Mógł sprawiać dość wiarygodne wrażenie tej swojej aktywności, bo oprócz tego, że przemieszczał się względnie szybko dzięki swoim długim nóżkom, to także nie poruszał się wyglądając jak jakiś zniechęcony osioł. Jasne, po bliższym przyjrzeniu się nie biła od niego taka ewidentna motywacja, ale choć nie świrował z podniety, nie szedł też ze zwieszoną szyją i luźno rozstawionymi na boki uszami. No łatwo było wpaść w tą pułapkę zmylenia w pierwszym odruchu - na szczęście amazonka szybko go rozgryzła i zadziałała!
Jako pięcio-i-pół-latek z wcale nie tak intensywną przeszłością treningową nie miał w sobie takiej stabilności, żeby dało się po nim zawsze spodziewać czegoś konkretnego. Zwłaszcza po przerwie i wobec dopiero powrotu do regularności w jazdach. Sempi na łydki był generalnie czuły, jednak póki co cały czas jakby się nie rozbudził, i ten początkowy impuls musiał faktycznie zostać wzmocniony przez pomoc bacika, co dopiero zadziałało na karego jak trzeba. Od niego co prawda początkowo głównie przyspieszył kroki, lecz w połączeniu z pracą dosiadu, konsekwencją łydek oraz powtarzaniem pukania go za jedną z nich tym bacikiem, stopniowo zaczął się po prostu angażować w swój ruch. Aktywniej odpychał się tylnymi nogami i wkraczał nimi pod kłodę głębiej, za jakiś czas już swobodniej przechodząc nad śladami przednich kopyt. W jego przypadku nie należało zrażać się koniecznością przypominania mu o nawet tych względnie podstawowych sprawach - chłopak dopiero się wyrabiał, dopiero kształtował swój lepszy standard poruszania się pod jeźdźcem. Predyspozycje oczywiście były, lecz jako koń naprawdę wysoki doświadczał też problemów koordynacyjnych, zwłaszcza z ciężarem na grzbiecie.
Wszelkiego rodzaju wygięte linie działały na niego pozytywnie, aczkolwiek z wiadomych względów jeszcze nie w każdy łuk wpasowywał się od razu jak należy - jednak celem było rozgimnastykowanie go, a nie od razu idealne wykonywanie zadawanych ćwiczeń. Dlatego, jeśli Elizabeth nie frustrowała się niedoskonałościami i po prostu pilnowała go, aby przykładał się na tyle, na ile był w stanie, to mogła konsekwentnie (choć powoli) przesuwać granicę jego giętkości. I tak stopniowo poświęcał więcej uwagi jej sygnałom, i chociaż pierwsze zatrzymania oraz ponowne ruszenia wypadły jeszcze na rozlazłe, z każdym kolejnym powtórzeniem widać i czuć było, że kary włącza myślenie, a jego reakcje się poprawiają. Ostatecznie szedł oparty na razie dość nieśmiało na wędzidle, względnie zaokrąglony, choć to bardziej ogierzy nawyk prowadzenia szyi ustawionej na rogala.
Dzięki dotychczasowemu uruchomieniu jego głowy i ciała, po impulsie do zakłusowania przeszedł do wyższego chodu całkiem żwawo, odbijając się z tylnych kończyn. Stęp pozostawał dla niego mimo wszystko jeszcze dość problematyczny jeśli chodzi o takie pełne oparcie się na pomocach, natomiast już w kłusie, dając się prowadzić po tych wszystkich łuczkach jak wcześniej, robił się o wiele bardziej plastyczny i pewny zarówno w odpowiedziach na impulsy i ułożenie łydek, jak i na samym kontakcie, na którym ze względu na aktywność chodu o wiele bardziej uczciwie się opierał. Dopasowywał się z tempem swojego dwutaktu do rytmu anglezowania, tylko czasem w niewielkim stopniu gubił odpowiednie rozłożenie ciężaru, to znaczy opadał za bardzo na przednie nogi kiedy za nisko odpuszczał pysk, a dosiad amazonki przez chwilę nie równoważył tego bardziej dociążającym działaniem. Jednak w miarę kłusowania i przechodzenia przez kolejne powyginane linie, Sempek robił się wyraźniej stabilny, chociaż momenty, w których zmieniali kierunek i przy tym ustawienie oraz wygięcie, były jeszcze obarczone zgrzytającymi spięciami i wymagały więcej uwagi oraz pilnowania, jak i przede wszystkim sumiennego przygotowywania go do nich.
@Elizabeth White