To
u r o c z e. Śmiech Paula rozbrzmiewa w głowie Duke’a, ale to słowa, które wypowiada później, wywołują u niego prawdziwe, szczere rozbawienie. Bo to
urocze, że Delaney myśli, że ich seks wyglądałby tak, jak to sobie wymarzył, wnioskując tylko po dotychczasowych doświadczeniach.
— I co sobie wyobrażałeś? — szepcze, korzystając z faktu, że Paul jest tak blisko. Ociera się o jego policzek, zahacza wargami o ucho.
- Bo cokolwiek to było, na pewno nie oddaje rzeczywistości. Niedługo — zniża głos, przesuwając się odrobinę; teraz jego wargi dotykają ust blondyna, ale wcale go nie całuje
— sam się o tym przekonasz. Kiedy tylko będziesz gotowy p o p r o s i ć.
Nawet nie rejestruje momentu, w którym jego własna dłoń ląduje na szyi Paula. Palce zaciskają się na skórze, pod opuszkami pulsuje jedna wyraźna żyła. Pasuje tam idealnie. Oplata go jak jedyny w swoim rodzaju, ale dopasowany pod wymiar naszyjnik i przyciska głowę blondyna do łóżka. Irytuje go tym gadaniem, irytuje go treścią, która z tych słów wynika. Irytuje go też, że
udawał i irytuje go, że zbyt późno sam zorientował się, że trochę podświadomie szukał w chłopcach z Tindera właśnie jego. I kiedy wydawało mu się, że
znalazł, Malcolm okazał się jedynie chorym wymysłem.
Nie podoba mu się, że to Paul prowadzi w tej rozgrywce. Że cokolwiek Duke zrobi, i tak ostatecznie przegrywa. Właśnie dlatego, trzymając gardło Delaneya w mocnym uścisku, drugą dłoń przesuwa wzdłuż własnego ciała. Chwyta za nadgarstek Paula, przyciąga jego rękę bliżej i pozwala, by palce mężczyzny zacisnęły się na jego ciele mocniej. Z gardła wyrywa mu się coś na kształt warknięcia, gdy na chwilę mruży oczy.
— Poczekam — sapie, pochylając się nad twarzą blondyna. Wciąż trzyma jego dłoń za nadgarstek, ale puszcza szyję. W miejscu, gdzie przed chwilą zaciskały się jego palce, pojawia się delikatnie zaczerwienienie. Duke podąża ku niemu spojrzeniem, zgina kark jeszcze trochę i składa na skórze łagodny pocałunek. Zaledwie muska ją ustami, ale ta niewinna pieszczota zamienia się w coś jeszcze. Wargi Wellingtona rozchylają się, czubek języka zatacza koło w miejscu całusa, a zaledwie sekundę później w szyję Paula wbijają się zęby. Nie na tyle mocno, by sprawić mu ból, ale wystarczająco, by zdławić kolejne westchnienie umykające z ust Duke’a, i zostawić na skórze dwa zaczerwienione ślady.
Szumi mu w głowie i wie, że jeśli nie przerwie tego teraz, to nie będzie mógł przerwać wcale. Chwyta nadgarstek Paula mocniej, odrywa jego palce od miejsca, które pulsuje teraz bolesnym pożądaniem, i szybko się podnosi.
Już na niego nie patrzy. Po drodze depcze jeszcze leżące na podłodze ubrania i kopie w kąt kilka guzików, ale kieruje kroki w stronę przedpokoju. Nie ogląda się przez ramię, wychodząc z sypialni i nie zatrzymuje się nawet na sekundę, gdy dopada do wyjścia. Powiew chłodnego powietrza trochę go ostudza, ale i tak mocno trzaska za sobą drzwiami.
Nim pójdzie do domu, oprze jedną dłoń na masce zadrapanego samochodu. Z zamkniętymi oczami, czując na skórze pierwsze krople deszczu, wsunie drżące palce między rozgrzaną skórę a miękki materiał spodni.
Potrzebuje tylko kilku ruchów i jednej twarzy widzianej oczyma wyobraźni. Nogi prawie odmawiają mu posłuszeństwa.
@Paul Delaney
/ koniec