Bardzo chciał, żeby ten pomysł zadziałał tak, jak wyobrażał sobie to w głowie. Jednak w rzeczywistości pchnięcie auta w pojedynkę okazało się trudniejszym zadaniem, niż początkowo zakładał. Z całych sił musiał się zaprzeć i dopiero za trzecim razem udało mu się pchnąć pojazd na tyle mocno, że leniwie potoczył się do przodu, czemu towarzyszył obiecujący dźwięk odpalanego silnika. Nadzieja minęła jednak równie szybko, co się pojawiła - auto znowu zastygło w bezruchu i nie zapowiadało się na to, by mieli odpalić je samodzielnie.
Nagła reakcja ze strony Hayley wprawiła Aidena w osłupienie do tego stopnia, że nic nie powiedział. Chyba nie potrafił przywołać w pamięci obrazu zezłoszczonej Hayley, która właśnie przed nim stała, na granicy rozgoryczenia i bezsilności. Nie wiedział, jak na to zareagować, więc wybrał najbezpieczniejsze rozwiązanie, jakim było milczenie w oczekiwaniu na kolejne decyzje.
-
Okej - bąknął pod nosem, gdy Hayley, wciąż wyraźnie poirytowana, zdecydowała o przejściu się. Co prawda nie sądził, by miało im to pomóc w czymkolwiek, ale wolał się nie wtrącać, żeby przypadkiem jeszcze bardziej nie wytrącić Hayley z równowagi, tym bardziej, że nie miał lepszego pomysłu w zamian.. Może z tego powodu ogarnęło go zwątpienie i obawy już na początku tego spaceru donikąd. Cały ten czas szedł parę kroków za Hayley, niepewnie rozglądając się na boki i pocierając zziębnięte ramiona. Również słyszał te wszystkie dźwięki dochodzące z lasu i wcale mu się to nie podobało.
-
Hay... - Odezwał się wreszcie nieśmiało. -
Może jednak wróćmy do auta? - Zaproponował, bojąc się, że jeżeli w końcu nie zabierze głosu, to zrobią niepotrzebne kilometry na nogach. Do tej pory spotkali tylko jedno auto, które minęło ich jakby byli niewidzialni. Nawet nie był zdziwiony, bo też raczej nie zatrzymałby się w środku ciemnego lasu po to, żeby wziąć z drogi dwie, zupełnie obce osoby. Co prawda chyba nie przypominali seryjnych morderców, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Ryk jeleni przestraszył go w szczególności za pierwszym razem. Gdy dobiegł jego uszu, aż się wzdrygnął i z obawą spojrzał na przyjaciółkę.
-
Słyszałaś to? Wracajmy szybciej, proszę - jęknął, niby wiedząc, że jelenie - dopóki nie wejdą im w drogę - raczej nie stanowią dla nich zagrożenia. Jednak wydawane przez nie dźwięki sprawiały, że wyobraźnia blondyna zaczęła pracować na całego. Kiedy już zawrócili, w pewnym momencie coś przykuło jego uwagę. Oświetlał sobie drogę latarką z telefonu, gdy nagle usłyszał jakiś szelest w krzakach na poboczu. Skierował w tamtą stronę strumień światła, by po chwili wręcz podskoczyć z piskiem, gdy w ciemności rozbłysły czyjeś ślepia.
-
Boże, Hay, zginiemy tutaj - powiedział, czym prędzej oddalając się z nią z tego miejsca. Nie chciał nawet wiedzieć, co na nich patrzyło i czy rzeczywiście tam było, czy tylko mu się wydawało, że jest.
-
Mam nadzieję, że nic się nam nie wedrze do środka. Nie umiem się bronić przed dziką zwierzyną - powiedział, wytrwale idąc w stronę auta. Dobrze, że droga była prosta, bo w przeciwnym razie byłby zdania, że się zgubili. Wydawało mu się, że powinni już widzieć auto, ale niestety... Odeszli chyba dalej niż sądził na początku.
@Hayley Wright