Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

Devonshire Car Park
parking

Obrazek
Dobre miejsce, by zostawić tu swój samochód, niezależnie od tego, czy idziesz załatwić jakąś sprawę w pobliżu, czy może masz zamiar zwiedzać całe miasto do późnego wieczora. Gdy większość miejsc się opróżni dzieciaki próbują tu swoich sił w prowadzeniu samochodów po raz pierwszy, a okoliczne dresy wychodzą 'na solo' ze swoimi wrogami z innych osiedli. Pod osłoną nocy zdarza się też, że przeprowadzane są tu szemrane interesy, a co odważniejsi nie kryją się z zażywaniem nielegalnych substancji za pobliskim śmietnikiem.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
001. How long before I go insane?
[ @Paul Delaney ]

Ot najmilsza chwila poranka…
Duke Wellington wreszcie się prostuje, staje w miarę pewnie i podnosi ręce wysoko w powietrze, żeby porządnie się przeciągnąć. Siedzenie w zgiętej pozycji cholernie go pogniotło i teraz ma wrażenie, że boli go wszystko, co człowieka boleć może. Zaczynając na spiętych mięśniach, przez kości aż do szpiku, i gdyby wiedział, że to niemożliwe, pewnie zarzekałby się, że nawet włosy (te wiecznie rozczochrane i w ogromnym nieładzie, z którymi nie radzi sobie nawet najdroższa szczotka).
...dwa jabole do śniadanka.
Wypuszcza trzymaną w zaciśniętej pięści butelkę i ta z hukiem uderza o beton. Roztrzaskane, zielone kawałki pobłyskują w świetle stojącej nieopodal latarni, a pijany Duke mamrocze pod nosem coś o fizyce, zagięciu promienia i rzeczach, o których nie powinien mieć bladego pojęcia. Przeczesuje grzywkę palcami, poprawia okulary na nosie i w końcu chowa ręce do kieszeni odrobinę zbyt luźnych spodni.
Ten parking od jakiegoś czasu jest jednym z jego ulubionych miejsc w Eastbourne. Ma blisko do najtańszego monopolowego w okolicy, w dodatku dzieciaki w wieku jego syna handlują tu czasem ziołem. Duke kompletnie się na narkotykach nie zna i niewykluczone, że wciskają mu jakiś szajs, na przykład bazylię albo miętę, ale grunt, że się kopci. I pozwala na chwilę oderwać myśli od… od wszystkiego.
Teraz, kiedy cały ten alkohol i prochy z niego schodzą, znów zaczyna czuć pustkę. Wszechogarniającą niemoc, która w niewłaściwych okolicznościach w zaledwie ułamku sekundy zamieni się w czystą wściekłość. Dzisiaj nie może wybuchnąć. Nie może znowu przydybać kogoś w ciemnej alejce i uderzyć o raz, dwa, trzy razy za dużo. Nie może. Ostatnio przecież obiecał sobie, że nigdy więcej nie straci kontroli.
Podpiera się dłonią o jedno z zaparkowanych w równym rządku aut i robi jeszcze krok przed siebie — w kierunku dobrze oświetlonego wyjazdu, nad którym mruga setka światełek i wesoło ogłasza, że to już pierwsza trzydzieści następnego dnia. Znów stracił rachubę.
Robi kolejny niezgrabny krok i tym razem prawie traci życie. Samochód z piskiem opon zatrzymuje się tuż przed jego nosem i gdyby Wellington tylko trochę się pochylił, mógłby złożyć pocałunek na (zbyt czystym jak na tutejsze standardy) dachu. Nie robi tego jednak. Zamiast tego uderza otwartą dłonią w okno od strony kierowcy i pochyla się, by zajrzeć do środka pojazdu.
— SPIERDALAJ — rzecze bardzo elokwentnie, pokazując kierowcy środkowy palec. Nie może wysilić się na nic lepszego.
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
002. I can't handle change. [ @Duke Wellington ]


Nie pije od dwóch dni. Musi wytrzeźwieć do pogrzebu, to jego złote postanowienie. Ale nie jest łatwo. Z procentami szumiącymi w głowie funkcjonuje się zdecydowanie prościej. Alkohol rozluźnia i pomaga zasnąć. A to wszystko, czego Paul kurewsko teraz potrzebuje. Sen. Spokój. Ukojenie. Czuje się jak wyschnięte ziarenko, wizualnie widać to po naskórku na jego ustach. Słońce razi go mimo przyciemnianych szyb w aucie i bardzo szybko się denerwuje. Wkurwiają go opieszali kierowcy, irytuje zbyt szybka zmiana świateł i to, że dom pogrzebowy wymaga jego obecności przy kremacji. W czym on im pomoże? Naprawdę musi patrzeć jak ciało jego żony… płonie? Zanurza się na moment w tych myślach, ale na ziemię ściąga go jakiś idiota, który prawie wbiega pod maskę jego samochodu. W b i e g a. Paul szybko zauważa, że mężczyzna z trudem stawia kroki. Wspaniałe. Miasto tuż po południu podzielone na mieszkańców, którzy już się najebali i na tych, którzy tylko tego pragną.
Zapewne ominąłby go, wyżywając się wyłącznie na klaksonie w kierownicy, gdyby nie te słowa. S p i e r d a l a j. Nie jest to dobre miejsce ani moment na społeczną interwencję i wylew gniewu, ale Paul nie potrafi się powstrzymać. Od kilku dni jest jak tykająca bomba i jedzie właśnie skremować swoją zmarłą żonę. Nie jest przykładem wzorcowego opanowania. Złość to jedyne uczucie, które go wypełnia. Od kilku tygodni nie czuje niczego innego.
Dlatego z impetem otwiera drzwi od auta, nie zważając na to, czy przypadkiem nie u d e r z y intruza. Może nawet robi to z czystą premedytacją, kiedy czarna, wypolerowana blacha odpycha i tak chwiejącego się na nogach pijaka
— Spierdalaj? Och panie-na-obie-nóżki, tylko spierdalaj? Może chciałbyś dorzucić, kurwa, coś jeszcze? Ale jeśli chcesz się RZUCAĆ to może po prostu z jebanego mostu? Po chuj psuć czyjąś karoserię własną słabością?! — szybko i z lubością orientuje się, że jest od nieznajomego wyższy. Paul lubi czuć się l e p s z y, niezależnie od obszaru, w którym może wysnuć taką obserwację. Jego pycha kroczy przed nim, zawsze.
Nie interesuje go, że zatrzymał samochód na środku drogi, zastawiając skręt w alejkę parkingową. Nie przejmuje go, że ktoś za nim zdecydował się na rozwiązanie, z którego on nie skorzystał i trąbi właśnie jak oszalały. Paul znalazł swoją dzisiejszą ofiarę. Na razie pozwala sobie jednak wyłącznie na atak słowny. Nie jest głupcem. I nie jest pijany. Chociaż wcale nie myśli trzeźwo. Za kwadrans powinien stawić się w domu pogrzebowym.
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Cymbał. Albo nawet gorzej. Duke pewnie znalazłby w pamięci jakieś ładne określenie na takich bogatych dupków, bo zaledwie trzy lata temu był jednym z nich, ale chwilowo jedyne, o czym może myśleć, to te zbyt białe ząbki, które szczerzą się do niego w krzywym uśmiechu, a równie ładnie wyglądałyby na bruku. Krzywi się więc w ten sam sposób, zadzierając głowę o całe dwa stopnie, bo przecież te dzielące ich sześć centymetrów wydaje się przepaścią nie do pokonania. I jednocześnie jedyną słabością Wellingtona w tym — z pozoru niesprawiedliwym — pojedynku.
Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili wyrywa mu się potężne ziewnięcie. O której zaczął pić? Po siedemnastej… wczoraj. Czyli jest tutaj prawie całą dobę. Zdążył już w większości wytrzeźwieć, chociaż ciągle trochę nim chybota i planował wrócić do domu bez większych uszkodzeń na ciele i sumieniu, ale ten bananowy chłopiec sam się napatoczył. Teraz Duke sprzedałby nerkę własnego syna za kolejną butelkę obrzydliwego, ruskiego szampana i święty spokój.
— Karoserię, sraroserię — oświadcza buńczucznie, wciąż patrząc Paulowi prosto w oczy. Zdążył nawet zasłonić usta, kiedy ziewał, a teraz przeciera zmęczone powieki palcami, ale ani razu nie odrywa spojrzenia od wykrzywionej złością twarzy. Ten widok budzi w nim dziwnie perwersyjne i przyjemne uczucia. Ma bowiem świadomość, że to właśnie on — zaledwie jednym słowem — skłonił księciulka do wyjścia z samochodu i wyrzucenia z siebie potoku nic nieznaczących słów.
— Powiedzieć ci, co myślę o takich dupkach jak ty? — Nie czeka na odpowiedź, po prostu opiera się pewniej na jednej nodze, a drugą zgina w kolanie i kopie w przednią oponę zaparkowanego na przejściu samochodu. Nie czuje bólu i pewnie nie poczułby go również przy kopnięciu tego faceta. — Skończyłeś, kurwa? To teraz wskakuj do swojej zasranej limuzyny i — powtórzę — s p i e r d a l a j.
Wellington jest u siebie. To jego dzielnica, jego miasto. Nic sobie nie robi z takich ładnych, zadbanych typków, którzy brodę przycinają przynajmniej raz w tygodniu i co miesiąc chodzą do kosmetyczki na regulowanie brwi.
— Ja się, kurwa, nie lubię powtarzać, a właśnie mnie do tego zmusiłeś. Wiesz, co się stanie, jeśli zmusisz mnie jeszcze raz?
Może faktycznie lepiej byłoby dla Paula, gdyby przyjął ofertę i grzecznie spierdalał.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Przychodzi mu na myśl, że właśnie znalazł lepszego kandydata do kremacji, niż jego zmarła żona. Paul przewraca oczami, kiedy mężczyzna próbuje go przedrzeźniać. Na tyle go stać? Wyborna rozrywka, na którą nie ma czasu. Zamierza potraktować siwiejącego bruneta z góry. Śmieje się więc serdecznie, kiedy ten mu grozi. Przeczesuje dłonią włosy, którym przydałaby się wizyta u fryzjera. Rozgląda się też dookoła. Poza jednym niecierpliwym furiatem, który już dawno ich wyminął, parking wydaje się być opustoszały. Zero świadków? Kuszące. Delaney nie myśli jednak o tym, by wdać się w potyczkę na gołe pięści. Paradoksalnie, i jak bardzo nie robiłoby to z niego wariata, przychodzi mi przez myśl, że gdyby dostał w mordę… Mogłoby mu to na moment zastąpić alkohol. Potrzebuje adrenaliny. Przesuwa więc językiem po swoich zębach, kiedy docierają do niego słowa nieznajomego.
— Wydajesz się być bardzo elokwentny, jak na pajaca, który ledwo trzyma się na nogach — prycha z pogardą i robi krok w jego kierunku. Nieznaczny, wciąż dzieli ich pewna odległość.
— To ma mnie przestraszyć? Przed chwilą prawie dałeś się przejechać na miejskim parkingu, a nawet nie wyglądasz na kogoś, kto przyjechał tu samochodem — znów pozwala sobie na drwinę. Albo może na dość trafną obserwację. Mężczyzna wygląda, jakby od kilku dni nie zmieniał ubrania. Jego wymięta koszula wydostała się ze spodni, którym również przydałoby się pranie. Paul nie sądzi więc, by ten ewenement w ostatnim czasie prowadził samochód. A jeśli się myli, to tylko utwierdza go w przekonaniu jak zdegenerowanym zadupiem było Easbourne. Przygłupie gangi, opieszała policja, która nie potrafi rozwikłać sprawy młodej kobiety, która spada z klifu. Ta myśl sprawia, że Delaney traci na moment rezon. Jego umysł odłącza się od ciała i wraca do traumy, która przed powrotem do tej zapyziałej miejscowości nawiedzała go tylko w snach. Teraz najwyraźniej zainfekowała także jawę. Gdyby teraz wymemłany mężczyzna stojący naprzeciwko i wyraźnie nabuzowany emocjami chciałby spełnić swoją groźbę, to blondyn nie byłby w stanie się obronić. Chociaż wyraźnie widział zarys postaci przed nim, to myślami znów był na klifie. Wyjątkowo kiepski timing.

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
W głowie Duke’a pojawia się jedna trzeźwa myśl, że może powinien odpuścić. Facet ewidentnie wyskoczył z samochodu z planem sprania go na kwaśne jabłko i każdy rozsądny pijaczyna zdążyłby się wystraszyć. Wellington jedynie przekrzywia głowę, trochę jak nierozumiejące szczenię, choć tak naprawdę rozumie i pojmuje więcej, niż można się po nim spodziewać. Nie jest aż tak pijany, by stracić nad sobą kontrolę, ale i na tyle trzeźwy, by powstrzymywać instynkty.
— Może przejechanie wcale by mi nie groziło, gdybyś wyjął głowę z własnego zada? — sugeruje tonem ostrym jak brzytwa, nie cofając się ani o krok. Paul może sobie być wyższy i pewnie stać go na karnet OPEN do siłowni, ale Duke w ciągu tych trzech lat pijackiego bezrobocia nauczył się, jak troszczyć się o samego siebie. Tylko tyle mu przecież zostało.
Wcale nie próbuje go przestraszyć. Jeszcze przed chwilą chciał, żeby facet po prostu odjechał i nigdy więcej nie zapuszczał się w te tereny, ale teraz, kiedy słucha tych wszystkich pięknych słówek i patrzy w nieskalaną myślą twarz, zaczyna dochodzić do wniosku, że wcale mu to nie wystarczy. Teraz ma ochotę na więcej. Chciałby, żeby ten panicz, ten zasrany księciulek, zaczął go przepraszać. Niekoniecznie na kolanach, Wellingtonowi wystarczy po prostu szczere przyznanie się do winy. Potwierdzenie, że to on jechał za szybko, że nawet się nie rozglądał, że jest tępym półgłówkiem, który nie widzi niczego, co sięga poza czubek jego nosa.
Wie jednak doskonale, że Paul nigdy w życiu nie przeprosi go z własnej woli i właśnie dlatego denerwuje się jeszcze bardziej. Jest rozgniewany do tego stopnia, że jego dłonie zaczynają dygotać, palce prawej ręki zaciskają się w pięść i nim Delaney zdąży powiedzieć „quidditch”, Duke bierze zamach i uderza go prosto w policzek. Nawet się nie przejmuje, kiedy głowa mężczyzny niebezpiecznie się odchyla i mało by brakowało, a facet wpadłby na własny samochód. Teraz w Wellingtonie — tym niegroźnym pijaczynie — buzuje mnóstwo negatywnej energii. I nie będzie w stanie wyrzucić jej z siebie w żaden inny sposób.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Paul nie spodziewa się uderzenia. To znaczy, doskonale zdaje sobie sprawę, do czego prowadziła ta konfrontacja. Ale jak w lekkim paraliżu, nie mógł się ruszyć. Jego głowa obraca się za pięścią Duke’a, a strzał jest na tyle dobry, że z pewnością zebrałby dobre noty sędziowskie. Delaney mruży oczy i dotyka dłonią twarzy. O dziwo, nic się nie stało. Szczęka jest na swoim miejscu, a palce są czyste. Nie ma śladów krwi. Bardzo powoli odwraca się w stronę swojego napastnika i mierzy go spojrzeniem, które mogłoby przysporzyć Wellingtonowi wiele niepokoju, gdyby ten myślał trzeźwo. W błękitnych oczach bowiem nie ma już zło—ści. Ta ustąpiła miejsca… satysfakcji. Przyjemnemu uczuciu, które rozlało się po ciele mężczyzny od pulsującej z bólu skóry. Paul odchyla nieco głowę do tyłu i nie czekając na kolejny wyrzut inwektyw od nieznajomego odzywa się pierwszy.
— Zrób to jeszcze raz — nie ma w jego słowach ani odrobiny groźby. To raczej swojego rodzaju zaproszenie. Raz nie wystarczył, zdecydowanie. Mężczyzna widzi jednak zdziwienie na twarzy napranego gościa, którego pięść zawisła gotowa do obrony, ale teraz nie robi żadnego ruchu.
— Ogłuchłeś? Zrób to jeszcze raz — skoro siwiejący brunet się waha, Paul nie ma zamiaru wysłuchiwać tego, że zgłupiał, albo jest chory, a nade wszystko, nie chce, by oponent odpuścił. Potrzebuje tego. Zanim więc Wellington odpowie cokolwiek, pomaga mu w decyzji i sam wymierza cios. Mocny i zamaszysty, który uderza pięścią w szczękę, zahaczając też o usta. Nigdy nie był najlepszym bokserem, ale siły ma całkiem sporo. Zwłaszcza jeśli chodzi o ręce. Chociaż biega codziennie rano, to nie byłoby z niego maratończyka. Nie jest wytrzymały. Po prostu ma niezłą krzepę.
Jego fortel działa. Obrywa w twarz po raz kolejny, ale tym razem napastnik trafia w nos. Czuje, jak krew cieknie strużką po jego twarzy. Chce zareagować, najpewniej rzuciłby się teraz na mężczyznę, którego kilka chwil temu prawie potrącił, gdyby nie fakt, że na parkingu pojawiają się zaaferowani ludzie. Nie przemyślał tego, że znajduje się w miejscu, w którym powinien być za… Teraz. Słyszy dzwony pobliskiego ratusza. Niech by to cholera.
Widzi, jak owinięta ciemnym szalem kobieta wybiega z drzwi domu pogrzebowego.
— Panie Delaney, panie Delaney! O MÓJ BOŻE. O MÓJ BOŻE!! Czy potrzebuje pan pomocy? — jest odważna tylko dlatego, że w miejscu pojawia się więcej gapiów. Paul przeklina w duchu i wyciera twarz mankietem jasnej koszuli.
— Wszystko jest w porządku, doszło tylko do lekkiego… Nieporozumienia — odpowiada, kiedy kobieta rzuca się w jego kierunku z dłońmi, najwyraźniej chcąc sprawdzić, czy jego nos jest cały. Tylko że on nienawidzi, kiedy się go dotyka bez pozwolenia. Zwłaszcza jeśli jest się 40-letnią pizdą z nadwagą, przykrótką, jak na okoliczności swojej pracy, spódniczką i źle zafarbowanymi na blond włosami. Jest przekonany, że właściciel tego zakładu pogrzebowego musi ją posuwać, bo inaczej nie trzymałby tego o k a z u na recepcji. Przez umysł Paula przebiega więc myśl potwierdzająca jego dotychczasowego poglądy. Nie chodzi o wygląd. Chodzi tylko o emocje. A podskakujące na zapleczu cycki pani Fieldman, podczas gdy żona czeka w domu (a trupy przygotowane do kremacji w kostnicy), może być wydarzeniem tygodnia.
Delaney spluwa krwią na ziemię i odsuwa od siebie natrętnego pomocnika. Kobieta zmienia więc front. Ustawia się przodem do Duke’a.
— A PAN? CZY PAN MA PO KOLEI W GŁOWIE? Wszystko z panem dobrze?! — dyszy już (w końcu musiała kawałek podbiec) i wyciąga dłoń z bardzo długimi paznokciami w jego kierunku. Zapewne chce sprawdzić i tego z a w o d n i k a, ale Wellington również się odsuwa. Pani Fieldman jest niezadowolona.
— Naprawdę WSTYDZIŁBY SIĘ PAN. PAN DELANEY MA DZIŚ KREMACJĘ ŻONY — zdradza zbyt wiele szczegółów, co niezwykle irytuje Paula. Nie cierpi tego niepotrzebnego gadulstwa u kobiet.

@Duke Wellington


Becky Fieldman, lat 46, pracownica miejscowego zakładu pogrzebowego. O TA!
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Nie rozumie, co się dzieje. Chciałby, naprawdę chciałby objąć rozumem rzeczywistość, w której niefortunnie się znalazł, ale chyba nie potrafi. Wie, że boli go szczęka, czuje na języku smak własnej krwi (skąd się wzięła?), piekący ból na kilka sekund paraliżuje jego dolną wargę. Rozsmakowuje się w metalicznej nucie, nieświadomie przygryzając usta mocniej, by poczuć jeszcze więcej.
I tylko ta kobieta próbująca chwycić go za rękaw wszystko psuje. Uporczywie się od niej odsuwa, stara się wymknąć poza zasięg dłoni uzbrojonych w różowe tipsy, nie wykonuje jednak żadnych gwałtownych ruchów. Zupełnie jakby bał się, że jeden nieprzemyślany krok odsunie go od tego mężczyzny na tyle daleko, że stracą… to.
Obserwuje. Słucha. Kalkuluje szanse. Od dawna nie był aż tak trzeźwy.
Ma wrażenie, że wszystkie jego zmysły zaczynają pracować na podwyższonych obrotach. Ręce przestają drżeć, oczy koncentrują się na jedynej osobie, która wydaje się Wellingtonowi interesująca. Łapie się nawet na okropnie głupiej, egoistycznej myśli, że dopiero teraz, z błyszczącym spojrzeniem, zarumienioną twarzą i złamanym nosem, facet sprawia wrażenie naprawdę przystojnego.
Ta myśl go ekscytuje. Fascynuje go plama krwi rozmazana na policzku nieznajomego, niewymowną przyjemność sprawia wpatrywanie się w pogiętą marynarkę. Nie jest już idealny. Jest dziki, nieokrzesany, pokręcony.

Zrób to jeszcze raz.

Mruga gwałtownie i w końcu odrywa spojrzenie od czerwonej krwi, której strużka spłynęła Paulowi na górną wargę. Chciałby do niej sięgnąć, kciukiem rozmazać po rozchylonych ustach, bo jest święcie przekonany, że wtedy mężczyzna będzie najpiękniejszy.
Powstrzymują go tylko resztki rozsądku i świadomość, że na parkingu zrobiło się zdecydowanie zbyt tłoczno. Wellington czuje się jak zwierzę w klatce. Zerka w bok, prosto na szamoczącą się w miejscu blondynkę, która nie wie, czy powinna jeszcze raz dotknąć tego bogatego, przystojnego gościa, czy jednak wykazać się ludzkimi odruchami i sprawdzić, czy bezdomny pijaczyna też jest cały i zdrowy.
Nie chce jej współczucia.
Sięga palcem do czoła, ale w miejscu, w którym jeszcze trzy lata temu znajdowały się okulary, teraz natrafia na pustkę. Ociera więc spocone dłonie o materiał zmiętych spodni, po raz pierwszy zdając sobie sprawę, że powinien je zmienić. Powinien się wykąpać, uczesać, może nawet ogolić. Potem coś zje — ciepłego, pożywnego, coś, co napełni brzuch na dłuższą chwilę niż kolejna butelka wódki.
A potem… potem zapomni.
Spróbuje zapomnieć.
Wie, że mu się nie uda.

— Może… może pani dać mi spokój? — brzmi zaskakująco trzeźwo, kiedy patrzy na kobietę prawie błagalnym spojrzeniem i znowu przesuwa się o kilka centymetrów, żeby nie zadrapała go pazurami. Przeciera pękniętą wargę, nic sobie nie robiąc ze szczypania skóry. Bywał już w gorszym stanie.
— Moje kondolencje — oświadcza chłodno, znowu koncentrując spojrzenie na panu Delaney. Zapamięta to nazwisko.
— Powinniśmy wezwać karetkę? Policję? Na pewno powinniśmy wezwać policję — gdera kobieta, znów podnosząc Duke’owi ciśnienie. Nie podoba mu się ten idiotyczny pomysł, ale nie ośmiela się odezwać. Jeśli w policji wciąż ma jakichś przyjaciół, może udałoby mu się tę bójkę wyjaśnić. Jeśli nie… zerka na lśniący samochód, cóż pewnie przemówią pieniądze.
— Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z nas potrzebował pomocy medycznej — mówi prawie szeptem, żeby kontrolować emocje. Kiedyś przychodziło mu to z łatwością. Teraz wszystko widać w jego oczach; szeroko otwartych, obserwujących, czujnych. — Naprawdę, to nic takiego.
Nie myśli zbyt wiele, po prostu wyciąga rękę w stronę Paula, chwyta go nią za kark, a palcami drugiej dłoni — tej umazanej własną krwią — ujmuje jego nos i ściska mostek, zapewne przesyłając wzdłuż ciała mężczyzny nową porcję bólu.
Chciał, by zrobił to jeszcze raz.
— Nie jest złamany — rzecze fachowo, puszcza blondyna, jakby go parzył i wzrusza ramionami. Koniec przedstawienia.

@Paul Delaney
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Wie, że patrzy. Wie, że mu się przygląda. Nie jest tylko przekonany, co oznacza ten wzrok. Przygodę? Problem? Paul nie jest aż takim idiotą. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nieznajomy naprzeciwko niego to nie jakiś szalony, pijący bezdomny. Jest w nim coś więcej. Jest złamany. Delaney czasem zastanawia się, czy nie wykształcił w sobie szóstego zmysłu, który rozpoznawałby w ludziach cierpienie. Pajęczyna mikro zmarszczek wokół oczu, posiwiałe miejscami włosy i broda, przytomne spojrzenie człowieka, który znieczula się alkoholem. Nie mógł trafić dzisiaj na lepszą rozrywkę.

Chciałbym cię rozgryźć.

Krótka myśl wpada mu do głowy, ale zanim zdąży się rozwinąć, nieznajomy go dotyka. Kiedy wykonuje ten szybki gest, całe ciało Paula wypełnia płonący ból. Czy ten idiota złamał mu nos? Podnosi więc rozzłoszczone i pełne zaskoczenia spojrzenie, żeby spotkać raz jeszcze jego oczy. W tej samej chwili wysuwa też dłoń w kierunku irytująco jazgoczącej kobiety i zatrzymuje ją. Nie może mu teraz przeszkodzić. Blondyn zadziera lekko głowę do góry i delektuje się tą pokręcenie przyjemną atmosferą. To trwa zaledwie ułamki sekund, a w jego głowie wciąż dźwięczy psedumedyczna ekspertyza nieznajomego. Nie jest złamany. Nie, nos nie jest. Ty…
— Ty jesteś — zdanie wydostaje się na zewnątrz myśli Paula i chyba on sam jest zaskoczony, że powiedział to na głos. Nigdy się nie zdradza. Nie ma pojęcia, co się właśnie wydarzyło, ale zrzuci to później na kark stresującej sytuacji, która czeka go za drzwiami zakładu pogrzebowego.
Odsuwa się od razu. Nienawidzi poczucia braku kontroli, a teraz właśnie ją stracił.
— Nie ma potrzeby, żeby wzywać kogokolwiek poza księdzem — gdyby Duke dobrze przyglądał mu się, zanim mężczyzna się odwróci w stronę przestępującej z nogi na nogę pracowniczki zakładu pogrzebowego, dojrzy cień uśmiechu tuż po tym, jak wypowie te słowa. Czy to znaczy, że Delaney pozwolił sobie na żart dotyczący kremacji żony? Być może. Żaden nie znał jeszcze drugiego, żeby wiedzieć, co dzieje się w jego głowie. Poza tym krótkim w y p a d k i e m.
Paul znów wyciera wierzchem dłoni krwawiący nos, a kobieta podaje mu chusteczkę. P o s z k o d o w a n y wdowiec kładzie więc rękę na jej ramieniu i nakierowuje ją na drzwi domu pogrzebowego. To tam mają się zaraz znaleźć. Jest już solidnie spóźniony. Ciekawe, czy piec kremacyjny potrzebuje czasu, żeby się nagrzać? Czy szanowny wielebny będzie się modlił? Co powinien teraz czuć? Rozpacz? Zwątpienie? Czy to źle, jeśli czuje… ekscytację?
Podąża za kobietą, przytyka papier do nosa i ust, ale odwraca się jeszcze przez ramię. Na chwilę. Krótką. Chce sięgnąć jeszcze gdzieś spojrzeniem. Irytuje go, że nie dostrzega go już w tym samym miejscu. Słyszy za to, że kolejny kierowca piekli się z powodu absurdalnie zaparkowanego BMW. To nic. To nie ma żadnego znaczenia.

Poczuł jego emocje, czy… Złość wygenerowała jego własne?

@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Duke Wellington
Awatar użytkownika
45
lat
179
cm
konsultant policyjny
Prekariat
Ty jesteś.
Wydaje mu się, że czuje kolejny cios, ale Paul nawet się nie rusza. W stronę Duke’a nie lecą pięści, twarz przeciwnika jest nad wyraz spokojna, świat na chwilę zamiera. Po prostu na siebie patrzą. W tej ciasnocie myśli, w mieszaninie niewypowiedzianych słów — i takich, których wypowiadać nie należało — wśród jazgotów obcej kobiety, serce Wellingtona na chwilę się zatrzymuje. Mija zaledwie sekunda, może jej ułamek, ale Duke nie czuje się już dobrze. Ucieka spojrzeniem w bok. Odrywa wzrok od tych błyszczących oczu, choć w chwili, w której to robi, zaczyna za nimi tęsknić. Chłodny błękit, nieprzeniknione szarości, skupione źrenice — widzi to wszystko wyraźnie, nawet pod zamkniętymi powiekami.
Musi się napić. Picie pomaga.
Ty jesteś.
Jest, prawda? Naprawdę jest złamany. Już dawno stracił kontrolę nad swoim życiem. Jak wiele osób próbowało mu to powiedzieć? Ostatnio — ekspedientka w sklepie całodobowym, kiedy posyłała mu spojrzenie pełne litości i przypominała, że ceny wódki w przyszłym tygodniu trochę się podniosą. Wcześniej — syn, którego zostawił na pastwę losu na długo przed tym, jak rzucił się w wir alkoholizmu. Dopiero teraz, nieomal lądując pod kołami wypolerowanego samochodu, dostając w ryj od obcego faceta i wysłuchując krzyków wściekłej blondynki, dociera do niego, że to prawda.
Jest.
Jest złamany.
Ale on też. Znów na niego patrzy. Trzeźwe spojrzenie taksuje krew zasychającą nad górną wargą, pobudzony umysł kalkuluje sens tego zdarzenia, ale im bardziej stara się go dostrzec, tym bardziej mu umyka. Niczego nie rozumie, zwłaszcza własnych odruchów. Ani tego, że zamiast się odsunąć, po prostu stoi w miejscu, ani tego, że gdy Paul w końcu skupia uwagę na kobiecie, palce Duke’a wyginają się w jego kierunku, jakby próbowały chwycić za mankiet marynarki i zmusić go, by został.
Cofa dłoń o kilka sekund za późno. Prawie go dotyka, znowu i nie potrafi ukryć własnej frustracji. Jego brwi się marszczą, usta wyginają w brzydkim grymasie i Wellington po prostu odwraca się na pięcie.
Nie chce już na niego patrzeć.
Bardzo chciałby zobaczyć go jeszcze raz.
Nienawidzi tego odcienia błękitu.
Ma wrażenie, że utonął w szarości.
Nie będzie o nim myślał.
I długo go nie zapomni.

@Paul Delaney
// koniec dla mnie <3
Mów mi Natalko. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda rura na miasto#7921. Piszę w dziwny sposób. Wątkom +18 mówię to zależy, czy podołasz.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: alkoholizm, narkotyki, przekleństwa, przemoc (fizyczną i psychiczną), śmierć, jebanie PiSu i konfederacji.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Paul Delaney
Awatar użytkownika
35
lat
185
cm
autor poczytnych powieści, na urlopie
Elita
Uwaga. Ten post zawiera: Rzeczy, które przeraziły Mię.
W Paulu urodziła się właśnie leciutka fascynacja. Może zupełnie nie w porę, biorąc pod uwagę, co przyszło mu właśnie wykonać, ale nie mógł pozbyć się tej myśli z głowy. I tej namiastki emocji. Może dlatego odwraca się przed wejściem do zakładu pogrzebowego jeszcze raz. Dostrzega mężczyznę kątem oka i wydaje mu się, że on też patrzy. Może bardziej zerka. Ulotnie i przez chwilę, ale nie ma to znaczenia. Wie, że zdobył jego uwagę. Będzie myślał o tym przez całą kolejną godzinę. Przez całą krótką modlitwę księdza tkwi myślami w stopklatce wydarzeń z parkingu. Przewija sobie kliszę dowolnie i kontempluje studium emocji wymalowanych na twarzy nieznajomego. Przerywa tylko na moment, kiedy irytująca blondynka znów ma do niego jakieś pytanie. Ale nie, nie chciałby niczego powiedzieć. To nie pogrzeb do kurwy nędzy. W ogóle nie rozumie dzisiejszego wydarzenia i swojej roli w nim.

Trumna z Carol Delaney wjeżdża do masywnego pieca, który mogą oglądać na ekranie w sali z tapicerowanymi krzesłami. Paul jest sam. Wszyscy już wyszli. Nie musi ukrywać już lekkiej ekscytacji. Nie, nie z powodu kobiety, z którą przeżył dekadę, a której schorowane ciało właśnie zamieniało się w popiół. Nie jest c h o r y. Czuł coś. Emocje. Te, o które nie podejrzewał się już od bardzo długiego czasu. Nie może jednak się skupić. Chciałby stąd wyjść, ale wie, że nie powinien. Ma wrażenie jednak, że to wszystko jest jednak bardzo ulotne. I nie potrafiłby przelać tego na papier. Może te wspomniane emocje należą więc tylko do niego? Znów przypomina sobie twarz mężczyzny, którego imienia nie poznał.

Blondynka z tipsami informuje go, że zapewnia mu prywatność, zamykając drzwi do sali. Szepcze, że ma tyle czasu, ile potrzebuje. W końcu właśnie żegna się z żoną. To znów wyrywa go z myśli i bardzo irytuje, ale szybko wraca do rysów twarzy siwiejącego mężczyzny. Sadza go na krześle, jego ciało lekko się z niego zsuwa. Nie. Siedzi w nim bardzo swobodnie w rozwleczonej koszuli. Nie. Jednak w ubraniu nie. Pijany, pełen agresji nieznajomy siedzi na krześle nagi. Nie, nie na krześle. W fotelu. Literacka wyobraźnia Paula zmusza też postać w wyobraźni, by na niego patrzyła. Nawet jeśli jej wzrok jest lekko nieobecny. To niemal malarska poza. Jest piękny. Tak właśnie by go opisał.

Ogień na ekranie podskakuje naprawdę, czy to też wyobraźnia? Nie, to chyba tylko świece. A może ogień, ale piekielny? Należy mu się, chociaż nie ma i nie miał nigdy złych intencji.

Delaney wciąż mierzy się spojrzeniem z nieznajomym w swoich myślach. Dłoń kieruje na rozporek, odpina guzik. Nawet nie obraca się do tyłu, nic już nie sprawdza, tylko wsuwa dłoń w głąb spodni.


/koniec!
@Duke Wellington
Mów mi warren. Piszę w 3 osobie, czas teraźniejszy. Wątkom +18 mówię fuck yeah.
Szukam natchnienia.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: przemoc, przekleństwa, kłamstwa, sceny +18..

Podstawowe

Za fabuły

Eventy

Dla użytkownika

Odznaki od publiczności

Odpowiedz