#3
Nie świętowała Walentynek. Mogło się to wydawać dość oczywiste po tym, co miała za sobą, ale tak na dobrą sprawę nawet wcześniej nie widziała w tym dniu nic specjalnego – nie lubiła dostawać kwiatów, chodzić do kina wypełnionego po brzegi zakochanymi parami, obżerać się drogimi pralinkami, które jej były uparcie kupował każdego czternastego lutego. Uważała to święto za kiczowate i do bólu przesłodzone, ot, kolejna okazja do zbicia fortuny na masowo kupowanych prezentach, które jej zdaniem niewiele miały do faktycznego okazywania bliskiej osobie miłości. Nie oznaczało to jednak, że zamierzała bawić się w zrzędliwego gbura i psuć innym zabawę; ba, akurat tym razem sama zamierzała wykorzystać okazję i miło spędzić ten dzień. Nie wiedziała, na ile jest gotowa na powrót do randkowania, ale
przeprosinowe wyjście z Genevieve wydawało jej się być całkiem dobrą opcją na przetestowanie wody. Wciąż leczyła złamane serce i była świadoma, że długo jej zajmie całkowite dojście do siebie w tej kwestii, ale nie zamierzała przecież reszty życia spędzić w celibacie – była wciąż młoda, a pragnienie posiadania bliskiej osoby tylko rosło z dnia na dzień.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio trafił ją taki kryzys w kwestii stroju. Czy powinna pójść w czerwienie, róże? To brzmiało najsensowniej zważywszy na datę, ale rodziło całe mnóstwo kolejnych debat i przerzucania wywalonych z szafy ubrań, żeby skompletować sensowny strój; nie pasowało jej absolutnie nic. Każdy element garderoby z potencjałem albo nie pasował jej do niczego innego, albo nie krzyczał
święto zakochanych, albo w inny sposób sprawiał, że Clara mogła jedynie z powrotem rzucić go na kupkę rzeczy odrzuconych. Czuła się trochę jak w szkole średniej, co ostatecznie chyba pomogło jej się ocknąć, wziąć głęboki oddech i podejść do sprawy nieco bardziej racjonalnie. Nie będzie sobie włosów wyrywać przez coś takiego, była już na to za stara, tak? To tylko ubrania i była przekonana, że Genevieve się nie obrazi, jeśli nie zobaczy przed sobą chodzącej Walentynkowej wystawy sklepowej. Po odrzuceniu kolorystycznych kryteriów, jakie sama sobie narzuciła na starcie, ubranie się stało się o wiele prostszą misją.
Kiedy wynurzyła się już z mieszkania, nie pozostawała dziewczynie dłużna w kwestii przyglądania się jej – zaczynała godzić się z faktem, że ma do czynienia z jedną z najbardziej uroczych osób jakie kiedykolwiek stąpały po tym świecie. Jak ktokolwiek mógł się na nią gniewać? –
Ślicznie wyglądasz – powiedziała, po czym podeszła bliżej i nie zastanawiając się nad tym specjalnie poprawiła kilka rudych kosmyków, które wiatr zdecydował się nieco potargać.
@Genevieve Owens