Keanan Barnaby Hale
Awatar użytkownika
33
lat
179
cm
Szef kuchni
Nowi Zasobni Pracownicy

Dzień wolnego. Jak to cudownie brzmi, jak to ogrzewa serce! Radość, którą odczuwał Kean od momentu, w którym wytoczył się z łóżka, była czymś, co mogło uratować jego poskręcany umysł od totalnego i ostatecznego załamania. Albo przynajmniej na moment, odwieźć skołowane myśli od poczucia pustki, która była nierozerwalną częścią jego ostatnich dni. Ziejąca chłodem próżnia, pochłaniała w swoją żarłoczną paszczę każdą miłą i ciepłą myśl, jaka odważyła się zamajaczyć w głowie Hale'a. Kiedy cztery miesiące temu odstawił leki, bo przecież czuł się świetnie, uzdrowiony, młody Bóg; nie liczył się z faktem, że depresja wróci. Nie dosyć, że wróci, to zapewne zaatakuje ze zdwojoną siłą. Rozpanoszy się w jego głowie i rozjebie jak dziwka na szezlongu. Mógł przerabiać ten temat do usranej śmierci, wiedząc wszystko o swojej chorobie, powtarzając schemat radzenia sobie z objawami, za kolejnym schematem... a i tak robił to samo. Zawsze to samo. Nie był już nawet na siebie zły. Dzisiaj nawet nie potrafił. Przeglądając się w lustrze zawieszonym nad zlewem w łazience, uśmiechał się subtelnie, śledząc błękitnymi tęczówkami tatuaże na swojej szyi. Jego palce wodziły po wytatuowanej skórze w pełnym skupieniu i zadowoleniu. Tak cholernie je uwielbiał, wyglądał w nich tak zajebiście dobrze.

Światło wpadające przez odsłonięte okna, rozbijało się miodową barwą w niskiej, ociosanej szklance, którą trzymał w dłoni. Obracał ją z namaszczeniem w palcach, obserwując bursztynowy alkohol, jakby nic poza tym momentem nie miało większego znaczenia. Zawieszenie, ten hyperfocus, który przytrzymywał jego ciało w jednym miejscu, skończył się jednak równie szybko, jak rozpoczął. Wychylając zamaszystym ruchem resztkę whisky, mężczyzna zerknął na tarczę zegarka na swoim nadgarstku... 11:23. Sekundowa wskazówka dygotała nerwowo, przesuwając się razem z płynącym czasem, który Hale chciał zatrzymać za wszelką cenę. Było tyle do zrobienia, tyle do osiągnięcia, zdobycia, przestawienia, przemalowania, przerobienia, a słońce nadal poruszało się po swoim łuku, rozpieprzając mu te wszystkie plany w drobny mak. Jak to wszystko zmieścić w jednej dobie? Jakim cudem, jako człowiek, który duszony przez ograniczenia swojego ciała, miał osiągnąć nieosiągalne, którego tak pragnął?

Mężczyzna poderwał się z kanapy, wystrzeliwując ramiona do góry z głośnym pomrukiem zadowolenia, rozciągając się na wszystkie możliwe strony. Jeżeli coś robić, to już teraz. Dosyć siedzenia, dosyć myślenia. Działanie. Ruch. Akcja. Wrzucił szklankę do zlewu, naczyniami zajmie się później. Teraz czas się ubrudzić. Raz na jakiś czas, zainteresowania mężczyzny ulegały diametralnym zmianą. Potrzebował zróżnicowania, bo inaczej zaczynał cholernie się nudzić. Codzienna dawka adrenaliny, ten zajebiście przyjemny wystrzał serotoniny, który wysyłał go pod sam sufit, to było coś, co go napędzało. Zarzucił na goły tors koszulkę, kolejno czarną bluzę, którą zapiął pod samą szyję. Kilka szybkich podskoków w miejscu, żeby się rozgrzać i pędem zanurkować do szafki pod zlewem, w której trzymał swoje nowe cacka. Wiosna zaczynała się pełną parą, rozpędziła się jak szalona, więc Keanan chciał wstrzelić się w czas zasadzania warzyw i kilku roślin... Które pewnie zabije w ciągu kilku tygodni. Ale teraz miał w głowie tylko to, jak to cudownie będzie mieć swoje własne warzywa i móc z nich gotować. Jego ręce je zasadzą, potem zbiorą, a kolejno potną na kawałeczki i poprowadzą do ust. Ta myśl była dla niego bardziej podniecająca niż niejedna gwiazda porno, do jakich ślinił się, kiedy był nastolatkiem. Kea zapakował do wiadra małe grabki, cebulki, nasiona i sadzonki a wolną ręką chwycił za gigantyczny wór z ziemią, który zaczął ciągnąć po podłodze w kierunku balkonu. Rok temu zamówił dwie skrzynki na warzywa, wstawił je na balkon... po czym zapomniał, że tam są. Przysiadywał na nich za każdym razem, kiedy wychodził zapalić, ale jakby jego mózg nie kodował, że to wcale nie są krzesła. Nie minęło dużo czasu, a Hale był już uwalony po same łokcie, grabiąc ziemię nad świeżo zasadzoną dymką, śpiewając na głos "message in a bottle". Zadowolony ze swojego dzieła, stanął krok od skrzynek i z dłońmi opartymi na biodrach, uśmiechał się sam do siebie. Marchewka i dymka, pomidory będą pięły się z szerokiej donicy pomiędzy skrzynkami, obok kalarepa i rządek jadalnych kwiatów. Przesadził. Znacząco. Ale kochał to.

Po wypolerowaniu balkonu, pozbyciu się rozjebanej po całej podłodze czarnej ziemi, zabrał się za układanie książek, potem segregowanie ciuchów, odkurzanie każdej możliwej powierzchni w mieszkaniu. Wyprał dywan w salonie, przygotował dwudaniowy obiad i wypił ponad litr kawy, napędzając się jeszcze bardziej. Dopiero około godziny 19:30 stwierdził, że mieszkanie nie będzie już czystsze. Na tym etapie mógł już przecież spokojnie jeść z podłóg i lizać klamki. Z muzyką puszczoną w tle, zapakował się pod prysznic, który wcześniej zlał chlorem, przez co miał wrażenie, że jest na basenie, a nie we własnej łazience. Hale spędził w strumieniach wody ponad godzinę; widząc, że na ekranie telefonu widniała 20:30, przeklął z zaskoczenia, szybko pakując się jedynie w czarne spodnie. Szybki bieg do lodówki, otworzenie piwa i skok na kanapę przed telewizor. Cały pieprzony tydzień czekał na ten moment. Tylko on, APA w dłoni i "Mommy" Xaviera Dolana.

@Maxine Leftley
Mów mi Klaudia. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda krez#4898. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię yass, please.
Szukam najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: choroby psychiczne, uzależnienia, wulgaryzmy, nagość, przemoc.

Podstawowe

Osobowość

Eventy

Odpowiedz