Constantia Singh
Awatar użytkownika
30
lat
165
cm
Starszy ekspert skarbowy
Techniczna Klasa Średnia
Warkot silnika ucichł, gdy wskazała miejsce zamieszkania przez lekko ośnieżoną szybę czarnego Mercedesa. Jasper zwykł odwozić ją po pracy coraz częściej, co kwitowała lekkim, zagubionym w zamyśleniu uśmiechem. Nienawykła zwracać uwagi na zainteresowanie innych ludzi, tkwiąc w swojej jednostronnej drodze ku wyimaginowanym celom - nierzeczywistym, bo sama nie potrafiła ich określić bardziej, niż twierdząc, że istnieją.
Męska twarz podążyła gdzieś w okolice lica kobiety, poszukując pożegnania w przyjacielskim ucałowaniu policzka, lecz nim zdołałby przekroczyć granicę dobrego smaku, drzwi otworzyły się na chłodny powiew zimowego wieczora.
Najlepszą antykoncepcję jest umiejętność trafienia w odpowiedni czas; Jasper ewidentnie wycelował, dostając odchodnym: ‘Nigdy więcej nie próbuj’.
Bywała zgryźliwa.
Z natury przekraczała granice słowne i cielesne, jednocześnie nie mając w zamyśle nic więcej, niż prozaicznych emocji. De facto, ich szczątek, które tkwiły zakopane gdzieś głęboko w woluminach scenariuszy możliwie akceptowalnych przez jej umysł. W resztkach, które pozbierała doszczętnie niczym stłuczone szkło dziecięcego skrzywdzenia.
Musiała zapalić.
Obcas buta wbijał się w piętę, pojedyncze śnieżynki rozmazywały tusz pod błękitnymi oczyma i tylko świadomość, że już zaraz - za moment, w chwili, gdy przekroczy z charakterystycznym stukotem doskonale znane jej drzwi - nie będzie musiała kreować wybrednej, oszlifowanej latami kłamstw rzeczywistości. Nie będzie musiała nic mówić, aby druga osoba rozumiała. Uśmiech ustanie w wymuszeniu, stając się naturalnym odruchem na ciepło skrytego pod obcisłą - cholera, przyciasną, opinającą i niewyobrażalnie niewygodną - bluzką ciała. Wreszcie stukot. Miała wrażenie, że on potrafił go usłyszeć nawet przy szumie prysznica, nim kościste dłonie zdołały zapukać w obdarzone doskonale zapamiętanym numerem drzwi.
- Cześć. Jestem wcześniej, bo kolega z pracy mnie podrzucił. - Charakterystyczny zapach oplatający całe wnętrze uderzył w nią przyjemnym ciepłem. Przekroczywszy próg mieszkania, wnosiła silne, kobiece perfumy i przyjemny zapach mroźnego powietrza.
Tęsknoty - jej odrębnego, zdziczałego gatunku, który nakazywał powracać do tych drzwi i witać się ciepłym, emocjonalnym? uśmiechem.
Zaciekawienia - niezmiennie, od niemalże czterech lat - stanowił obiekt zaciekawienia, który oplatała lodowatym spojrzeniem zza zasłon mieszkania obok. - A Ty co tak wcześnie dziś kończysz? Robiłeś nadgodziny w tamtym tygodniu? - Przemoknięty płaszcz wylądował na wieszaku, a obcasy zastąpił chłód podłogi na odzianych w ledwie rajstopy stóp.
Może powinna zainwestować w kapcie dla gości?
Jego gości.
Mów mi Martyna. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda martini#4320. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam Zawiłych relacji przesiąkniętych tajemnicami.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Liczne opisy przemocy domowej, w tym przemocy nad dziećmi. Nadużywanie używek oraz liczne, niewybredne słownictwo
.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Bishop Higgs
Awatar użytkownika
40
lat
185
cm
Nadinspektor, wydział kryminalny
Techniczna Klasa Średnia
Kostki lodu uderzyły o dno szklanki z grubego szkła. Butelka miodowego whiskey została przechylona, a bursztynowy płyn z bulgotem przedostał się się przez szyjkę naczynia. Nie lubił tego smaku whiskey, bo było zbyt likierowate, a on nie przepadał za słodkimi nutami, wolał te ostre i wyraziste. Zawsze chciał by wszystko było proste i dosadne. Paradoksalnie, ostatnimi czasy, jego życie zaczynało być niewyraźne.
Westchnął i upił łyk alkoholu, stwierdzając, że przecież i tak nie ma znaczenia jaki alkohol trafi do jego gardła, skoro nie chodzi o degustację.
Nie miał problemów z piciem - przynajmniej tak twierdził - a jednak coraz częściej przyłapywał się na tym, że zagląda w przysłowiowy kieliszek. Wiedział, że przyczyną jest strach i ból, ten rodzaj, którego nie mógł uciszyć garścią tabletek, ten jedyny, przed którym tak rozpaczliwie uciekał. Pulsowanie w skroni, przenoszące się siatką nerwów aż do potylicy i karku, przypominało mu jak wiele może stracić w mgnieniu oka - oka, które zamglone szukało wyjścia z beznadziejnej sytuacji. I tego wieczora również dopadło go to pulsowanie wyciskające strach przez źrenice. Spał długo, zamroczony lekami przeciwbólowymi, a kiedy wstał, z goryczą stwierdził, że jego pole widzenia drastycznie się zmniejszyło. Reagował na światło latarni padające przez okno, na bezmyślnie szumiący telewizor, którego zapomniał wyłączyć, a który błyszczał niebieską poświatą. Niewiele więcej. Niewiele, a chciałby tak dużo. Dlatego właśnie topił się w miodowym whiskey.
Usłyszał podjeżdżający samochód, a później stukot obcasów o posadzkę. Znał rytm tych kroków, słuch nigdy go nie zawodził, w przeciwieństwie do niektórych zmysłów. Miał wrażenie, że nawet przez zamknięte drzwi czuje jej perfumy; wyraźne i ostre, tak jak lubił. Kącik jego ust drgnął, ale uniósł się dopiero kiedy drewno zaskrzypiało, a światło zauważalnie się rozproszyło, tańcząc wokół osoby Constantii. Z pewnością mógł stwierdzić, choć zajęło mu to odrobinę zbyt dużo czasu, że różnią się od siebie aktualnym stanem. Kobieta miała w sobie jakąś świeżość, nawet jeśli przeplataną z gryzącym chłodem. Wyglądała elegancko, ciasna bluzka i buty na obcasach dodawały jej powagi, ale i charyzmy. Bishop natomiast stał z szklanką w ręku, w dresowych spodniach i zmiętej białej koszulce, a jego oczy mrużyły się niecierpliwie.
— Wybacz, niedawno wstałem — wymruczał cicho, bardziej do siebie niż do niej. — Ale bardzo miło ze strony kolegi, mam nadzieję, że dostał całusa w podziękowaniu. — Uśmiechnął się, nieco złośliwe, choć ten gest wciąż miał w sobie dużo sympatii. Znał Constantię od kilku lat i nigdy nie widział żeby była blisko z jakimś facetem. Nie pytał, bo nie obchodziło go to. Nie był zdziwiony, bo sam spędzał większość nocy samotnie. Nie drążył, bo ona też nigdy tego nie robiła.
— Tak, brałem nadgodziny. Pewnie dlatego dzisiaj musiałem wcześniej wyjść. — Od niechcenia wskazał palcami na głowę, jakby chciał powiedzieć, że nadmiar pracy doprowadził go do tego stanu. Znów przecenił swoje możliwości, próbując kontrolować swoje ciało.
Machnął ręką w powietrzu, uznając temat jego aktualnego stanu za nieistotny. Podszedł do barku, kładąc szklankę z whiskey na drewnianianej powierzchni. Zielone oczy skierowały się na nieostrą twarz Constantii, ciemną i rozmytą w konturach, choć wciąż widocznie kobiecą i ładną.
— Nalać Ci czegoś?


@Constantia Singh
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda sheriam#2454. Piszę w trzeciej osobie, czas przeszły. Wątkom +18 mówię czemu nie.
Szukam rozwiązań.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przemoc, używki, możliwe wątpliwe stany psychiczne, erotyka.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Constantia Singh
Awatar użytkownika
30
lat
165
cm
Starszy ekspert skarbowy
Techniczna Klasa Średnia
Czasami wydawało jej się, że czuje zmartwienie. Dojmujące, podążające wzdłuż kręgosłupa prosto do bolesności ramion. Dociążające do lodowatego gruntu, jakby swoją obecnością wojowało o zaakceptowanie bycia człowiekiem. Emocjonalnym, słabym, omylnym.
Wszystkim tym, czym ona pragnęła nie być, zapierając się wątłymi dłońmi o margines kłamstwa.
Zaś ono, w całym swoim żelazistym smaku zagryzanych policzków, kończyło się tutaj. Steki papierów trafiały do skórzanej aktówki, kłamstwa współpracowników lądowały w głębi podświadomości, wieńcząc każde pożegnanie krótkim, zbywającym uśmiechem. Doceniała spokój ogarniający każdy fragment skóry wraz z ciepłem pomieszczenia i głosem kojącym niekiedy największe rozterki. Nie musiała o nich mówić, jakby każda zmiana tempa oddechu odbijała się w podświadomości i czynach drugiej osoby.
Czasami wydawało jej się, że są skrajnie różni - że on w tej przeklętej, domagającej się pomsty do nieba upartości jest autentyczny i bezpieczny, podczas gdy całe jej życie usiane jest kolczastymi łodygami od róż, które same zdemolowała. Gdy zakładał policyjne odznaczenia, nawet jeśli musiał grać, jakby nic się nie działo - to ta gra nie była nawet w połowie tak istotna, jak cała, prawdziwa pasja.
- Da się zauważyć. - Krótkie westchnięcie teatralnego niezadowolenia odbiło się od chłodnych ścian, towarzysząc szelestowi foliowej torby. -Kupiłam po drodze chińczyka, ale zdążył wystygnąć, więc chyba nie mam za co dziękować. - Liczyło się tylko to, co między nimi i choć brzmiało to jak czcze gadanie z taniej komedii romantycznej, to mieli niepisaną zasadę o milczeniu. Nie dopytywali, wiedząc, że dowiedzą się w swoim czasie. Nie komentowali, bo wiedzieli co ta druga osoba chce powiedzieć.
Jak to, że znając życie, nic pożywnego jeszcze dziś nie jadł. Jedzenie było z rzeczy o których najłatwiej zapomnieć - dopóki brzuch nie zwijał się bolesnych skurczach pustego żołądka, wystarczy mocna kawa by skupić myśli na następującej powoli liście obowiązków. A może po prostu miała ochotę na dobre żarcie, a on zmieściłby nawet konia z kopytami, choćby przed chwilą zjadł podwójną porcję szakszuki? Tłumaczenia.
Wzrok podążył za gestem mężczyzny, powodując na wpół niezadowolone zmarszczenie brwi. Słowa kłębiły się na końcu języka, powodując chwilę rozszerzenia ust, nim jednak spostrzegła, rozsądek odpowiedział za nią krótkim, wymijającym żartem.
- W taką pogodę przestępcom się nie chce, więc myślę, że nawet jakbyś został, to nikogo byś nie zbawił. - Zwykła czuć się jak u siebie, podążając wprost do kuchni z szeleszczącą, papierową torbą. Aromat kurkumy zmieszany ze słodką papryką i sosem słodkie chili rozbudzały pozostawione na głodzie przez całą pracę ciało, nim jednak zdołałaby sobie przypomnieć o koniecznym do przeżycia obowiązku (może dlatego posądzała go również o takie bezeceństwa?), jedzenie trafiło do naczyń, a te w odpowiedniej kolejności do mikrofali.
- To co zawsze. - Czasami postępowała instynktownie, jakby dłonie zaciskające się na kompletach pałeczek żyły we własnej, odrealnionej i zapobiegliwej wersji wydarzeń. Jakby podstępowały szybciej niż którekolwiek z nich, łamiąc drewniane patyczki na pół. Na wypadek, gdyby kiedyś miał problem z ich użyciem.
Przyglądała się jego ruchom, dłonie opierając na wyprostowanych łokciach o blat, jakby to naprawdę miało pomóc w pozbieraniu myśli. Momentami zdawała się zauważać zmiany - lekkie drżenie palców, nadgarstek skierowany bardziej do dołu, jakby kiedyś miał stanowić ratunek i służyć do wyczuwania bliskości powierzchni. W innych sekundach wszystko było stałe - jego wymiętolona koszulka, którą perfekcjonizm kazał jej momentalnie zdjąć i wyprasować; zapach alkoholu, który kusił i otrzeźwiał jednocześnie, będąc złotym jabłkiem zagłady jej - i tak zniszczonego, dojmującego i bezsensownego - życia. Słowo 'nadgodziny', przewalane w każdej rozmowie, gdy tuż przed zamknięciem pobliskiego sklepu wpadała na niego, prosząc o podanie czegoś z wyższej półki. Szum wiatru uderzającego we wschodnią ścianę budynku.
- W ogóle miałam dzisiaj koszmarny dzień. Od samego rana nie działały serwery, a gdy już zaczęły działać, to okazało się, że poprzednie dane się nie zapisały. No i kolejne pół dnia dodawania tabelek w plecy, więc zleciłam to tej nowej... wiesz, opowiadałam Ci o niej. - Nawet jak nie wiedział, to chyba nie było specjalnie istotne w historii znad wyjmowanego, odgrzewanego jedzenia z mikrofali. Ciche uderzenie głębokich talerzy o blat, ułożenie widelców i streszczenie administracyjnej burdy. Aż dziwne, że na takiej diecie nie cierpiał dodatkowo na chroniczną anemię. Kiedyś, dobre kilka miesięcy temu rozmawiali, że powinna być atomówką. Dwie szklanki zapełniły się wodą, butelka do kosza, druga otwarta. Okno odsłonięte, ścierka powieszona na wieszaku. Wszechobecny ład, który musiał ją otaczać, by myśli mogły choć na sekundę zwolnić.
- No i jutro zobaczymy, jak się spisała. Boję się, że kolejna nie będzie potrafiła obsłużyć podstawowych komend w excelu i będę robiła za matkę. A to już widać po moich kwiatkach, że się nie udaje. - Hoia zniknęła w niewyjaśnionych warunkach. Sukulenty ususzyła, a trzykrotka po prostu zniknęła jako pył na ziemi. Czasami za nimi tęskniła. Tak trochę, odrobinę - za tym naiwnym monologiem o życiu, gdy raz na rok postanowiła je podlać.

@Bishop Higgs
Mów mi Martyna. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda martini#4320. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam Zawiłych relacji przesiąkniętych tajemnicami.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Liczne opisy przemocy domowej, w tym przemocy nad dziećmi. Nadużywanie używek oraz liczne, niewybredne słownictwo
.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Bishop Higgs
Awatar użytkownika
40
lat
185
cm
Nadinspektor, wydział kryminalny
Techniczna Klasa Średnia
Bishop poczuł zapach orientalnych przypraw jeszcze zanim zobaczył mały rozmazany kształt, który zapewne był pudełkiem z chińszczyzną. Jego brzuch mimowolnie zaburczał, a on skarcił się w myślach. Skarcił, ponieważ istotnie zapomniał o tym, żeby cokolwiek zjeść, ba, nie pamiętał kiedy miał coś w ustach, jakby taka podstawowa potrzeba jak głód, była zbyt prozaiczna żeby ją zaspokajać. Jego wątroba i żołądek próbowały sobie poradzić z tabletkami i alkoholem przyjmowanymi na czczo, może dlatego czuł się taki rozbity i upojony. Zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio, że stoi przed nim Constantia, jak zawsze perfekcyjna (choć odrobinę odsłonięta emocjonalnie w jego towarzystwie), a on, czterdziestoletni policjant, ma jedynie szklankę z whiskey w ręce i pusty żołądek, puste spojrzenie, puste mieszkanie.
— Ale ja mam. Dziękuję za chińczyka. — Uśmiechnął się delikatnie i pozwolił kobiecie podgrzać jedzenie, podczas gdy on wyciągał z barku whiskey. Mocny alkohol to był znak ich wieczorów. Czasami pozwalali sobie zanurzyć wargi w czerwonym winie, choć Bishop nie potrafił rozszyfrować od czego zależy wybór trunku. Może od humoru Constantii, może od niego. A może to alkohol wyczuwał ich nastroje i sam pchał się w dłonie, przekonująco udając, że jest siłą zapomnienia, po której wszystko łagodnieje - nawet ból i szum w głowie, nawet poczucie zakłamania.
Słysząc żart z ust kobiety wrócił myślami do pracy. Zostawił na biurku masę papierów, niezbyt istotnych, ale jednak wymagających przejrzenia. Chciał być i czuć się przydatny. Nawet jeśli ostatnimi czasy rzadko zdarzały im się akcje w terenie, były inne rzeczy, które czekały - przedawnione, nierozwiązane sprawy.
— Tak, prawda, pewnie wszystkie bandziory siedzą przed kominkiem z wyciągniętymi nogami. — Wsypał lód do szklanki, a następnie wlał miodowe whiskey. Wiedział, że Constantia go obserwuje, nie musiał nawet patrzeć w jej stronę - czuł dreszcz przebiegający po karku, spływający po koszulce. Policyjne doświadczenie wyczuliło go na wiele bodźców, nauczyło też opanowania, jednak tym razem jego palce zadrżały, obraz przyciemnił się nieco bardziej, a dłoń ledwo zauważalnie zacisnęła się na blacie w przypływie nagłego gniewu. Musiał poskładać się do kupy. — Ostatnimi czasy odkopujemy stare sprawy, dużo współpracujemy z śledczymi i prewencją. Powoli i do przodu.
Wręczył jej szklankę z alkoholem, a sam sięgnął po talerz z jedzeniem. Pochłaniał aromatyczny posiłek, który smakował wyśmienicie, nawet jeśli to tylko odgrzewane chińskie żarcie. Słuchał przy okazji Singh, która mówiła o pracy z rozżaleniem, czasami zerkał na jej twarz, próbując odgadnąć jaki wyraz mają jej oczy.
— Złośliwość rzeczy martwych. I złośliwość odpowiedzialności nad nowymi pracownikami. — Popił whiskey, ignorując szklankę z wodą. — Mam nadzieję, że nie będziesz miała problemów z tą dziewczyną. Co jak co, ale faktycznie nie mogłabyś matkować — zaśmiał się szczerze. — Ale hej, ja nie mógłbym ojcować, zagłodziłbym wszystko co żyje. A kwiatki pewnie podlał wódką.
Chciał ją rozluźnić, sprawić, że zapomni na moment o ciężkim dniu w pracy; w końcu nie była tam, siedziała przecież w jego mieszkaniu, na chwilę mogła odpuścić, zrzucić maskę kontroli. Nie zamierzał jej oceniać ani drążyć niewygodnych tematów, podlewać smutku alkoholem czy też odmawiać procentów jeśli ich potrzebowała. Dał jej przestrzeń do oddychania, więc niech pozwoli sobie oddychać.
— A poza pracą? Coś ciekawego stało się w twoim życiu? Wpadłaś na kogoś? Kupujesz samochód żeby dowozić chińskie jedzenie jeszcze ciepłe? Uchyl mi rąbka tajemnicy, wtedy ja powiem o swojej beznadziejnej randce. - Puścił jej oczko, zawadiacko się uśmiechając. Miał w rękawie sporo historii, którymi przecież mógł się podzielić. Był też autentycznie zaciekawiony co w ostatnim czasie robiła Constantia, nie jako starszy ekspert skarbowy, a prywatna osoba. Wtedy kiedy zrzucała szpilki ze stóp i zamieniała zbyt ciasne bluzki na luźniejsze ubrania.
Czekając na odpowiedź - lub też jej brak - wstał od stolika i sięgnął po paczkę papierosów leżącą na parapecie. Oparł się o niego i uchylił kuchenne okno, nie chcąc zadymiać mieszkania, a następnie odpalił papierosa i zaciągnął się. Przymknął powieki, bo do jego oczu i tak docierało głównie żółte światło żarówki.
— Powiedz jeśli zrobi się chłodno. Albo jeśli też chcesz się podtruć tytoniem. Prawdę mówiąc powiedz jeśli potrzebujesz czegokolwiek.

@Constantia Singh
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda sheriam#2454. Piszę w trzeciej osobie, czas przeszły. Wątkom +18 mówię czemu nie.
Szukam rozwiązań.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przemoc, używki, możliwe wątpliwe stany psychiczne, erotyka.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Constantia Singh
Awatar użytkownika
30
lat
165
cm
Starszy ekspert skarbowy
Techniczna Klasa Średnia
Żyła w nieustannym poczuciu błędnego koła. Monotonia wdzierała się wszelkimi możliwymi drzwiami, by wreszcie - usilnie, z chorą satysfakcją - zakotwiczyć się w boleśnie przemęczonych mięśniach. Codziennie to prawa noga lądowała w kapciu pierwsza, ręka sięgała po szczoteczkę, szczęka ze znudzeniem przemielała kilka krakersów na śniadanie. Autobus hamował z cichym piskiem prawej opony - cholera, kiedy ją wreszcie naprawią? - a ona siadała gdzieś z przodu, by nie cuchnąć elektrycznymi fajkami bandy nastolatków.
Liczył, że powie mu coś więcej? O przygodach na jedną noc, które pozostawiała w zakamarkach pamięci przypominanych tylko w chwilach przyjemnej samotności. O klubach, które przestała odwiedzać planując polityczną karierę. O nieodebranych telefonach od adopcyjnych rodziców, którzy niedawno obchodzili czterdziestą rocznicę ślubu.
Mogła mu powiedzieć jak złym człowiekiem była.
Zamiast tego jednak, przyniosła chińskie i zdobyła troskę na piedestał emocji, prowadząc lodowato błękitne spojrzenie po nieszczęściu szarego życia. Jego, swojego i wszystkiego, co ich otaczało. Jak prozaiczne to było.
- Dobrzy kandydaci na rodziców to deficytowy towar. Nie moglibyśmy tak tutaj siedzieć, jak teraz. - Patrząc pokoleniowo, jedyne co mogłaby przekazać swoim potencjalnym dzieciom, to niestabilność emocjonalną i patologiczne przypadłości. Uzależnienie, które kiedyś, na czymś, musiało się objawić. Pociąg do alkoholu i niewłaściwych ludzi, bo choć Bishop do nich nie należał, to Constantia cierpiała na dziwną przypadłość toksycznych związków i przyjaźni. Albo po prostu w taki sposób tłumaczyła sobie, dlaczego unika ludzi.
- Wiesz przecież jak nudne mam życie... ale no dobra, niech będzie. - Ciche westchnięcie skwitowała łykiem otrzeźwiającego, chłodnego trunku. Pozwoliła ochłonąć resztkom dychających kubków smakowych, po dawce mrożącej krew w żyłach ilości przypraw w chińskim, kubkom smakowym, nim podjęła temat. Kurwa, banalny jak niedzielne kazanie podstarzałego księdza.
- Myślałam o zrobieniu prawka, dobrze strzeliłeś. Ale dalej się boję... w sensie. Mam wrażenie, że kierowca będzie ze mnie straszny, skoro nawet kierunki mylę. Jedynym argumentem na tak, jest problem z dojazdem do pracy. - Mógł wyczuć jej kręcenie na krześle. Stopa wylądowała na siedzeniu, kolano pod brodą, spódnica wdarła się zaczerwienionym śladem w krągłości ciała, by przy każdym lekkim zamachnięciu drugiej nogi, zarysowywać kolejne rysunki szycia materiału. Nie lubiła opowiadać o sobie więcej, nieustannie sądząc, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Wszystko czym mogła się szczycić skończyło się wieki temu, wraz z odebraniem dyplomu. Wraz z utratą nastoletniego piękna, dziecięcej energii i wczesno-dorosłego zapału do ratowania świata. Teraz po prostu egzystowała - dzień po dniu.
- Lepiej mów o randce. Może mnie zmotywujesz bym wyszła z panem od podwózki. - Krótkie prychnięcie ukazywało rozbawienie i absolutne niedowierzanie we własne słowa. Była jednak pewna, że Bishop miał o wiele więcej do powiedzenia. Cholera, jak bardzo to podziwiała. Jak wyjątkowym obrazem było obserwować jego werwę - w momencie, gdy większość poddałaby się nurtowi strat, on parł przeciwnym prądem. Mimo wszystkiego, co przeżywał - osobiście i w pracy, którą wszakże miał niełatwą - potrafił to jakby, hm, odciąć? Zazdrościła mu tego.
Strasznie, boleśnie, ale i szczęśliwie, wiedząc, że jest jakimś małym ułamkiem pojawiającego się na ustach uśmiechu.
- Zwykłam mówić. - Skwitowała, chwilę kontemplując banalną odpowiedź. Nim zdołałaby się zastanowić, język sam nasunął słowa, których absolutnie się nie spodziewała. Których nie chciała mówić - same parły się w eter mroźnego powietrza.
- Chcesz się potem przejść na spacer?

@Bishop Higgs
Mów mi Martyna. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda martini#4320. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam Zawiłych relacji przesiąkniętych tajemnicami.
Uwaga, moje posty mogą zawierać:
Liczne opisy przemocy domowej, w tym przemocy nad dziećmi. Nadużywanie używek oraz liczne, niewybredne słownictwo
.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Bishop Higgs
Awatar użytkownika
40
lat
185
cm
Nadinspektor, wydział kryminalny
Techniczna Klasa Średnia
Bishop znał smak monotonii, choć dotyczyła ona gównie jego prywatnego życia – miałki potrafił być smak whisky, dnie zlewały mu się w tygodnie, tak samo beznamiętne i deszczowe. Patrzył przez okno na sąsiadów, na ich dzieci i psy, na nowe samochody. Wypatrywał przystrzyżonych trawników i nie czuł (z wyjątkiem zdegustowania – samym sobą). Czasami szukał na ulicach Constantii, chcąc natrafić na jej spojrzenie. Te oczy w kolorze chłodnego błękitu wydawały się być lustrem, w którym szukał swojego odbicia, a zarazem również pozwolenia i zrozumienia. Może oboje byli nieco cyniczni, ale nie czyniło ich to złymi ludźmi. Mieli swoje grzechy i tajemnice, każdy człowiek je ma; może ich po prostu gryzło to bardziej.
Przytaknął jedynie na stwierdzenie o ich wątpliwych rodzicielskich kompetencjach, choć ostatecznie ten gest zmienił się w niedbałe wzruszenie ramionami. Niepokojące były ich alkoholowe zapędy i samotne wieczory, to biczowanie się nadgodzinami w pracy, te wieczorne schadzki kończące się rozmowami, zawsze niekonkretnymi i lekko (byleby nie zbyt otwarcie) emocjonalnymi. Higgs nie mógł jednak powiedzieć, że gdyby naprawdę przyszło im kiedyś posiadać dzieci, całkowicie by polegli w roli rodziców. Widział wiele głębokiego nieszczęścia wśród najmłodszych, dramaty pokoleniowe, tak dotkliwe, że sam czuł się jak zdradzony chłopiec. Nie byli złą opcją. Prawdopodobnie mili do zaoferowania więcej niż sądzili.
— Też myślałem, że będę beznadziejnym kierowcą. Ale policjant bez prawka? To by nie przeszło, więc zacząłem jeździć i jakoś poszło. Wyrobisz się — stwierdził pokrzepiająco, posyłając kobiecie delikatny uśmiech. Zdecydowanie zamierzał ją wspierać, choćby miało to być jedynie zachęcanie do podejmowania nowych wzywań w życiu – nie wiedział czy ma kogoś, na kim może polegać, kto pośle jej łagodne spojrzenie i poklepie po ramieniu. Mógł być taką osobą, niezobowiązującym pomocnym sąsiadem, bez żadnego haczyka, bez wielkich słów.
— Hm, moja randka zdecydowanie nie zachęci cię do umówienia się z tym gościem — zaśmiał się, a następnie zaciągnął papierosem, który powoli dopala się pomiędzy jego palcami. — Widzisz, wpadłem na tamtą kobietę przypadkowo, miała na imię Emma. Zaprosiłem ją na kawę, prawdę mówiąc nie wiem czego oczekiwałem, może myślałem, że to moje pięć minut. — Westchnął cicho, jakby sam nie wierzył, że zdobył się na taki krok. — Było całkiem nieźle, choć rozmowa trochę się nie kleiła. Nie mogłem wyciągnąć z niej zupełnie nic, jakby lakoniczne ‘tak, nie’... — mówiąc, kiwał głową nieco zbyt szybko, chcąc naśladować wspomnianą Emmę —... było wystarczającą odpowiedzią. Ale to nic, niektórzy potrzebują czasu żeby się otworzyć. Gorsze było to, że bardzo szybko stwierdziła, że gliniarze to najgorsi faceci, jej były nim był. Banda fałszywych szowinistów. Szybko ją pożegnałem, jeszcze bym się wygadał, że pracuję w kryminalnym. — Pod koniec opowieści zaśmiał się, kwitując w ten sposób nieistotność tamtego spotkania. — Chyba po prostu praca jest moją matką, córką i kochanką. Robi mi za wszystko, czego nie mogę mieć. To toksyczne, wiem, ale w jakiś sposób to lubię. Może policjanci to faktycznie najgorsi faceci.
Palił nadal, obserwując jak światło w pokoju się zmienia, kiedy wypuszcza dym przez lekko rozchylone usta. Był zmęczony tym dniem, zmęczony swoim zmęczeniem. Obraz mu się rozmazywał, a twarz Constantii wydawała się odległa i zamglona. Mimo to nie odmówił spaceru, wręcz przeciwnie. Dopalił, a następnie zgasił resztkę o zewnętrzny parapet, czując jak chłodne powietrze kontrastuje z rozgrzanym filtrem.
— Chodźmy teraz. Może gdzieś na ulicach w Eastbourne znajdziemy trochę więcej szczęścia.

@Constantia Singh
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda sheriam#2454. Piszę w trzeciej osobie, czas przeszły. Wątkom +18 mówię czemu nie.
Szukam rozwiązań.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: Przemoc, używki, możliwe wątpliwe stany psychiczne, erotyka.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Odpowiedz