Po jej słowach, które Will odebrała jako ostrzeżenie, nagle poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Sienna miała rację. Znalazła ją szybko i pewnie bez większego wysiłku. Tak więc, jej rodzice czy
on też mogli to zrobić. W sumie nawet oczekiwała, że właśnie tak zrobią. Tylko, że zadziałają bardzo szybko w przeciągu kilku pierwszych dni. A tutaj nic, cisza. Minął jeden tydzień i następny. Potem kolejny. Może liczyli, że Willow sama się ugnie i wróci z podkulonym ogonem do domu, ale nie, nic z tego. W tej kwestii była uparta. Nie chciała wracać do tamtego życia, które nigdy nie było
jej życiem.
- Rodzice pewnie liczą, że mi przejdzie, ale… trochę obawiam się, że w końcu on zacznie mnie szukać - powiedziała widocznie zaniepokojona. On nie był zły, ale nie należał też do tych dobrych. Miał ogromne mniemanie o sobie, ją traktował jak głupią idiotkę i jedyne, co miłego jej mówił to, to jaka była piękna. Pusty, pruderyjny człowiek. A Will trwała przy nim, bo przecież tak świetnie do siebie pasowali. Szczególnie ich nazwiska i fortuny. To musiał być dla niego naprawdę ogromny cios, dlatego Will tylko czekała na ten dzień, kiedy to jej były narzeczony pojawi się w progu jej mieszkania.
Will poczuła ogromną ulgę. Od zawsze Sienna była… jej o wiele bliższa niż inne
przyjaciółki z elity. Czasem też drażnił ją jej charakter, bo sama nigdy nie była taka pewna siebie i wyniosła, ale jednak gdy nie było ludzi dookoła, to wyjątkowo dobrze dogadywały się ze sobą. A szatynka zwyczajnie czuła się dobrze w jej obecności. Tak dobrze, jak nawet nigdy nie czuła się przy
nim.
- To naprawdę miłe, Sienna - powiedziała spokojniej. Will była naiwna, tak bardzo że szybko pochłaniała to, co się do niej mówiło i wierzyła, że ludzie mówią i zachowują się szczerze. Tak więc, nie spodziewała się, że blondynka wypełniała jakiś swój plan.
- Co? - zapytała zupełnie zdezorientowana i przez to rozlała trochę tego cholernego soku. Czyli tyle byłoby z tego,
jestem po twojej stronie? Dłuższą chwilę tylko stała tak, wpatrując się w nią swoimi dużymi, zielonymi oczami, aż w końcu odwróciła się po ścierkę i zaczęła zmazywać ten lepki sok.
- Przecież nikt nie zabierze mnie stąd siłą. Jestem dorosła, odpowiadam za siebie. Mogę robić to co JA chcę, a nie to czego ONI ode mnie oczekują. Zresztą… czemu w ogóle zakładasz, że prędzej czy później tam wrócę? - zapytała z pewną pretensją w głosie. Naprawdę wszyscy mieli ją za aż tak koszmarnie nieporadną? Jakby nie potrafiła poradzić sobie z normalnym życiem? Poczuła się trochę urażona, ale… to była Will. Nie potrafiła długo się gniewać, zawsze widziała w ludziach dobro. A gdy usłyszała to porównanie to krótko zaśmiała się pod nosem. Często tak o nim mówiły i za każdym razem tak samo ją to bawiło.
- Z Sadie. Nie znam jej, ale wydaje się naprawdę sympatyczna. I tyle chyba mi wystarczy na te walentynki - mówiąc to tak skupiła się na tym wycieraniu soku, że kompletnie nie dostrzegła zaskoczenia blondynki. Myśląc o tych wrotkach czuła się naprawdę dobrze i spokojnie. Mimo iż miała spotkać się tam z zupełnie obcą dziewczyną!
- To wydaje się takie normalne, a bardzo mi się podoba. Pewnie masz mnie za wariatkę, ale naprawdę wolę to życie… Pamiętam, jak dwa lata temu sam wiesz kto zabrał mnie na walentynki na rejs jachtem. Był najlepszy kucharz w mieście, muzyka na żywo, ja miałam cudowną sukienkę od Valentino. Ale później źle się poczułam, te krewetki chyba mi zaszkodziły. Zrobiło mi się niedobrze, zaczęłam wymiotować. Raz chyba nawet na jego buty. Był wściekły. Podarłam tą śliczną sukienkę. Kucharz się obraził, smyczkowie byli zupełnie zdezorientowani. A na sam koniec. On powiedział, że to nie tak miało być, no ale taki był plan, więc… zapytał, czy za niego wyjdę. Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Chyba zaczęłam płakać. Pomyślał, że to ze szczęścia i odebrał za „tak” - skończyła swoją długą opowieść. Nigdy o tym nie wspominała, bo brzmiało to tak żenująco. Gdy wszyscy pytali jak do tego doszło, to on tylko odpowiadał, że było wyjątkowo! Miał rację skurczybyk. Will uniosła swoje pochmurne spojrzenie do góry i zatrzymała je na twarzy blondynki.
- W porównaniu z tamtymi walentynkami, to te wrotki brzmią naprawdę wspaniale - dokończyła już znacznie cichszym, nawet trochę łamiącym się tonem.
@Sienna Rochester