Zebranie się z łóżka potrafiło być okrutne. Szczególnie kiedy nocna zmiana dała się we znaki i na samą myśl o opuszczeniu ciepłego i milutkiego łóżeczka robiło Ci się niedobrze. –
Clary, Kochanie! – Głos babci dochodził z dołu, więc blondynka zebrała się z łóżka i otworzyła drzwi swojej sypialni, żeby wyjść do łazienki i wysłuchać, co seniorka rodziny ma jej do powiedzenia: - Wstałam babciu, wstałam! –
Blondynka poprawiła na głowie niechlujnego koka, który odrobinę się rozluźnił: - Idę na brydża do Elżbiety, wrócę późno. Baw się dobrze z Harriet. – Młodsza Sherbourne otworzyła buzie, żeby odpowiedzieć, ale usłyszała tylko zamykanie drzwi i westchnęła. Babcia już dobrze wiedziała, że Clary zrobiłaby jej pogadankę o tym, że w jej wieku nie powinno się pić tyle brandy, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. Musiała więc się nastroić na czas spędzony z przyjaciółką. Zerknęła na zegarek i po prostu się ogarnęła, prysznic, włosy i ciuchy mówiące o tym, że raczej nie spała do późnego popołudnia po nocnej zmianie.
Później zniknęła w kuchni, żeby ogarnąć frytki z batatów oraz sałatkę z buraków i jarmużu. Wczoraj zrobiła jeszcze tarte lemon curd, więc o słodkie nie musiały się martwić. Wyciągała właśnie blaszkę z frytkami, kiedy w drzwiach pojawiła się rozemocjonowana Harriet.
Kobieta uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, ale jaj szybki wywód o milionach, wspaniałości i braku nadgodzin skwitowała tylko przeciągłym: -
Yyyy… - zmarszczyła brwi i dodała: –
Chciałabym to powiedzieć, ale nie mogę. – Biorąc pod uwagę fakt, że ostatnia nocka była pełna nadgodzin, więc nie było wyjścia jak tylko zaprzeczyć:
-
Zrobiłam jedzenie, więc… - Wskazała kuchnie po lewej stronie od wejścia, która była duża, totalnie oldschoolowa i miała na środku okrągły, dębowy stół, przy którym stało sześć krzeseł.
-
Dwadzieścia? Ktoś w miasteczku organizuje wesele i poszalał z menu? – Zamrugała, rozkładając na stole talerze i półmiski z jedzeniem. Sięgnęła na półkę z winami i zaryzykowała z białym, które odkorkowała: -
Masz dwadzieścia mówisz, potrzebujesz dwóch, ja chętnie przygarnę dwa. A z reszty niech twój kucharz coś odwali, no, chyba że się zbuntuje to będziesz musiała uśmiechnąć się do mnie. - Wskazała na siebie, niczym konferansjerka telezakupów pokazująca najlepszego robota kuchennego, który pomoże w każdym domu. -
Zrobimy jakąś promocję na mieście, co Ty na to? - Nie, żeby planowała zostać szefem kuchni, ale nigdy nie zawiodła swoich przyjaciół i uwielbiała gotować. Urok tego miasteczka był też taki, że z kutra zawsze schodziło coś świeżego, więc ciężko jej było nie podawać owoców morza.
-
Możemy go zrobić w maśle z pietruszką i majonezem, z części możemy zrobić pastę podawaną na krakersach, albo zaszalejmy i podajmy na herbatnikach, będzie bardziej po angielsku. - Ostatnią część zdania wypowiedziała usilnie starając się mówić z przerysowanym akcentem.