Jak dla Rana, Jim mógł podążać za nim bez najmniejszego skrępowania. Pozwolił wałachowi na wciśnięcie nosa między swoje łopatki, robiąc mu w ten sposób za taran. Był gotowy przyjąć wszystko na siebie. Dosłownie i w przenośni. Zdawał sobie sprawę, że tylko taka opcja może pozwolić gniadoszowi na poczucie spokoju i odnalezienie bezpieczeństwa. Varmus oceniał pomysł dostania czymś w ryj z zaskoczenia zamiast ogiera, aby ten się nie spłoszył i mógł dalej budować swoje zaufanie w stosunku do mężczyzny, za bardzo rozsądny. Może nieprzyjemny... ale rozsądny na pewno.
- Radzisz sobie lepiej, niż Ci się to wydaje Jim.
Mężczyzna obie swoje dłoni ułożył na bokach jego szyi, zataczając nimi obszerne koła.
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł, żeby pokazać Ci najważniejsze miejsca w stajni. Znowu... W sensie wiesz... z racji na sytuację, w jakiej się znalazłeś, wszystko możemy poznać na nowo. To ma też swoje plusy. Wiem, że marne, jak cholera i gdybyś był człowiekiem, za takie gadanie zdzieliłbyś mnie po mordzie, ale mam trochę racji w tym głupim pieprzeniu.
Bursztynowe tęczówki wodziły po ciele gniadosza, przyglądając mu się z niebywałą uwagą. Mężczyzna łapał się na tym, że nie wiedział, czy zazdrości zwierzęciu w jakiś chory sposób, czy po prostu jest to spowodowane tym, że jest mu go żal. Emocje, jakie gryzły go po wnętrznościach, były bardziej pomieszane niż wtedy, kiedy dowiedział się o zdradzie swojej byłej narzeczonej. Był przytłoczony, zły, smutny i zarazem trochę... szczęśliwy? W dziwny sposób poczuł ulgę. Nie, żeby coś przewidywał, bo był po ludzku ślepy, nie spodziewał się po niej niczego. Może właśnie dlatego, że nie spodziewał się po niej naprawdę niczego...
Czując, jak całe skupienie zaczyna z niego ulatywać, odchrząknął kilkukrotnie, poklepując Jima po szyi, uziemiając się. Varmus nie mógł pozwolić sobie teraz na coś innego niż bycie tu i teraz.
- Co ty na to Jim, żeby narzucić Ci trochę rutyny, hmm?
Będąc przygotowanym na dzisiejszy dzień, bo jak to Ran, plan względem gniadosza i cały program działania wykuł na pamięć kilka dni wcześniej, kiedy dostał informacje o sytuacji wałacha — wyciągnął z tylnej kieszeni zgrzebło, zaczynając ściągać kurz i sklejki z prawej strony jego ciała. Wałach nie był zapięty na uwięzy. Ran pilnował go cały czas na halterze i linie, nie wyobrażając sobie sytuacji, w której Jim miałby stać przypięty na myjce. Pozwalał mu węszyć, rozglądać się. Varmus pilnował sytuacji wokół nich, mając oczy dosłownie wszędzie.
Czyszcząc wałacha, sprawdzał jego reakcje na dotyk w poszczególnych partiach. jego ciała. Czy nie ma problemu z brzuchem, nogami, czy zad jest w pełni dostępny do wy dotykania. Jakkolwiek to brzmi, a brzmiało raczej średnio. Po prawej stronie zajął się lewą, cały czas nucąc coś pod nosem, rzucając raz po raz pochwały w stronę gniadoszka. Łbem zajął się na sam koniec. Kiedy przyszedł na niego czas. Varmus znał jedną metodę, która zawsze świetnie sprawdzała się przy rozluźnieniu, ale widział, jak Jim reaguje na dotyk w okolicy kości nosowej. Więc mieli dwie opcje, albo spróbować i mieć nadzieję, że znajdą się w lepszym miejscu, albo spróbują i nie zrobią żadnego progresu. Możliwość przy kaszanienia i cofnięcia się, nie wchodziła w grę i Ran nie dopuszczał do siebie nawet takiej myśli.
Ran ustawił się lewym ramieniem pod szyją konia, swoją prawą dłoń delikatnie układając na jego kości nosowej, natomiast lewą, umiejscowił w bardzo łagodny sposób pod jego żuchwą. Lewa dłoń działała jako podpora, delikatnie unosząc pysk zwierzęcia w górę. Varmus prosił wałacha, aby ułożył na niej swoją szczękę, ściągając nieco napięcia z własnej szyi. Obie dłonie pozostawały w pełni zrelaksowane, tak samo, jak i cała sylwetka mężczyzny wraz z jego miarowym oddechem. Wszelkie poziewywania i mlaśnięcia były na plus, jako oznaka rozluźnienia. Mężczyzna nie zmuszał do niczego wałacha, pozostawiał mu pole do wycofania się, jeżeli poczuje, że to dla niego za dużo. Z drugiej jednak strony, zachęcał go do odpuszczenia. Dał mu czas do namysłu i w razie czego przestrzeń, gdyby chciał powrócić do kontaktu.
@Jim Beam Rye