Mogłoby się wydawać, że imprezy charytatywne są dla Donneya idealnym środowiskiem, w którym porusza się jak ryba w wodzie. Istotnie brał nie raz udział w takich akcjach w Londynie, jednak wtedy był do tego zmuszany, wciskany w za mały i za duszny garnitur. Te doświadczenia wystarczyły, żeby zrozumiał, że często wcale nie chodzi o dobro osób, dla których zbiera się fundusze. Chodzi o image, wizerunek dobrotliwego człowieka, któremu na sercu leżą sprawy ludzkości i zwierząt. Często chodziło o zasadę "postaw się, a zastaw się", a czasem pieniądze w ogóle nie trafiały do potrzebujących. Dlatego Brian często wolał zrobić mały research i często robił przelew bezpośrednio danej fundacji, zamiast iść na sztywny raut. W organizację tych atrakcji byli jednak zaangażowani ludzie ze schroniska, chociaż Brian wiedział, że burmistrzowi pewnie równie mocno zależy na dobrym wizerunku troskliwego opiekuna miasta i jego mieszkańców, a także braci mniejszych. Na dzisiejszą uroczystość wdział na siebie koszulkę polo i sportową marynarkę, odcinając się na tle panów w garniturach ze sztywnymi kołnierzykami, na miejsce dotarł taksówką, podejrzewając, że nie obejdzie się bez wychylenia kilku kieliszkow tego i owego, ale wszystko zależało od tego jaka będzie atmosfera tej imprezy. Zaskoczył się mile bardzo szybko, otrzymując formularz zgłoszeniowy na randkę w ciemno, co wydało mu się ciekawym pomysłem, bo nie był fanem typowych, nudnych randek. Brian nie szukał stałych związków i nie umiał w stałe związki, kończyło się to tylko tym, że ktoś miał złamane serce. Niektórzy uważali, że w związku z tym, że niedawno wybiło mu 29 lat na karku powinien coś zmienić, "ustatkować się", jednak on za bardzo lubił obecny tryb życia. Biorąc to pod uwagę wypełnił formularz i kontynuował zabawę, dopóki nie nastała ciemność. Brian wcale nie zaczął panikować, skupił się na dźwiękach i ruszył żwawo za obsługą, która prowadziła go na miejsce randez vous. Na miejscu zasiadł na przygotowanym mu krześle czy fotelu, z uwagą przysłuchując się instrukcjom od pracownika. Brzmiało to wszystko naprawdę ciekawie i interesująco. Otaczała go wyłącznie ciemność, ale wypełniały ją delikatne dźwięki i zapachy choćby jedzenia wystawionego przed nim na stole. Wygodnie rozparł się na krześle, jednocześnie poddając delikatnemu napływowi adrenaliny związanym z jedną wielką niewiadomą tej sytuacji.
Kiedy miał pewność, że jego randka również znalazła się w pokoju, wciąż rozparty na krześle przemówił.
- Witaj nieznajoma. Jak mam cię nazywać? A może wolisz nie zdradzać swojego imienia? - spytał. W randce w takich okolicznościach, w egipskich ciemnościach jedno było ciekawe: można było być kim się tylko chce, jednak w odczuciu Briana udają tylko ci, którzy nie lubią samych siebie. On zaś siebie lubił, i skromność nie była jego mocną stroną.
@Hayley Wright