Czasami wydawało jej się, że czuje zmartwienie. Dojmujące, podążające wzdłuż kręgosłupa prosto do bolesności ramion. Dociążające do lodowatego gruntu, jakby swoją obecnością wojowało o zaakceptowanie bycia człowiekiem. Emocjonalnym, słabym, omylnym.
Wszystkim tym, czym ona pragnęła nie być, zapierając się wątłymi dłońmi o margines kłamstwa.
Zaś ono, w całym swoim żelazistym smaku zagryzanych policzków, kończyło się tutaj. Steki papierów trafiały do skórzanej aktówki, kłamstwa współpracowników lądowały w głębi podświadomości, wieńcząc każde pożegnanie krótkim, zbywającym uśmiechem. Doceniała spokój ogarniający każdy fragment skóry wraz z ciepłem pomieszczenia i głosem kojącym niekiedy największe rozterki. Nie musiała o nich mówić, jakby każda zmiana tempa oddechu odbijała się w podświadomości i czynach drugiej osoby.
Czasami wydawało jej się, że są skrajnie różni - że on w tej przeklętej, domagającej się pomsty do nieba upartości jest autentyczny i bezpieczny, podczas gdy całe jej życie usiane jest kolczastymi łodygami od róż, które same zdemolowała. Gdy zakładał policyjne odznaczenia, nawet jeśli musiał grać, jakby nic się nie działo - to ta gra nie była nawet w połowie tak istotna, jak cała,
prawdziwa pasja.
-
Da się zauważyć. - Krótkie westchnięcie teatralnego niezadowolenia odbiło się od chłodnych ścian, towarzysząc szelestowi foliowej torby. -
Kupiłam po drodze chińczyka, ale zdążył wystygnąć, więc chyba nie mam za co dziękować. - Liczyło się tylko to, co między nimi i choć brzmiało to jak czcze gadanie z taniej komedii romantycznej, to mieli niepisaną zasadę o milczeniu. Nie dopytywali, wiedząc, że dowiedzą się w swoim czasie. Nie komentowali, bo wiedzieli co ta druga osoba chce powiedzieć.
Jak to, że znając życie, nic pożywnego jeszcze dziś nie jadł. Jedzenie było z rzeczy o których najłatwiej zapomnieć - dopóki brzuch nie zwijał się bolesnych skurczach pustego żołądka, wystarczy mocna kawa by skupić myśli na następującej powoli liście obowiązków. A może po prostu miała ochotę na dobre żarcie, a on zmieściłby nawet konia z kopytami, choćby przed chwilą zjadł podwójną porcję szakszuki?
Tłumaczenia.
Wzrok podążył za gestem mężczyzny, powodując na wpół niezadowolone zmarszczenie brwi. Słowa kłębiły się na końcu języka, powodując chwilę rozszerzenia ust, nim jednak spostrzegła, rozsądek odpowiedział za nią krótkim, wymijającym żartem.
-
W taką pogodę przestępcom się nie chce, więc myślę, że nawet jakbyś został, to nikogo byś nie zbawił. - Zwykła czuć się jak u siebie, podążając wprost do kuchni z szeleszczącą, papierową torbą. Aromat kurkumy zmieszany ze słodką papryką i sosem słodkie chili rozbudzały pozostawione na głodzie przez całą pracę ciało, nim jednak zdołałaby sobie przypomnieć o koniecznym do przeżycia obowiązku (może dlatego posądzała go również o takie bezeceństwa?), jedzenie trafiło do naczyń, a te w odpowiedniej kolejności do mikrofali.
-
To co zawsze. - Czasami postępowała instynktownie, jakby dłonie zaciskające się na kompletach pałeczek żyły we własnej, odrealnionej i zapobiegliwej wersji wydarzeń. Jakby podstępowały szybciej niż którekolwiek z nich, łamiąc drewniane patyczki na pół. Na
wypadek, gdyby kiedyś miał problem z ich użyciem.
Przyglądała się jego ruchom, dłonie opierając na wyprostowanych łokciach o blat, jakby to naprawdę miało pomóc w pozbieraniu myśli. Momentami zdawała się zauważać zmiany - lekkie drżenie palców, nadgarstek skierowany bardziej do dołu, jakby kiedyś miał stanowić ratunek i służyć do wyczuwania bliskości powierzchni. W innych sekundach wszystko było stałe - jego wymiętolona koszulka, którą perfekcjonizm kazał jej momentalnie zdjąć i wyprasować; zapach alkoholu, który kusił i otrzeźwiał jednocześnie, będąc złotym jabłkiem zagłady jej - i tak zniszczonego, dojmującego i bezsensownego - życia. Słowo '
nadgodziny', przewalane w każdej rozmowie, gdy tuż przed zamknięciem pobliskiego sklepu wpadała na niego, prosząc o podanie czegoś z wyższej półki. Szum wiatru uderzającego we wschodnią ścianę budynku.
-
W ogóle miałam dzisiaj koszmarny dzień. Od samego rana nie działały serwery, a gdy już zaczęły działać, to okazało się, że poprzednie dane się nie zapisały. No i kolejne pół dnia dodawania tabelek w plecy, więc zleciłam to tej nowej... wiesz, opowiadałam Ci o niej. - Nawet jak nie wiedział, to chyba nie było specjalnie istotne w historii znad wyjmowanego, odgrzewanego jedzenia z mikrofali. Ciche uderzenie głębokich talerzy o blat, ułożenie widelców i streszczenie administracyjnej burdy. Aż dziwne, że na takiej diecie nie cierpiał dodatkowo na chroniczną anemię. Kiedyś, dobre kilka miesięcy temu rozmawiali, że powinna być atomówką. Dwie szklanki zapełniły się wodą, butelka do kosza, druga otwarta. Okno odsłonięte, ścierka powieszona na wieszaku. Wszechobecny ład, który musiał ją otaczać, by myśli mogły choć na sekundę zwolnić.
-
No i jutro zobaczymy, jak się spisała. Boję się, że kolejna nie będzie potrafiła obsłużyć podstawowych komend w excelu i będę robiła za matkę. A to już widać po moich kwiatkach, że się nie udaje. - Hoia zniknęła w niewyjaśnionych warunkach. Sukulenty ususzyła, a trzykrotka po prostu zniknęła jako pył na ziemi. Czasami za nimi tęskniła. Tak trochę, odrobinę - za tym naiwnym monologiem o życiu, gdy raz na rok postanowiła je podlać.
@Bishop Higgs