dzieciną, którą można naprawdę strzepnąć sobie z mankietu, kiedy tylko jest się odrobinę dojrzalszym, starszym, bezczelniejszym i silniejszym. Czyli takim, jaki był Carter. I za co chciała być z nim, pod jego wpływem i panowaniem. To były cechy, których u niego między innymi pożądała – a otrzymując je, podziwiała.
A teraz – strzelał z nich do niej jak do głupiego jelonka , zagapionego w zaskoczeniu nagłym spotkaniem z mężczyzną z bronią.

I tak stała, lekko jeszcze z rozpędu kiwając główką. „Nie pozwolę sobie wejść na głowę ani na okazywanie braku szacunku”.
Okej.
– Okej.
Przełknęła wreszcie tę ślinę i pochyloną dotąd znów głowę podniosła szybko. W spojrzeniu miała teraz, owszem, te trzy lata więcej, którymi go przy pierwszym spotkaniu oszukała.
– Okej. Czaję, Carter – zawiesiła na nim to spojrzenie.No, jakkolwiek mogło to zajeżdżać szmirą – spojrzenie ze sporą przymieszką doroślej przeżywanego cierpienia. – Masz rację. Możesz wszystko. I czaję, że powinnam teraz się odpierdolić – jakoś tak… rozpędzały jej się te słowa, skoro już zaczęła mówić. I istniała obawa, że paliwo do tego rozpędu brało się z poczucia pewnej dojrzałości – bo tak jej umysł nazwał przeżyty właśnie ból i strach odrzucenia oraz gorycz zazdrości. – I ja muszę sama coś z tym zrobić: powinnam – wskazała wyprostowanym ramieniem na wylot uliczki – pójść se, kurwa. Tak by było…
Tu jej się coś urwało w głosie, przełknęła zduszone ściśniętym nagle gardłem słowa, zatkała je dłonią, którą przejechała od oczu do ust, jakby przecierała swoje „ja” z własnego toksycznego potu.
– Okej: to skoro powiedziałeś mi, jak chujowo sobie nie radzę z przeprosinami, i ile jestem w sumie warta, to powiedz mi teraz – oj, spojrzała jednak głęboko, i widać było, że ją to niemało kosztuje – i że wytrzyma, zwierzątko małe i w sumie słabe, ale żylaste i zdolne do nieproporcjonalnej desperacji – powiedz mi, co mogę zrobić. Żeby to… – rozłożyła gwałtownie ręce: „…wszystko” – naprawić. Hm? – pogrzebała spojrzeniem w jego oczach – Koniec z mazaniem się – i dupa, bo akurat teraz otarła z siorbnięciem nos siateczkowym mankietem na wierzchu dłoni – koniec z dziecinnymi przeprosinami. Konkrety, Carter: chcę coś zrobić. Słyszysz? Chcę zrobić COŚ. Żeby, no tak: naprawić jak najwięcej. – I wdech. ciężki, trudny, bo naprawdę spalała się teraz nadmiernie, aż cała spocona czuła, że długo już tak tu nie ustoi. Chciała iść. Stąd. Z nim. Byle gdzie. – Nie będzie trzepotania rzęsami, pierdolić że chcę się z tobą pieprzyć choćby teraz. Czaję, że straciłam szansę na telefon i kontakt, pewnie tak, okej, zjebałam, nie? – uniosła dłonie w dość obronnym, a może po prostu bezsilnym geście – i że łapy przy sobie, Ray, nie? Kumam. No to powiedz mi, jaka jest cena. Mów – zakończyła całkiem ostrym tonem, ale to z pewnej desperacji i niewczesnej powagi. Choć mógł jej ton i impet wziąć za brak pokory – jeśli faktycznie był takim totalnie lodowatym draniem.


@Johnny Weaver
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Johnny Carter Weaver
Awatar użytkownika
30
lat
190
cm
Właściciel warsztatu/salonu samochodego
Uznana Klasa Średnia
Carter wpatrywał się w dziewczynę tym swoim totalnie bezczelnym i beznamiętnym spojrzeniem, jakby nic co wcześniej robiła nie zrobiło na nim wrażenia. Przecież był święcie przekonany, że ma racje. Nie mógł pozwolić tej rozkapryszonej lasce robić co jej się podobało. Zresztą nie przyszła do niego, nie chciała wytłumaczyć się i przyznać do błędu, tylko wpadła na niego całkiem przypadkiem. Więc pewnie pomyślała, że wykorzysta tą sytuację, żeby odzyskać sobie ciepłą miejscówkę. Co to, to nie. Bo to oznaczałoby, że nie wyciągnęła żadnej nauczki, a najwidoczniej Weaver chciał jej ją dać. Odczuć dosyć boleśnie, pokazując że wcale nie była mu tak bardzo potrzebna, jak on jej. Bo w tym układzie, to ona miała mieć świadomość, że miała szczęście że ktoś taki jak on jej się trafił. I taki jak on może już się nie przydarzyć. Tak więc, wynosił siebie na piedestał, a jej pokazywał że była nikim, aż… dotarło.
Przynajmniej na to wyglądało po jej kolejnych słowach. Jednak brunet nie uwierzył tak od razu. Widocznie trzymał jeszcze dystans, badając jej wyraz twarzy. Nie chciałby przecież uwierzyć jej, a potem zobaczyć bezczelny uśmiech, świadczący o tym że go wkręciła. Tak więc, słuchał jej uważnie, przyjmował, przetwarzał i sprawdzał w swojej głowie, nie pozwalając sobie na żadną, najmniejszą reakcje. Chociaż nie było mu wcale tak łatwo, bo chociaż może nie prezentował tego chętnie, ale też miał jakąś tam wrażliwość. I gdy już pociągnęła tym nosem, co było jasnym, ostatecznym znakiem, że dotarło, to był już w stanie odezwać się i jej przerwać. Lecz zacisnął mocniej usta, żeby jednak tego nie zrobić i pozwolił jej dokończyć. W końcu jak zaczynała mówić, to zazwyczaj miała całkiem sporo mu do przekazania. Mógł więc jej pozwolić na okazanie skuchy i uniżenie się przed nim. Tak, żeby zapamiętała sobie tą sytuacje i następnym razem nie pomyślała, że to ona może rozdawać karty.
- Nie odpierdalaj takich akcji - odpowiedział po tym jak w końcu skończyła mówić. To było najważniejsze, bo stanowiło całe sedno jej zachowania. Czaił, że była kobietą i mogła mieć różne humorki, jednak to było coś więcej. Najechała za mocno na nieodpowiedni temat, jakby w ogóle nie miała tej świadomości, że nie powinna zachowywać się tak wobec niego. Bo miał zupełnie gdzieś, jak zachowywała się wobec innych, lecz on nie mógł i nie chciał pozwalać sobie na taki tupet. Tak więc, po pierwsze oczekiwał, że skoro już dotarło do niej, że całościowo swoim zachowaniem przesadziła, to nie będzie na tyle głupia żeby je powtórzyć. Wydzieranie się w jego mieszkaniu nie wchodziło w grę. Chyba jej móżdżek powinien zauważyć ten fakt, że Carterowi nie zależało na „pokazywaniu się”. Wręcz przeciwnie, raczej wolał nie rzucać się w oczy. Pozostawać sobie w pokoju na uboczu. Tak więc, zwracanie - i to jeszcze w ten niepozytywny sposób - na niego uwagi nie było pożądane. - Lubię cię, mała. Przez co pozwalam ci na dużo. Ale nie na wszystko. Zapamiętaj to sobie - dopowiedział z utrzymującą się na jego twarzy powagą. Fakt był taki, że w swoim mniemaniu to był dla Ray łaskawy. Nie stawiał jej żadnych ograniczeń, mało czego wymagał. Ten ich układ, relacja była specyficzna - takie ładne określenie zamiast niezdrowa - ale odpowiadała obojgu, więc z drugiej strony byłoby przykro ją utracić, skoro może jeszcze dało się ją jakoś naprostować, przynajmniej w kontaktach z nim, bo poza tym to mogła pozostawać kompletną dzikuską. - Nie spodoba ci się to, ale musisz pozwolić mi się ujarzmić. Kiedy się droczymy ze sobą, to się bawimy. Wtedy ta twoja bezczelność jest cholernie seksowna. Ale tylko wtedy, jasne? - wolał się upewnić. Weaver nie chciał przecież kompletnie jej stłumić, bo wtedy stałaby się nijaka, więc nie byłaby warta jego zainteresowania. Chodziło o odpowiednie zrównoważenie jej nieposkromionego charakteru, który jednak w niektórych sytuacjach wymagał pewnego okiełznania. - A co do ceny to… powiedzmy, że dowiesz się później - kontynuował, a jego kąciki ust w końcu ruszyły lekko w górę. Warto było zachować sobie taką możliwość na później. Wyrzucić jej, że niejako „wisi mu zrobienie czegoś”. Nie wiadomo czego i nie wiadomo kiedy, ale John to jakoś misternie wykorzysta. - Chodź, pojedziemy na jakiegoś fastfooda, a potem… może do mnie. Zastanowię się jak będziesz grzeczna - odpowiedział bezczelnie, przy tym zagarniając sobie ją swoim ramieniem na znak, że „nie był już wkurwiony”. To znaczy jeszcze trochę był, ale mógł już odpuścić tego okazywanie.

@Raya Harmond
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, uzależnienia, przemoc psychiczna i fizyczna, seks.

Podstawowe

Osobowość

Raya Harmond
Awatar użytkownika
16
lat
165
cm
pain in the society's ass
Prekariat
Determinacja zaostrzyła rysy dziewczyny, rysy i tak ostre wskutek wszystkiego czym była i jak żyła, teraz dodatkowo rozpalone spojrzeniem kogoś, kto przełamał sam siebie i drży po drugiej stronie. Patrzyła na niego jak na obrazek, z co najmniej kilku powodów: czekała w napięciu na jego reakcję, trochę szykując się do kolejnej drwiny a może nawet ostatecznego odrzucenia, trochę rozpalona nadzieją, że jednak tak nie będzie; drugim powodem była pewna śmieszna może, ale głęboko zakorzeniona, niezdrowa i w pełni tego świadoma zależność, i wola zależności od niego, razem z humorami jego psychiki, paskudztwami jego umysłowości i narowami jego ciała. Trzeci powód tej mieszaniny nabożności i drapieżności brał się z rosnącego (tak łatwo rosnącego w Rayleigh…) pragnienia samego Cartera. Carter jako przedmiot pożądania, jako centru grawitacyjne jej młodzieńczych, niemądrych, udających samodzielne, a w gruncie rzeczy trochę dziecinnych wyobrażeń i rojeń o tym, że to Carter właśnie nada jej życiu sens, że przy nim życie ma sens, i że w związku z tym ustanawianie praw i zakresu jej ingerencji w jego życie zależy od niego, tak jak i ona – w dziwnej jednoczesności ze swoim buntem i rebelianctwem – chciała zależeć od niego. Nawet jeśli ta druga część jej natury będzie tę pierwszą za to negować, poniewierać wyrzutami i prześladować. Ciężko to zrozumieć – zwłaszcza komuś, kto nie wyniósł z formacyjnego okresu dzieciństwa całego jej bagażu niedostatków normalnej miłości i czułości, kto nauczył się mężczyzn na podstawie ojcowskiej destrukcyjności i matczynej uległości, której Ray chciałaby w sobie nie mieć, gdyby była tego świadoma – ciężko więc zrozumieć komuś normalnemu całą tę chaotyczną karuzelę sił, w większości samosprzecznych, ba – nawet przecież sama Ray nic z niej nie rozumiała. Zamiast tego – dawała się rwać temu nurtowi, obijać nim o brzegi, wlec po dnie i wyrzucać w zderzeniach z głazami trudnych sytuacji.

Brunet więc, badając jej twarz, mógł się domyślać może tej całej mieszaniny mimicznych aktów wewnętrznej walki Ray, a nawet jeśli nie (bo mu się na przykład nie chciało), to czuła na sobie tej jego wzrok i odbierała jako coś, co niby przypadkiem ciągnie ją ku niemu, jak wołanie tajemniczego bóstwa, wołanie wgłąb ciemnego labiryntu.
Sekundy stały, czekając, stała i Ray przed Carterem, napięta, sztywna jak posąg łuczniczki – dopóki nie przemówił.
Wtedy nagle rozluźniła się tak totalnie, że aż zachwiała się w lekkim rozkroku.
– Kurwa jasne! – odpaliła niemal szeptem. – Nie będzie odpierdalania takich akcji, Carter. Jestem poważna i dojrzała, tak?
Mniejsza o retoryczność tego pytania – wierzyła w to teraz. WIerzyła na podstawie, którą chcąc nie chcąc dawał jej on sam. Dopuszczając jednak do siebie…
„Lubię cię, mała”…
Natychmiast się uśmiechnęła, nie było sensu walczyć mimicznie z tym odruchem, nawet lekko spuściła głowę i wzrok. Oj, jakże miała teraz siedemnaście lat…
„Wtedy ta bezczelność jest cholernie seksowna”…
Kurwa! Lepszej nagrody za swe uniżenie nie mogła dostać! Kilka sekund – kilka słów – i już była totalnie, w tysiąc dwustu procentach rzucona w absolutną psychologiczną zależność. Słaba z definicji. Potężna w swej determinacji i oddaniu.
- Jasne. Kurewsko jasne, Carter – podniosła spojrzenie, wpychając tamten uśmiech w kąciki. Powaga, Ray. Zachowaj klasę, nie? Zwęziła lekko oczyska, zacisnęła mięśnie żuchwy. – Cena to cena – ogłosiła z dziecinną powagą. – Trzeba zapłacić. nie ma rady…
I wiadomo, skąd ten błysk w ciemnych źrenicach.
– Zajebiście, no, tak, dokładnie. Hamburger, fryty, piwo i…
„Do mnie”.
Do Cartera.
– Będę grzeczna!– dokończyła, ale to już należało do innej części, Tej pokolorowanej coraz wyraźniej napięciami pragnień, które uwolnione jego wybaczeniem zaczęły rozlewać się po niej jak z przeciekającej tamy. – Będę grzeczna tak, jak zostanę wychowana, mm? – zagaiła, przysuwając się do niego, jakoś tak bokiem, jakby chciała wcisnąć się pod jego pachę, i jednocześnie mu siebie dać. – „Wychowana” to zresztą chyba nie jest najlepsze słowo, nie? – spojrzała od dołu w taki sposób, że chyba wiadomo było, z jakiego słownika proponowała zaczerpnąć synonim dla tego „wychowywania”, wraz z właściwymi dla tego synonimu zachowaniami, a może i pomocami. Jeśli dopuścił do tego, by wtłoczyła swą cienką sylwetkę w jego korpus, okręciła się tam tak, by nagle objąć go patyczkiem ramienia gdzieś przez plecy, drugą ręką złapać za połę kurtki i lekko unosząc się na palcach zbliżyć usta do jego ust – choć różnica wzrostu sprawiała, że trafiała na razie w poziom jego szyi, dla wzajemności wymagając ewentualnie, by był łaskaw opuścić głowę. Bo jeśli nie – to jej potrzeba kontaktu zakończy się wtuleniem głowy pod jego brodę i kto wie, czy nie lekkim ugryzieniem małych ząbków w jego skórę, w jego zapach, w jego wywalczoną oto akceptację.

@Johnny Weaver
Mów mi Ray, Raya. Piszę w 3.os.. Wątkom +18 mówię yep.
Szukam guza.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: margines społeczny, abnegację, nihilizm, dekadencję, używki, głupotę, wulgarność, paskudne słownictwo i cholera wie co jeszcze.

Podstawowe

Odznaki od publiczności

Johnny Carter Weaver
Awatar użytkownika
30
lat
190
cm
Właściciel warsztatu/salonu samochodego
Uznana Klasa Średnia
Johnny’emu nie udało się powstrzymać lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy gdy Raya zareagowała tak entuzjastycznie. Był szczery w tym co mówił, lubił ją i to nie wcale tylko dlatego, że była młoda i ładna. Pięknych kobiet było pełno. Była charakterna i to najbardziej mu się w niej podobało. Nie lubił bezosobowości. Osób nijakich, o których nie dało się nic konkretnego powiedzieć. Dziewczyn, które jedyne co potrafiły to kręcić nosem bądź za nos. Kobiet, które nie wiedzą czego chcą, tak więc ich zachciewanki mogą się nagle ujawnić, a Carter nie przepadał za niespodziankami. Co prawda Ray potrafiła być jedną, chodzącą niespodzianką, ale zazwyczaj jednak przewidywalną w swoim postępowaniu. Lubiła się zbuntować, a brunet to tolerował dopóki w sposób rzeczywisty i celowy nie buntowała się przeciw niemu.
Tej ceny jeszcze sobie nie wymyślił. W sumie można by pomyśleć, że wszystko co mógł od niej oczekiwać, to dziewczyna sama z siebie mu dawała. Nawet kilka minut wcześniej robiła do niego podejście i Carter był praktycznie pewien, że gdyby tylko tego chciał i zaciągnąłby ją w mniej uczęszczaną, boczną uliczkę, to mógłby ją tam przelecieć. Lecz oni wcale nie ustalili w jakiej kategorii miałaby mieścić się owa zapłata, tak więc Weaver z ogromnym zadowoleniem przystał na taki układ, wiedząc że prędzej czy później na pewno go wykorzysta.
- Tak więc popracuje nad tobą - odpowiedział, obejmując ją swoim ramieniem i tym samym pozwalając jej wcisnąć się pod nie. Zaraz jego wzrok powędrował na jej młodziutką - wcale nie niewinną buźkę - i tym razem powstrzymał niewielki uśmiech na swojej twarzy. - Może nie najlepsze… ale to nieważne. Zastanów się gdzie chcesz jechać - powiedział, mając na myśli wybór fastfooda. Z gotowaniem raczej nie było mu po drodze, a był już całkiem głodny, więc był w stanie zjeść cokolwiek. Zresztą to miał być tylko pierwszy etap, bo chociaż Carter pozostawiał ją w niepewności, to chciał ją zabrać do siebie. Oczywiście gdyby zaczęła ponownie coś odwalać to nie zrobiłby tego, ale jednak wyglądało na to, że dziewczyna zrozumiała. Dotarło do tej jej małej, ślicznej główki co nieco i już mogła zachowywać się poprawnie. Jednocześnie grzecznie i niegrzecznie, w różnych kontekstach i sytuacjach. Widząc jej ruch w swoim kierunku pochylił się trochę do przodu, zamykając ich usta w krótkim pocałunku. Nienamiętnym, raczej bardzo pośpiesznym, bo chociaż byli na uboczu to nadal w sporym tłumie, a Weaver nie lubił za bardzo się obnosić. Zaraz zarządził też wędrówkę do samochodu, wybierając nieco okrężną, ale mniej tłoczną drogę. A ich dalsza część dnia zależała tylko od tego, czy Raya miała zamiar być grzeczna…

[ 2 x zt ] @Raya Harmond
Uwaga, moje posty mogą zawierać: wulgaryzmy, uzależnienia, przemoc psychiczna i fizyczna, seks.

Podstawowe

Osobowość

Odpowiedz