Wolne, wolne.. Dziś miał wolne, dodatkowy dzień katorgi, gdyby nie fakt dzisiejszego wolnego dnia, nie czułby dziś tego paskudnego bólu głowy, po wczorajszej mieszaninie alkoholowej. Jako pracownik baru, osoba obcująca z tymi trunkami, powinien wiedzieć, że z mieszania nigdy nie wychodzi nic dobrego, no dobra prawie nigdy; a skutki swojej głupoty czuł właśnie dziś. A jak się znalazł w tym miejscu? Sam by chciał to wiedzieć, pewnie wybył z imprezy gdzieś z samego rana. Nie znał tu jeszcze nikogo, jednak gdy leje się alkohol to znajomości, praktycznie nie są potrzebne. Właśnie podczas takiej libacji, każdy jest dla siebie bratem. A przynajmniej do momentu, aż nie znajdzie się jej bezmyślny idiota, który wpada w tryb agresji po spożyciu większej ilości procentów. Całe szczęście tym razem cała paczka, na którą trafił; zdawała, się jakoś bardzo zgrana, poza obcym, którym właściwie był on. Nie przeszkadzało im to chyba aż tak mocno, skoro chętnie z nim pili. Wszystko jednak było zbyt mgliste, by sobie przypomnieć ważne, że rampa, na której leżał głowa w dół, była ohydnie zimna i sprawiała mu przyjemność. Nie chce myśleć co, powiedziałaby szefowa, gdyby zobaczyła go w tym miejscu i w takim stanie. Pewnie napomniałaby coś o niszczeniu wizerunku baru, czy coś w tym stylu...a może i nie, kto ją tam wiedział. Zdawała się miła, trochę głupiutka, ale miła...
Westchnął i sięgnął do kieszeni, w której wymacał chwilę wcześniej paczkę papierosów. Nie była pusta, o chwała...no tak, ale by nie mieć zbyt dużego pokładu szczęścia w ten szary dzień, prawie wszystkie pozostałe dary nikotynowego boga, zostały połamane...a jebać to, pomyślał i wyszukał największy z kawałków papierosa, po czym włożył go powoli do ust.
-
zgubiłem? Tak zgubiłem...
Początkowa radość przyjemnego posmaku filtra, zmieniła się w lament z powodu zgubienia jedynego źródła ognia, jaki posiadał. Plac był pusty, więc skołowanie czegokolwiek raczej nie będzie zbytnio możliwe. Czego jednak oczekiwał o tak wczesnej godzinie, dodatkowo w dzień, gdy prawie co druga osoba ma wolne. Ohydna opatrzność zesłała mu jednak jednego przechodnia, który zdawał się pojawić w polu jego widzenia...
-
ej, ty tam...tak ty, masz zapalniczkę?
Ostatecznie podniósł jeszcze rękę do góry, by pokazać mu, że nie leża tu zwłoki i jeszcze dycha, co by nie wzywał policji czy coś. Jeszcze wizyty panów lubujących się w spisywaniu tu brakowało...
Wyjątkowo dziś nie miał ochoty tłumaczyć się im dlaczego znowu znajdują go po popijawie. Niestety był na tyle charakterystyczny, że nie trudno było zapomnieć o nim, gdy już raz się go widziało. Dodatkowo zawsze mogli spoglądnąć w akta, gdy zechcą go sprawdzić. Nie zmienił przecież nawet imienia ani nie używał nazwiska swojej adopcyjnej rodziny.
@Wyatt Wynn