- Dorcas, błagam, nie rozbrajaj mnie - odpowiedział po tym jak zwróciła się do niego „per panie doktorze”. Z jednej strony powinien się cieszyć, że robiła dobrą minę do złej gry, ale z drugiej obawiał się, że jest to tylko skutek ogromnego stresu i strachu, które wynikały z tych beznadziejnych okoliczności, w których znaleźli się. Nie chciał dobijać jej swoją posępnością, ale zwyczajnie cholernie przejmował się nią i było to widać po nim całym. Nawet gdy okręcał jej kostkę i śródstopie tym bandażem, to robił to powoli jednak mocno - domyślając się, że tak należy by jednak bandaż posłużył za to usztywnienie - ale co jakiś czas kontrolnie zerkał na jej buzię, by upewnić się, że swoim działaniem nie przysparza jej więcej niepotrzebnego bólu. Jednak o dziwo ten dobry humor jej nie opuszczał, a po chwili zawieszenia i zamyślenia sam Spencer na krótko - ale zauważalnie - uniósł kąciki ust do góry.
- To nie jest zabawne. Jak wrócisz ze skręconą kostką do domu, to rodzice zamkną cię w nim jak w jakiejś dobrze strzeżonej wierzy i co ja wtedy zrobię? Nie mam białego rumaka i lśniącej zbroi, więc cię nie uwolnię. I kto wtedy będzie… śmiał się z moich beznadziejnych żartów? Myślisz, że łatwo jest znaleźć kogoś, kto je rozumie? - zapytał na sam koniec z głosem pełnym pretensji. Z kolei początek jego wypowiedzi brzmiał tak poważnie, jakby rzeczywiście mówił to wszystko na serio. Jednak po tym jak skończył to jego uśmiech znacznie się powiększył, co oznaczało że sam próbował to wszystko obrócić w żart. Nawet jeżeli był zabawny, to dla niego taki słodko-gorzki, bo faktycznie obawiał się potencjalnej reakcji jej rodziców. Chociaż blondynka znała go na tyle, że już sama powinna mieć wyrobione o nim swoje zdanie, to jednak rodzice - a szczególnie tacy bardzo aktywni w życiu swojego dziecka jak jej - mogliby chcieć udowodnić jej, że wybrała sobie nie najlepszego znajomego skoro z pierwszej wycieczki z nim wróciła z kontuzją.
Skończył z jej kostką, kąciki jego ust ponownie powędrowały ku dole - przecież nie miał powodów do radości czy zadowolenia - a jego przejęte spojrzenie wróciło do jej buzi, gdy tylko zaczęła mówić. Już był w stanie odpowiedzieć
mógłbym nim jeszcze jej prośba w ogóle padła, bo naprawdę był w stanie zrobić dla niej wszystko, czegokolwiek tylko potrzebowałaby od niego. Jednak na tą opcje nie wpadł, a ponieważ ona go zaskoczyła, to nie zdążył zapanować nad swoimi myślami, które stanowczo popłynęły w tym niegrzecznym kierunku. Harvey nie był aż tak opanowany czy wręcz
nieczuły, żeby myśląc o tym ich całym wyjeździe - który z założenia naprawdę miał skupić się wokół wspólnych wędrówek - nie zdarzyło mu się pomyśleć o tym, że będą razem, we dwójkę spać w tym namiocie i może też wtedy mógłby zsuwać jej spodnie… Jednak na pewno nie z powodu skręconej kostki, tylko raczej czegoś, co mogłoby się miedzy nimi wydarzyć, bo w jego mniemaniu przecież mogło. To, że czasem odczuwał między nimi jakąś niezrozumiałą barierę, to nie oznaczało że nie mogliby jej przekroczyć i może wtedy wszystko jasno wyklarowałoby się między nimi. Bo obecnie sam Spencer nie miał pojęcia na jakim etapie byli i kim w ogóle wobec siebie byli. Miał tylko tą świadomość, że czuł się przy niej naprawdę dobrze, tym samym jeszcze bardziej mu zależało, więc… nie powinien pomyśleć w ten sposób. Jednak bardzo dobrze pamiętał jak jej ciało świetnie wyglądało w tamtym stroju na ich zajęciach gimnastycznych, więc w takich okolicznościach tego typu niemoralne myśli pojawiały się w nim samoistnie.
- Pewnie, to przecież żaden problem… zresztą, takiej propozycji od ładnej dziewczyny raczej nie wypada odrzucić, prawda? - Jak to bywało zazwyczaj obronił się swoim poczuciem humoru. Po sposobie zadania przez nią pytania, domyślił się że ta wizja spowodowała w niej pewne skrępowanie, a takiego efektu na pewno nie chciał uzyskać. Tak więc, odpowiedział tak luźno i lekko, przy tym jeszcze skinął głową, jakby dawał jej znak że mogli przejść do działania, bo w sumie nie było na co czekać.
Poczekał, aż Dorcas przyjęła wcześniej wspomnianą pozycję i sam rozpięła sobie spodnie, bo jednak wydawało mu się, że tego to już nie powinien robić. Bez jakiegokolwiek zawahania, czy tym bardziej widocznego obrzydzenia czy złości, pochwycił jej spodnie po bokach, powoli ściągając do dołu. Szczególnie na początku, by mieć pewność że razem z nimi czasem nie pociągnie jej bielizny. Materiał był kompletnie mokry, więc nie było łatwo, ale stopniowo szli do przodu - a w tej sytuacji raczej do dołu.
- Powinienem ci powiedzieć, żebyś zaopatrzyła się w odzież wodoodporną - skomentował krótko, gdy uważnie ściągał jej spodnie przez zabandażowaną kostkę. Niestety to wydawała mu się taka oczywista oczywistość, że nie pomyślał o tym i teraz mógł mieć pretensje do samego siebie. Odłożył jej spodnie na bok i chwycił po termos, który był już pusty. Niestety nie mieli już gorącej herbaty, więc odłożył go z powrotem.
- Pewnie… jesteś wymarznięta? Weź ten drugi koc, jest cieplejszy - zaproponował, szukając sobie wzrokiem innego punktu zaczepienia niż jej nagie nogi, bo przecież nie chciał jej peszyć tym, że będzie się lampił. Nawiasem mówiąc, przecież działała na niego - w pojęciu tym czysto fizycznym - w taki sposób, że chyba samego siebie wolał
nie narażać. Z kolei sam Harvey mógłby być niemal chodzącym grzejnikiem. Mimo, iż zimne krople wody cały czas skapywały mu z włosów na nagą klatkę piersiową, to był tym typem człowieka, który rzadko kiedy wyziębiał się, bo zwyczajnie jemu zawsze było ciepło. Nawet po tym ich całkowitym przemoknięciu już całkowicie przyzwyczaił się do obowiązujących warunków.
Niestety jego celowe niepatrzenie na nią zaraz spaliło się na panewce. Ściągnął brwi przybierając ten wyraźnie zastanawiający się wyraz twarzy, kierując swoje ciemne paczydła na jej jasne oczy. Totalnie nie rozumiał tego, co właśnie do niego powiedziała. Co to miało znaczyć, że ktoś czekał na niego w domu? Czekała na niego tylko i wyłącznie Charlie, o której już nieraz Harvey musiał jej wspominać. Jednak jej słowa zabrzmiały bardzo konkretnie i przedstawiały wizję, która w jego mniemaniu nie powinna w ogóle pojawić się w jej głowie, bo… jak to mogła sobie myśleć, że w domu czekała na niego jego dziewczyna, a on wybierał się z nią sam na sam pod namioty? To nie miało żadnego sensu.
- O czym ty mówisz? Nikt nie może nazywać mnie swoim chłopakiem. Przecież jestem sam. Przecież… - gdybym kogoś miał, to nie umawiałbym się z tobą. Chciał powiedzieć, ale powstrzymał się. Nie nazywali swoich spotkań randkami. Nie zachowywali się wobec siebie w sposób, który wykraczałby poza przyjacielski. Jednak przecież jego intencje wydawały mu się oczywiste. Niestety tylko jemu.
- Gdybym był z kimś, to nie szukałbym szczęścia na tinderze - odpowiedział naokoło, nawiązując do tego jak oni zaczęli się ze sobą spotykać. Wydawało mu się, że określił się wystarczająco jasno, chociaż jak to w ich rozmowach bywało, nie wprost. Powołał się też na tą aplikację, na którą jeżeliby weszła i zerknęła na jego profil, to zobaczyłaby że nie logował się od dłuższego czasu. Niejako uznając że swoją definicje
szczęścia odnalazł i nie miał zamiaru szukać gdzie indziej, tylko raczej pracować nad tą konkretną, bo ona wydawała mu się dla niego odpowiednia.
- A poza tym to stanowczo mnie idealizujesz, a chyba sama nie dostrzegasz… - zaczął mówić, oczywiście uciekając od komplementu, którym próbowała go obdarzyć, co było dla niego bardzo typowe. Nie to, że zawahał się, ale raczej nie był pewien czy powinien to mówić. Dlatego jego wzrok opadł w dół, jakby potrzebował momentu, żeby sobie to przeprocesować. Jednak zaraz stwierdził, że warto. Odnalazł dłonią jej przedramię, które zaczął gładzić w takim łagodząco-kojącym odruchu. Jego wzrok ponownie wybił w górę i wlepił się w nią z tym towarzyszącym mu subtelnym, szczerym uśmiechem.
- Jaką jesteś dobrą, ciepłą, piękną i… silną kobietą - odpowiedział z pełnym przekonaniem, wpatrując się w nią jak w obrazek. Te poprzednie epitety o niej mógł spokojnie wymienić już dawno, a po ich dzisiejszej przygodzie mógł dorzucić jeszcze ten ostatni.
@Dorcas Black