Podpisana niedawno umowa z Javierem zakładała całkiem sporo czasu wolnego pomiędzy kolejnymi czynnościami, które codziennie musiała wykonywać przy Greyu. Samo pilnowanie żeby stale miał siano w boksie, wymagało od niej jedynie obecności na miejscu lub częstych wizyt w Orchardzie, ale wykonanie zadania nie zajmowało więcej niż kilka minut raz na kilka godzin. Z tego względu zdecydowała się nieco dorobić i wziąć w trening jeszcze przynajmniej jednego konia, którym okazała się Devocatis. Do obowiązków Hayley w tym przypadku należała głównie jazda, utrzymywanie klaczy w kondycji i monitorowanie stanu zdrowia, głównie poprzez zgłaszanie wszelkich nieprawidłowości właścicielom. Skoro i tak była na miejscu nie stanowiło to żadnego problemu, zwłaszcza że teraz mogła spokojnie podzielić czas na trzy konie, wliczając oczywiście częste wizyty u Argent. Nie wiedziała jeszcze czy na swoim koniu będzie jeździć codziennie, ale akurat Star była na tyle grzeczna, że dzień czy dwa odpoczynku nie robiły większej różnicy i jej zachowaniu. To właśnie przy niej Hayley najbardziej odpoczywała psychicznie po starciach z Siwym i, jak się dopiero miało okazać, Devocatis. Wchodząc do stajni usłyszała jej imię, od razu zestawiając je z ogromnym hałasem i starając się nie nakręcać niepotrzebnie, ruszyła w stronę boksu kobyłki. Jej widok... nie był dokładnie taki, jaki chciałaby zobaczyć. Stulone uszy i napięte mięśnie, nie wróżyły nic innego niż kłopoty, przez co w końcu westchnęła, rozluźniając ciało.
- Czy ty też będziesz próbowała mnie dzisiaj zabić? – jęknęła, zasiadając na baliku siana pod boksem naprzeciwko. Odczekała chwilę, a później wstała i ruszyła do siodlarni. Tam przygotowała cały sprzęt, zaniosła go na myję i wróciła upewnić się, że Devo skończyła jeść. Nie chciała jej przy tym stresować swoją obecnością, ale w końcu musiał nadejść moment bezpośredniego kontaktu. Chwyciła cały arsenał sprzętu: uwiąz, zwykły kantar i kantar sznurkowy, licząc na nieco mocniejsze działanie cieńszych pasków w razie konieczności. Zamierzała ubrać Devocatis we wszystko, bo na otwartej przestrzeni nie będzie miała ani czasu ani możliwości na zmianę kantara, a halter miał tę zaletę, że dało się łatwo wyjąć go spod innego sprzętu. Podeszła bliżej, zacmokała kilkakrotnie i starając się skusić Karą na marchewkę, stanęła w progu, uważając na ewentualny atak.
@Devocatis