Wyrazy współczucia puścił mimo uszu. Nie było ono szczególnie mile przez niego widziane, głównie dlatego, że wywoływało myśli, które kazały mu się zastanowić, czy jemu też nie powinno być przykro z tego powodu. Może i kiedyś było, ale bardzo dawno temu. Ewentualnie żal przybrał w jego przypadku zupełnie inną formę, co również było prawdopodobne. W końcu każdy radzi sobie z bólem i sumieniem na swój własny sposób, a jego sposobem byłoby w takim razie zapijanie ich.
Podała mu całkiem zrozumiały powód. To mechanizm, który można było spotkać wszędzie. Zetknął się z nim nawet na odwyku, czy raczej towarzyszącej mu terapii, podczas której wszyscy dzielili się swoimi historiami. Podzielenie się tym przynosiło ulgę jednym, i drugim, bo ci drudzy - w roli słuchaczy - mogli zobaczyć, że nie są sami, nie tylko oni zmagają się ze swoimi problemami. Choć na koniec końców, i tak nie miało to znaczenia, bo każdy był zdany w tej walce na siebie. I tutaj chyba też było podobnie, bo właściwie w czym miała pomóc Jennilyn świadomość, że nie tylko ona dała dupy? Może tylko mogło jej to chwilowo poprawić humor, ale zaraz mieli się przecież rozejść, a wtedy wszystko miało być po staremu.
Z uwagą obserwował jak dziewczyna chyli się ku upadkowi. Od jakiejś chwili już nawet nie trzymał szklanki w ręku, tylko trwał w dziwnym napięciu, zupełnie jakby przewidywał kolejne wydarzenia. Nawet próbował między słowami wtrącić, żeby się trzymała, ale nie znalazł na to odpowiedniej przestrzeni, a potem... Było już za późno.
W ostatniej chwili złapał ją za ramię, ciągnąć ku górze i sobie, zanim spotkała się z ziemią. Miał zaskakująco dużo siły jak na to, że przed chwilą pokazał się jako kaleka, ale całe życie dużo robił za pomocą rąk, a poza tym, czym była dla dorosłego mężczyzny taka krucha, wiotka nastolatka, dodatkowo obezwładniona alkoholem. Może nie było to zbyt delikatne, ale za to mniej kompromitujące niż upadek. Z trudem, bo trudem, ale usadził ją z powrotem na stołku, oburącz podtrzymując za ramiona.
-
Coś mi mówi, że na Ciebie już pora - zdecydował, przez chwilę próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy, choć zapewne bez większych rezultatów. -
Aż sam zaczynam żałować, że Twoje spotkanie nie doszło do skutku - mruknął sam do siebie; nie dlatego, że źle mu się z nią rozmawiało, ale dlatego, że może gdyby tamten gówniarz sprzedał jej działkę, to mógłby jej teraz dać mało wychowawczą radę, która polegałaby na wciągnięciu jednej kreski, co w trymiga postawiłoby ją na nogi i błyskawicznie otrzeźwiło.
-
Nie dasz rady wrócić do domu... Prawda? - Nawet nie musiała potwierdzać, ale spytał by zobaczyć, na ile wciąż kontaktuje. Barman przyglądał się temu wszystkiemu z rosnącym zniecierpliwieniem, ale Wayford wciąż udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
@Jennilynn Hynes