Paul nie odzywa się przez dłuższą chwilę, pozwalając pytaniu Duke’a rozbić się w powietrzu z podobnym hukiem, co fale o pobliski klif. Był zdeterminowany, żeby opowiedzieć mu o ty wszystkim, ale teraz się waha. Rano wyszedł z domu z przekonaniem, że Wellington powinien wiedzieć to wszystko, teraz zaczyna zadawać sobie pytanie, czy oby na pewno. Bierze głębszy oddech, uchyla kilkukrotnie usta, ale strumień prawdomówności jakby się przyblokował.
To skomplikowane już nie wystarczy. Nie, kiedy mężczyzna miał kilkanaście stron notatek z jego imieniem zakreślonym kolorowymi pętlami. Nie, kiedy ewidentnie zbliżał się do rozwiązania tej z a g a d k i.
Nozdrza blondyna rozchylają się, kiedy po raz kolejny bierze bardzo głęboki oddech. Zasłania dłonią usta i nerwowo drapie się po brodzie. Wyczekujące spojrzenie
konsultanta sprawia, że Paul zaczyna się zastanawiać, czy ten nie będzie chciał za moment zrzucić go do morza.
— Poczucie winy — odpowiada, korzystając z podpowiedzi, jaką dostał. Najchętniej nie dodawałby nic więcej, ale to, że nie potrafi wyrzucić z siebie tych wszystkich słów, też go frustruje.
— Z potrzeby kontroli — dodaje więc po chwili, ale to wciąż nie jest prawda.
— Ze strachu — padają kolejne słowa, jakby Delaney sam ze sobą się właśnie licytował. Wyjątkowo specyficzna przypadłość nieumiejętności doboru odpowiednich słów, jak ona osobę, która żyje z ich składania w piękne zdania.
— To… Spałem z nią. Jeszcze tu, w Eastbourne przed wyjazdem na studia. Dla mnie to nie było nic ważnego, ale… Na studiach spotykała się z kimś, na kim mi wtedy zależało. Nie oficjalnie, bo to nie było dobrze widziane i nie byłem g o t o w y, ale… Na tej imprezie wszystko się pojebało, rozumiesz? Byliśmy młodzi, świętowaliśmy koniec studiów, wypiliśmy morze alkoholu… — głos blondyna łamie się w każdym zdaniu. Nie cierpi wracać wspomnieniami do tego wieczora. Mimo lat, które upłynęły, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ta noc zmieniła jego życie.
Uwiązała go przy sprawie zmarłej dziewczyny, chociaż niczego nie pragnął tak, jak wreszcie się od tego uwolnić. Niczego, poza
Wellingtonem.
Nie wie, jak ma to mu powiedzieć. Nie opowiadał o tym wcześniej nikomu.
— Przyłapała mnie ze swoim chłopakiem. I tak zawsze był bardziej m ó j , niż jej, ale nie miała o tym pojęcia. Nikt nie miał, a ja chciałem, żeby tak zostało. Była zraniona, podwójnie, a ja musiałem z nią porozmawiać. Duke… Powiedziałem jej tyle przykrych słów. Próbowała szantażować mnie, że wszystkim powie, że dowie się też moja matka, że odetną mnie od finansów, że wyrzucą mnie z gazety… Przyznała też, że mnie kocha, a ja nie miałem dla niej niczego poza drwiną i pogardą — jego twarz blednie, ale mimowolnie robi krok do przodu, żeby odsunąć się od klifu. Krok w kierunku Duke’a. Niepokoi go, że ta rozmowa przypomina tę sprzed dekady. Delaney wylewa z siebie potok prawdziwych słów i najbardziej boi się odrzucenia.
Nie chce, żeby Duke nim gardził. Nie chce być mu obojętnym.
— Powiedziała, że skoczy, a ja powiedziałem jej, że powinna. Nie przyszło mi do głowy, że jeśli ją tu zostawię, naprawdę to zrobi — szuka w spojrzeniu Wellingtona odpowiedzi. Czy wszystko przepadło?
Ożenił się z Carol, bo czuł, że jest jej winny pewne zadośćuczynienie. Że ktoś musiał się nią zająć. A z drugiej strony, bardzo egoistycznie bał się, że jeśli ktoś się dowie o ostatniej rozmowie z jej siostrą, wina spadnie na niego.
Wyciąga lekko rękę w kierunku siwiejącego bruneta, jakby chciał sprawdzić, czy ten się odsunie.
Oby nie.
Jeśli Duke nie zrobi kroku do tyłu, palce Paula zacisną się lekko na jego bluzie.
W innym wypadku palce spróbują schwytać powietrze.
Coś dziwnego dzieje się w jego środku, najpierw skierowało go do przystani, później zaprowadziło ich tutaj, a teraz w beznadziejnym odruchu próbuje... No właśnie co? Uzyskać akceptację? R o z g r z e s z e n i e?
@Duke Wellington