Pewnie gdyby nie fakt, że Harvey spotkał się z Harper dosyć niedawno i rozgrzebał bardzo bolesne rany - przy tym dowiadując się nowych faktów, których sam nadal nie przepracował - to nie zareagowałby w sposób tak skrajnie emocjonalny. Bo był raczej tym typem, który chował się za uśmiechem bądź obojętną maską. Nie pozwalał sobie na tego typu wybryki, które pokazywały jego słabości. Jednak zapewne alkohol podziałał na niego trochę wyzwalająco i pozwolił sobie na to zachowanie. Lecz nadal starał się myśleć stosunkowo trzeźwo. Przecież zostawił ją w tym parku dla jej własnego dobra. Po tym jak obecnie widziała jakie emocje nim targały - a minęło już trochę czasu, który chociażby poświecił na wędrówkę po domu - to gdyby tam został i pozwolił sobie zareagować „na gorąco”, to mogłoby skończyć się jego o wiele gorszym zachowaniem. Tak więc, w tamtym momencie nie uciekał tylko przed nią i przed bólem, który nieświadomie wywołała, ale też przed samym sobą. Przed tą swoją wersją, nad którą nie do końca panował i która częściej wychodziła na światło dziennie właśnie w tym wiosennym okresie, który sam w sobie był dla niego niezmiernie trudny, bo przecież to wiosną zmarł Tom. A jego straty Spencer też w pełni nie przepracował…
- Ja pierdole… - mruknął raczej do samego siebie po jej kolejnej odpowiedzi. Tak bardzo nie chciał się z nią mierzyć, że odwrócił się do niej tyłem. Przeniósł wzrok na butelkę, którą ściskał z całej siły i na chwilę odpłynął. Hayley nawet nie zdawała sobie sprawy jak ta wizja, która powstała w jego głowie po jej słowach, koszmarnie bolała i całkowicie go przerastała. A on próbował dalej uciekać, żeby nie musieć się z nią mierzyć, ale w końcu nie miał już za bardzo gdzie i jak… w odruch złości cisnął butelką do zlewu, ale na szczęście nie potłukła się. Oparł się dłońmi na krawędziach blatu i pochylił do przodu. Na ten moment był wściekły, co było widać po jego gwałtownych reakcjach i ciężkim oddechu. Jednak tym swoim gniewem tak naprawdę maskował o wiele gorsze - dla niego - emocje, które dobijały się do niego.
- Myślisz, że nie chciałem? - zapytał, a jego głos wydawał się o wiele słabszy. Jakby już jej nie atakował, tylko powoli stawał się kompletnie bezbronny.
- Przecież ja tylko tego naprawdę chciałem. Naszego wspólnego życia, które planowaliśmy i… - urwał, domyślając się jak koszmarnie żałośnie to musiało wyglądać i brzmieć. Bo po tym jak został przez Harper zdradzony nie powinien mieć do niej żadnego sentymentu, a tym bardziej jakichkolwiek myśli, że może to dało się jakoś posklejać. Jednak przeżywał różne stany, począwszy od takich w których szczerze jej nienawidził, kończąc na tych w których jedynego czego potrzebował i pragnął, to do niej wrócić. Jednak to nie było proste. To było wręcz niewykonalne, po tym co ostatecznie doprowadziło do ich rozstania. Powoli odwrócił twarz w bok, chociaż z tego miejsca i tak nie widział blondynki. Wyglądał marnie. Jak mały, kulący się pies, który został dopiero co zlany przez swoje nieposłuszeństwo. Był właśnie tak bardzo wytrzymały w kwestii Harper.
- Tylko to że pasowaliśmy do siebie w tej sytuacji nie wystarczyło - odpowiedział i zaraz ponownie obrócił twarz przed siebie. Wpatrywał się w to rozlane piwo w zlewie, nie chcąc konfrontować się z nią bezpośrednio, bo chyba już wystarczająco poniżył się przed nią.
- Więc może po prostu następnym razem odpuść sobie dawanie rad w temacie, który jest ci obcy - odpowiedział prosto, wcale nie oschle, ale jak mu się wydawało logicznie. Bo skoro Hayley pozostawała, aż tak nieświadoma w temacie związków, to może było lepiej go nie tykać? Chociaż akurat poruszali w takim zakresie, że wydawałoby się że nie trzeba mieć nie wiadomo jakiego doświadczenia czy przeszłości, by zdawać sobie sprawę, że rozmowy na temat byłej, które nadal wywoływały skrajne emocje, nie były najlepszym tematem do lekkich pogaduszek. W tym przypadku chyba wystarczyło tylko obserwować swojego rozmówce i jego reakcje.
Mam już iść? Dobre pytanie. W sumie nie było żadnego powodu, by Hayley miała zostać. Poza tym, że przecież Harvey ją znał i wychodziło na to, że przez ten cały czas on zmienił się o wiele bardziej niż ona. Jednak nie było w tym nic nadzwyczajnego skoro on sporo przeszedł, a ona niejako zastała się w jednej, obowiązującej rzeczywistości i sama nie widziała powodów, by cokolwiek w niej zmieniać. Tak więc, Spencer szybko uświadomił sobie, że nie tylko dla niego to musiało być trudne. Dla niej oczywiście w zupełnie innym sensie, ale Hay zawsze była z tych bardzo wrażliwych osób. Więc brunet mógł się spodziewać, że jej wyjście będzie wiązać się z całościowym wycofaniem, a przecież nie do tego chciał dążyć w swojej relacji z blondynką.
- Nie, nie idź - powiedział cicho. Potrzebował jeszcze chwili, by zapanować nad emocjami na swojej twarzy i w końcu odwrócił się do niej przodem. Wyglądał na tak bardzo zmęczonego, jakby dopiero co stoczył jakąś walkę. Bo niejako tak było, tylko nawet nie toczył jej z Hay, tylko z samym sobą.
- Przepraszam… przecież wiem, że nie chciałaś. Ale to, że nie chciałaś nie znaczy, że… nie zabolało - wytłumaczył pokrótce z czego wynikało jego zachowanie. Bo przecież nie chodziło o nią, o to że nie chciał jej widzieć czy z nią rozmawiać. Chodziło o jego własne nieułożone sprawy, które przez przypadek z ogromem żalu wylały się na blondynkę.
- Tak naprawdę to jestem zły na samego siebie, a ty po prostu poruszyłaś nieodpowiedni temat w niekorzystnym czasie… Więc jeszcze raz przepraszam, nie powinienem wylewać na ciebie swoich problemów, a na pewno nie w taki sposób - mówiąc to zrobił niepewny krok w jej stronę, ale zatrzymał się przy wyspie kuchennej, na której podparł się dłonią. W końcu zdołał unieś swój umęczony wzrok na nią i zmierzyć się z tym obrazem nieszczęścia, który spowodował swoim nieprzemyślanym, impulsywnym zachowaniem.
@Hayley Wright