Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

The Red Lion
pub

The Red Lion to ciepły i przyjazny pub usytuowany u podnóża South Downs w pięknym wiejskim otoczeniu Willingdon. Można tu przede wszystkim przyjść z przyjaciółmi na dobre piwo lub drinka, ale można również zjeść pyszne, świeżo przygotowane jedzenie wraz z rodziną. The Red Lion reklamuje się tym, że wszystkim młodszym gościom, którzy wyczyszczą swój talerz, da bezpłatne lody na deser. Poza tym można tu przyjść z psem i usiąść w przepięknym ogródku, relaksując się i chłonąc atmosferę tego miejsca. Czy wiesz, że o tym pubie napisano nawet w Folwarku Zwierzęcym George'a Orwella?
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
outfit

Mieszkanie razem ze współlokatorami było super. Monty naprawdę lubił ludzi. Cieszył się, że nie wraca po pracy do pustego mieszkania. Podobało mu się to, że zawsze coś się działo. Ekipa miała przeróżne przygody. Czasami wesołe, czasami dramy. To wszystko jednak idealnie do siebie pasowało. Istny dom wesołych wariatów.
Monty lubił każdego z lokatorów. Oprócz jednego. Jakoś nie mógł przyzwyczaić się do osoby Billy'ego. Trochę go przerażał. Był taki chudy. Trochę przypominał wyglądem kosmitę. Do tego czasami dziwnie pachniało z jego pokoju. Chciał jednak i z nim się dobrze dogadywać. Dlatego właśnie zaprosił go na piwko. Oczywiście zimno, kraftowe piwko.
Wybrał pub, o którym wyczytał w Internecie. Podobno miejsce miało bardzo przyjemny klimat.
Samo zaproszenie Billy'ego na wspólne wyjście było trudne. Monty czaił się aż tydzień żeby to zrobić. Jak już to zrobił to strasznie się stresował. Nie dość, że trasę spędzili razem to jeszcze mieli razem siedzieć i pić. Czy będą mieli w ogóle jakiś wspólny temat?
Gdy weszli do pubu okazało się, że faktycznie ma bardzo przyjemny klimat.
-Tooooo.... - zaczął nieśmiało -Jakieś piwko? - zapytał i podszedł do baru.
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
outfit
Jeżeli William Pilgrim był w życiu do czegoś przyzwyczajony, to były to krzywe spojrzenia, odmarzające dłonie i zepsute mleko. To ostatnie na szczęście nie stanowiło od paru tygodni problemu, bo ktoś z jego nowych współlokatorów dzielnie uzupełniał zapasy. Z dłońmi niewiele mógł zrobić, więc ciągle naciągał rękawy na nie, ale ze spojrzeniami? Cóż, najczęściej miał wyjebane. Ale kiedy wyprowadzał się od matki, obiecał sobie, że nie będzie musiał więcej ich znosić kiedy spokojnie chrupie sobie płatki z mlekiem na śniadanie. A jednak - oto było, w pełnej okazałości... no dobra, w połowie okazałości, bo Kij W Dupie rzadko kiedy patrzył na niego długo i otwarcie. I w tych ukradkowych, krzywych spojrzeniach było coś, co Billy definiował jako strach, co było najczęściej prześmieszne, ale w takich chwilach jak ta - kiedy chciał po prostu na spokojnie zjeść sobie płatki na śniadanie o szesnastej, odrobinę go wkurwiało. Dlatego zamarł z łyżką w połowie drogi do ust i spojrzał na chłopaka znad jakiegoś ręcznie robionego błękitnego gówna, pewnie przez jedną z dziewczyn przyniesionego (znaczy miski) i mrugnął, kiedy usłyszał propozycję wyjścia na piwo.
- Um, jasne - zgodził się powoli, myśląc, że jeżeli po drodze zjara skręta to może nie umrze z nudów, przy tym dziwnym typie z wąsem. Grzecznie podniósł się z kanapy (na której, notabene, siedział w samych bokserkach w banany) i poszedł wciągnąć na siebie spodnie oraz jedną ze swoich ulubionych koszulek (w której jakiś czas temu spała Cassidy i do tej pory jej nie wyprał).
Na widok pubu parsknął pod nosem, bo czego innego spodziewać się mógł po Kiju w Dupie. Nad wyraz uprzejmie tego nie skomentował, chociaż gdzieś na końcu języka miał uwagę o tym, że całe szczęście, że typ nie zaprosił go do kościoła na wino mszalne.
- Czy to randka? - uniósł jedną brew w tym paskudnie kpiącym wyrazie i lekko potrząsnął głową na widok jego wyrazu twarzy. - Żartowałem, wyluzuj. Piwko. Jeżeli tu jakieś podają. Byle nie ciemne. Ja zajmę stolik - machnął głową w stronę okna, gdzie chciał iść się usadzić, bezczelnie wrabiając Kij W Dupie nie tylko w wybór piwa, ale też w zapłacenie za nie.
A co.

@Monty Cooper
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
Gdyby tylko dowiedział się jak nazywa go Billy to pewnie byłoby mu przykro. Nie zrobiły awantury. To nie w jego stylu. Byłoby mu po prostu smutno. Nie podejrzewał, że ktoś mógł uważać, że ma kija w dupie. Przecież był miłym gościem, który darzył wszystkim sympatią. Nawet jak ta druga osoba go przerażała. Tak jak William.
Zmarszczył brwi na jego prychnięcie. Pokiwał głową na boki i westchnął krótko. Czy naprawdę to miejsce było aż tak złe? Przecież miało dobre opinie i wyglądało wcale nieźle.
-R-randka? - powtórzył lekko spanikowany. Przecież to wcale nie wyglądało na romantyczne spotkanie. Ot wyjście dwóch gości na piwo do pubu. To nie mogło być randką. Odetchnął z ulgą, kiedy tamten powiedział, że to żart -Nie strasz mnie tak - posłał mu serdeczny uśmiech.
Gdy barman podszedł do baru Monty zamówił dwa, jasne piwa. Nie przeszkadzało mu to, że musi to zrobić sam. W końcu przecież to on zaproponował to wyjście. Zaraz... przecież tak się działo na randkach? A to nie była randka!
Niemal od razu barman nalał dwa piwa. Monty wziął je i przyniósł do stolika, przy którym siedział Billy.
-Proszę - powiedział stawiając piwo przed chłopakiem. Usiadł naprzeciwko i upił łyk piwa -Więc... - zaczął i rozejrzał się ukradkiem po lokalu -Niezbyt dużo tu osób o tej godzinie, prawda? - lepsze to niż rozmowa o pogodzie. A może to ten sam poziom?

@Billy Pilgrim
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
- Co, bo czegoś mi brakuje? - Uniósł brwi, jednocześnie rozkładając lekko ręce, jakby chciał się lepiej zaprezentować. Wyzywający ton miał, trochę sugerujący "w zęby chcesz?". Billy może zdawał sobie sprawę ze swoich (nad wyraz licznych) przywar i mógł zgrywać cwaniaka, który po prawdzie nie wierzył, żeby ktokolwiek faktycznie sensowny się nim zainteresował, ale w chwili obecnej przerażony wzrok Kija W Dupie był prześmieszny.
Kręcąc głową z rozbawieniem poszedł do stolika, nawet nie dając tamtemu szansy na odpowiedź, kurtkę przerzucił przez oparcie krzesła i usiadł przy czystym, nieklejącym się stoliku. Lokal może był żałośnie poprawny, ale musiał przyznać, że akurat poziom czystości był miłą odmianą od miejsc, w których zwykle bywał. Widok za oknem też był przejrzysty, chociaż w tym przypadku to Billy'emu zwisało - Eastbourne nie było miejscem, dla oglądania którego warto byłoby być okna. Zapluta dziura dla emerytów i spierdolin ludzkich, nic więcej.
Powiedzenie "dziękuję" nie przeszło mu nawet przez myśl, za to uprzejmie uniósł szklankę w geście toastu zanim upił piwa. Zwykły lager, nienajgorszy, ale na bank tu się za niego stanowczo za bardzo przepłacało, Billy znał miejsca, gdzie podobnej rzeczy mógł skosztować ze zwykłego nalewka. Ale co się będzie kłócił, nie on płacił.
- Myślisz, że kiedykolwiek jest inaczej? - mruknął pod nosem, odchylając się na krześle w typowo samczej "nogi szeroko, jestem panem świata" pozycji i stuknął parę razy palcami o chłodne szkło. Kiedy cisza się przeciągnęła, westchnął. - Więc? Co chciałeś przegadać?
Założył, że o to się tutaj rozchodziło. Zwykle unikający go współlokator ni z tego ni z owego zaprosił go na wyjście? Na piwo? Musiało tu być jakieś podwójne dno, a Billy nie był cierpliwy i wolał wiedzieć od razu o co chodzi.

@Monty Cooper
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
Tym pytaniem trochę zbił go z pantałyku. Czy to faktycznie wyglądało jak randka? Przecież wiedziałby, że to t e g o rodzaju spotkanie. Czy tamten naprawdę mógł tak pomyśleć? Teraz Monty będzie rozmyślał nad tym kilka dni. Co jeśli faktycznie to była randka?! Nie, nie można panikować. Odetchnął głęboko, żeby trochę uspokoić gonitwę myśli.
Siedział taki zdenerwowany jakby to była jakaś rozmowa, od której miało zależeć jego życie. Poniekąd tak było. Naprawdę chciał mieć dobry kontakt ze wszystkim osobami, z którymi mieszkał. Przecież nie było w tym nic złego, prawda? Każdy w swoim domowym zaciszu chce mieć miłą atmosferę.
-Może wieczorami to miejsce bardziej ożywa? - rozejrzał się po sali raz jeszcze -To wcale niezłe miejsce. Na pewno ma swoich wielbicieli. Bardzo przyjemnie pisałoby się tutaj książkę - pokiwał głową jakby poważnie zastanawiając się nad tym, że nie przyjść tu któregoś dnia z laptopem. Monty lubił pisywać w takich miejscach. Oczywiście w godzinach, w których ruch był znikomy. Sam również upił spory łyk piwa. Uśmiechnął się delikatnie do siebie. Jemu to piwko bardzo smakowało. I nic sobie nie robił z tego, że być może za nie przepłacił. Taka już była cena w tym lokalu i tyle.
-Widzisz... - zaczął -Może zaczniemy od początku? Wiesz nasze pierwsze spotkanie w mieszkaniu nie należało do standardowych. Może uprzedziliśmy się do siebie za szybko? - do dziś pamiętał ich zapoznanie się. Nie należało do tych tradycyjnych.

@Billy Pilgrim
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
"To wcale niezłe miejsce".
"Bardzo przyjemnie pisałoby się tu książkę".
Billy trochę nie wierzył w gościa, który siedział przed nim - kto w ogóle mówił w ten sposób? Ludzie mówili, że to Pilgrim jest dziwny, ale w porównaniu z tym wąsatym wypłoszem siedzącym naprzeciwko, Billy stanowił ostoję normalności w społeczeństwie. Przynajmniej używał normalnych zdań i nie brzmiał jak ostatni bufon. Nawet parsknął pod nosem, myśląc, że kwestia o książce była żartem, ale sądząc po zranionym spojrzeniu to chyba nie do końca. Któraś z dziewczyn chyba mówiła, że on faktycznie pisze? Chociaż wtedy myślał, że chodzi o jakieś nudne pamiętniki, które mu spod poduszki wygrzebywała, czy co...
Niemniej odchrząknął i jakieś resztki jego przyzwoitości kazały mu mruknąć "faktycznie, nienajgorszy miejsce" i schować ryj na chwilę chociaż w szklance piwa. Tak było bezpieczniej. Już nic nie mówić, poczekać na odpowiedź, bo jeszcze potem Kij w Dupie wspomni o tym Cassidy i Billiemu znowu oberwie się po łbie za niewinność. Cholerne baby, czemu miał do nich taką słabość.
Billy przywołał w pamięci to pierwsze spotkanie, jak Kij W Dupie wrócił do domu akurat wtedy, kiedy Billy już się zdążył rozgościć i na uprzejme powitanie wyciągnął w jego stronę blancika - bo wiadomo, nic nie topi pierwszych lodów lepiej, aniżeli wspólne jaranie. A tamten bez słowa poszedł do pokoju, ledwie wydusiwszy z siebie "cześć"! Nieuprzejme cholernie, szczególnie kiedy ktoś się stara zrobić dobre pierwsze wrażenie.
- No nie popisałeś się wtedy - zgodził się grzecznie, przytaknął i wyprostował trochę w tym krześle. - Dobra, to ten... masz jakieś rodzeństwo? - zagaił pierwsze, co przyszło mu na myśl, w duchu uznawszy, że jeżeli nie chce tu umrzeć z nudów, to musi się jakoś zabawić.
Na przykład patrząc ilu ruchów typowo randkowych musi odegrać, żeby Cooper uciekł z krzykiem.

@Monty Cooper
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
On po prostu tak miał, że używał takich sformułowań. Może brzmiał faktycznie jakby miał kij w dupie? Nikt jednak nigdy tak o nim nie powiedział. Przynajmniej nie prosto w twarz. Billy był pierwszą osobą, która nie do końca Monty'ego polubiła. Chłop zawsze był miły i uprzejmy. Sympatyczny gość z subtelnym wąsem, którego nie dało się nie lubić. A jednak. Znalazł się taki Billy i co zrobisz? Nic Pan nie zrobisz! Nawet wyklepać się tej relacji nie da. A jednak Monty wierzył w to, że się da. Podobno nadzieja matką głupich, ale spróbować nie zaszkodzi.
Nie zauważył na szczęście, że tamten ma ubaw z jego tekstów. Monty już tak miał, że mówił w taki niecodzienny sposób. Tak samo jak nie używał żadnych przekleństw. Nawet w swoim opowiadaniach i powieści nie dało się znaleźć żadnych nieobyczajnych słów. Można to wszystko było zrzucić na jego rodziców. Wyrażali się bardzo kulturalnie i tą kulturę wpajali w swoje jedyne dziecko. Chcieli żeby wyrósł z niego dobry chłopak. Czy tak się stało? Oczywiście, że tak! Mało kto miał tak dobre serce jak Monty. Tracił na tym w atrakcyjności towarzyskiej w niektórych kręgach, ale starał się zbytnio tym nie przejmować.
-Wiem, strasznie mi głupio za wtedy - uśmiechnął się nerwowo. Przeczesał dłonią wąsy i wypił spory łyk piwa -Nie, nie mam rodzeństwa - odparł -A Ty? Masz jakieś? - zapytał. Przecież skoro już mieli prowadzić taki small talk to mógł się dowiedzieć czegoś więcej na temat swojego nietuzinkowego współlokatora.

@Billy Pilgrim
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Billy stanowczo za późno zorientował się jak durny błąd popełnił. Może ojciec miał rację i faktycznie był skończonym debilem, bo Monty jeszcze nie skończył formułować pytania, kiedy w Pilgrimie pojawiła się przemożna chęć zajarania teraz-zaraz-natychmiast i ledwie zdusił ją w kolejnym, dużym hauście piwa. Minęło tyle czasu od śmierci jego bliźniaczki, a nadal kuło go nieprzyjemnie i stawało w gardle gulą. Szlag by to.
Odstawił szklankę trochę zbyt gwałtownie, wyprostował się porządnie tym razem i oparł łokcie na stole, uznając, że to jest moment, kiedy odpala swój urok i patrzy ile czasu minie aż Monty nie ucieknie z krzykiem.
- Nic się nie stało, piękny, rozumiem, że to była kwestia szoku. Moja młodsza siostra też najpierw ucieka, a potem myśli - uśmiechnął się przymilnie, jednocześnie machając ręką w powietrzu, jakby nic z tego nie miało znaczenia.
Pojęcia nie miał co robił. Zmieniał mu się nastrój co parę minut, możliwe było, że jak dojdzie do połowy piwa to wyciągnie Monty'ego na imprezę, a przy dnie będzie pracował nad obijaniem mu mordy. Na szczęście nie miało to większego znaczenia, bo nieszczególnie interesowało go, co Kij W Dupie o nim konkretnie myśli - mógł go brać za jeszcze większego dziwaka potem, nie było problemu. A jakby komuś powtórzył to chuj tam. Billy był dziwny i doskonale o tym wiedział. A jeżeli przestraszy Kija w Dupie to może będzie miał spokój w domu od wszystkiego, poza jojczeniem tej wiedźmy, że burdel wszędzie jest.
- Nie mówmy o mnie, mówmy o tobie - niemalże zaszczebiotał, znowu uśmiechając się uroczo. - Nic o tobie nie wiem, dziewczyny coś tam w mieszkaniu mówiły, ale same ogóły. Dalej, powiedz mi coś o sobie.
Podpadł brodę na dłoni, jakby naprawdę był zafascynowany tym wszystkim.

@Monty Cooper
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
Aż podskoczył w miejscu, kiedy tamten tak nagle odstawił kufel. Był tak zestresowany tym spotkaniem, że każde takie nagłe ruchy mimowolnie sprawiały, że chciał się stąd zabrać. Nie mógł jednak dać za wygraną. Chciał wyjaśnić i zacząć od nowa relacje z Billym. O ile to w ogóle było możliwe.
-To nie tak, że uciekłem... - powiedział cicho. Starał się zignorować to jak nazwał go Billy. Nie chciał dać po sobie poznać, że zaskoczył go tym piękny. Może faktycznie tamten pomyślał, że to randka? Nie, na pewno nie. Pewnie chciał tylko namieszać mu w głowie. Odetchnął i upił łyk piwa. Musiał mieć się na baczności!
Trochę przerażały go te zmiany nastrojów u chłopaka. Nie miał pojęcia czego powinien się po nim spodziewać. Starał się tym nie przejmować ale to było naprawdę trudne. Co jeśli tamten stwierdzi, że warto zacząć się bić? Przecież Monty nie miał kompletnie doświadczenia w takich sprawach. Tamten sprały go na kwaśne jabłko, bez dwóch zdań.
-Em... - zaczął nieco odsuwając się od stołu. Ten uśmiech wcale nie sprawił, że Monty poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie. Poczuł się jeszcze bardziej niekomfortowo. Chciał jednak zakopać topór wojenny, nawet jeśli łączyło się to z opowiadaniem o sobie. Zwykle nie lubił tego robić. Zdecydowanie wolał jak to ta druga osoba mówiła.
-Zajmuje się pisaniem książek - powiedział po dłuższej chwili -Wydałem jedną i teraz pracuję nad kolejną powieścią - dodał -A Ty? Lubisz książki? - czy można było zadać bardziej nerdowskie pytanie?

@Billy Pilgrim
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

William Pilgrim
Awatar użytkownika
22
lat
179
cm
gbur
Prekariat
Zerknął na telefon na wiadomości od Mirki i parsknął w duchu, myśląc sobie, że może faktycznie powinien ją tu ściągnąć - choćby po to, żeby zobaczyła, że naprawdę są na piwie, a nie w jakiejś ciemnej piwnicy. Postanowił się z tym zaproszeniem jednak wstrzymać jeszcze chwilę i odłożył telefon na blat, obok swojej szklanki, tak, żeby w razie czego widzieć, że pojawiło sie nowe powiadomienie.
- Niemal pobiegłeś do swojego pokoju i zatrzasnąłeś się w nim na Bóg wie jak długo - zauważył uprzejmie, bez wyrzutu w głosie, tylko z tym przymilnym uśmieszkiem, jaki czasem mogła mieć matka zwracająca uwagę swojemu dziecku, że nie należy się zachowywać w taki sposób i żeby następnym razem o tym pamiętało.
Jakby się nad tym zastanowić, Kij W Dupie pewnie był najmniej problematycznym dzieckiem, jakie tylko mogło istnieć. Cichy, z tymi swoimi książkami albo innymi kolorowankami, pewnie pupilek nauczycieli, a przynajmniej taki typ, który unikał kłopotów jak ognia. Nie to co Billy, który odkąd tylko zaczął chodzić szukał guza, adrenaliny i nowych przygód, zachęcany zresztą przez swoją bliźniaczkę. Jedyne szczątki odpowiedzialności, jakie się w nim pojawiały były, kiedy zajmował się młodszym rodzeństwem, a i to było domeną Amy - on tylko upewniał się, że zawsze jest co zjeść. Zmieniło się dużo po jej śmierci, ale wtedy na odgrywanie starszego, odpowiedzialnego brata było już za późno. Chciałby wierzyć, że cała czwórka kocha go równie mocno, jak on ich i że wszyscy widzą w nim kogoś, na kim zawsze można polegać, ale bał się, że było to dalekie od prawdy. Pewnie kojarzył im się głównie z awanturami domowymi, brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności i zapachem fajek, które jarał od czternastego roku życia. Ale się starał, dobra? Pamiętał o urodzinach, czasem ze szkoły któreś z nich odbierał i w ogóle.
- O czym? - Uniósł brwi do góry i w szczenięco niewinny sposób przekrzywił głowę. Gdyby miał obstawiać, to pewnie Kij W Dupie napisał jakąś głęboką powieść obyczajową o zagubionym w świecie facecie, poszukującym sensu, spokoju i ruchania, czy co tam innego wychodziło z filozoficznego pierdolenia Coelho. - Założę się, że coś super ciekawego i mądrego, co? - wyciągnął rękę na stole i niewinnie zaczął się bawić leżącą na nim serwetką, niezwykle blisko Monty'ego, jakby tylko czekał aż tamten złapie go za rękę. W odpowiedzi na pytanie wzruszył ramionami. - Lubię. Ale wolę filmy. Rzadko znajduję książkę, która mi się spodoba.

@Monty Cooper
Mów mi Janek. Piszę w 3 os., czas przeszły. Wątkom +18 mówię że miło je widzieć, ale najczęściej mi się nie chce.
Szukam ludzi ze skłotu.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Dużo przekleństw, autodestrukcyjnych zachowań oraz pomysłów, których nie pochwaliłaby Twoja mama..

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Monty Cooper
Awatar użytkownika
28
lat
183
cm
Pisarz/Sprzedawca w księgarni
Pracownicy Usług
-Po prostu trochę się zakłopotałem tą sytuacją - wyjaśnił. Przecież się nie przyzna, że ten widok go przeraził i przerósł. W tamtym momencie naprawdę zamknął się pokoju i czekał aby wyjść aż tamten pójdzie do siebie. Nie potrafił zrozumieć jak można tak się zachowywać, kiedy ma się współlokatorów. Do tego jakiś dziwny zapach unosił się w powietrzu. Monty nie wiedział jak pachnie zioło, ale wtedy uznał, że to musi być właśnie ten zapach.
Z tym, że Monty był dzieckiem bezproblemowym Billy miał rację. Był grzeczny, dobrze wychowany i faktycznie był pupilkiem nauczycieli. Rodzice wkładali w jego wychowanie dużo miłości. Opłaciło się to ponieważ Monty wyrósł na dobrego człowieka, który szanuje innych i jest zawsze skory do pomocy. Za to w jego głowie przewinęło się, że Billy może być z jakiejś problematycznej rodziny. Przecież ktoś, kto tak się zachowuje nie mógł mieć normalnego domu rodzinnego. Przynajmniej takie wnioski wyciągnął, mimo tego, że zazwyczaj starał się nie kategoryzować ludzi.
-Surrealistyczna opowieść o facecie, który zagubił się w naszym świecie. Inni zabierają mu pewne przedmioty, przez co burzy się powoli jego rzeczywistość - odparł. To była książka, która nie każdemu przypadłaby do gustu. Znalazło się jednak wiele osób, którym wybitnie przypadła ona do gustu.
-Jeśli chcesz mogę Ci coś polecić - zaoferował się ignorując dłoń, która się do niego zbliżyła. Stres zdawał się potęgować z każdą chwilą.

@Billy Pilgrim
Mów mi Eze. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Eze#7278. Piszę w 3 os/czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: 18+.

Podstawowe

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
00X. We don't want that.@Duke Wellington

Delaney nie pamięta, kiedy ostatnio tak pękała mu głowa. Zazwyczaj nie bywa pijany, bo nie przesadza z alkoholem. Wie, kiedy powiedzieć sobie dość, w odróżnieniu od niektórych. Nie może nawet otworzyć oczu, światło za bardzo go razi. Stacza się z łóżka, na wpół rozebrany i powoli kieruje swoje kroki do kuchni. Po wodę. To pełna wyzwań misja. Przeciwnik, w postaci szumu ogarniającego cały jego umysł, jest w prowadzeniu. Paul opiera się dłońmi o blat, odkręca kran i nie kłopocząc się wyciąganiem szklanki z szafki, zanurza pod strumieniem całą twarz. Oblewa się przy okazji i zauważa, że wciąż ma na sobie spodnie garniturowe. Jego mina wyraża pełen przekrój zwątpienia dla niego samego. Bardzo powoli podnosi brwi do góry i próbuje otworzyć oczy szerzej. Przeciąga się, prostuje, a jego wzrok mimowolnie kieruje się w stronę okna. Za oknem, tuż przy bramie widać z kolei krzywo zaparkowane BMW z oberwanym lusterkiem. I tu, okazuje się, że istnieje jednak lekarstwo na kaca. Jest nim wszechogarniający, palący wszystkie połączenia nerwowe, gotujący krew i malujący twarz na czerwono WKURW. Paul Darragh Delaney jest wściekły. Wybiega z domu, prawie potykając się o opuszczone spodnie, które w końcu podciąga jedną ręką i trzyma je na wysokości pasa, jak ostatni kretyn, kiedy stoi boso przed samochodem, przeklina i wydziera się tak, że sąsiedzi wyglądają przez okno. Okrąża auto dookoła, bliski łez rozpaczy, żeby zauważyć, że lakier zarysowany jest też na tylnym zderzaku. Jak? Jak skoro ta maszyna obłożona jest z każdej strony kamerami i czujnikami, które wyją już metr od przeszkody. Prowadził najebany? To pierwsze pytanie, na które nie zna odpowiedzi. Wraca do domu, szuka kluczyków, potem znów pełen irytacji wychodzi przed dom i wsiada do środka czarnej beemki. Rozgląda się po wnętrzu w poszukiwaniu śladów wczorajszego wieczoru. Żadnych butelek, żadnej bielizny, żadnych śladów po nielegalnych substancjach. To lekko go konsternuje. Zanim jednak wysiądzie, przypomina mu się, że może obejrzeć zapis z wewnętrznej kamery, na monitorze komputera pokładowego. Najpierw cofa się za daleko, kiedy widzi siebie prowadzącego auto na pogrzeb. Potem kilka godzin przerwy, kamera rejestruje tylko kilku młodych chłopaków podglądających wyposażenie fury przez szybę. Paul z irytacją przeklikuje czas dalej. Ale to, co widzi, sprawia, że przez jego czoło ciągnie się długa pozioma zmarszczka.
Kto, do kurwy?
Sprawdza zapis trasy i z przerażeniem stwierdza, że przed przyjadem tutaj zahaczyli o dom jego matki. Zauważa też moment, kiedy Wellington zawadził bokiem samochodu o słupek, praktycznie kasując lusterko. Dla Paula bowiem nawet R Y S A oznaczałaby totalne zrujnowanie. A kiedy mężczyzna parkuje przed domem auto tak, że wyciera tył o wysoki krawężnik, Delaney od razu wyłącza podgląd rejestru kamery. Zaciska usta, opiera palce na kierownicy i przez dłuższą chwilę wpatruje się w przestrzeń przed sobą.
W głowie ma kompletną pustkę i wciąż szumiące procenty. Potrzebuje mocnej kawy i prysznica. Spogląda w lusterko wsteczne i wtedy zauważa na szyi ślad po… ugryzieniu? Podnosi szyję i ogląda prędko resztę ciała. Jeszcze raz zagląda pod siedzenia, szukając tam pamiątek po wczorajszej nocy. Ale nic z tego. Ogromnie poirytowany wraca do domu.
Ciepła woda pod prysznicem przynosi tylko jedno wspomnienie. Czyjeś palce zaciskające się na jego szyi. Okruchy zapomnianej przyjemności przechodzą z ciepłym prądem po całym jego kręgosłupie. A może to tylko zbyt gorący strumień wody? Delaney potrząsa głową, strącając z włosów krople. Nic nie pamięta. I zajebiście go to denerwuje.

***
Kilka dni później wciąż nie może wprowadzić się w lepszy nastrój. Z dnia pogrzebu pamięta tylko strzępki, obraz zaczyna urywać się na stypie. Dziwi go tylko, że zazwyczaj narzucający się krewni Carol, milczą. Nie, żeby przesadnie mu tego brakowało, ale ta nowość wprowadza go w pewien dyskomfort, który planuje ukoić szklanką gęstego, ciemnego Guinessa w pierwszym lepszym barze, który spotka po drodze. Nie jeździ w końcu samochodem. To wyjątkowo podłe miejsce znajduje się w spacerowym zasięgu spod jego domu. Delaney wchodzi do środka w jasnym dresie i kurtce jeansowej. To strój, w którym nie można spotkać go zbyt często. Typowo d o m o w y. Nie miał jednak najmniejszej ochoty, żeby zmienić ten stan rzeczy przed wyjściem. Nie chce w końcu z nikim rozmawiać. Od razu kieruje się do baru i kiwa ręką na barmana. Pierwsze kilka łyków pochłania tak, jakby był naprawdę spragniony. Ściera wierzchem dłoni pianę z wąsów, które nie są już kilkudniowym zarostem, bo nie miał w ręku maszynki już dłużej. Wtedy też obraca się nieopatrznie przez ramię i spotyka kogoś, kogo zupełnie powinno tu być. Blondyn wznosi oczy ku niebu, wypowiadając pod nosem kilka bardzo brzydkich słówek. Dopija piwo duszkiem i nie zważając na to, że D u k e W e l l i n g t o n najwyraźniej prowadzi z kolegą właśnie bardzo ożywioną dyskusję, materializuje się w kilku krokach przy jego stoliku.
— Wytłumacz mi, jak to jest, że za każdym razem, kiedy nie chcę cię oglądać, to widzę twoją mordę. Zrobiłeś to specjalnie? — zadaje pytanie, chociaż ciężko powiedzieć, o co k o n k r e t n i e mu chodzi. Przynajmniej z zewnątrz. Paul jest święcie przekonany, że wszyscy powinni rozumieć, że chodzi o ten przeklęty samochód.
Przelotem spogląda na zdziwionego towarzysza jego znajomego nieznajomego, ale kiedy dość młody mężczyzna próbuje zaśmiać się i coś powiedzieć, Paul ucisza go tylko ruchem dłoni. To nie jego dyskusja, lepiej, żeby się nie wtrącał.
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
008. 'Cause you're a sky, you're a sky full of stars,
Such a heavenly view, you're such a heavenly view
[ @Paul Delaney ]

Duke jest już trochę pijany. Rozmowa z obcym mężczyzną, którego poznał tego ranka na Tinderze, całkiem dobrze się klei. Wiedzą już o sobie najważniejsze rzeczy (czyli wyniki testów laboratoryjnych, zapewniające, że żaden z nich nie choruje na żadne obrzydlistwo), opowiedzieli kilka kiepskich żartów i Wellington właściwie jest gotów zabrać go do domu. Zaciska nawet dłoń na szczupłych palcach, które co jakiś czas nerwowo uderzają o wilgotny od rozlanego piwa blat, jakby młodziak nie mógł się doczekać opuszczenia klubu, koniecznie w towarzystwie uśmiechniętego brodacza.
Duke wygląda dziś lepiej niż zazwyczaj. Ciemne spodnie, granatowa kurtka, koszulka, po której można sądzić, że nawet ją wyprasował. Rozpadające się buty, które nosi z uwielbieniem od trzech lat, wymienił na trampki wygrzebane z czeluści pojemnej szafy (i chyba wrzucił je do pralki, bo wyglądają na zaskakująco czyste). Postarał się, wykąpał, jego włosy wydają się miękkie, przyjemne w dotyku i uczesane w tak sprytny sposób, że między ciemnymi kosmykami prawie nie widać siwizny.
Największą zmianę widać jednak w jego oczach. Duke patrzy na towarzysza tak, jakby był najbardziej interesującą osobą na świecie. Nie odrywa od niego roziskrzonego spojrzenia, nie kryje uśmiechu, nie boi się okazywać zainteresowania przez fizyczny kontakt. Nawet nie uświadamiał sobie do tej pory, jak bardzo brakowało mu zwykłego randkowania. Jest tak bardzo zaaferowany historią o uciekającym z domu psie, że początkowo wcale nie zauważa wysokiej postaci, która pochyla się nad ich stolikiem. Dopiero kiedy Sam milknie, a jego oczy kierują się w punkt nad ramieniem Duke’a, Wellington się odwraca.
Kurwa mać.
Nie wypowiada tej myśli głośno, ale ma wrażenie, że zamienili się miejscami. Podczas gdy on prezentuje się naprawdę nienagannie, Paul nie wygląda… dobrze. Nie, to akurat kłamstwo. On zawsze wygląda dobrze; dziś po prostu wygląda inaczej, trochę bardziej dziko, jakby dopiero obudził się w cudzym łóżku, ubrał pierwsze, co znalazł na podłodze i ewakuował się tak szybko, że nie zdążył nawet wskoczyć pod prysznic.
Znasz tego wariata? Śliczny blondyn, któremu Duke za ostatnie pieniądze postawił drinka, teraz rozsiada się wygodnie na kanapie, odchyla trochę głowę i wbija oczekujące spojrzenie prosto w twarz Paula. Zupełnie nie przeszkadza mu zacięcie rysujące się na twarzy porośniętej kilkudniowym zarostem ani chłód bijący z błękitnego spojrzenia. I chociaż Sama te rzeczy wcale nie ruszają, to przez ciało Duke’a przechodzi silny dreszcz, a skóra pokrywa się gęsią skórką.
Nie wie tylko, czy to strach, czy ekscytacja.
...czy może podniecenie, bo prawa dłoń nagle zaczyna go świerzbić i palce odrobinę się zaginają — jakby przypomniały sobie, że zaledwie kilka dni temu zaciskały się na smukłej szyi. Mógłby to powtórzyć. W dowolnym momencie, choćby teraz.
— Jak to jest, że kiedykolwiek próbuję po prostu załatwiać własne sprawy, to ty zawsze mi przeszkadzasz? — odbija piłeczkę, podnosząc się z krzesła. Samuel znowu próbuje coś powiedzieć, i nawet sięga dłonią do nadgarstka Duke’a, żeby go zatrzymać, ale Wellington się wyrywa. Patrzy tylko na Paula, blondyn, którego chciał zabrać do domu, nie jest już w ogóle interesujący.
— Gorąca noc? — zagaduje cicho, kiedy jego spojrzenie pada na odsłoniętą szyję. Na skórze nie ma już śladów po siniakach, został tylko niewyraźny, prawie wyblaknięty odcisk zębów. Wiedział, gdzie szukać.
W jego oczach maluje się pytanie. Nie wie, jak wiele Paul pamięta, nie wie też, jak wiele Paul z tego rozumie. Przyszedł, żeby pytać o samochód? O matkę i jej obsikaną bramę? O nową randkę Duke’a? O to, co wydarzyło się w jego sypialni?
— Zrobiłem co specjalnie? Musisz mówić konkretniej, całkiem sporo się wydarzyło.
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Słowa Duke’a go irytują. Przestępuje z nogi na nogę, nie potrafi tego ukryć. Jest zbyt… rozemocjonowany. Ten stan trzyma go od kilku dni, a Paul nie rozumie, skąd to się wzięło. Nie może spać, próbuje biegać, ale nie umie wpaść w dobry rytm. Wziął wolne w tej żałosnej pracy, całe dnie poświęca wyłącznie sobie i bliski jest już szaleństwa. Kilka razy próbuje uwolnić złe myśli w inny sposób, ale na tym s a m również nie potrafi się skupić. Frustracja rośnie. Właściwie to jest tykającą bombą, której nie umie rozbroić. Dlatego wwierca się spojrzeniem w Wellingtona, wyraźnie wkurwiony, że mężczyzna wie więcej i daje mu to satysfakcję.
Jego uwadze nie unika również to, że wygląda… lepiej. Jakby w końcu polubił się z wodą i mydłem, a ubrania trafiły do pralki. Nie może się powstrzymać i przekrzywia głowę, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Wciąż z zaciśniętymi ustami.
Kiedy Duke wspomina o pewnych śladach, dłoń Paula ląduje na własnej szyi i przykrywa charakterystycznie zaczerwienione miejsce. W jego wzroku widać pojawiające się pytanie. Nie ma pojęcia, skąd to się wzięło, ale nie czuje się komfortowo z tym, żeby akurat ON mu o tym opowiadał.
— Im mniej będziesz pierdolił, tym szybciej wrócisz do pasjonującej rozmowy i bajerowania tego przegiętego pedałka — Delaney pozwala sobie na złośliwość, którą kwituje krótkim uśmiechem. Sam wygląda na niezwykle oburzonego i porusza się niespokojnie na krześle, żeby coś dopowiedzieć, ale Paul go uprzedza.
— Nic mi do tego, naprawdę. Ale nie radziłbym się odzywać. Pozwól rozmawiać d o r o s ł y m — w jego tonie głosu słychać nie tylko szyderę, ale i groźbę. Najwyraźniej to jednak nie zamknęło jeszcze chłopczyka na dobre. — To znaczy, że jak zamkniesz mordę, to jest szansa, że twoja randka jeszcze potoczy się po twojej myśli — poświęca mu ostanie słowa i znów przenosi wzrok na Wellingtona. Blondyn z zarostem jest teraz w identycznym nastroju, jak podczas ich pierwszego spotkania. Nabuzowany, poirytowany, szukający ujścia dla swoich emocji. A reakcja nieznajomego dodatkowo go tylko nakręca. Jak zwykle.
— Nie pamiętam. Może ty mnie, kurwa, uświadomisz. Jak to się stało, że mój samochód stoi właśnie w warsztacie, bo jakiś idiota nie potrafi prowadzić auta PROSTO, tak jak wskazują linie na jezdni? To proste pytanie, dasz radę. Nawet z n o w u nachlany — dorzuca cierpko, sugestywnie kiwając głowę w stronę alkoholu, stojącego na stoliku.


@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Co ty powiedziałeś? Samuel podnosi się z wygodnego fotela, podpierając dłoń o wilgotny stolik. Dopiero kiedy się prostuje, Duke zauważa, że jest cholernie wysoki. I to cholernie, naprawdę, naprawdę wysoki. Mruga dwa razy, żeby upewnić się, że wcale mu się to nie przewidziało, ale Sam wciąż stoi, ogromny i z zacięciem rysującym się na twarzy. Wellington nie jest na to gotowy.
Kładzie rękę na ramieniu młodszego blondyna i poklepuje go przyjaźnie, dodając otuchy. Szepcze coś jeszcze (prawdopodobnie błaga, żeby nie wszczynali bójki w jednym z niewielu pubów, które sprzedają Duke’owi alkohol) i skinieniem głowy sugeruje, żeby Sam usiadł. Nie ma przecież powodów, żeby się denerwować, bo…
— Powiedział „pedałka” — informuje spokojnie, wzruszając ramionami. — Ale nie musisz się tym przejmować, Paul nie jest homofobem. Nie jest nawet heteroseksualny. Dość głośno przyznał się ostatnio, że nie kocha kobiet, więc skłonny jestem nawet stwierdzić, że jest gejem. — Odwraca się w stronę Delaneya i wsuwa dłonie do kieszeni. Przekrzywia głowę, przygląda się zapuszczonej brodzie i rozciągniętym dresom, ocenia. — Gość, który ma ogromne problemy z agresją, bo nie potrafi sobie poradzić z myślą, że może nie kochał swojej żony, dlatego że od zawsze marzy o penisach. Założę się, że problematyczne dzieciństwo też mogło przysporzyć ci sporo problemów. Matka, która cię nie kochała? Brak ojcowskiego autorytetu? To dlatego tak głęboko siedzisz w szafie, Paul? I przychodzisz do mnie z wyrzutami tylko dlatego, że odwiozłem twoje zachlane dupsko do domu i dopilnowałem, żebyś nie zbłaźnił się przed rodziną jeszcze bardziej?
Chociaż wypił już dwa drinki i pół litra piwa, jeszcze nigdy nie czuł się aż tak trzeźwy. Zapomina chyba, że są w publicznym miejscu i że jego randka przysługuje się całej rozmowie, bo ostatnie zdania prawie wykrzykuje. Jego twarz znowu przybiera czerwony kolor, dłonie wyrywają się z kieszeni i uderzają w klatkę piersiową Paula. Potrzebuje przestrzeni. Potrzebuje, żeby ten idiota się odsunął, a najlepiej wyszedł i dał mu święty spokój.
— Masz jeszcze, kurwa, jakieś ważne, niecierpiące zwłoki pytania? Czy pozwolisz, że wrócę dla odmiany do niepoświęcania czasu tobie i zajmę się czymś, co mi sprawia przyjemność? Czy może postanowiłeś dzisiaj odegrać jeszcze kolejną szopkę, napierdolić się z bezdomnym i później narzekać, bo ktoś próbuje ci pomóc?

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Może przekalkulował swoją niefrasobliwość – stwierdza przelotnie przed samym sobą, kiedy Sam podnosi się z krzesła i sięga ponad jego głowę. Szybko jednak zostaje spacyfikowany. Paul porzuca myśl o nim w tym samym momencie, kiedy mężczyzna opada na krzesło, a Duke wypowiada w jego kierunku wszystkie te o k r u t n e słowa. Sam się prosił. Czego innego miałby się spodziewać? Wellington jest jak zwierciadło, które odbija światło. To, co wycelujesz w jego kierunku, wraca z dwukrotną siłą rażenia. Nie powinien być więc przesadnie zdziwiony. Uderza go jednak trafność tych słów i ogarnia go panika, czego musiał być świadkiem, skoro wie zbyt wiele. Wypomina mu jego orientację seksualną, a Paul cofa się myślami do wydarzeń sprzed dziesięciu lat, które są tylko potwierdzeniem słów. Dowodem na niewygodną prawdę.
Delaney zaczyna się więc gotować. Pozwala się popchnąć, robi bezwiednie krok do tyłu, a jego policzki płoną czerwienią.
Żona, matka, Isaac. Paul zaciska usta tak długo, jak Duke wyrzuca z siebie kolejne zdania. Żyłka na jego czole pulsuje, widać też te na przedramionach, bo blondyn mocno zaciska pięści. Wciąga powietrze przez nos, marszcząc go, kiedy pada ostatnie pytanie pod jego adresem.
— Tylko jedno, durny skurwysynie. Co. Robiłeś. Przed. Moim. Autem. Po. Wyjściu. Z. Domu — cedzi każde słowo, wpatrując się w twarz Wellingtona. Tego się nie spodziewał. Widzi, jak lekko zmienia się grymas jego twarzy. Wciąż nie ma pojęcia, co wydarzyło się tego wieczora, ale po przestudiowaniu zapisu obrazu z kamer wokół auta ta ostatnia scena wydała mu się najbardziej niezrozumiała. Nie widział jej dokładnie, ale przypuszczał, co mogło się tam mieć miejsce. Nie znał tylko powodu. To, co naprawdę zaszło tej nocy w jego sypialni, nie przyszło mu nawet do głowy.
Nie jest jednak gotowy, by ktokolwiek dotknął go teraz jeszcze raz. Zwłaszcza brunet, który na poczet dzisiejszej randki i jej wyraźnie oczekiwanej kontynuacji próbował zamaskować siwiznę. Kiedy Delaney widzi więc, że ręka Duke’a wykonuje ruch w jego kierunku, nie waha się nawet przez moment. Jego zaciśnięta dłoń ląduje na szczęce mężczyzny tak mocno, że ten musi oprzeć się o stolik, zrzucając przy okazji z niego kilka kufli. Domyśla się, że Wellington nie puści mu tego płazem, dlatego przygotowany robi unik przed ciosem, a następnie wymierza kolejny. I tym razem to nos Duke’a staje się ofiarą nadprogramowych emocji obu mężczyzn.
— Zanim zaczniesz komuś wytykać orientację, przypomnij sobie, że ty na pewno bijesz się jak ostatnia… ciota. Chcesz zawołać chłopca do pomocy? Tak to działa? A jeśli nie jest zainteresowany, to trzepiesz sobie przed jego domem? Nie martw się, ten wygląda na chętnego, bez problemów z mamusią, ale za to na pewno chętnie będzie krzyczał... "tatusiu" — wyrzuca z siebie przykre i szydercze słowa w czasie, kiedy Wellington sprawdza wierzchem dłoni stan swojej twarzy.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
W oczach mu ciemnieje, a chwilę później wszystko staje w ogniu. Boli go nos, w głowę uderza fala wściekłości, dłonie zaciskają się na rancie stołu. Prawie się przewraca i gdyby w porę nie oparł się o blat, pewnie wylądowałby już na ziemi.
— Kurwa! — krzyczy i zasłania rękami twarz. Odchyla głowę w tył, pięknie ułożone włosy znowu rozsypują się w chaotycznym nieładzie, po przystrzyżonej brodzie spływa strużka krwi. — Ty pojebańcu — syczy, czując w ustach metaliczny smak. Złamał mu nos. Ten pierdolony skurwysyn złamał mu nos. Duke chwyta za mostek, pochyla głowę wprzód, wypluwa zaczerwienioną ślinę na kafelki i buty Paula.
— Zabiję cię — warczy, wyciera palce w granatową kurtkę i nim Delaney w ogóle dopuści do siebie myśl, że w tym siwawym mężczyźnie jest wystarczająco dużo zacięcia, Duke chwyta go za kark i czołem uderza prosto w twarz. Trafia w usta i nos, jest święcie przekonany, że krew, którą teraz widzi kątem oka, należy do tego perfekcyjnego blondasa.
— Czy naprawdę — sapie, biorąc zamach i tym razem cios kieruje prosto w brzuch Paula — tak trudno jest, kurwa, po prostu przyznać się, że też jesteś jebanym pedałem? O co ci, kurwa, chodzi, co? O to, że nie zostałem? O to, że nie chciałem cię wtedy przelecieć? O co, kurwa? — Popycha Paula na tyle mocno, że sam traci równowagę. Oboje lądują na chłodnym parkiecie, ludzie zajmujący miejsca przy pobliskich stolikach podrywają się na równe nogi.
Duke nie potrafi nad sobą zapanować, siada na nim okrakiem. Chwyta go za szczękę, przyciska głowę do podłogi, ale po chwili przesuwa dłoń niżej i zaciska ją na szyi Paula. Jego nos wciąż krwawi, czerwone plamy spływają po rozchylonych w wyrazie wściekłości ustach i brudzą dresy oraz dżinsową kurtkę.
— “Niezainteresowany”? — powtarza kąśliwie i prycha, nawet nie zauważając, że kolejne krople śliny wymieszanej z gęstą krwią ochlapują podłogę i jego własne ubrania. — Ty, kurwa, byłeś niezainteresowany? Gdybyś był wtedy chociaż trochę bardziej trzeźwy, błagałbyś mnie, żebym cię wyruchał, tak bardzo byłeś niezainteresowany, ty pierdolony hipokryto — parska, zaciskając palce trochę mocniej. Znowu wżynają się w szyję Paula, znowu zostawiają po sobie bordowe ślady. Przypomnij sobie, jak bardzo ci się nie podobało.
Czuje, że ktoś szarpie go za ramię, ale próbuje się wyrwać. W końcu czyjeś dłonie chwytają go za ręce i zmuszają, by wreszcie pozwolił Paulowi oddychać. Z pomocą Samuela w końcu się podnosi, choć ani na chwilę nie odrywa spojrzenia od Delaneya. Mógłby go teraz zamordować. Mógłby go też pocałować i kazać spierdalać. Mógłby odwrócić go na brzuch i udowodnić, że wcale nie jest tak niechętny, jak mu się wydaje.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Nie dociera do niego nic, ani te obelgi, ani cios, który po raz kolejny sięga jego twarzy i tym razem można byłoby już pokusić się o stwierdzenie, że nos jest złamany. Na pewno ma jednak rozcięte usta. Czuje ten obrzydliwy posmak krwi i krzywi się nieznacznie. Nie rozumie jednak ani powodu krzyków Duke’a (poza tym elementem historii, że wyjątkowo go wkurwił) ani jego pytań. Przynajmniej nie do momentu, aż palce Wellingtona nie zacisną się wokół jego szyi. Nie może przez chwilę złapać oddechu, ale przynajmniej wracają do niego wszystkie wspomnienia wykasowanej z pamięci nocy. Jego dłoń ląduje na nadgarstku mężczyzny i chociaż dla postronnych może to wyglądać, jak próba oderwania od siebie odbierającej mu powietrze ręki, to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Paul chce, żeby Duke to robił. Pamięta każdy, najmniejszy szczegół tego, co wydarzyło się kilka dni temu. Otwiera usta, by zaczerpnąć powietrza i wtedy Sam go od niego odrywa.
Zmienia się spojrzenie Delaneya. Nie widać w nim już wściekłości, ale rozczarowanie i olbrzymią pogardę. Uczucia z teraz mieszają się z jego emocjami z wtedy i niczego już nie rozumie. Najbardziej chyba jednak reakcji i zachowania Wellingtona.
Blondyn powoli wstaje z podłogi i przykłada palce do krwawiących ust. Dotyka ich delikatnie, jakby chciał sprawdzić, czy są jeszcze w całości.
— Wolałbym zdechnąć, niż C I E B I E o coś poprosić. Nie masz na co czekaćodpowiada cierpko, bez cienia triumfującego uśmieszku plączącego się po jego ustach. Nie tym razem. To nie złośliwość. Paul mówi całkowicie poważnie i chce, żeby do Duke’a to dotarło. Poprawia kurtkę na swoim ramieniu i kieruje się do wyjścia. Jakaś diabelska siła zatrzymuje go jednak po kilku krokach, a kiedy ogląda się za siebie i widzi, jak wysoki Sam, próbuje sprawdzić, czy twarz jego randki jest jeszcze do uratowania, postanawia powiedzieć coś jeszcze.
— Wiesz, Wellington. Mamy jednak w sobie coś podobnego. Ja nie kochałem żony, tak jak powinienem, ty córki. Obie nie żyją. Jest jednak drobna różnica. Moja żona miała dobre życie, a ja dbałem o nią tak, jak tylko można było najlepiej. A ty… Nawet gdybyś wypił ocean wódym nie zmieni to tego, że… własne dziecko nie interesowało cię na tyle, że nawet nie masz pojęcia, co się z nią stało.
Nie wie nawet, czy ma rację. Opiera się na plotkach usłyszanych od szkolnych nauczycielek o związku rodziców nastolatki i jej brata. O d z i w a k u, który się od nich odsunął. O wypadku, w którym zginęła uczennica. Nie ma pojęcia też, dlaczego jest taki okrutny. Bywał niewybredny w słowach, ale nigdy nie posunął się tak daleko. Może tak reaguje na zranienie? Ciężko powiedzieć, to dla niego wyjątkowo nowe uczucie.
Odwraca się więc i nie patrzy więcej na Wellingtona, tylko kieruje się do wyjścia.



@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Nie rozumie swoich emocji. Nie wie, dlaczego rzucił się na Paula, dlaczego rozwalił mu nos, dlaczego powiedział wszystkie te niemiłe słowa. Może dlatego, że nie spodobał mu się sposób, w jaki blondyn się o nim wyrażał. Może dlatego, że po tym, co zaszło kilka dni temu, liczył na skrajnie inne traktowanie. Nie łudził się co prawda, że Paul będzie dla niego miły albo przynajmniej się uśmiechnie, ale wydawało mu się, że…
Nieważne. Nieważne, co mu się wydawało, bo teraz patrzą na siebie z taką niechęcią, jakby pojawił się między nimi konflikt, którego nie da się załagodzić słowami; jakby tylko ból jątrzący się z rozwalonych nosów był jedynym czytelnym sposobem komunikacji. Duke odruchowo podnosi rękę i dotyka pękniętej skóry, a wraz z nią — mógłby przysiąc — przesuniętej kości.
Skurwysyn, ciśnie mu się na usta, kiedy ktoś pomaga Paulowi wstać z podłogi.
— Nie dotykaj mnie — warczy na Sama, kiedy ten stara się wytrzeć z granatowej kurtki ślady po krwi i ślinie. Wellington znowu wygląda jak bezdomny, w dodatku taki z problemami z agresją i alkoholem, chociaż od dawna nie czuł się tak trzeźwy. Czuje, że musi się napić, podchodzi więc do najbliższego stolika, na którym ktoś zostawił na wpół wypite piwo, i wychyla całą zawartość duszkiem. Potrzebuje procentów, potrzebuje ukoić ból, choć każdy łyk powoduje dyskomfort.
Jest skłonny zapomnieć o całej tej sytuacji. Nie patrzy nawet za Paulem, kiedy ten opuszcza bar. I pewnie mógłby wrócić do randkowania z Samuelem, jakby nic się nie stało, gdyby nie słowa, których sens dociera do niego z małym opóźnieniem.
— Nie — mówi drżącym, zachrypniętym głosem. Ręce zaczynają mu się trząść, palce zaciskają się na kuflu tak mocno, że szkło może lada chwila pęknąć. — Nie — powtarza głośniej, odwracając się w stronę Delaneya. I tym razem w jego oczach nie płonie już ogień, jego twarz nie rumieni się ze złości. Tym razem Duke rozpada się na kawałki, czuje nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej, ma wrażenie, że gardło zaraz mu wybuchnie. Przełyka ślinę i zbierające się w oczach łzy. — Nie masz prawa o niej mówić. Nie masz prawa o niej nawet wspominać. Gówno wiesz. Cokolwiek zdawało ci się, że znalazłeś, i tak niczego nie rozumiesz. Nie wpierdalaj się w sprawy, które wcale cię nie dotyczą. I spierdalaj, bardzo cię proszę. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć.
Ostatnim słowom towarzyszy dzwoniący w uszach huk, bo Duke bierze rozmach i rzuca trzymanym w dłoni kuflem. Grube szkło rozbija się o podłogę niedaleko nóg Paula, ale mężczyzna wcale nie zamierzał trafić. Unosi dłonie, przeciera zmęczone oczy i wilgotne od krwi policzki.
— Po prostu zniknij.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz