Pieprzysz.
Krzyk wydarł się z pokrytych czerwoną szminką ust. Łzy okalały wykrzywioną w wyjątkowo silnym grymasie bólu twarz, karmiąc końcówkę języka słonym posmakiem popełnianego błędu.
Pieprzona idiotka. Kurwa. Szmata. Suka.
Matka.
Znała wszystkie określenia odkąd postawiła pierwsze kroki na ziemi. Pamiętała smak krwi, gdy leżała przy skomlącej z bólu kobiety, która traciła właśnie jej rodzeństwo. Smak chleba, który kupowała jej, by ta nie chodziła głodna, sama jednocześnie głodując zdecydowanie zbyt długo. Nigdy nie winiła jej za obraną ścieżkę.
Wiedziała, że była zagubiona. Tak, jak teraz, gdy wychudzone, obrzydliwie cuchnące ciało błagało na kolanach o ostatnią pożyczkę. Była pijana w umór, nie mogąc poprawić zadartej nierówno miniówy na zasinionych nogach. Dała dupy za kreskę. Jak zawsze, gdy dziewięcioletnie rączki zakrywały uszy, próbując skupić się na pracy domowej. Jak zawsze, gdy
ona jej odmawiała. Ostatnia pożyczka, którą wyda w jedną noc. Obudzi się po kilkunastu godzinach, zarzyga kanapę w kamperze. Pójdzie do maka, bo tam przynajmniej ma toaletę. I wróci do niej po kolejne pieniądze.
Nikt nie spodziewałby się, że jest jej matką. Zatrważające podobieństwo zatraciły w różnych życiach. W ucieczce od bliskości, której już dawno nie dzieliły.
Dała jej te pierdolone pieniądze. I to właśnie uczucie - przegranej - rozrywało trzewia w poczucie niemocy. A klub, klub był ucieczką. Faceci stawiający kolejne, nieczyste, drinki. Ucieczka w to, co znała najlepiej. Patologię.
Nie pamiętała kiedy do niego napisała. To był moment, wspomnienie seksu czy kłótni. Dzieciństwa lub dorosłości. Bliskości, którą dzielili i pragnienie bezpieczeństwa, którego nie znała.
-
Spieprzyłam wszystko co mogłam Isaac. Wszystko. - Umysł odżył dopiero w mieszkaniu. Ciało spoczęło na kanapie, by wreszcie w amoku sięgnęła do szpilek.
Duszno.
Było jej cholernie duszno, co tylko potęgowało pisk w spitym, straconym umyśle.
-
Kurwa mać. Dlaczego ja zawsze muszę wszystko spierdolić. -
Wróciła do mnie. Wróciła do mnie. Dłonie zszarpały sukienkę, pozostawiając ciało odziane tylko w bieliznę na lodowate podmuchy nocnego powietrza. Kaprys nakazał usiąść na ziemi, jak też uczyniła. Paznokcie zatrzymały się na rajstopach, jakby maniakalnym szale zbierających się łez próbując je zedrzeć. Kobiece ciało, to które kiedyś pragnął, teraz było okazem rozdzierającej utraty sił.
Zszarpała gumkę z długich włosów. Przetarła wierzchem dłoni spływające z oczu łzy.
-
Wróciła do mnie. Moja pieprzona matka wróciła do mnie.
@Isaac Blythe