Nie wiedząc, czego Dorcas mogła od niego oczekiwać, od początku przez większość czasu milczał, raz po raz wtrącając zaledwie po dwa zdania od siebie, które składały się na proste wyjaśnienia dlaczego po tylu miesiącach pojawił się wreszcie pod jej domem. Ale poza tym? Nic. Poza tym bez słowa dał się wciągnąć do środka, pozwolił się dotknąć, przytaknął nawet lekkim skinieniem głowy, gdy zapytała go o zgodę. Ale gdy tylko przyległa do jego ciała, zamykając w szczelnym, ciasnym uścisku, który jak nic innego uzmysłowił Elliotowi, że tak, to naprawdę jest
ta Dorcas — jego ciałem zawładnął szok. Szok na tyle silny, by w następstwie całkiem naturalnego odruchu wcale jej nie objął, tak jak miał w zwyczaju robić to za każdym razem, gdy przytulała się do niego bez zapowiedzi siedem miesięcy wcześniej. Szok, z którym nie był dotychczas zaznajomiony — szok przysłaniający zdolność mowy i rozumowania, które wbrew pozorom wiodły prym, gdy decydował się do niej przyjechać.
Na moment jednak zapomniał, dlaczego się u niej znalazł. Przez moment nie pamiętał ani tych siedmiu miesięcy rozłąki, ani chwili pożegnania, jakby ich kilkudniowa znajomość trwała przez cały ten czas bez przerwy. Przez krótki moment czuł nawet na sobie ciepło lipcowego poranka, letni deszcz, który złapał ich na środku pola, i chłód jej skóry nocą, gdy spali razem w tanim hostelu, zapominając o świecie poza murami starego, niszczejącego budynku. Nie wiedząc kiedy utknął w martwym punkcie, zapominając jednocześnie, że otrząśnięcie się pociągnie za sobą rozczarowanie; gdy ciepło na powrót zamieni się w przeszywający chłód za oknem, krople deszczu zatrą we wspomnieniach, a zimne ciało Dorcas okaże wyłącznie nieprawdą.
Ale zamiast chłodu czuł bijące od niej ciepło. Czuł, że mimo wielu miesięcy rozłąki teraz wreszcie ma ją na wyciągnięcie ręki, za którą może chwycić, gdy tylko tego zechce. Czuł, że jest tuż obok, a to wszystko nie jest ani wyraźnym, ani wyjątkowo mocnym snem, z którego żadne z nich nie potrafi się wybudzić.
-
Nie ty jedna, Black - odpowiedział pół żartem, siląc się na uśmiech, który znaczyć mógł tylko jedno:
ja też.
Ja też za tobą tęskniłem. -
Jak bardzo? - a jak bardzo on tęsknił za nią? Skłamałby mówiąc, że przez ostatnie tygodnie tak samo mocno, jak zaraz po wyjeździe, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Nie dla niego. Minęło sporo czasu, zanim załatał powstałą po pożegnaniu z Dorcas pustkę, myśląc, że prawdopodobnie i tak więcej jej nie zobaczy.
A jednak teraz widział. Całą, zdrową, taką samą jak wtedy, siedem miesięcy temu. Uśmiechniętą i szczęśliwą na widok pocztówek, które razem z nim zjechały całe Wyspy, niszczejąc na niespodziewanym deszczu, blaknąc w świetle wniesionego na niebie słońca. I mimo tego uśmiechu, mimo zaproszenia, mimo wciągnięcia go na piętro, do pokoju, który widywał czasem tylko na wysyłanych mu na messengerze zdjęciach, nadal głupio wierzył, że bardziej niż z jego obecności, Dorcas cieszy się ze stosu kartek, które niosły za sobą część wspólnie zapoczątkowanej historii.
- Mogliśmy wziąć dwie takie same. Jedna byłaby dla ciebie, druga dla mnie - mruknął pod nosem, kciukiem odginając zgięty róg pocztówki, którą kupili razem kilka godzin wcześniej w centrum miasta. Nie wiedział nawet, w którym momencie się zniszczyła; kiedy Dorcas wcisnęła ją do swojej niewielkiej torebki, czy kiedy sam wypuścił ją z dłoni, gdy w mroku nocy i bezzasadnym pośpiechu zrzucali z siebie ubrania. - Ta będzie twoja. Najwyżej jutro dokupimy jeszcze drugą. - postanowił, przelotnie zerkając w jej kierunku, gdy sięgał już po długopis; chwilę później zapisując nim na odwrocie pocztówki datę i swoje inicjały. Tak, by patrząc na przetartą widokówkę, za każdym razem wspominała także jego.
-
O czym, Dorcas? O ulewie, przed którą uciekaliśmy na obrzeżach Whitby, czy furiacie ze sklepu z pamiątkami w Colchester, który posądził nas o kradzież? - nie bez powodu na myśl jako pierwsze przyszły mu dwie sytuacje uderzająco podobne do tych, które miały miejsce w Kingston, zanim oboje rozjechali się w swoje strony — wtedy, kiedy deszcz złapał ich na środku pola pszenicy, czy dwa dni wcześniej, śmiejąc się na głos, uciekali przed sprzedawcą, na oczach którego Elliot zabrał ze sklepu paczkę obrzydliwych, ukraińskich papierosów. To właśnie tego typu momenty wyrwane z kilkumiesięcznej podróży pamiętał najlepiej; bo właśnie wtedy najczęściej wracał myślami do niej. -
Tak naprawdę to... wpadłem tylko na chwilę, D, trochę goni nas czas - sam nie wiedział, dlaczego powiedział to na głos. Dlaczego skłamał w żywe oczy, wprost sugerując, że planują już z ekipą wyjazd w dalszą trasę, jeśli jeszcze wczoraj przyznał się własnej matce, że prawdopodobnie zostanie w Eastbourne trochę dłużej. -
Powinienem się zbierać -
dlaczego Elliot? Bo tym razem nie potrafiłbyś wyjechać już bez niej?
Bo gdybyś teraz ją pocałował, zostałbyś na zawsze?
Wbrew pozorom, na żadne z tych pytań nie miał jeszcze gotowej odpowiedzi.
@Dorcas Black