Peia nie była koniem płochliwym, a precyzując to można by było ją nawet nazwać odważną, ale za to zbyt ciekawską. Łatwo ulegała bodźcom i traciła koncentracje w wyniku czego jazda na hali była zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, kiedy jeździec nie znał zachowania klaczy, lub tak jak w tym przypadku, znał dopiero w pewnej części. Hala zapewniała ograniczenie ilości bodźców, a przede wszystkim oszczędzała widoku innych koni, które z a w s z e interesowały Peię bardziej niż jej własny trening. Beatrix wybrała więc bardzo dobre miejsce na rozruch, chociaż klacz wchodząc na halę była lekko zawiedziona tym, że jest jedynym koniem i nie będzie miała się na kim opierać. Instynkt stadny wciąż często uderzał jej do głowy, więc sytuacja w której była możliwość "wzięcia" obiektu tylko dla siebie była bezpieczniejsza, chociaż mniej wychowawcza.
Już na wejściu obrzuciła halę czujnym wzrokiem, postawiła uszy na sztorc i aż cała się powiększyła. Zarżała donośnie, ale kiedy tylko okazała się, że nie ma jej kto tutaj odpowiedzieć i właściwie zdana jest tylko na siebie, trochę spuściła z tonu. Paradoksalnie, to właśnie sytuacja w której Peia spotykała drugiego konia była dla niej bardziej pobudzająca i nakręcająca, niż samotność, którą potrafiła już zaakceptować, mimo że nie była dla niej też szczególnie komfortowa, to wtedy właśnie opierała się na człowieku i oddawała całe serduszko w pracę. Ustawiona przy schodkach wciąż rozglądała się po hali, dlatego moment w którym Trix znalazła się w siodle trochę ją zaskoczył i ściągnął na ziemię. Wzdrygnęła się lekko kiedy kobieta znalazła się w siodle, najpewniej przysparzając ją o szybsze tętno, ale nie ruszyła do przodu. Odwróciła natomiast łeb do boku, dotykając nogi właścicielki chrapkami i wdychając zapach. Elektrycznie zareagowała na łydkę, momentalnie ruszając do przodu, ale już po dwóch czy trzech szybszych krokach, zwolniła do normalnego tempa. Korzystała z długiej wodzy, co parę kroków obniżając pysk właściwie do samej ziemi, ale nie tracąc przy tym tempa. Był to Peiowy sposób na poznanie terenu, ale kiedy dotarły do krótkiej ściany obwieszonej lustrami, Peia porzuciła swoją rolę konia tropiącego. Zatrzymała się nawet tuż przed lustrem, podnosząc łeb i uszy na sztorc i przypatrując się odbiciu. "No hej, co ty tutaj tak właściwie robisz i kim ty wogóle jesteś?" zdawał się mówić jej wyraz pyska i bystre oczka. Kilkukrotnie wysuwała też chrapy w stronę lustra, ale cofała je w połowie drogi i nawet przestawiła się całym ciałkiem na wprost lustra, wydając się w tym momencie raczej głazem niż czułą na pomoce kucką.
@Cassiopeia