Wiele można o niej powiedzieć, ale nie to, że łatwo zapominała. Była to wada, której wielu przypisywało łatkę zalety. Przecież na egzaminach było to coś zbawiennego. Podobnie, jeśli chodziło o mniejsze lub większe uroczystości jak urodziny, lub rocznice. Niestety, ale wiązało się to też z tym, że pamiętała każdą osobą, która zrobiła jej źle w życiu. Może nie miała na ścianie wydrapanych pionowych kresek, oznaczających dni, które przepłakała, ale wiedziała, że było ich sporo, a część z nich z pewnością byłaby spowodowana młodym mężczyzną, który niespodziewanie zjawił się naprzeciwko niej na cmentarzu. Zwykle udawało jej się z nim rozminąć. Sama odwiedzała cmentarz regularnie, bo śmierć żony jej kuzyna zaskoczyła ją i nie umiała inaczej poradzić sobie z nagłą utratą kogoś bliskiego, chociaż od jej śmierci minął już niemal rok.
O śmierci Andy’ego dowiedziała się przypadkiem — rzeczywiście nie był postacią szczególnie poważaną w miasteczku, ale Dorcas go lubiła. Nawet po jej “rozstaniu” z Dillonem, czasem rozmawiała z nim przed jego domem, jeśli tylko nadarzyła się okazja. Z oczywistych względów nie bywała w tamtych okolicach zbyt często.
A jednak proszę “oczywisty wzgląd” musiał chyba przyjść nieco wcześniej niż zazwyczaj, bo zwykle nie wpadali na siebie, nad nagrobkiem Andy’ego.
- Nie, zostaw… - Powiedziała, gdy Dillon wyjął z jej nieco zmarzniętych już dłoni upierdliwy znicz. Angielska wiosna jeszcze nie pokazała się na horyzoncie, więc zdążyła przemarznąć do szpiku kości, ale jednocześnie przynajmniej dziś nie padało. To w jakiś sposób ratowało sytuację, bo nie wyglądała żałośnie, jak zmokła kura. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, bo nie byli tu na pokazie mody.
Oczywiście, że jej nie posłuchał. Oczywiście, że zabrał jej znicz i zapalił, a potem postawił, gdzie chciał. Nie, żeby była szczególnie zaskoczona, bo przecież to nie było tak, że nagle zaczął liczyć się z jej zdaniem. Nadal w głowie odbijały jej się słowa jej rodziców, którzy powtarzali, że nie jest to chłopak dla niej. Że zostawi ją prędzej, czy później, kiedy tylko wystarczająco się zabawi. I cóż… mieli racje. Dorcas wciąż czuła gdzieś głęboko w sobie żal, którego nigdy wcześniej nie miała okazji na nim wyładować, ale też roztrząsanie przeszłości nad grobem Andy’ego nie było w jej zwyczaju.
- Był dobrym człowiekiem. Nawet jeśli wielu sądzi inaczej. - Odparła, odwracając wzrok w momencie, gdy Dillon postanowił na nią spojrzeć. Wiedziała, że nie opanowałaby się, żeby nie spojrzeć na niego z wyrzutem. Że z pewnością odczytałby z jej oczu, że pomimo upływu lat, nadal ma do niego żal. Nic nie mogła poradzić na to, że chyba po raz pierwszy i jak dotąd ostatni, ktoś ją tak skrzywdził. Owszem, nie obiecywali sobie wiele, a w zasadzie to nawet nic, ale ona się przywiązała, jak ta głupia. I chyba w tym wszystkim o wiele bardziej była zła na siebie samą, niż na niego.
- Przykro mi, że odszedł. - Dopiero teraz zdecydowała się podnieść na niego spojrzenie.
Przykro mi, że zostawił cię samego miała chęć dopowiedzieć, ale zagryzła jedynie policzek od środka. -
Jak się trzymasz? - Nie powinno jej to obchodzić. Powinna przestawić znicz po swojemu, dołożyć kwiatek, który nadal stał obok pomnika i pójść w cholerę. A jednak z jakiegoś powodu stała tam, pocierając dłonią o dłoń, żeby ją nieco rozgrzać. Obiecała sobie jednak, że nie zajmie mu zbyt dużo czasu. Andy był mu bliższy i z pewnością Dillon chciał spędzić z nim trochę czasu na osobności.
@Dillon C. Johnson