#2
Plan na ten dzień był dość prosty – długi, wyczerpujący spacer z psami, żeby te później nie szalały w domu, po drodze zakupy, a później już tylko zrobienie obiadu i rozwalenie się na kanapie z odpalonym maratonem “Big Bang Theory”. To była już w zasadzie jej rutyna w dni, kiedy miała wolne. Lista filmów i seriali, które w ten sposób obejrzała, po tych paru latach spędzonych w Eastbourne zdawała się być już bezkresna, ale samej Clarze to nie przeszkadzało… Nie aż tak bardzo, w każdym razie. Starała się nie myśleć o tym, że tęskni za przeżywaniem różnych rzeczy w świecie rzeczywistym, na własnej skórze, że brakuje jej towarzystwa i zwyczajnie dopada ją znużenie sposobem w jaki funkcjonuje. Powrót do tego był trudny i na ten moment zadowalało ją przeżywanie wszelkich wielkich dramatów, miłości i zabawnych sytuacji z drugiej ręki, przez fikcyjne postacie. Potrafiła wylewać za nie łzy szczęścia, smutku czy złości tak jak za siebie samą i w jej sytuacji miało to działanie nieco… Terapeutyczne? Tak w każdym razie sama na to patrzyła. Pomagało jej to na chwilę zapomnieć, a jednocześnie trochę odżyć.
Tego dnia jednak jej sąsiedzi zdecydowali się jej nieco bardziej urozmaicić popołudnie. Kiedy w pierwszej chwili usłyszała wiercenie, nie zwróciła na to większej uwagi – remonty czy montowanie sprzętu nie było niczym niezwykłym czy niespotykanym, a ona i tak zajęta była aktualnie jedzeniem makaronu ze szpinakiem. Musiała przyznać, że tym razem sos wyszedł jej po prostu
fenomenalnie. Gotowa była się już po pleckach poklepać, kiedy pierwsze kawałki tynku zaczęły lądować na dywanie. Tutaj już… Zmarszczyła brwi. Odstawiła jedzenie na stolik, po czym wygoniła zaciekawione psiaki z pokoju, żeby zamknąć za nimi drzwi; trochę je obszczekały, ale dały sobie w końcu spokój. Wolała, żeby przez przypadek czegoś nie zjadły, bo wiedziała doskonale, że są do tego zdolne. A potem w jej ścianie pojawiła się dziura. Dziura. W jej ścianie. Wielka dziura. Zatrzymała się w pół kroku, patrząc na to z wyraźnym niedowierzaniem. Czy to były halucynacje? Widok uśmiechniętej twarzy zaglądającej jej do pokoju uświadomił jej, że nie, niestety nie były.
–
Cześć – przywitała się, nie bardzo wiedząc, co innego zrobić w tak absurdalnej sytuacji. Mogła się zacząć wydzierać albo wściekać, ale miała pewne wątpliwości, czy to uratowałoby obecny stan dzielącej ich ściany. –
No tak, właśnie widzę – mruknęła, wsuwając dłonie do kieszeni dresów. –
To chyba mamy od teraz okienko do siebie, pani sąsiadko – parsknęła, nachylając się do dziury trochę bardziej. Póki co była chyba zbyt ogłupiała całym zdarzeniem, żeby o sprzątaniu czy naprawach chociażby pomyśleć, a co dopiero zasugerować je rudowłosej.
@genevieve owens